skionline.plstacje wiadomości Wyślij link znajomemu Wydrukuj Dodaj komentarz

Daleko od wyciągów

2013.11.29
Masyw Chugach Alaska - przyziemienie
Kliknij, aby powiększyć.
Masyw Chugach Alaska - przyziemienie
W zupełnej dziczy, z daleka od wyciągów, ubitych tras, na dziewiczych terenach nieliczni śmiałkowie używają helikoptera zamiast wyciągu narciarskiego. Oto jeden z nich: Rafał Urbanelis - fan narciarstwa pozatrasowego, nauczyciel akademicki, autor bloga NaKreche.com
Ile razy zdarzyło Ci się lecieć helikopterem?
-O jej… Ciężko to tak szybko policzyć…

Mniej więcej.
-… myślę, że między 50 a 100 razy

To sporo.
Hmmm… I tak i nie. Znam ludzi którzy latali setki razy. Po drugie zdarza się często, że jeden lot trwa nie więcej niż 6-7 minut. Więc jak to wszystko pomnożysz - to wyjdzie, że w powietrzu byłem łącznie pewnie nie dłużej niż trwa lot z Warszawy do Londynu w jedną stronę…

Co trzeba umieć, żeby wsiąść do helikoptera z nartami?
Żeby tylko wsiąść? Raczej niewiele. Jakiś podstawowy briefing z zakresu bezpieczeństwa, żeby nie włożyć nart w górny rotor, albo swojej głowy w tylny. Ale przede wszystkim trzeba umieć potem bezpiecznie zjechać z miejsca na które się wleci. Do tego już potrzebne są jakieś umiejętności.

Czy heli-skiing jest dla wszystkich narciarzy?
Może nie dla tych początkujących, ale już narciarz średnio zaawansowany wyposażony w odpowiednio szerokie narty jest w stanie zjechać z tych mniej wymagających górek dostępnych z helikoptera.

Zjazd z Alphubel - Szwajcaria
Zjazd z Alphubel - Szwajcaria

Ile to kosztuje?
Jeśli chcesz wynająć helikopter na wyłączność - to kwoty są astronomiczne. Nie pamiętam dokładnie, bo rzecz jasna nigdy nie próbowałem. Ale jeśli szukasz czegoś tanio - też się oczywiście da. Przede wszystkim musisz zmontować grupę która wypełni helikopter i koszty się rozłożą między ludzi. Musisz też pamiętać, że w Alpach czy w Laponii nie polecisz bez przewodnika, bo w Europie na wszystko są sztywne procedury, co mocno podnosi koszt. Ale już na przykład na Alasce wiele zależy od tego jakiego pilota znajdziesz, i z kim się dogadasz. Jeśli jesteś w stanie poczekać w heliporcie kiedy pilot będzie miał wolną chwilę, dostosować się do niego - możesz znaleźć coś naprawdę tanio. Zdarzyło mi się wlatywać na alaskański dwutysięcznik za 50 dolarów.
Poza tym są sponsorzy. To trudne, żeby kogoś znaleźć, ale na przykład kiedyś udało się zdobyć dofinansowanie od jednego z czołowych producentów aut. Oni dołożyli się nam do helikoptera - a kolega opisał naszą wyprawę do ich magazynu. Jeździliśmy w ich firmowych polarach, były zdjęcia i tak dalej. Dorzucenie się nam do helikoptera nie kosztowało ich majątku i było na pewno tańsze, niż sponsorowanie jakiejś drużyny czy reprezentacji, która ma sztab ludzi i wysokie koszty działania. Jednocześnie firma wpisała się w swoją strategię wspierania działań outdoorowych i utrzymała wizerunek firmy zaangażowanej w sport.

Wspomniałeś o pilotach. Piloci rozumieją narciarzy? Sami jeżdżą?
Dobry doświadczony pilot, który rozumie narciarzy i sam jeździ na nartach to prawdziwy skarb w tym sporcie. Typ śniegu po jakim zjeżdżasz zależy między innymi od pogody jaka panowała w danym miejscu wcześniej tego dnia: czy słońce świeciło bezpośrednio, czy przez chmury, pod jakim kątem, która jest godzina, jaka temperatura panuje na jakiej wysokości, i tak dalej. Moje najlepsze zjazdy w puchu zawdzięczam właśnie takim pilotom, którzy umieli ocenić warunki i dzięki temu wlatywaliśmy na te górki z których zjeżdżało się najfajniej.

A więc to równi goście? Da się z nimi przyjaźnić?
W Europie mam różne doświadczenia. Często wydawało mi się, że Szwajcarzy pozowali trochę na Toma Cruise’a z filmu Top Gun w lotniczych okularach, idealnie wymodelowaną fryzurą i miną typu "nawet nie podchodź do mnie i nie zagaduj". Natomiast Amerykanie, których spotkałem byli naprawdę równi. Większość z nich wyszkoliła się w wojsku podczas wojen w Iraku czy Afganistanie, potem poszła do cywila, i wzięła kredyt na helikopter. Nie udają nikogo, mówią o sobie, że są taksówkarzami. Skromni, super wyszkoleni, w porządku. Widać też, że doskwiera im brak tej adrenaliny znad Bagdadu.

Czy zdarzyły ci się niebezpieczne sytuacje podczas lotu helikopterem?
Bardzo niebezpieczne raczej nie… Można powiedzieć, że zdarzyło się, że byłem wypchnięty ze swojej strefy komfortu. Kiedyś zaliczyliśmy kilka razy tzw. "power landing". Kiedy nie ma miejsca na szczycie, żeby normalnie przyziemić, helikopter zawisa, albo dotyka do góry tylko przednimi częściami płóz dla stabilizacji. Wtedy trzeba dość szybko wyskakiwać. Ale ponieważ narciarz razem ze sprzętem waży często grubo ponad 100kg - to po tym jak wyskakuje, helikopter natychmiast robi się lżejszy o te 100kg i unosi się do góry co pilot musi natychmiast kompensować. Jeśli do tego wyobrazisz sobie porywisty wiatr, a na jeszcze samym szczycie porobiły się po jednej stronie wielkie nawisy do których absolutnie nie możesz się zbliżyć - to łatwo sobie wyobrazić, że takie ćwiczenie nie należy do najbardziej komfortowych. Poza tym niektórzy piloci lubili sobie poszaleć i polatać śmigłowcem lotem ślizgowym, na zwolnionych obrotach wirnika wzdłuż zbocza góry, tuż nad nim. Nie wiem nawet jak to się fachowo nazywa, ale sprawiało im dużo frajdy i chyba nie należało do kanonu bezpiecznych przelotów.

A sama jazda jest niebezpieczna?
Niebezpieczeństwem podczas samej jazdy są głównie lawiny. Staram się być do tego sensownie przygotowany: z jednej strony wożę zawsze ze sobą sprzęt lawinowy, z drugiej strony chodzi również o unikanie lawin, ocenę zagrożenia, warunków - szczególnie jeśli jadę bez przewodnika - to krytyczna umiejętność. Ale to już raczej nieistotne, czy to heli-skiing czy normalna jazda pozatrasowa: do lawin musisz być po prostu porządnie przygotowany. Zarówno od strony sprzętu jak i wiedzy.

Zjazd z Dufourspitze - Szwajcaria
Zjazd z Dufourspitze - Szwajcaria

To jaki sprzęt lawinowy wozisz w plecaku?
Och - napisałem o tym notkę na blogu i zrobiłem nawet zdjęcie zawartości plecaka, na wzór tak modnych ostatnio blogerek-szafiarek (śmiech). A tak na serio, musisz mieć zawsze przy sobie lekką, aluminiową łopatę, sondę lawinową i nadajnik lawinowy. To absolutne minimum. Warto mieć też plecak typu ABS z poduszkami powietrznymi. W Stanach wielu narciarzy jeździ dodatkowo ze sprzętem do oddychania pod lawiną - tak zwanym "Avalungiem", ale ja osobiście uważam, że to przesada.

Ok, a załóżmy, że jestem już średnio-zaawansowaną narciarką, kupiłam ten sprzęt. Co dalej? Od czego zacząć swoją przygodę z heli-skiingiem?
Najlepiej zwrócić się do doświadczonych ludzi. W Polsce człowiekiem który rozkręcał całą scenę freeride, z którym stawiałem swoje pierwsze kroki w tym temacie, i z którym wsiadłem pierwszy raz do helikoptera jest Marcin Kacperek - bardzo doświadczony przewodnik, który prowadzi swoją firmę outdoorową. Wyprawa z kimś takim to okazja przyswojenia niesamowitej ilości wiedzy i zdobycia dużego doświadczenia. Firmy takie jak ta Marcina organizują takie wypady "heli" od A do Z - nie musisz się o nic martwić - nawet narty Ci dadzą jak nie masz. Na pewno będzie drożej niż zjechałabyś sama, ale na początek zdecydowanie poleciłbym oddanie się w ręce kogoś doświadczonego.

Opowiedz gdzie dotychczas latałeś?
Oprócz wymienionej Alaski było jeszcze kilka miejsc… Bardzo duże przewyższenia miałem w Szwajcarii. Lataliśmy wtedy po 2000-3000 metrów wertikala (przyp: od słowa vertical - różnica wzniesień do pokonania). Tam zjechałem ze swojego najwyższego szczytu - Dufourspitze - helikopter przyziemił na około 4500 metrów nad poziomem morza - zjeżdżaliśmy wtedy cały dzień. Oprócz Alaski i Alp - latałem też na granicy szwedzko-norweskiej na samym czubku Europy - w Laponii. To z kolei doświadczenie podobnej jak na Alasce niesamowitej dziczy, pustkowia, i jedności z naturą, z górami. Tam nie ma domków i wiosek w każdej dolinie. Jesteś wtedy sam w górach na dziesiątkach tysięcy kilometrów kwadratowych. Niesamowite uczucie.

A gdzie jeszcze chciałbyś jeszcze spróbować heli-skiingu?
Jest wiele miejsc… (pauza)

Wymień kilka.
Mam nadzieję, że polatam w tym sezonie w Gruzji. Bardzo chciałbym pozjeżdżać w Ameryce Południowej: w Chile jest kilka heliportów w Andach - to może za rok. Również Kamczatka mnie ciągnie: latają tam stare rosyjskie Mi-8 z demobilu. To wielkie śmigłowce transportowe. Taki latający autobus zabiera na pokład kilkanaście osób, więc koszt paliwa i wynajęcia pilota może się bardzo rozłożyć. Nie jestem tylko pewien jak jest tam z bezpieczeństwem. (śmiech)

Chile, Alaska, Gruzja, Laponia… To wszystko nie brzmi jak chleb powszedni dla przeciętnego narciarza.
Uwierz mi, że to da się robić nie jeżdżąc wcale jak Doug Coombs. Moje umiejętności są, powiedzmy, na poziomie niezłej, ale wciąż rekreacyjnej jazdy na nartach. Każdy może to zrobić przy odrobinie samozaparcia.

Oglądałam filmy z heli-skiingu jakie pokazujesz na swoim blogu. Jednak nie wygląda to tak prosto jak opowiadasz…
(śmiech) Wiesz… to jest tak, że jak dobrze zmontujesz taki film, zostawisz same fajne kawałki, wytniesz dłużyzny, i do tego podłożysz jakąś muzykę - to rzeczywiście może robić jakieś wrażenie.

Co chcesz powiedzieć nam na koniec?
Hmmm. Przede wszystkim - zapraszam na swojego bloga! Adres podałaś? NaKreche.com.

Podałam. Dziękuję za wywiad.
Ja również!

skionline.pl
Tagi: #freeride #heli skiing #rafał urbanelis

powrót

Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
Jeżeli chcesz otrzymywać cotygodniowy,
bezpłatny narciarski serwis informacyjny skionline.pl
dopisz się do naszego newslettera.


Booking.com