Andrzej Bachleda JR | 2001.10.04 | T.S.: Ubiegłoroczne sukcesy sprawiły, że bardzo awansowałeś w klasyfikacji Pucharu Świata w slalomie. Dzięki temu będziesz miał w tym roku o wiele lepsze numery startowe. Czy myślisz, że pomoże Ci to w kolejnych sukcesach?
A.B.: Oczywiście, jest to bardzo ważne. Jedzie się przecież po mniejszych dziurach, niski numer poprawia mi też samopoczucie ... Chciałbym ten zaczynający się teraz sezon skończył na co najmniej 15 miejscu w klasyfikacji slalomu. Jeśli mi to wyjdzie, to będę się bardzo cieszył, naprawdę! Ale mimo wszystko staram się zbytnio nie planował. Te ubiegłoroczne wyniki trochę mnie zaskoczyły. Ale rzeczywiście zaczynam powoli myśleć, że jeżdżę naprawdę dobrze. Ubiegłej zimy wygrałem też, po raz pierwszy w swej karierze, zawody zaliczane do Pucharu Europy, na treningach ze Szwajcarami byłem prawie zawsze najszybszy. Pozostaje mi więc jedynie przełożyć to wszystko na występy w Pucharze Świata, gdzie są stresy, liczna publiczność i presja mediów. Czuję ją pierwszy raz w życiu. Naraz wszyscy zaczęli się mną interesować, dzwonić do mnie, pisać o mnie. Zrozumiałem nagle, że ktoś się w Polsce tym moim jeżdżeniem interesuje. Nigdy jeszcze tego nie miałem. Wszyscy się tylko pytają: " kiedy podium"? Ale ja przecież nie potrafię na to odpowiedzieć! Jak dotąd miałem tylko jeden taki naprawdę bardzo dobry wynik - w Wengen. Mam nadzieję, że będę umiał go powtórzyć albo nawet poprawić. Naprawdę staram się jeździć jak najlepiej potrafię. Ale jestem jeszcze na takim etapie, że jeśli zajmę gdzieś 8 czy 15 miejsce to także będę, osobiście, bardzo szczęśliwy! Najbardziej bym chciał byt w tym sezonie bardziej regularny - nie wypadał już tak często z drugiego przejazdu. Bo jest to bardzo denerwujące!
T.S.: Zdajesz sobie sprawę z tego, że dopiero swoim sukcesem w Wengen uświadomiłeś wielu Polakom, iż istnieje coś takiego jak narciarski Puchar Świata i że w dodatku są w nim polscy zawodnicy?
A.B.: Tak i bardzo się z tego cieszę. Bo przecież, jakby nie było, mamy duże narciarskie tradycje. I naprawdę jestem bardzo dumny, że w tych światowych klasyfikacjach wśród Austriaków, Francuzów, Szwajcarów, czy Słoweńców pojawiło się nagle moje nazwisko i słowo "Poland" przy nim. Mam nadzieję, że będzie tak częściej i że przede wszystkim, z czasem, będzie więcej tych polskich nazwisk.
T.S.: Znasz dobrze sytuację w Polskiej kadrze. Powiedz, czy wśród młodych zawodników widzisz już kandydatów do startów w Pucharze Świata?
A.B.: No jest kilku młodych, silnych, zdolnych chłopaków. Ich problem polega na tym, że przez długi czas nie mieli żadnego kontaktu z narciarstwem na takim naprawdę dobrym, światowym poziomie. Ja mam to szczęście, że mieszkałem we Francji i od niemal samego początku "ocierałem" się o tych największym mistrzów. Jeździłem na zawody do Włoch, do Austrii, brałem udział w mistrzostwach Francji juniorów, w mistrzostwach świata juniorów... Tak się właśnie nabiera doświadczenia. A w Polsce jest z tym ciężko. Ale jak ma być, skoro w naszym kraju nie ma żadnego ośrodka narciarskiego z prawdziwego zdarzenia? Aby móc wykształcić dobrą kadrę, powinno był w Polsce bardzo dużo klubów narciarskich i dużo dzieci w tych klubach, które by ze sobą konkurowały. Tymczasem polskie narciarstwo jest teraz bardzo małe. W kadrze jest teraz ze mną trzech, może czterech chłopców, którzy się liczą i mają talent. Związek robi wszystko, aby trenowało się im jak najlepiej, ja też życzę im wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że jak najszybciej osiągną międzynarodowy poziom... Jest jednak bardzo ciężko. W krajach takich jak Austria, czy Francja są tysiące dzieci-zawodników, z których do kadry wybiera się kilkunastu najlepszych i z których później w Pucharach odnosi sukcesy troje, czy czworo. W Polsce brakuje tego zaplecza, tej masy młodziutkich zawodników. Brakuje też struktur, które wyłapywałyby tych najlepszych. Bez bogatych rodziców trudno teraz zostać w Polsce zawodnikiem. Na pewno jest wielu zdolnych młodziutkich narciarzy, o których istnieniu nigdy się nie dowiemy, tylko z tego względu, że ich rodziców po prostu nie stać na to, aby zapisać ich na jakiekolwiek zawody, aby często jeździć z nimi na nartach, aby opłacić instruktora... Są też dzieci, które marzą o jeździe, a nawet nie mają nart! Smutno mi się robi, gdy patrzę na takie miasto jak Zakopane. Niby górskie centrum Polski, ale nic tam się przecież dla narciarstwa nie robi! I tak samo we wszystkich innych górskich miejscowościach. I ja wcale nie mówię o wielkich inwestycjach, ich nigdy nie będzie, bo po prostu nie mamy wielkich gór. Ale przecież nie jest wcale tak trudno ustawić na jakimś pagórku mały wyciąg - taki aby dzieciaki od małego się ślizgały! Właśnie takich maleńkich wyciągów powinny być setki, a nie ma ich prawie wcale! Naprawdę nie potrzeba do tego wielkich pieniędzy! We Francji, Szwajcarii, Austrii dzieci zaczynają jeździć na nartach już w wieku 2, 3 lat. W Polsce takie dzieci nie mają po prostu gdzie zaczynać! I to nie chodzi tylko o narciarstwo alpejskie. Tak jest z wieloma dyscyplinami. Nie ma małych skoczni, aby kształcić młodych skoczków, nie ma lodowisk... Mam głęboką nadzieję, że to się zmieni. Państwo zrozumie, iż opłaca się inwestować w sportowe infrastruktury.
T.S.: Idea Olimpiady w Zakopanem jak na razie upadła, czy nie uważasz, że nasza zimowa stolica mogłaby się postarać np. o organizację slalomowego etapu Pucharu Świata. Przecież mamy tam trasę posiadającą homologację FIS i już kiedyś - w latach 70- tych - Puchar Świata się na niej odbył. Nie chciałbyś wystartować w Zakopanym, przecież bardzo by to pomogło promocji narciarstwa w naszym kraju.
A.B.: No pewnie, że bardzo bym chciał, ale po prostu nie wierzę w taka możliwość. Jest to obecnie nierealne. Mamy wprawdzie piękna trasę slalomową na Nosalu, ale co z tego skoro obok nie ma żadnej trasy rozgrzewkowej. A taka jest konieczna. Niestety w obecnych warunkach nie ma, moim zdaniem, szans na organizację żadnych poważnych narciarskich zawodów w Zakopanem. Może w Krynicy?
T.S.: Bardzo ważne jest, aby móc podczas treningów porównywać się z innymi. Jak sobie z tym radzisz, skoro w polskiej kadrze wciąż nie ma nikogo kto mógłby się z Tobą równać?
A.B.: Na razie trenuję sam, ale może się uda załatwić, abym przygotowywał się z resztą polskiej kadry przez cały rok, byłoby to naprawdę bardzo dobre.
T.S.: W tym sezonie mamy alpejskie Mistrzostwa Świata w Sankt Anton. Czy w związku z ubiegłorocznymi sukcesami zaostrzył Ci się apetyt związany z tą imprezą?
A.B.: No pewnie. Ale nie chcę o tym mówić, nie chcę nawet myśleć. Na pewno będę starał się pojechać jak najlepiej w slalomie. Może wystartuję też w gigancie i kombinacji. Chociaż mój start w kombinacji zależeć będzie od tamtejszej trasy zjazdowej. Zrezygnuję, jeśli będzie zbyt ostra. Zjazd nigdy nie był i nie będzie moją specjalnością. Nie chcę więc ryzykować jakiejś kontuzji.
T.S.: Powszechnie wiadomo, że poza nartami Twoją wielką pasją jest gra na gitarze i komponowanie muzyki. Tego lata nagrałeś materiał na swoją debiutancką płytę. Możesz zdradzić, na jakiem etapie jest ten projekt?
A.B.: Na przełomie kwietnia i maja w studio nagraniowym spędziłem ponad 3 tygodnie. Oczywiście nie sam, do nagrania zaprosiłem kilku świetnych muzyków sesyjnych - Francuzów, Włochów, Szwajcarów... I muszę przyznać, że z rezultatu jestem dość zadowolony. Materiał jest już gotowy, zmiksowany. Szukam teraz wydawców. Chciałbym, aby płyta ukazała się w Polsce, Wielkiej Brytanii i USA. Ale aby posłuchać niektórych moich utworów, nie trzeba czekał na płytę. Lada moment uruchomić swoją stronę internetową i będzie można na niej posłuchać fragmentów mojej muzycznej twórczości...
Rozmawiał Tomasz Surdel
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Szukaj
|