Skiturowe Skrzyczne | 2016.02.10 |
| Skiturowe Skrzyczne |
|
Mamy środek zimy, a śnieg w górach nadal niewiele. Trudno nam jednak tak jakoś wysiedzieć w mieście, a odłożone w kąt skitury nie pozwalają zapomnieć o sobie. Dlatego postanowiliśmy jednak nie dać się pokonać pogodzie i urządziliśmy krótką wycieczkę tam, gdzie zazwyczaj jeździmy tylko przy wyciągach - na Skrzyczne. Zrobiliśmy to, na co wielu miłośników skiturów jest u nas w tym sezonie jak na razie skazanych - poszliśmy w góry wzdłuż trasy narciarskiej. Oto krótki opis naszej wycieczki.
O tym, że Skrzyczne jest górą pod każdym względem narciarską - nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wszak na północnych stokach grzbietów, pomiędzy przełęczą Salmopolską a wierzchołkiem najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego jest znajduje się największa ilość tras zjazdowych w Polsce - ponad 35 km. Niewiele osób jednak wie, że narciarskie odkrycie tej części Beskidów nie nastąpiło wcale wraz z budową krzesła na szczyt, ani też z chwilą odkrycia Szczyrku przez górników, którzy postawili w ciągu kilkunastu sezonów, począwszy od lat 60. największy kompleks wyciągów w Polsce. Stało się to dużo wcześniej…
Narciarska i w ogóle turystyczna kariera doliny Żylicy i jej otoczenia rozpoczęła się w okresie międzywojennym. W 1924 roku powstał w Szczyrku pierwszy pensjonat, w 1932 roku doprowadzono bitą szosę z Bielska, a rok później pod szczytem Skrzycznego powstało prywatne schronisko. Było ono oparciem głównie dla członków niemieckiego Wintersportclub, którzy eksplorowali na nartach dość intensywnie zarówno masyw Skrzycznego jak i położony po drugiej stronie doliny rejon Klimczoka i Szyndzielni. To właśnie ich narciarskie eskapady zwróciły uwagę powojennych działaczy sportowych i były bodźcem do budowy kolei krzesełkowej.
Skrzyczne zwraca swoją uwagę nie tylko wysokością, ale i stromizną stoków, a Kazimierz Sosnowski, autor pierwszego polskiego przewodnika po Beskidach Zachodnich nazwał ją "jedną z najstromszych i najdzikszych gór beskidzkich". Wyróżnia się także dobrymi warunkami śniegowymi (przy najmniej w dłuższym okresie czasu - w tym roku brzmi to jak żart). Warto może przypomnieć, że w zimie 2005 roku, miało tu miejsce dość niecodzienne zdarzenie - miedzy Skrzycznem a Małym Skrzycznem nierozważny snowboardzista "podciął" tok, w wyniku czego zeszła niewielka lawina! Miała ona długość około 200 metrów, a pokrywa śniegu w tej okolicy wynosiła około 3 metrów grubości… Ileż byśmy dali dziś za choćby jedną trzecią z tego…
Trudno, śniegu nie ma zbyt wiele, więc będziemy poruszać się także do góry wzdłuż tras narciarskich. Zaczynamy naszą wycieczkę w Solisku. Na początek jeszcze tylko zjazdów na rozgrzewkę na Julianach a potem Golgotą w dół, do parkingu. Pierwszy odcinek zdecydowaliśmy się pokonać za pomocą wyciągów - najpierw na Suche, potem na Halę Skrzyczeńską. Jej obecny kształt można obserwować ostatni sezon - kiedy zejdą śniegi, rozpoczną się najprawdopodobniej prace przy budowie nowych kolei przez nowego właściciela - słowacką spółkę TMR. W tym miejscu będą się znajdować górne stacje gondoli i co najmniej dwóch 6-osobowych kanap.
Przypinamy foki i ruszamy do góry wzdłuż trasy zjazdowej - ale kto chce, może wyjechać jeszcze wyżej, na sam szczyt Małego Skrzycznego. Podążamy do góry wzdłuż grzbietu i trasy nr 2, powoli i konsekwentnie zdobywając wysokość. Trasa nie jest stroma - można by wręcz, że jedna z najłagodniejszych w SON-ie, świetnie więc nadaje się na pierwsze podejście. Z tyłu za nami otwierają się coraz szersze widoki na Pasmo Klimczoka i Błatniej, oraz ciągnące się za nimi aż po horyzont, równiny (tak naprawdę to jest to Wyżyna Śląską, ale z tej perspektywy w ogóle tego nie widać…). W pewnym momencie odchodzi w lewo trasa nr 3 - wąska przecinka, którą narciarze przejeżdżają ze szczytu Skrzycznego na Halę Skrzyczeńską - można powędrować już tędy, ale my wybieramy minimalnie dłuższy wariant przez szczyt Małego Skrzycznego. W końcu, po niecałej pół godzinie niespiesznego podejścia dochodzimy do górnej stacji orczyka. Z lewej odsłania się już Skrzyczne, z prawej - za linami wyciągu widać dalekie szczyty Beskidów już po czeskiej stronie. Jeszcze tylko kilkanaście metrów i stajemy na grzbiecie łączącym Skrzyczne z Baranią Górą.
Tutaj skręcamy w lewo i wąską dróżką, pomiędzy młodymi świerkami podchodzimy do charakterystycznej drewnianej wiaty. Jest odcinek praktycznie płaski, nie przeszkadza nam nawet mokry śnieg, topniejący szybko w dodatniej temperaturze - jeszcze kilka dni wcześniej w Szczyrku było wszędzie biało - teraz wędrowanie możliwe jest tylko w najwyższych partiach gór, a i tutaj jest z nim nie najlepiej. Przy wiacie krótki odpoczynek - jest czas na kanapkę i ciepłą herbatę z termosu. Chowamy się za wiatą, chroniąc się od silnego wiatru.
Wiata stoi na skraju olbrzymich wyrębów. Jeszcze kilkanaście lat temu cały grzbiet był porośnięty świerkami, obecnie pozostały tylko liche pasy lasu. Ale dzięki temu otwierają się stąd wspaniałe widoki. Wysokogórski charakter wprowadza jeszcze kosodrzewina, która rośnie ty w niewielkich płatach. Na zachodzie ładnie prezentuje się Czantoria i Równica, na północy - Klimczok; na południu, ponad Pilskiem, Romanką i Workiem Raczańskim przewalają się grube, ciemne chmury… Ponad młodymi smreczkami sterczy w górę lekko przyprószony śniegiem stożek Babiej Góry.
Ruszamy dalej - kolejne pół godzinki wędrówki drogą z resztkami to zlodzonego, to znowuż bardzo mokrego śniegu, wśród wyrębów i małych hal z resztkami śniegu, i w końcu stajemy na szczycie Skrzycznego. Widoki stąd jeszcze rozleglejsze - w dole pozbawiona zupełnie śniegu Kotlina Żywiecka, a za nią Beskid Mały. W oddali, między Pilskiem a Babią toną w chmurach szczyty Tatr. Z kolei na lewo do Babiej - na ostatnim planie mnożą się szczyty Beskidu Wyspowego. Właściwie można by już tutaj odpiąć foki - nie będą już nam potrzebne, ale we wzmagającym się wietrze nie mamy na to ochoty. "Zsuwamy" się na fokach do pobliskiego schroniska i odstawiamy narty, by foki choć trochę przeschły.
W środku ludzi niewielu, mimo że przecież trwają ferie. Atmosfera typowa dla PTTK-owskich obiektów, miło że w kominku pali się ogień i można się nieco ogrzać. Samo schronisko nie należy do najpiękniejszych obiektów w naszych górach, chociaż i tak po generalnym remoncie w 1998 roku (właściwie siedząc w środku trudno się domyśleć, że kiedykolwiek był tu jakiś remont generalny) "wypiękniało" głównie za sprawą dwuspadowego dachu. Wcześniej, praktycznie od chwili powstania w 1933 roku, aż do chwili remontu uważane było powszechnie za najbrzydsze schronisko w polskich górach…
Mimo, że jesteśmy na szczycie, a samochód mamy w dolinie, nasza skiturowa wycieczka praktycznie dobiegła już końca - w dół zjeżdżamy Kaskadą do Jaworzyny, a niżej już krzesełkiem - śniegu jest stanowczo za mało i szkoda nart. I chociaż nie było to nic wielkiego, zawsze fajniej jest się trochę poruszać, a o planach redakcyjnych na najbliższe dni porozmawiać w górskim klimacie, niż siedzieć w zimowym smogu naszych miast. A przecież wystarczy czasami godzina, lub dwie by biurko zamienić na widoki gór…
Trasa: (Solisko) Hala Skrzyczeńska - Małe Skrzyczne - Skrzyczne - Jaworzyna (Szczyrk) Długość: 5 km Suma podejść: ok. 270 m
pk/skionline.pl
Partner sprzętowy
|
Tagi: #polska #skrzyczne #szczyrk #skitury #trasy narciarskie #wycieczki narciarskie #fischer
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Booking.com
|