Wengen - zjazd dla najtwardszych! | 2014.01.14 |
| Christof Innerhofer w Wengen |
|
Szwajcaria to dość dziwny kraj. Sporo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do tamtejszych realiów. Pierwszego dnia zawsze zadziwia legendarna punktualność, spokój, prządek i kultywowanie tradycji. To może być trudne dla urodzonych na naszej szerokości geograficznej, o tych z południa nie wspominam. Zadziwia spokój - wszystko poukładane już dawno temu wciąż sprawnie funkcjonuje. O cenach nie będę się rozpisywał, bo onieśmielają, ale wiadomo, że jest to miejsce dla gentelmanów, którzy o pieniądzach nie rozmawiają. Po prostu je mają.
U podnóża imponujących Alp Szwajcarskich turystyka wystartowała na początku dwudziestego wieku. Szczęśliwie dla lokalnych mieszkańców w rejon ten trafili pierwsi turyści z Wysp Brytyjskich. Dalej wystarczyło już tylko solidnie przygotować infrastrukturę dla miłośników narciarstwa i biznes ruszył. Tak powstała potęga turystyczna całego rejonu, na którym leży również Wengen. Co ciekawe, napędzona pierwotnie przez Brytyjczyków.
Pierwsze zaskoczenie to absolutnie równe traktowanie wszystkich. Nie ma wyjątku, wszyscy muszą zostawić samochód na parkingu i do hotelu dojechać pociągiem. Niby nic strasznego, ale biorąc pod uwagę ilość sprzętu jaką wożą zawodnicy PŚ, ten temat dla serwisantów wydaje się sporym kłopotem. Tak tu jest i trzeba sobie radzić ładując wszystko do ogromnych przyczep. Takie same zasady działają rano. Nieważne czy nazywasz się np. Didier Cuche. O 6.45 (jeszcze jest ciemno) bierzesz swoje narty w rękę i czekasz na pociąg, taki dosyć starodawnie wyglądający zestaw wagonów napędzanych zębatką. Tym pociągiem wszyscy dojeżdżają w rejon startu. Oczywiście jest i konduktor. I tak spokojnie, punktualnie i powoli wszyscy dojeżdżają w rejon startu zawodów na Kleine Scheidegg. Co ciekawe, w tym miejscu można się przesiąść do kolejki na Jungfrau 3450 m n.p.n., gdzie znajduje się najwyżej położony dworzec kolejowy w Europie.
Widok ze startu jest niesamowity. Przed sobą mamy północną ścianę Eigeru - Mordwand, jak nazywają ją miejscowi. To ponad 1800-metrowa skała, która pokonała już wielu wspinaczy. Pierwsze skręty na trasie zjazdowej nie robią specjalnego wrażenia. Szerokie łąki, długie łuki. I tak rozpędzając się do 120 kmh zawodnik dociera do niezwykle efektownie wyglądającego skoku, który nazywa się Hundschopf ("głowa psa"). Lot około 50 m i trzeba błyskawicznie złapać krawędź na trawersie przed skrętem o 180 stopni. Z prędkością blisko 100 km na godzinę zawodnik wjeżdża w wąską trasę i pokonuje Kernen S - mostek na szerokość jednego samochodu. To kluczowe miejsce dla zwycięstwa. Kto tutaj wytraci prędkość długo nie będzie miał się gdzie rozpędzić. Moim zdaniem tylko tradycja tłumaczy rozgrywanie zawodów na trasie Lauberhorn. W dzisiejszych czasach na pewno trasa nie dostałaby homologacji. Dalej pod mostkiem (górą jedzie kolej) i wjazd na szeroką łąkę, gdzie zawodnicy ponownie nabierają prędkości. W zeszłym roku padł rekord - ponad 160 km na godz. Dalej, na mocno już zmęczonych nogach rozpędzony zawodnik wpada na serię coraz ciaśniejszych łuków przed metą. Długość trasy Lauberhorn to 4455 m. To prawie o kilometr więcej niż inne trasy zjazdowe PŚ.
Sporo anegdot związanych z zawodami usłyszałem trafiając do Start Baru, który jak nazwa wskazuje, znajduje się tuż ponad budka startową. Prowadzi go bardzo kolorowy i rozrywkowy facet. Beny zna wszystkich zawodników, głównie dlatego, że trafiają tam oczekując na start. Pytam, czy rezerwuje bar dla zawodników? - Nie, bar jest otwarty. Zamykam tylko jedno pomieszczenie, ale wstęp do niego maja tylko szwajcarscy zawodnicy - dodaje z rozbrajającym uśmiechem. Opowiadał o Bode Millerze, który usnął wisząc na kijkach koło budki startowej. Powód zmęczenia był oczywisty, można się tylko domyślać, że nie było to w roku, w którym wygrał Lauberhorn (a wygrał dwukrotnie). Albo Didie Cuche, który wpada przed zawodami i krzyczy: - Beny dawaj AC/DC! Zdziwiony barman wyciąga kielicha... (tak nazywa się barowa specjalność - rodzaj żołądkowej gorzkiej) - Nie, nie to! Po prostu zmień tą g…ą muzykę! Było też kilka historii, które nie nadają się do publikowania.
Czekamy więc niecierpliwie na weekend 17-19 stycznia. W Wengen rozegrane zostaną 3 konkurencje:
17 stycznia 2014 - superkombinacja 18 stycznia 2014 - zjazd 19 stycznia 2014 - slalom Wszystkie transmisje na żywo w Eurosporcie.
Marcin Szafrański
|
Tagi: #maciej bydliński #narciarstwo alpejskie #zjazd #wengen
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Szukaj
|