Piękna zima tej wiosny w Zieleńcu… | 2018.03.23 |
| Piękna zima tej wiosny w Zieleńcu… |
|
Marzec uchodzi za najlepszy miesiąc dla narciarzy. Teoretycznie wtedy powinno być najwięcej śniegu, najlepsza pogoda, dzień jest stosunkowo długi, a ruch na stoku - zazwyczaj niewielki. Do tego jeszcze dochodzą niższe niż w głównym sezonie ceny, a często promocje typu "freeski", kiedy przy wykupieniu pakietu pobytowego, karnet otrzymujemy za darmo. Tradycyjnie w połowie marca wybraliśmy się do Zieleńca, sprawdzić, czy tak faktycznie jest. Słońca nie zaznaliśmy, bo zaskoczył nas atak zimy, ale warunki do jazdy - znakomite. Oto krótka relacja z miejsca, gdzie otwartych jest ponad 20 km tras, a pokrywa śniegowa przekracza miejscami 80 cm - zapraszamy!
Warto przeczytać: Zobacz także: Nie będziemy ukrywać, że Zieleniec po prostu lubimy. Jest bowiem jednym z tych ośrodków, gdzie sezon trwa naprawdę długo. Dzięki bogatej bazie noclegowej i atmosferze kurortu zagubionego w górach (praktycznie nie widać stąd żadnej innej miejscowości) nawet w marcu ruch nie koncentruje się tylko w czasie weekendów, ale rozkłada na cały tydzień. Duża w tym zasługa akcji promującej pobyty w kurorcie, obowiązującej od 5 do 29 marca. Jeżeli w tym czasie przyjedziemy do Zieleńca na cztery lub więcej dni - karnet otrzymamy za darmo (ważny na wszystkie wyciągi od 9-tej do 16-tej, jeden dzień mniej niż nasz pobyt - czyli przy pobycie 5-dniowym, należy nam się karnet 4-dniowy). Więcej szczegółów i listę obiektów uczestniczących w akcji można znaleźć na stronie ośrodka - www.zieleniec.pl/karnet-free-ski
O tej porze roku świetnie widać znakomity - z punktu widzenia uprawiania narciarstwa - klimat miejscowości. Jadąc w stronę Zieleńca przez Sudety - śniegu prawie nie widać, co nawet w pewnym momencie nas zaniepokoiło. Ale kiedy zjeżdża się z krajowej "ósemki" za Dusznikami, na podjeździe pojawia się coraz więcej śniegu po bokach drogi, a w samej miejscowości - śniegu jest całkiem sporo, nie tylko na trasach. Duża wysokość (jak na Sudety, oczywiście) i otoczenie sporych masywów górskich sprawia, że śnieg utrzymuje się tu czasami nawet do połowy kwietnia. Pod tym względem Zieleniec więc nas nie zawiódł.
Naszą bazę na najbliższe dwa dni ustanowiliśmy w hotelu "Zieleniec", wygodną nie tylko ze względu na dobre zaplecze relaksacyjne, ale także położenie tuż przy stoku i orczyku - z hotelowej narciarni w 2 minuty można być na trasie. Prawdę mówiąc - większość pensjonatów w Zieleńcu oddalona jest od wyciągów od maksymalnie 5-8 minut marszu - na tym między innymi polega wielki urok i stąd bierze się popularność tej miejscowości.
Zazwyczaj większość narciarzy rozpoczyna swoją przygodę z Zieleńcem od centralnie położonej 6-osobowej kanapy Winterpol, z charakterystycznymi pomarańczowymi osłonami. Wielu z nich zachowuje się wręcz tak, jakby nic innego poza tym wyciągiem tutaj nie działało. Cóż - nie można tego zabronić, my jednak proponujemy każdemu krotką wycieczkę, która nie zajmuje więcej niż 2-3 godzinki, by poznać cały ośrodek i znaleźć dobre miejsce dla siebie.
Jako że nocujemy w "Zieleńcu" dzień rozpoczynamy od zjazdu w dół, do dolnej stacji 4-osobowej kolei Mieszko, którą wyjeżdżamy do góry i… możemy się zastanowić co robić dalej. Można tu rozgrzać się trochę na prostych trasach w okolicach kamiennego kościoła św. Anny (szczególnie malowniczo wygląda on wieczorem). Lub pojechać dalej, do 4-osobowego krzesła W5. Wyjeżdżamy nim do góry, po czym zjeżdżamy charakterystycznym przejazdem nad szosą, wybieramy wariant z prawej strony i pustym, szerokim - idealnym do jazdy szerokimi zakrętami - stokiem osiągamy dolną stację. W kilka minut jesteśmy z powrotem u góry. Można stąd zjechać w prawo na górną część wspomnianego stoku, lub zjechać wzdłuż słupów kolei - jest tu nieco stromiej, ale co ważniejsze, dzięki zacienieniu, stok jest twardy przez dłuższy czas.
Tym razem mieliśmy możliwość zażyć jazdy wieczornej na W5 - kolej nie pracuje od 16.00 do 18.00, a w tym czasie stok jest ratrakowany. Spory mróz sprawił, że wyrównana trasa dość szybko "zmarzła" - warunki do jazdy w ciągu następnych dwóch godzin były wręcz idealne, a do tego lekka mgiełka powodowała, że jazda w takiej aurze miała nieco magiczny wymiar…
Pierwszego dnia naszego pobytu mieliśmy jeszcze typowo wiosenną pogodę - w nocy lekki mróz, w dzień słońce i temperatury sięgające 5-8 stopni (w cieniu). Potem jednak zaczął się "atak" zimy. W ciągu jednej nocy padło 10 cm śniegu, w ciągu następnej - kolejne 20 cm. Temperatura w tym czasie cały czas spadała, tak że pod koniec mieliśmy już na zewnątrz 10 stopni mrozu. Nieco wiało, ale warunki na trasach były doskonałe - żadnych muld ani odsypów.
Od dolnej stacji W5 można wybrać się dalej w stronę wyciągu W6, popularnej "Szóstki" Winterpolu (nie należy mylić jej z 6-osobową kanapą). Jest to długi na ok. 600 metrów orczyk, pokonujący 170 metrów różnicy poziomów. Po obu jego stronach biegną dwie czerwone trasy, szerokie, w dolnych częściach dość strome. Po kilku minutach jesteśmy mocno zaskoczeni. Panują tu zdecydowanie najlepsze warunki o tej porze dnia w całym Zieleńcu. Kilka zjazdów pozwala w końcu popracować mocniej mięśniom. Widać, że to miejsce dla "wtajemniczonych" - podczas, gdy 90 % narciarzy walczy o tej porze dnia przy wygodnej kanapie - tutaj, za cenę braku tejże wygody, można bardzo wydajnie pojeździć. Pamiętajmy tylko, że trasa otwarta jest pod koniec sezonu tylko przy większym ruchu narciarzy.
Ponownie dostajemy się na krzesło W5, a z góry, długim trawersem, przecinając trasę talerzyka i mijając sporą rynnę snowboardowi, zjeżdżamy w kierunku serca Zieleńca - "pomarańczowej" kanapy Winterpol. Ruch tutaj dużo większy niż w północnej części stacji, ale i tak czas oczekiwania nie przekracza 2-3 minut. Słońce przygrzewa coraz mocniej, ale stok, nawet w najstromszym miejscu, prezentuje się jeszcze całkiem dobrze. W górze mijamy charakterystyczne, jedyne w Polsce, "skrzyżowanie" dwóch kolei linowych (w dole pod nami 4-osobowa kanapa Gryglówka), po czym osiągamy górną stację.
Można stąd zjechać na dół na kilka sposobów - najciekawszy jest zjazd tuż przy kolei, w środkowej części nieco mocniej nachylony, dający możliwość nieco większego "obciążenia" desek. Którymkolwiek wariantem by się nie pojechało - jazda kończy się po krótkim czasie przy dolnej stacji kanapy Winterpolu lub przy Gryglówce. Trasy są tu bardzo szerokie (właściwie mamy do czynienia z wielka narciarską łąką, szerszą nawet od białczańskiej Kotelnicy), ale krótkie - teren nadaje się do szybszej jazdy tylko przy niewielkim ruchy na stoku, ale trochę jednak brakuje "długości".
Z górnej stacji Winterpolu można w kilka minut lasem wśród drzew - nie ma trasy, ale ślady są wyraźne, a warunki śniegowe pozwalają na jazdę - na trasę nr 1 na Nartoramie. Pod względem narciarskim - długość i różnorodność tras - Nartorama prezentuje się bodaj najlepiej z całego Zieleńca. W tym sezonie też w końcu trasy były przygotowane ja należy - kilka godzin tu spędzonych to była nasza najlepsza jazda na Nartoramie od czasu wybudowania kanapy! Obie czerwone trasy równe i dobrze przygotowane praktycznie przez cały dzień. Z kolei niebieska trasa, która od górnej stacji krzesła prowadzi w kierunku czeskiego schroniska pod szczytem Šerlicha, a potem szerokim łukiem wraca - nadaje się dla początkujących i mniej wprawnych narciarzy. Sporą atrakcją dla narciarzy (podsłuchaliśmy jadąc kanapą do góry, że tak właśnie jest) może być wizyta w Masarykovej Chacie - czeskim schronisku oddalonym o 400 metrów od górnej stacji Skyway Express (dostać się tam pomaga poziomy talerzyk), jednak szybciej jest podjechać łyżwą płaskim fragmentem trasy. W rzeczy samej - schronisko ma tradycyjny charakter, dużą jadalnię, klasyczne czeskie menu (ze smażonym serem, "svičkovą na smetane" i knedlami) i dobre, czapowane piwo. Dodajmy, że ceny są tu bardzo atrakcyjne, a płacić można zarówno w koronach, jak i w złotówkach. Wrócić do pomarańczowej kanapy Winterpolu można jadąc granicznym grzbietem, pod koniec dość płasko, ale końcowe wzniesienie pokonuje się za pomocą klasycznej wyrwirączki (Uwaga - czynna do 17.00!)
Mimo zdecydowanie rodzinnego charakteru Zieleńca, jako stacji narciarskiej (hotelowa klientela w czasie naszego pobytu to w dwóch trzecich rodziny z małymi, przedszkolnymi dziećmi), można polecić to miejsce także bardziej zaawansowanym narciarzom. Rano, po nocnych mrozach warunki są doskonałe, a trasy puste. Później można się przenieść na "Szóstkę" Winterpolu i jeździć do popołudnia. Potem z kolei można zażyć jazdy wieczornej. A na koniec odpocząć na basenie lub w saunie, lub odwiedzić jedną z tutejszych restauracji. Na inne atrakcje raczej nie ma co liczyć o tej porze roku, ale nawet nocny spacer wśród oświetlonych stoków przy lekkim mrozie, w czystym górskim powietrzu jest prawdziwą przyjemnością.
Warunki na stokach pozwalają liczyć, że sezon w Zieleńcu potrwa do początku kwietnia, jeżeli więc ktoś chciałby się wybrać - z ręką na sercu możemy polecić, zwłaszcza w tygodniu.
pk/skionline.pl
|
Tagi: #ośrodki narciarskie #polska #zieleniec ski arena #free ski #tanie narty #szusowanko
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Booking.com
|