CampuS Explorers - Grossglockner 2004 | 2004.08.23 |
| skionline.pl zdobywa Grossglockner |
|
Jako dziennikarz trudniący się tematyką narciarską, miałem okazje wielokrotnie jeździć na nartach w Austrii, oraz zwiedzić wszystkie najwyżej położone regiony. Tym razem jednak mój wyjazd do Austrii nie miał nic wspólnego z nartami. Miałem wspiąć się najwyższy szczyt Austrii Grossglockner.
Od schroniska do schroniska Wznoszący się na wysokość 3798 m n.p.m. Grossglockner jest położony na granicy dwóch landów: Wschodniego Tyrolu i Karyntii. Razem z Moniką, Sebastianem oraz naszym kolegą z Austrii Lukasem wybraliśmy drogę zachodnią, czyli podejście od strony Wschodniego Tyrolu. Miejscem naszego spotkania była stolica Osttirolu Lienz. Gdy przejeżdżamy przez to urokliwe miasteczko,
|
fot. J.Ciszak |
| Lukas informuje nas, że znajduje się tutaj niewielkie muzeum, w którym znajdziemy informacje dotyczące najwyższej góry Austrii. Postanawiamy, że w drodze powrotnej zwiedzimy wystawę. Na wschodnich stokach roztacza się panorama terenów narciarskich Kals. Zimą narciarze mają tu do dyspozycji 28 km tras narciarskich. W planach jest połączenie Kals z leżącym po drugiej stronie masywu Matrei im Tirol. Wyjeżdżamy z centrum i skręcamy w lewo na wznoszącą się stromo Kalser Glocknerstraße. To prywatna, płatna droga łącząca Kals z doliną Ködnitzta. Opłata za samochód osobowy wynosi 8 Euro. Dojeżdżamy do Lucknerhaus (1918 m), gdzie zostawiamy samochód i zabieramy wszystko, co będzie nam potrzebne w czasie dwudniowej wspinaczki.
W oddali widać osłonięty niewielkimi chmurami cel naszej wyprawy. Pogoda dopisuje, ruszamy w dobrych nastrojach do położonego na wysokości 2801 m schroniska Studl Hutte. Tam spotkamy się z naszym przewodnikiem Franzem Holzer, który będzie na nas czekał z resztą wysokogórskiego ekwipunku. Pierwszy, malowniczy odcinek, nie jest specjalnie wymagający. Szlak prowadzi początkowo szutrową droga, a następnie przechodzi w górska ścieżkę. Według informacji, jakie zgromadziliśmy wcześniej, dotarcie do nowego schroniska Studl Hutte zajmuje ok. 2.5 godziny. Mniej więcej w połowie drogi mijamy schronisko Lucknerhutte 2241 m, w którym można przenocować oraz zregenerować siły smacznym posiłkiem. Po dwóch godzinach zbliżamy się do Studl Hutte. Od Lukasa dowiadujemy się, że schronisko wybudowane zostało od podstaw kilka lat temu tuż obok starego, które rozebrano. Nowoczesna konstrukcja budynku, ma tylu zwolenników ilu przeciwników. Sam Lukas podkreśla, że lepiej czuł się w starym, które miało własną, specyficzną atmosferę. Faktycznie, wyłaniające się z za skał bryła schroniska budzi mieszane odczucia. Okrągła, pokryta metalem ściana frontowa osobiście skojarzyła mi się z przewróconą na bok beczką. Zgoła odmienne wrażenie robi nowoczesne i przestronne wnętrze, gdzie w komfortowych warunkach można odpocząć przed trudami dalszej wspinaczki. Spotykamy Franza, naszego przewodnika w drodze na "Grossa". Wspólnie siadamy do pysznego obiadu. Trzeba przyznać, że nawet najbardziej zgłodniali turyści będą usatysfakcjonowani po spożyciu serwowanych tu porcji. Mówiąc wprost są one olbrzymie. Porcja frittatensuppe (rosół z pociętymi w paski naleśnikami zamiast makaronu) wystarczyłaby przynajmniej dla dwóch osób. Na drugie, podane na patelni, zasmażane ziemniaki z boczkiem i kapusta. Pychota.
Przez lodowiec Ködnitzkees do Erzherzog Johann Hut Posiłek już za nami, przyszedł czas na odebranie uprzęży oraz raków, które są niezbędnym wyposażeniem przy pokonywaniu trasy, jaka nas teraz czeka. Przed nami przejście przez lodowiec Ködnitzkees, który długim jęzorem pokrywa południowo-zachodnie zbocze Glocknera. Pokonując lodowiec, a następnie strome zbocze Adlersrube 3451 m mamy się dostać do miejsca naszego noclegu, schroniska Erzherzog Johann Hut. Pomimo, że mamy środek lata, wokół widać ślady wyjątkowo śnieżnej zimy. Przechodzimy przez kolejne śnieżne pola, aby po około półgodzinie zatrzymać się przez rozległym, pokrytym śniegiem lodowcem. Wszyscy zakładamy uprzęże, a Franz w międzyczasie przygotowuje linę ubezpieczającą, którą będziemy spięci podczas przejścia przez pole lodowe, oraz przy podejściu na Adlersrube. Ze względu na grubą pokrywę śniegu, raki nie będą tym razem potrzebne. Niestety pogoda płata nam figla i mimo zapowiadającego się pięknego dnia, cały masyw Grossglockner ginie we mgle. Ruszamy! Franz idzie pierwszy, wyznaczając trasę, oraz tempo marszu. Przede mną Monika i Sebastian. Lukas zamyka grupę. Maszerując, co jakiś czas przechodzimy nad zaznaczającymi się na śniegu ciemniejszym odcieniem szczelinami. Przy jednej z nich zatrzymujemy się na chwilę i podejmujemy próbę sprawdzenia głębokości. Kiedy jednak pomimo włożenia całego kija nie czujemy oporu, dociera do nas, że pod warstwą białego puchu znajduje się poprzecinana głębokimi szczelinami gruba warstwa wiecznego lodu. Nasze podejście pod południową ścianę Glocknera nabiera kolorytu. Z każdym krokiem czujemy, że przyjdzie nam zmierzyć się z naprawdę groźną górą. Powoli daje się we znaki wysokość. Pomimo, że miałem okazję wielokrotnie jeździć na nartach dużo wyżej niż 3000 m, zjazd w dół to nie to samo, co wspinanie pod górę. Idąc, zastanawiam się jak radzą sobie alpiniści w dużo bardziej ekstremalnych warunkach, na większych wysokościach. Schodzimy z lodowca. Tuż przy krawędzi lodu stoi duża kładka przymocowana do skały. Z zaciekawieniem pytamy o nią Franka. Okazuje się, że pod koniec lata lodowiec tak się wytapia przy skałach, że powstaje w tym miejscu szeroka szczelina, którą można pokonać tylko dzięki kładce. Ruszamy dalej. Niestety widzimy już nie wiele, chmury i mgła schodzą coraz niżej. Przed nami pierwsza przymiarka do wspinania na południowe zbocze Adlersrube. Teraz poruszamy się bardziej w pionie niż poziomie. Druga jest ubezpieczona stalowymi linami, dlatego pokonywanie kolejnych metrów przychodzi dosyć sprawnie, choć wilgotne skały utrudniają wspinanie. Na stalowych prętach, do których przymocowana jest lina wybite są numery, które maleją w kierunku schroniska. 17-cie, czyli Erzherzog Johann Hut już nie daleko. Kiedy docieramy do schroniska jest już dosyć mroczno, ale to bardziej zasługa ciemnych chmur, niż późnej pory. Szkoda, bo widok na dolinę Ködnitztal, oraz w kierunku karynckiego Heilligenblut musi być wspaniały.
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Booking.com
|