Michael von Grueningen | 2002.10.04 | SKI: Za to w St. Anton był twój dzień... MvG: Mistrzostwa Świata to loteria - jeden start, jeden wynik. Ale oczywiście każdy zawodnik chce być Mistrzem Świata! Tego dnia było dość ciepło, przez co śnieg stał się bardzo miękki. We wcześniejszych zawodach Pucharu Świata, kiedy były podobne warunki, zwyciężałem. Dlatego pomyślałem, że "teraz albo nigdy" - byłem bardzo umotywowany, bo w tym miękkim śniegu czułem swojego sprzymierzeńca. Jestem dość lekki jak na gigancistę i takie warunki sprzyjają mojej technice.
SKI: Jakie to uczucie wygrać Mistrzostwo Świata? MvG: Czasem media zarzucają mi, że nie potrafię się spontanicznie cieszyć, ale taki już mam charakter, że wszystko przyjmuję na chłodno. Taka postawa broni mnie przed rozczarowaniami, takimi jak w Áre. Cieszą mnie wszystkie miejsca na podium, a nawet to w pierwszej dziesiątce. Przez lata startów nauczyłem się pokory. Nie muszę sobie niczego udowadniać - narciarstwo to mój zawód. W gigancie, jak wiesz, jest bardzo silna konkurencja, na dodatek rywalizacja coś na kształt "Austria kontra reszta świata". Austriacy, głównie trenerzy, wygłaszali przed St. Anton bardzo buńczuczne sentencje, ale finalnie poszło im poniżej oczekiwań. Ja byłem jednym z tych, którzy pokrzyżowali im plany świętowania. Pewnie nie pałają do mnie sympatią. Nagie fakty są jednak takie, że Austria to narciarska potęga. "My" mamy dobrych zawodników - oni świetną reprezentację.
SKI: Wielkie poruszenie i komentarze w narciarskim światku spowodowała twoja decyzja zmiany Rossignola, z którym współpracowałeś przez wiele lat, na Fischera? Jakie były powody tej decyzji? MvG: To jest złożona sprawa. Podjęcie takiej decyzji nie było łatwe. Startowałem w barwach Rossignola od bardzo dawna i bardzo dobrze nam się współpracowało. Ostatnie lata przyniosły ogromną zmianę w sprzęcie i teraz, jak nigdy dotąd, by osiągać wyniki, trzeba indywidualnie dobierać sprzęt. Miałem swoje przemyślenia w tym temacie - zaproponowałem, by moje pomysły wdrożyć w produkowane narty. Czas naglił, bo zbliżał się nowy sezon, a ja miałem konkretne pomysły, które należało wprowadzić. Moje wymagania nie były łatwe do spełnienia - zdawałem sobie z tego sprawę. Należało stworzyć nowy zespół badawczy, a Rossignol miał już opracowaną koncepcję swojej narty gigantowej - nie chciał zaczynać wszystkiego od nowa. To było absolutnie zrozumiałe. Ja byłem jednak zdeterminowany - postanowiłem, że jeśli nie uda mi się stworzyć narty "pod siebie" i jeździć komfortowo, to kończę karierę. Mam już swoje lata i sporo osiągnąłem.
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Szukaj
|