skionline.plstacje wiadomości Wyślij link znajomemu Wydrukuj Dodaj komentarz

Skiturowa wycieczka na Rycerzową

2016.02.25
Skiturowa wycieczka na Rycerzową
Kliknij, aby powiększyć.
Skiturowa wycieczka na Rycerzową
Zima w tym roku zaskakuje ogromną zmiennością warunków śniegowych w górach. Nawet po sporych opadach śniegu przychodzi często nagłe ocieplenie, wiatr lub deszcz i już po kilku dniach po wyczekiwanym puchu nie ma ani śladu… Dlatego kiedy tylko dowiedziałem się, że w wyższych partiach Beskidu Żywieckiego spadło ponad 20 cm świeżego śniegu - nie zastanawiałem się długo i sprawdziwszy tylko prognozę, która zapowiadała słoneczny dzień, spakowałem do samochodu skitury i ruszyłem w stronę Ujsoł i masywu Muńcuła i Rycerzowej.
Rycerzowa to drugi co do wysokości szczyt w najbardziej na zachód wysuniętej części Beskidu Żywieckiego, który popularnie nazywany jest "Workiem Raczańskim". Nazwa ta bierze się od charakterystycznego wygięcia granicy ze Słowacją, która najpierw biegnie na południe od Zwardonia w kierunku Wielkiej Raczy, później skręca niemalże pod kątem prostym na wschód, łącząc ją właśnie z Rycerzową, po czym ponownie wykręca ku północy w stronę masywu Lipowskiej i Rysianki.


Tak "otoczony" granicą teren "worka" to jeden z najpiękniejszych i najdzikszych zakątków zachodniej części Beskidów, przez niektórych porównywany nawet z niższymi partiami Bieszczadów. Dla narciarzy stanowi idealny teren, głównie ze względu na liczne, malownicze hale, które dają radość zjeżdżania w świeżym puchu, a także dzięki długim, nadającym się do zjazdów grzbietom. Na dodatek jest tu całkiem dobra infrastruktura - w całym paśmie znajduje się kilka schronisk, w tym najbardziej znane - na Wielkiej Raczy, Przegibku i na Rycerzowej.

Sama Rycerzowa to właściwie dwa szczyty, rozdzielone szeroką przełęczą, którą zajmuje rozległa górska hala. Poniżej jej siodła, blisko już kraju lasu stoi niewielkie schronisko - Bacówka PTTK na Rycerzowej, jedno z najpiękniej położonych w Beskidach. Na południe od niego wznosi się szczyt Wielkiej Rycerzowej (nazywanej też Bukowiną) o wysokości 1226 m n.p.m., na którym do dzisiaj widoczna jest jeszcze przecinka po wyciągu zaczepowym jaki postawiono tu w latach 80. Nieco niższy jest północny wierzchołek Rycerzowej (1207 m n.p.m.), nieco już zarośnięty młodymi świerkami, ale nadal stanowiący kapitalne miejsce widokowe, z którego jak na dłoni widać Pilsko, Babią Górę, cały praktycznie łańcuch tatrzański, a na południu - wspaniały, poszarpany grzbiet Małej Fatry.



Do samego schroniska prowadzi kilka szlaków turystycznych. Najkrótsze są dwa -czarny i żółty z Soblówki. Podejście nimi zajmuje około półtorej godziny. Ja jednak wybrałem wariant dużo dłuższy, ale też i ciekawszy - przez szczyt Muńcuła (1165 m n.p.m.), który tworzy potężny, dominujący nad okolicą bastion górski, spadający stromo ku Ujsołom. Pod jego szczytem znajduje się piękna hala, dostarczająca dalekich widoków na okolicę. Trasa ta praktycznie pokrywa się z przebiegiem zielonego szlaku z Ujsoł na Rycerzową. Jednak jego początkowy odcinek jest bardzo stromy i mało wygodny w podejściu, dlatego nieco zmodyfikowałem początkowy wariant podejścia.

Drugi powód, dla którego to zrobiłem to również fakt, że wybierając się na wycieczkę samochodem, warto tak wybrać trasę, by można było też na koniec dnia spokojnie zjechać w dół. Przy dobrych warunkach śniegowych jest to oczywiście możliwe praktycznie wszędzie w Beskidach, ale przy małej ilości śniegu, warto zawczasu odpowiednio wypatrzeć trasę zjazdu. Zwłaszcza, że pomimo opadu śniegu, w górach było go nadal niewiele… Dlatego samochód zostawiłem w dolinie potoku Danielka, około 1 kilometr od jej wylotu w Ujsołach - ze stoków Muńcuła schodzi tu dość szeroka, łagodnie opadająca droga stokowa - wystarczy nawet 10 cm śniegu by spokojnie zjechać nią z rejonu przełęczy Kotarz aż do samego potoku.


Już dojeżdżając do Ujsoł stwierdziłem, że kluczowym problemem dzisiejszego dnia będzie nie wędrówka pod górę, ale właśnie zjazd - co prawda za Żywcem śnieg zaczął się pokazywać w górach w nieco większych ilościach, jednak nie wyglądało tak różowo, jak można było się spodziewać po całonocnym opadzie. Problem tej zimy jest bowiem taki, że praktycznie każdy śnieg spada praktycznie na "gołą ziemię" - tak więc pokrywa śniegowa nie rośnie w miarę upływu sezonu, jak to zazwyczaj ma miejsce, ale w kilka dni po opadach wynosi około 10-20 cm, po czy m po kilku dniach znika. No cóż, sorry - taki mamy klimat…

Jednak po wjechaniu do doliny Danielki zaczęło wyglądać to nieco lepiej, a śnieg zalegał nawet na asfaltowej szosie. Zaparkowałem samochód w małej zatoczce przy placu dla robotników leśnych, po czym przeszedłem w bród Danielkę i zatrzymałem się by założyć foki. Nade mną wznosiły się ośnieżone świerki, a kamienie i głazy wystające z dna potoku chowały się pod charakterystycznymi białymi czapami - widok wcale nie tak częsty tej zimy. W powietrzu wyczuwało się lekki mróz i tą ostrą wilgoć, jaka nasyca je tuż po opadach śniegu. Założyłem foki i ruszyłem jedną ze wznoszących się stromo pod górę dróg zwózkowych.



To pierwsze podejście jest zarazem najstromsze na całej trasie - droga przewija się pomiędzy wykrotami i wyrębami, miejscami krocząc dnem kamienistego parowu. Wszędzie jednak pod nartą leżało co najmniej 10-15 cm śniegu, więc szło się pod górę całkiem wygodnie. Wkrótce droga skończyła się, a mnie pozostało kluczenie pomiędzy młodymi świerkami i wykrotami starej poręby - na szczęście cały czas można było między drzewami wyszukać odpowiednie przejście. W końcu, po prawie 45 minutach ostrej pracy dotarłem do polanek na grzebiecie Muńcuła, który wypłaszcza się tutaj, tworząc niewyraźny szczyt kończący cały grzbiet. Z lewej dołączyły zielone znaki z Ujsoł, za którymi wędruje się już praktycznie do samej Rycerzowej.

Wkrótce las rozrzedza się, a z lewej strony otwiera się widok na otoczenie Ujsoł i Solówki. W dolinie widać już było pierwsze plamy prześwitującego pomiędzy chmurami słońca, jednak szczyty cały czas tonęły jeszcze w gęstej warstwie obłoków. Mijając kilka starych chat z niepokojem zaobserwowałem, że mimo, że za sobą mam już ponad 350 metrów podejścia, śniegu wcale nie przybyło, a wręcz jest go tu mniej niż w dolinie. Pod górę nadal jednak szło się dość dobrze.



Za Szczytówką grzbiet zanurza się ponownie w las i coraz stromiej wznosi się do góry. Początkowo wędruje się przez lasy bukowe, z czasem pojawia się coraz więcej świerków. W końcu podejście staje się całkiem strome, a wąską przecinka zanurza się pomiędzy świerkowe młodniki - to znak, że jesteśmy już w dolnej części zarośniętej już częściowo Hali Muńcuła. Wkrótce las rozrzedza się i wychodzimy na otwartą przestrzeń. Przy dobrej pogodzie roztaczają się stąd piękne panoramy, jednak dzisiaj wszystko jeszcze zasnute jest chmurami. Gdzie się podziało zapowiadane słońce?

Na hali warunki śniegowe są już bardzo przyzwoite - gdzieniegdzie co prawda wystają małe kępki borówczysk, ale tutaj da się już jechać! Odpinam foki i "dla wprawki" zjeżdżam halą na dół, aż do skraju lasu - w końcu to mój pierwszy "puchowy" zjazd w tym roku w Beskidach… Wracam pod szczyt - szlak zanurza się tutaj znowu w las, a na samym wierzchołku skręca pod kątem prostym w lewo - kto nie ma ambicji zdobycia właściwego wierzchołka Muńcuła - ten spokojnie może z górnej części hali zjechać wzdłuż krawędzi lasu na południe - po kilkuset metrach z powrotem spotkamy się z zielonym szlakiem.

Dalej szlak zanurza się w piękny bukowy las - teren rezerwatu Muńcuł. Przy dobrych warunkach czeka nas tu ładny zjazd dość szeroką przecinką na grzbiecie - po kilkudziesięciu metrach okazuje się jednak, że śnieg został zwiany z grzbietu i jest go za mało. Po pierwszym najechaniu na kamień, zdejmuję narty i dalej schodzę już "z buta" - zdecydowanie szkoda sprzętu. W ten sposób docieram do przełęczy Kotarz. Przechodzi przez nią droga leśna z Soblówki do doliny Danielki, którą zamierzam wykorzystać przy powrocie. Sprawdzam stan pokrywy - na drodze leży co najmniej 15 cm śniegu, więc ze zjazdem nie powinno być problemu…



Ruszam dalej pod górę - przede mną krótkie podejście na Wiertalówkę, a potem marsz połogim grzbietem. Niestety u góry znowuż okazuje się, że śniegu jest za mało. Na dodatek w końcu wyszło zapowiadane słońce i warunki śniegowe na stokach o południowej ekspozycji zaczynają się szybko zmieniać - śnieg "siada", a tam gdzie jest go niewiele - szybko zaczynają wychodzić na wierzch kamienie. Kolejny kilometr trasy pokonuję więc znowuż z nartami przytroczonymi do plecaka. Kiedy zaczyna się ostatnie już podejście na Rycerzowi, szlak wchodzi w młodnik i śniegu znowu "przybywa". Przypinam ponownie narty i zaczynam iść w górę.

Wkrótce wychodzę na skraj hali Rycerzowej - tutaj faktycznie warunki śniegowe są świetne - świeży, lekko przewiany śnieg, którego jeszcze nie zdążyło "przytopić" słońce. Podchodzę na szczyt, mijając mały szałas. Z lewej otwierają się widoki - z morza mgieł i chmur wyłaniają się kolejne szczyty, tworząc niesamowitą scenerię. Gdzieś nad chmurami, na południu, grzeją się w słońcu Tatry, a zza ośnieżonego grzbietu Wielkiej Rycerzowej wychyla się poszarpany szczyt Rozsutca w Małej Fatrze. Jeszcze tylko kilkadziesiąt kroków i stoję pod szczytem. Odpinam foki, przez chwilę jeszcze podziwiam krajobraz, po czym ruszam w dół, pomiędzy drzewa w kierunku niewidocznego jeszcze stąd schroniska.

Po kilkudziesięciu metrach, przecinając jeszcze dwa pasy lasu wyjeżdżam w końcu na właściwą halę. Jest ona bardzo urozmaicona, pofalowana, z kilkoma malowniczymi grupami drzew - przez kilka minut można poszaleć pomiędzy ośnieżonymi świerkami, by w końcu dotrzeć przed drzwi schroniska. Cóż - trzy i pół godziny podejścia, by przez kilkanaście minut poszaleć w puchu… Ale warto było - nie mam wątpliwości!



Godzinny odpoczynek w schronisku pozwala posilić się i zregenerować siły. Słońce operuje jednak coraz mocniej, a z dachu schroniska zaczyna coraz mocniej kapać topiący się śnieg. Trzeba wracać. Początkowy odcinek drogi powrotnej jest podobny - trzeba z powrotem dotrzeć do przełęczy Kotarz. Na początku zjeżdżam łagodnie nachylonym trawersem, którym biegnie żółty i czarny szlak do Soblówki - a gdy już dotrze on do skraju hali - trzeba odpiąć narty i podejść kilkadziesiąt metrów w lewo, za znakami żółtymi, by znów znaleźć się przy zielonym szlaku. Jeszcze kilkaset metrów w dół, przez młodnik, da się zjechać, ale potem, aż do samej przełęczy trzeba już odpiąć narty. Oczywiście przy obecnych warunkach śniegowych - przy "normalnej" zimie można zjechać cały ten odcinek.

Na przełęczy - przykra niespodzianka. Drogą, którą chce zjechać w dół przejechało w międzyczasie kilka quadów - koleiny, rozjechany śnieg, kamienie na wierzchu. No cóż - nie pozostaje nic innego, jak tylko dalej pójść na piechotę. Zjazd do doliny Danielki liczy prawie 8 km, więc perspektywa schodzenia w dół całego tego odcinka - dość marna. Na szczęście po 2 km trasa quadów schodzi gdzieś w bok i mogę już normalnie zjechać. W kilkanaście minut jestem na dole, przechodzę w bród potok i docieram do samochodu. W porównaniu z porankiem - wszędzie już o połowę śniegu mniej…

Trasa:
Dolina Danielki (Ujsoły) - Szczytówka - Przełęcz Kotarz - Rycerzowi - Bacówka PTTK na Rycerzowej - Przełęcz Kotarz - Dolna Danielki (Ujsoły)
Długość: 25 km
Suma podejść: ok. 900 m

pk/skionline.pl

Partner sprzętowy



www.fischersports.com

skionline.pl
Tagi: #skitury #skitouring #wedrówki na nartach #sprzęt #fischer #rycerzowa

powrót

Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
Jeżeli chcesz otrzymywać cotygodniowy,
bezpłatny narciarski serwis informacyjny skionline.pl
dopisz się do naszego newslettera.


Booking.com