Pod niebem Słowenii i Karyntii - 9. edycja Skiopening z Neckermann’em | 2016.12.20 |
| Pod niebem Słowenii i Karyntii - 9. edycja Skiopening z Neckermann’em |
|
Ostatni tydzień - od 11 do 16 grudnia spędziliśmy w Alpach Południowych - w Słowenii i Karyntii. Na zaproszenie Necckermann Podróże, jednego z wiodących biur podróży, w ofercie którego znajdują się wyjazdy narciarskie, mieliśmy okazję wziąć udział w dziewiątej edycji Skiopening. Tym razem główną siedzibą imprezy była Kranjska Gora położona u stóp przepięknych Alp Julijskich, ale jeździliśmy także w karynckich kurortach Gerlitzen i Nassfeld. Samo miejsce naszego pobytu świetnie korespondowało z postacią głównej gwiazdy Skiopening’u - Adamem Małyszem. Zapraszamy na krótką relację z tego bardzo ciekawego wydarzenia.
Słowenia powoli, ale systematycznie wdziera się do świadomości polskich narciarzy, jako miejsce gdzie można spędzić urlop zimowy. Tutejsze ośrodki, których jest w sumie kilkanaście, należą do małych i średnich kurortów zimowych, w skali całych Alp, lub choćby nawet sąsiedniej Austrii nie prezentują się może zbyt okazale, ale mają to coś, co powoduje, że chętnie się tu przyjeżdża - piękne położenie, wspaniały górski klimat, odznaczający się bardzo dużą ilością dni słonecznych, a także coś, co bliskie jest zwłaszcza narciarzom z Polski, Czech i Słowacji - poczucie swojskości, które pogłębia się jeszcze z chwilą, kiedy zaczynamy rozmawiać z ludźmi - nad wyraz miłymi i sympatycznymi.
Spośród największych narciarskich kurortów w Słowenii, Kranjska Gora ze swoimi 20 km tras zjazdowych zajmuje dopiero piątą pozycję - więcej tras jest w stacjach Mariborsko Pohorje (41 km), Krvavec (30 km), Kanin-Sella Nevea (30 km) i Vogel (22 km). Kranjska Gora jest jednak najbardziej znana, pod względem historycznym trochę przypominając nasze Zakopane - jest bramą wejściową w Alpy Julijskie, które Słoweńcy otaczają czcią tak samo wielką jak my Tatry, tutaj narodziło się słoweńskie narciarstwo, tutaj budowano pierwsze wyciągi, tutaj w końcu odbywają się najsłynniejsze zawody - zjazdowy puchar świata FIS na Vitrancu, a także znany doskonale chyba wszystkim w Polsce - Finał Pucharu Świata w Skokach w Planicy (która leży w sąsiedniej dolinie).
|
Kranjska Gora fot. P.Klimek/skionline.pl |
|
Oczywiście są też i spore różnice - Kranjska Gora pozostała miejscowością niewielką, o kameralnym klimacie, dalekim od zgiełku Krupówek, dzięki czemu wizyta tutaj jest naprawdę odpoczynkiem. Miasteczko jest przede wszystkim punktem wyjścia do uprawiania górskich aktywności - trekkingu, wspinaczki, w zimie narciarstwa zjazdowego i biegowego; tutaj "szpan" to zdobycie szczytu, o którym pogada się wieczorami ze znajomymi lub innymi turystami w knajpie przy winie czy piwie; pozerów - brak. Z punktu widzenia narciarza różnica jest przede wszystkim taka, że Kranjska Gora pozostała liczącym się centrum narciarskim, podczas gdy rola Zakopanego w tej materii z roku na rok (jak na razie) maleje. Choć sprawiedliwie oceniając - takiego spektakularnego terenu jak u nas Kasprowy tutaj nie znajdziecie. W każdym razie nie w Kranjskej Gorze.
Jeśli chodzi o same możliwości jazdy na nartach - w Kranjskej Gorze znajdziemy 20 km tras zjazdowych. Są to w połowie (10 km) trasy niebieskie, dobre dla początkujących i dzieci, pozostała połowa tras - to czerwone i czarne zjazdy, z długim na 1200 metrów zjazdem pucharowym spod Vitranca na czele. Wszystkie trasy i wyciągi położone są na północnych w północno-wschodnich stokach góry Vitranc, która jest jednym z odgałęzień Ciprnika (1746 m n.p.m.). Największa deniwelacja w ośrodku sięga 470 metrów, najwyższy punkt osiąga wysokość 1295 m n.p.m.
|
Kranjska Gora fot. P.Klimek/skionline.pl |
|
Trasy i wyciągi skupione są w trzech sektorach - bezpośrednio przy centrum miasta, gdzie znajduje się kilka dużych hoteli, stoją dwa krótkie krzesła i trzy orczyki, przy których dominują łatwe zjazdy. Trzecia kanapa wychodząca z tego terenu przerzuca do drugiego sektora - bezpośrednio pod szczytem Vitranca, gdzie znajdują się najtrudniejsze, najstromsze trasy zjazdowe. Nosi on nazwę Podkoren 1. Trzeci sektor - Podkoren 2 - to znowu tereny z łatwymi trasami - obsługują je trzy równoległe orczyki dwuosobowe krzesło. W sumie - cały ośrodek nie jest zbytnio urozmaicony, jak na warunki alpejskie, w Polsce można go przyrównać trochę do Szczyrku, choć jak na razie infrastruktura tutaj jest lepsza, z drugiej strony Szczyrk jednak jest bardziej "otwarty" i widokowy.
Pierwszy dzień otwarcia sezonu przeznaczony był właśnie na jazdę w Kranjskej Gorze. Jak przystało na prawdziwy alpejski kurort - można tu prosto z hotelu (spaliśmy w położonej w centrum "Ramadzie") pójść na stok. Niestety - do jazdy udostępnione były w czasie naszego pobytu tylko cztery wyciągi - dwa krzesła i dwa orczyki położone przy samej Kranjskej Gorze. Nie jest to zbyt dużo (ok. 4 km tras), przy czym zaznaczyć trzeba, że to co było otwarte - przygotowane było do jazdy znakomicie. Twardy, ale nie oblodzony stok, idealny do szybkiej jazdy, w połączeniu z bardzo małą ilością narciarzy na stoku dawał możliwość "wyjeżdżenia się". Niewielką ilość otwartych tras rekompensowało słońce, które towarzyszyło nam przez cały tydzień. Mimo wszystko więc pierwszy dzień - zdecydowanie udany.
Dużo słońca, mroźne noce i nieco cieplejsze dni, całkowity brak naturalnego śniegu poniżej mniej więcej 2300-2500 m n.p.m. - takie warunki panują nie tylko w Słowenii, ale w zdecydowanie przeważającej części Alp. I nie jest to sytuacja normalna dla tego terenu. Nasi przyjaciele, mieszkający w Lublanie od 10 lat, zdecydowanie potwierdzili, że tak małej ilości śniegu, jak obecnie, w tym czasie tutaj jeszcze nie było. Z drugiej strony - dzięki instalacji zaśnieżającej i mroźnym nocom, stopniowo udaje się uruchomiać kolejne trasy. Tak więc mimo braku opadów, od końca roku powinna być w Kranjskej Gorze otwarta większość tras.
|
Gerlitzen fot. P. Klimek |
|
Kolejny dzień (wtorek) to wyprawa w poszukiwaniu większej ilości tras do sąsiedniej Karyntii. Wybraliśmy jeden z bliżej położonych terenów - Gerlitzen. Ta wysoka na 1911 m n.p.m. góra wznosi się niedaleko Villach, dolny parking przy miejscowości Annenheim, która leży nad malowniczym jeziorem Ossiacher See, położony jest kilka minut jazdy od węzła przy autostradzie. Stąd startuje dość wiekowa kolej (bardzo podobna do starej gondolki w Tatrzańskiej Łomnicy), która wywozi na wysokość 1500 m n.p.m. Stąd dalej w górę zaczynają się już tereny zjazdowe.
Gerlitzen to jakby Kronplatz w miniaturze - z kilku strony wyjeżdżają do góry krzesła, które spotykają się praktycznie na samym szczycie góry, gdzie znajdują się także restauracje, schroniska i hotel. Wyrastający ponad górną granicę lasu wierzchołek jest też znakomitym punktem widokowym na całą Karyntię, a także sąsiednie partie Słowenii i Włoch. Stąd dopiero możemy dobrze ocenić skalę "śniegowej katastrofy" - białe są tylko same wierzchołki najwyższych szczytów, poza nimi krajobraz przypomina raczej jesienny trekking niż narciarskie otwarcie sezonu…
|
Gerlitzen fot. P. Klimek |
|
Jednak mimo braku naturalnego śniegu, na Gerlitzen można pojeździć nieco więcej niż w miejscu gdzie mieszkamy. Z 41 km tras otwartych jest 17 km zjazdów, głównie czerwonych i niebieskich tras. Wzdłuż każdej z czterech wyjeżdżających na szczyt kanap przygotowany był co najmniej jeden zjazd. Zdecydowanie najciekawiej prezentowała się najdłuższa trasa w całym ośrodku - 6,5-kilometrowej długości Klösterleabfahrt. Przy jeździe na śniegu z armatek, szybko potrafi rozgrzać mięśnie… Z kolei najlepiej przygotowana - w naszym odczuciu, prawie na całej szerokości, była trasa Neugarten Speer (nr 24), biegnąca wzdłuż 8-osobowej kanapy. Mimo tylko częściowego otwarcia ośrodka, sześć godzin w słońcu i przyjemnym mrozie (cały czas gdzieś bliżej lub dalej furczały pracujące na pełnych obrotach armatki…), z bajecznymi widokami, pozwoliły zaliczyć ten dzień zdecydowanie na plus.
|
Adam Małysz fot. P. Klimek |
|
Środa przeznaczona była w mniejszej części na jazdę na nartach, głównym punktem programu było bowiem zwiedzanie kompleksu skoczni narciarskich w Planicy, w towarzystwie samego Adama Małysza. Trzeba przyznać organizatorom z Neckermann Podróże, że zapewnili wszystkim uczestnikom Skiopening’u niesamowite przeżycie. Zwłaszcza moment, kiedy na szczycie Letalnicy (największej, mamuciej skoczni) Adam w pełnym słońcu opowiadał o skokach, o swoich przygodach, zwycięstwach i porażkach, kiedy odpowiadał praktycznie na wszystkie pytania grupy - a trzeba przyznać, że potrafi opowiadać nie tylko barwnie i z humorem, ale przede wszystkim autentycznie - na długo pozostanie w pamięci wszystkich uczestników imprezy.
|
Planica, skocznie narciarskie fot. P. Klimek |
|
W głównym budynku, przebudowanego kompleksu skoczni, który jest nie tylko pięknie położony, ale i bardzo nowoczesny (nawet Adam Małysz wypowiadał się o tym miejscu w samych superlatywach i z pewną zazdrością), można było spróbować swoich sił na symulatorze skoków. Znajduje się tu także bardzo ciekawa wystawa historii skoczni i skoków w Słowenii. Nie da się ukryć pewnego wzruszenia, stojąc przed "ścianą sław", czyli rekordzistów Letalnicy (wcześniej nazywana skocznię Velikanką) i czytając nazwiska trzech polskich rekordzistów obiektu - Stanisława Marusarza (w 1935 roku skoczył tu 95 metrów), Piotra Fijasa (w 1987 roku skoczył 194 metry, który to wynik był rekordem aż przez 7 lat) i w końcu Adama Małysza, który w 2003 roku skoczył tu 225 metrów.
|
Nassfeld fot. P. Klimek |
|
Wielką atrakcja Letalnicy jest możliwość choćby częściowego wcielenia się w rolę skoczka dzięki jednemu z największych zjazdów linowych zipline w Słowenii. Lina tej ogromnej tyrolki rozpięta jest dokładnie nad rozbiegiem i bulą skoczni, a meta - po przejechaniu ponad 556 metrów z prędkością dochodzącą do 85 km na godzinę znajduje się tam, gdzie skoczkowie odpinają zazwyczaj narty. Startuje się z tarasu umieszczonego powyżej belek startowych, a w najwyższym miejscu lotu pędzi się około 50 metrów nad ziemią. Wrażenia są niesamowite - polecamy wszystkim, którzy z łatwością i znawstwem komentują i krytykują skoczków przed telewizorem…
Ostatni dzień naszego wyjazdu - czwartek - to znowuż wyprawa do Karyntii "w poszukiwaniu śniegu i tras zjazdowych". A pierwotnym planie mieliśmy jeździć we włoskim Tarvisio, jednak tutaj warunki w ogóle wykluczały jazdę. Warto zwrócić uwagę natomiast w tym miejscu na samo położenie Kranjskej Gory - nawet jeśli znudzi nam się jazda w samej miejscowości - do godziny drogi mamy tutaj wybór kilku dużych ośrodków w trzech krajach! Nasz wybór padł na "Perłę Karyntii" - Nassfeld położone 60 km na zachód, na granicy austriacko-włoskiej.
|
Nassfeld fot. P. Klimek |
|
O samym Nassfeld długo by opowiadać - zainteresowanych zapraszamy do lektury naszych reportaży ze zwiedzania ośrodka - (link), a także z bardzo ciekawej imprezy, która co roku odbywa się na stokach kurortu - Najdłuższy Gigant Świata. Z kronikarskiego obowiązku wspomnimy tylko, że spośród 110 km tras zjazdowych otwartych było około 30 km, głównie czerwonych zjazdów. Warunki - w alpejskim standardzie: twardo, szybko, idealnie równe stoki, a do tego tak niewielu narciarzy, że na niektórych trasach byliśmy najzwyczajniej w świecie sami! Dlatego - jeśli ktoś ponad różnorodność tras przedkłada szybkość - niech jedzie na południe Alp, znajdzie tam (na przekór pogodzie, która nie chce sypnąć śniegiem) znakomite warunki do jazdy!
Tak w ogólnym zarysie wyglądał nasz pobyt na Neckermann Podróże Skiopening 2016. Z pewnym żalem opuszczaliśmy gościnną Słowenię i jej sąsiadkę - słoneczną Karyntię. Z pewnością w przyszłym roku postaramy ponowie wybrać się na kolejne (a będzie to jubileuszowa, 10 edycja) otwarcie sezonu, zwłaszcza że mocno zaprzyjaźniliśmy się z ekipą organizatorów. Na szczęście smutek pożegnania osłodziła nieco informacja, że w polskich górach - śniegu nie brakuje…
pk/skionline.pl
|
Tagi: #ośrodki narciarskie #słowenia #austria #nassfeld #alpy #neckermann
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Booking.com
|