Hermann Maier - tako rzecze Herminator | 2002.10.04 |
Czyli Hermann Maier o swoich startach w sezonie 2000/01.
SÖELDEN - PARK CITY Trasa drugiego w tym sezonie giganta w Park City była przygotowana znakomicie, więc miałem nadzieję, że pojadę równie dobrze, jak w Gigancie otwarcia w Söelden, w którym wygrałem. W dniu zawodów było bardzo zimno: -18°C. Na pierwszym odcinku trasy nie jechałem wystarczająco agresywnie i straciłem tam mnóstwo czasu. Spowodowała to mgła, w której jeżdżę teraz bardzo ostrożnie. Dawniej ryzykowałem o wiele bardziej w takich warunkach, ale trzeba myśleć o całym sezonie, a nie tylko o jednych zawodach. W drugim przejeździe popełniłem kilka błędów, ale cóż - nie jestem maszyną. Ostatecznie Lasse i MvG byli tego dnia ode mnie lepsi, więc trzecie miejsce także jest OK. Wiele osób pytało mnie - "czy po tej porażce nie jestem w depresji?" - co za bzdury! Byliśmy tam w Ameryce zszokowani tragedią kolejki w Kaprun. Wiele razy jeździłem tym wagonikiem. Kiedy o tym myślę, zdaję sobie sprawę, jak w gruncie drugorzędną rzeczą jest ściganie się o najlepszy czas na stoku...
LAKE LOUISE Przed pierwszym zjazdem w tym sezonie bardzo już tęskniłem za tą konkurencją. Ostatni start odbył się przecież ponad pół roku wcześniej w Bormio. Bardzo lubię Lake Louise - są tam przepiękne krajobrazy i dzika natura Parku Narodowego... no i ten wspaniały hotel, który nie ma sobie równych! Okazało się, że wspomniany Zjazd był dla mnie fatalny, ale ostatecznie po Super Gigancie powróciłem z zaświatów i znów byłem na topie. To jednak o wiele lepsze uczucie niż być piętnastym, tak jak w zjeździe. Po prawdzie Super Gigant w Lake Louise był bardzo trudny. Zmienne warunki śniegowe i mnóstwo muld, w związku z cienką warstwą śniegu. Na trasie czułem się naprawdę mocny, choć po przekroczeniu linii mety nie byłem zadowolony na 100%. Po feralnym zjeździe, o którym z chwilę, jechałem zbyt ostrożnie i nie ryzykowałem tak jak zwykle, ale dzięki Bogu to i tak wystarczyło. Ostatecznie mam swoją rutynę i SuperG najbardziej mi pasuje ze wszystkich alpejskich konkurencji. Jak na SG osiągali Teraz kilka słów o zjeździe: po prostu wziąłem niewłaściwe narty. Koniecznie chciałem spróbować czegoś nowego i miałem upatrzoną taką parę treningową, która była bardzo szybka podczas zjazdów rozpoznawczych. Niestety nie była ona przygotowana na prawdziwy wyścig i jak można się było przekonać, mój wybór nie był... "właściwy". Na szczęście szybko zapomniałem o tym fatalnym zjeździe i spokojnie mogłem się skoncentrować na SG. Zwycięstwo w Lake Lousie było 30. w mojej pucharowej karierze.
VAIL / BEAVER CREEK Po przelocie do Denver "wylądowaliśmy" ostatecznie w Vail. Trasa zjazdu w Beaver Creek (Birds of Pray) należy do moich ulubionych i wiele sobie obiecywałem po tamtym starcie. W końcu tam zostałem Mistrzem Świata! Chciałem się także odegrać po Lake Louise. No i udało się!!! Po prostu kocham te góry: ekstremalna stromizna, lód, spektakularne skoki i maksymalna prędkość! Po moim wielkim sukcesie w Mistrzostwach Świata, na starcie czułem się bardzo... bezpieczny. Miałem same pozytywne myśli i byłem pewien, że nikt mnie nie pokona. I szczęśliwe tak się stało! Po minięciu mety, gdy spojrzałem na tablicę wyników - wiedziałem, że o to chodziło, że tego dnia ja będę na szczycie. Niedzielny Super Gigant był już o wiele "spokojniejszy", zwłaszcza, że po Zjeździe trochę świętowałem. Nie był to optymalny przejazd i od samego startu nie mogłem znaleźć właściwego rytmu. Tuż po zawodach byłem na siebie bardzo zły, ale chłodna kalkulacja wyników, które osiągnąłem za oceanem wprawiła mnie znów w dobry nastrój: 2 zwycięstwa na 5 startów i prowadzenie w łącznej klasyfikacji Pucharu Świata z 416 punktami.
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Szukaj
|