skionline.plsport wywiady Wyślij link znajomemu Wydrukuj Dodaj komentarz

Andrzej Bachleda JR

2001.10.04
T.S.: Jeszcze dwa lata temu, po nieudanych startach często powtarzałeś, że Ty się do nart nie nadajesz, że wolisz grać na gitarze. Już Ci się to nie zdarza?

A.B.: Jeszcze chwilami miewam takie słabości, ale coraz rzadziej. Walczę z tym energicznie. Jak czuję, że coś takiego mnie nachodzi, to włączam telewizor i staram się o niczym nie myśleć. Albo rzeczywiście gram na gitarze, coś komponuję - bardzo mnie to uspokaja. Ale póki co postanowiłem poświęcić się nartom. Zwłaszcza, że wreszcie przekonałem się, iż jestem w stanie na nich całkiem nieźle jeździć.

T.S.: Pewnie jednak - jak chyba każdemu zawodowemu narciarzowi - wciąż zdarzają Ci się chwile, że zmuszasz się do wyjścia na stok?

A.B.: Oczywiście, że są momenty, w których mam dosyć nart. Ale to normalne. Przecież trening to bardzo ciężka praca. Te kilka startów w zawodach to efekt setek godzin spędzonych na stoku. I to bez względu na pogodę. Trenuję przy padającym śniegu, przy deszczu - wciąż zjeżdżając między tymi samymi tyczkami. Są chwile, że mam tego naprawdę dosyć. Na szczęście o wiele więcej jest momentów radosnych, sprawiających wielką satysfakcję. Zwłaszcza, gdy - tak jak w ostatnim sezonie - zaczyna się uzyskiwać niezłe rezultaty.

T.S.: Jeździsz na nartach od małego, pierwsze nartki przypięto Ci, gdy miałeś 5 lat. I bardzo szybko zacząłeś startować i wygrywać w różnych dziecięcych zawodach. Miałeś wówczas jakiegoś swojego narciarskiego idola? Kto nim był, ojciec?

A.B.: Ojciec tylko trochę - on był wówczas moim trenerem, miałem go na co dzień obok siebie. To był w moich oczach po prostu ojciec, a nie wielki narciarz. To zupełnie inna relacja. Z narciarzy najbardziej podobał się wówczas Ingemar Stenmark, później Alberto Tomba. Gdy startowałem, często o nich myślałem. Od małego chciałem być w tej światowej czołówce ... Co jednak najdziwniejsze, nawet gdy mi nie szło, to wewnętrznie, gdzieś tam głęboko byłem święcie przekonany, że ja i tak już do tej światowej czołówki należę ... Dzisiaj oczywiście wiem, że dopiero się do niej przybliżam.

T.S.: A masz jakieś wzory wśród aktualnie startujących zawodników. Jest ktoś konkretny komu chciałbyś dorównać?

A.B.: Nie, raczej nie. Nie mam teraz takich idoli. Przecież wszystkich znam, to są po prostu moi koledzy, trudno się wzorować na kolegach. Oczywiście jednym idzie trochę lepiej, innym trochę gorzej. Jedni szybko dochodzą do szczytu, innym zajmuje to więcej czasu, niektórzy nigdy tam nie dotrą ... Jeśli już miałbym kogoś wybrać, to byłby to chyba Thomas Stangassinger, który w tym roku odszedł na sportową emeryturę. Zawsze bardzo mi się podobał sposób, w jaki jeździł. To było po prostu bardzo ładne, eleganckie. Widać było, że technikę ma opanowaną rewelacyjnie. To dzięki niej przez tyle lat był wśród najlepszych. Jak się na niego patrzyło, to zawsze wydawało się, że jedzie zupełnie bez wysiłku. Wszystkie jego ruchy były niesamowicie spokojne, płynne- On świetnie jeździł i wygrywał jeszcze w wieku 35 lat... Chciałbym, żeby mnie się też tak udało... Zobaczymy.

T.S.: W ubiegłym sezonie dokonała się "carvingowa rewolucja". Prawie wszyscy zawodnicy zaczęli jeździć na nartach nowej generacji, o wiele krótszych. Czy myślisz, że te nowe narty przyczyniły się w jakiś sposób do Twych dobrych rezultatów?

A.B.: Wydaje mi się, że na starych, długich nartach nie było w ubiegłym sezonie szansy na wejście do pierwszej światowej piętnastki, czy nawet trzydziestki. Nawet jeden z najlepszych od lat slalomistów na świecie, wspomniany już, Austriak Thomas Stangassinger, który miał wielkie doświadczenie i długo się upierał przy swych starych nartach, musiał w trakcie sezonu przyznać, że jeżdżąc na nich nie będzie się w stanie utrzymać w czołówce. Ja też początkowo się bardzo wahałem. W trakcie letnich treningów przed poprzednim sezonem nie chciałem się przesiąść na krótkie deski. Przekonałem się do nich dopiero w Ameryce, gdy spostrzegłem, że początkujący zawodnicy na nowych nartach są ode mnie dużo szybsi. W slalomie i gigancie nie ma już odwrotu od carvingu. Czy się chce, czy nie trzeba się na nie przestawić. I nawet jeśli na początku jazda na tych krótkich nartach nie sprawia przyjemności, człowiek się czuje na nich dziwnie, to jednak nie ma cudów - jeździ się szybciej. I może w telewizji nie widać bardzo tej zmiany, ale naprawdę jest to nowa jakość. Jest to po prostu inna technika jazdy. Jeździ się o wiele agresywniej, robi się krótsze zakręty, bardziej bezpośrednio atakuje się tyczki. W sumie jazda jest o wiele bardziej ryzykowna. Trzeba mieć kolana wysunięte o wiele bardziej z przodu, całe ciało także musi być bardziej pochylone. W przeciwnym razie te krótkie, szybkie narty mogą po prostu spod Ciebie wyjechać! Ale też nie można z tym wychyleniem przesadzać, bo wtedy istnieje ryzyko, przy wyjściu z zakrętu, wbicia się szpicami w stok. Zwłaszcza na tych pucharowych trasach, gdzie po przejechaniu kilkudziesięciu zawodników są już niezłe dziury! W sumie bardzo ważne jest poczucie równowagi. O wywrotkę jest na nich o wiele łatwiej. Ja moje nowe 176-cm narty dostałem na zaledwie kilka dni przed ubiegłorocznym startem w Kranjskiej Gorze. Pierwsze treningi były straszne, ale na szczęście szybko zrozumiałem o co w tym chodzi. I na tamtych zawodach zająłem 21 pozycję!

skionline.pl
poprzednia stronastrony: 1  2  3  4  następna strona

powrót

Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
Jeżeli chcesz otrzymywać cotygodniowy,
bezpłatny narciarski serwis informacyjny skionline.pl
dopisz się do naszego newslettera.


poprzedni listopad 2024 następny
Pn Wt Śr Cz Pt Sb Nd
123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930
najbliższe zawody
dodaj wydarzenie
Szukaj
Wiadomości: w:
Skijumping.pl