Jesienne wędrówki po Południowym Tyrolu | 2016.10.03 |
| Jesienne wędrówki po Południowym Tyrolu fot. Paweł Klimek |
|
Nie od dziś wiadomo, że jesień to najlepsza pora do górskich wędrówek. Przed sezonem zimowym (który tak naprawdę na niektórych lodowcach już trwa) postanowiliśmy się trochę rozruszać. Nasz wybór padł na góry Południowego Tyrolu i najbliższych okolic. Znane z zimowych eskapad okolice, końcem lata prezentują się niemniej wspaniale. Nie przez przypadek Dolomity uznawane są na jedne z najpiękniejszych masywów górskich na świecie!
Jest kilka powodów, dla których warto wybrać się w Dolomity właśnie na przełomie lata i jesieni. Po pierwsze - stabilna, najczęściej słoneczna pogoda. W lecie, kiedy temperatury w dolinach przekraczają poro 20 stopni, szczyty często w okolicach południa zakrywają się chmurami - jesienią zdarza się to dużo rzadziej. Druga sprawa - mniejszy ruch na szlakach. Co prawda Dolomity nie są tak zatłoczone jak nasze Tatry nawet w szczycie sezonu, jednak w niektórych miejscach ruch jest całkiem spory. Jesienią nawet w okolicach najsłynniejszej góry Dolomitów - Tre Cime di Lavaredo jest spokojnie i cicho. Większość schronisk jest otwarta do połowy października, można więc do tego czasu spokojnie wybrać się na wycieczkę nawet z noclegiem w górach. Trzeci wreszcie powód - jesienią ceny noclegów trochę spadają, a że wybór miejsc noclegowych różnych standardów jest w Południowym Tyrolu ogromny, nie ma problemów ze znalezieniem dobrego miejsca w satysfakcjonującej cenie.
Na swoją bazę wybraliśmy mała wioskę Pfalzen niedaleko Bruneck w dolinie Pustertal. Przez okno zaglądała do nas zielona jeszcze kopuła Kronplatz, które w zimie zamienia się w ogromną narciarską karuzelę. Stąd w ciągu tygodnia wybraliśmy się w kilka ciekawych miejsc - nasze wędrówki biegły prostymi szlakami, a nastawiliśmy się raczej na wypoczynek górach, połączony ze zdrową aktywnością, bardziej adrenalinowe wspinaczki via ferratami odkładając na kiedy indziej. Po prostu wybraliśmy się nacieszyć się górami, które skąpane w słońcu, zieleni łąk i różnych odcieniach bieli, szarości i czerwieni skał, wyglądają bardzo spektakularnie.
|
Jesienne wędrówki po Południowym Tyrolu fot. Paweł Klimek |
|
Pierwsze kroki po przyjeździe skierowaliśmy w najbliższą okolicę Pfalzen - w kierunku szczytu Sambock, który liczy 2394 m n.p.m. Nie leży w samych Dolomitach, ale w bocznym ramieniu odchodzącym od głównego grzbietu Alp Zillertalskich. Krajobrazowo jego okolice przypominają bardziej nasze Tatry Zachodnie - długie grzbiety, pokryte rozległymi halami, miejscami bardziej się zaostrzają, a podchodzące od dołu kotły polodowcowe wypełniają małe stawy. Ze szczytu, na który trzeba wędrować około 3,5 godziny, pokonując 1300 metrów różnicy wysokości, pięknie prezentują się położone po drugiej stronie Pustertal szczyty Dolomitów, przeważnie trzech grup górskich - Dolomitów Pragser, Sextnerskich i grupy Odle. Ale w oddali na południu wypatrzyliśmy też pokryty lodowcem północny stok najwyższej w całym paśmie Marmolady.
Największą zaletą wycieczki na Sambock jest jednak przede wszystkim spokój, cisza i możliwość obcowania z górską przyrodą, jakiej w naszych Tatrach już niestety nie można zaznać. Na całej trasie spotkaliśmy może dziesięć osób, a schodząc do bocznej dolinki z kilku metrów obserwowaliśmy kozice i świstaki. Na koniec, odpoczywając na tarasie położonego u stóp góry gasthausu, podziwialiśmy panoramę leżącego w dole Bruneck, nad którym dominuje Kronplatz z zieloną o tej porze roku przecinką czarnej trasy Hernegg - jednej z najbardziej wymagających w tym ośrodku.
Kolejny dzień spędziliśmy już we właściwych Dolomitach. Na początek podjechaliśmy na brzeg jeziora Pragser Wildsee - jednego z najpiękniejszych jezior w Dolomitach. W jego lazurowych wodach odbija się wznoszący się ponad 1300 metrów ponad taflę jeziora szczyt Seekofel, tworząc jeden z najbardziej spektakularnych widoków w tej części gór. W weekendy bywa tu tłoczno - wszak można tu do samego jeziora dojechać samochodem - a momentami brzegi jeziora przypominają klimat znad naszego Morskiego Oka…
Ale wystarczy tylko odrobinę odejść od wygodnej spacerowej ścieżki, by zostać już sam na sam z górami. Na początek wybraliśmy wyjcie na wznoszący się ponad wodami stawu grzbiet Großer Apostel, z którego pięknie prezentuje się w dole jezioro i górujący nad nim Seekofel. Stąd ruszyliśmy na malownicza przełęcz Weisslahnsattel, leżącą u stóp potężnych piargów. Po chwili odpoczynku zdecydowaliśmy się zdobyć pobliski Herrstein (2447 m n.p.m.). Nietrudna wspinaczka, pod koniec dość eksponowana i zakończona kilkunastometrowym łańcuchem pozwoliła zdobyć szczyt, z którego rozciąga się piękny widok na północną część Dolomitów, ale przede wszystkim na dolinę Pustertal i leżące za nią masywy Alp Centralnych - Alpy Zillertalskie, a w oddali także na Alpy Stubaiskie i Wysokie Taury. Wypatrzyliśmy nawet malutki stąd stożek Grossglocknera… Wycieczkę zwieńczyło meczące ale bardzo ekscytujące zejście potężnym piargiem, rozoranym niedawno przez świeże spływy gruzowe.
|
Jesienne wędrówki po Południowym Tyrolu fot. Paweł Klimek |
|
Kolejny dzień zdecydowaliśmy spędzić nieco bardziej na południu, a przy tym nieco odpocząć po trudach dwóch "porządnych" dni górskich. Kilka sezonów temu opisywaliśmy naszą eskapadę na Lagazuoi. Tym razem postanowiliśmy wybrać się tam latem. Przez malowniczą dolinę Badia dotarliśmy na przełęcz Falzarego, skąd ruszyliśmy na szlak. Oczywiście na szczyt można wjechać koleją linową, ale aż tak zmęczeni to nie byliśmy… Zwłaszcza, że wejście na wierzchołek jest bardzo ciekawe, a jego część prowadzi wykutymi w skałach sztolniami. Powstały one w czasie I wojny światowej, kiedy to włoskie oddziały chciały wysadzić w powietrze stanowiska broniących się tu Austriaków. Pokonywanie kilkuset metrów podejścia w ciemności, z czołówkami na głowach, co jakiś czas urozmaicone skalnymi oknami czy pomieszczeniami technicznymi czy też koszarowymi dla żołnierzy idealnie pokazuje bezsens wojny w górskim terenie…
Ze sztolni wychodzi się pod samym budynkiem kolei linowej. Stąd warto jeszcze podejść na szczyt, który leży kilkaset metrów dalej. Widok z tego miejsca jest naprawdę imponujący, a ogrom gór działa na wyobraźnię. Potężne Tofany, oddalone bardziej wierzchołki Sorapisa, Antelao i Pelno, czy w końcu przybrudzony w lecie lodowiec Marmolady - prezentują się znakomicie wśród setek innych widocznych stąd szczytów Dolomitów. Schodzimy w dół znaną nam doliną do schroniska Scottoni, słynącego ze znakomitej kuchni, a stąd do drogi w dolinie Badia.
Następnym celem naszej wycieczki obraliśmy schronisko Dreizinnenhütte z najpiękniejszym widokiem na słynne "Trzy Wieże". Wędrówkę rozpoczęliśmy z Fischleintal, niedaleko Moos (gdzie tak na marginesie - też można w zimie pojeździć na nartach). Stąd długim, ale niezmiernie malowniczym podejściem, pod pionowymi ścianami Einserkofla (jego nazwa, oznaczająca mniej więcej "jedynkę" bierze się stąd, że patrząc z pobliskiego Sexten, słońce stoi nad szczytem dokładnie o pierwszej po południu) wydostaliśmy się na rozległe plateau, z którego widać już fascynującą sylwetkę trzech skalnych zębów Tre Cime. Widok spod schroniska na szczyt naprawdę zapiera dech w piersiach, ale warto podejść na wznoszący się tuż nad jego budynkiem bardzo prosty do zdobycia wierzchołek Sextner Stein, skąd panorama jest jeszcze wspanialsza. W dół zeszliśmy urokliwą i pustą doliną Rienztal, skąd można wrócić do Toblach, a potem także do Bruneck.
|
Jesienne wędrówki po Południowym Tyrolu fot. Paweł Klimek |
|
Ostatni dzień w górach przeznaczyliśmy znowu na Dolomity Sextnerskie - wybraliśmy się na wznoszący się właśnie nad Toblach szczyt Sarlkofel (2378 m n.p.m.). Jest ość mecząca (znowuż 1300 metrów różnicy wysokości), ale też malownicza wędrówka na skalisty szczyt, z którego rozciąga się imponująca panorama, przede wszystkim na leżące po drugiej stronie doliny Rienz szczyty Haunold i Birkenkofel, najeżone dziesiątkami skalnych iglic i wież. Zejście z kolei to przyjemny spacer wśród rozległych alpejskich łąk, a potem przez zasypany piargiem las u stóp szczytu Dürrenstein. Na koniec jeszcze wizyta na malowniczym cmentarzu żołnierskim z I wojny światowej i powrót do naszego Pfalzen.
Tydzień w górach szybko minął, a z wyjazdu wynieśliśmy przekonanie, że - podobnie jak i w zimie - Dolomity to góry nieograniczonych możliwości, w lecie oczywiście głównie wędrówkowych. I to nie tylko dla najlepszych, ale praktycznie dla każdego. Wszystkie nasze trasy były proste technicznie, bardzo dobrze oznakowane, a przy tym niezmiernie spektakularne i malownicze. Z pewnością pojawimy się tutaj jeszcze niejeden raz, i to nie tylko w zimie!
Na koniec warto tylko jeszcze zaznaczyć, że wszystkie trasy, które przeszliśmy, są dostępne zarówno korzystając z własnego samochodu, jak i z komunikacji publicznej, która jest naprawdę perfekcyjna. Autobusy do wszystkich turystycznych miejscowości, a także na przełęcze kursują praktycznie co godzinę, a wzdłuż całej doliny Pustertal biegnie linia kolejowa z często kursującymi lokalnymi pociągami. Oczywiście - do czego Południowy Tyrol przyzwyczaił nas już w zimie - nocując w regionie najczęściej dostaniemy kartę rabatową, dzięki której większość przejazdów komunikacją publiczną jest darmowa, a wiele obiektów i atrakcji oferuje zniżki.
pk/skionline.pl
|
Tagi: #narty #poludniowy tyrol #włochy #dolomity #lagazuoi #pustertal #kronplatz
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Booking.com
|