Rowerowe K1 | 2011.07.06 |
Dwa lata temu, kiedy Enduro Trophy jeszcze raczkowało, nie do końca przekonany byłem do tej idei. Muszę przyznać, że z pewnym obrzydzeniem przypinałem numer startowy do kierownicy swojego roweru, na której nigdy nie widziano nawet licznika. Endurowiec duchem i sercem nie liczy bowiem przejechanych kilometrów, a o prędkości średniej słyszał tylko z opowiadań kolegów w obcisłych spodenkach. Dla niego liczy się przygoda, jedzenie borówek przy szlaku, zachody słońca, błoto za uszami i ogólnie pełen luz. Do zawodów nijak to nie pasuje. Prawda?
Ogień i woda Znaleźli się jednak tacy, którzy postanowili połączyć ogień i wodę, czyli zachować klimat niezobowiązującej jazdy po górach, kiedy jest czas na rozglądanie się wokół, pogawędki ze starymi kumplami i nowo poznanymi bikerami, nieśpieszny obiad w schronisku czy zwykłe lenistwo na łące, ze ściganiem się, mierzeniem czasu, mówiąc wprost - rywalizacją. Po wymieszaniu powyżej wymienionych składników wyszło nam właśnie Enduro Trophy. Dla tych, którzy nie mieli jeszcze okazji brać udziału w tej imprezie należy się kilka słów wyjaśnienia. Formuła zawodów zakłada, że zawodnicy mają do pokonania wymagającą pętlę po górach (zwykle jest ona długości około 40 km z przewyższeniami rzędu 2 tyś metrów), ale nie ma znaczenia czas w jakim zostanie ona pokonana. Możesz zawinąć się jako ostatni do bazy i jednocześnie dzierżyć puchar zwycięzcy na podium. Element rywalizacji występuje tu tylko na pięciu odcinkach specjalnych. Oesy mają różny charakter. Trzy z nich to zjazdy. Organizatorzy wytyczając trasę starają się wybrać na te fragmenty możliwie długie i wymagające spadanie z gór. Czasami kierują się też kryterium zwykłej radochy jaką może dać pokonanie takiego odcinka. Najczęściej jednak robią wszystko żeby zgotować uczestnikom hardkor z piekła rodem. Trzeba przyznać, że im się udaje, bo wielu zawodników pokornie pokonuje newralgiczne fragmenty oesów "z buta", a problem z płynnym i stylowym ich pokonaniem ma nawet czołówka. Przykładem takiego trudnego zjazdu może być szlak ze Szczebla w Beskidzie Wyspowym o długości ponad pięciu kilometrów i o przewyższeniu około sześciuset metrów. Oes o podobnych parametrach - zjazd ze Stogu Izerskiego - mieliśmy okazję pokonywać podczas zeszłorocznej edycji w Świeradowie Zdroju. Tam też trafił się odcinek poprzecinany kłodami, z wąwozem pełnych luźnych kamieni o sporym nachyleniu i nieprawdopodobnie rozmytą leśną drogą. Oprócz zjazdów jest także jeden oes podjazdowy i jeden interwałowy. Zawodnicy walczą o trzy laury - mistrza podjazdów, mistrza zjazdów oraz mistrza enduro. Tyle formuła.
Zrzuć na młynek Jak wyglądają zawody z perspektywy siodełka? Otóż faktycznie, pomiędzy poszczególnymi docinkami specjalnymi, nikomu zbytnio się nie śpieszy, atmosfera jest bardzo enduro. Jest okazja do tego żeby wymienić się uwagami na temat sprzętu, ulubionych tras i zwyczajnie pogadać. Jeśli jesteś na kupnie roweru, a nie masz okazji pojeździć na rowerku, na który masz ochotę zjaw się na Enduro Trophy, a prawdopodobnie znajdziesz swojego "wybrańca" i skonfrontujesz jego właściwości z oczekiwaniami. Ilość i różnorodność wypasionego sprzętu jaka zjeżdża na te zawody sprawia, że to najlepsza okazja o testowania rowerów stworzonych do jazdy po górach. Choć zawody formalnie trwają jeden dzień to dla wielu zawodników, może nawet dla większości jest to weekendowe święto. Wielu pojawia się w bazie już w piątek żeby zobaczyć co bardziej soczyste oesy, a w niedzielę jest okazja, żeby przejechać jakąś dodatkową trasę w okolicy już w zupełnie wycieczkowym stylu. Standardem są też huczne after party rozpoczynane zawsze po ogłoszeniu wyników. Dla mnie jednym z podstawowych powodów, dla którego warto pojawić się na Enduro Trophy to możliwość poznania najlepszych tras w danym regionie. Poszczególne edycje powstają przy współpracy z lokalesami, którzy znają każdy korzeń i kamień w "swoich" górach. Można być pewnym, że wybiorą najbardziej smakowite kąski w okolicy. W ten sposób zwiedzaliśmy w zeszłym roku Góry Izerskie na zachodnich krańcach Polski, Masyw Śnieżnika w Kotlinie Kłodzkiej, Beskid Mały, Beskid Śląski i ciężki kawał enduro w Beskidzie Wyspowym. Do pełni szczęścia brakuje nam edycji, które odbywałyby się dalej na wschodzie naszego kraju.
| powrót
Zobacz
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Booking.com
|