Bode Miller - fenomen sezonu | 2003.02.24 |
| fot. Eurosport |
|
Już dziś wiadomo, że sympatyczny Amerykanin - Bode Miller jest męskim fenomenem obecnego sezonu Alpejskiego Pucharu Świata. Nie jest tak dlatego, że Bode wygrywa giganty, że walczy w slalomach - to już znamy z poprzednich lat. Bode na przedsezonowej konferencji zapowiedział poważną walkę o Wielką Kryształową Kulę - czyli wygraną w łącznej klasyfikacji Pucharu. Aby tego dokonać nie wystarczyło wg niego genialnie jeździć slalomy i giganty. Bode stwierdził, że musi zmierzyć się z demonem prędkości - dotychczasową domeną Austriaków. I Bode sumiennie wywiązuje się ze swoich postanowień. Od początku sezonu, oprócz slalomów i gigantów, startuje także w konkurencjach szybkościowych: w supergigancie i w zjeździe.
Przyznam, że mimo tych deklaracji, gdy pierwszy raz zobaczyłem Bode na trasie zjazdu w Beaver Creek pomyślałem, że "chłopak musiał zabłądzić, że na pewno zaraz się zabije!" Moje oczy otwierały się jednak coraz szerzej, w miarę jak Bode mknął po "wybojach" i trawersach tej, jednej z najtrudniejszych tras zjazdowych świata. Porównanie czasu nie zostawiło nikomu złudzeń - Bode Millera plasował się w czołówce zjazdu! Tak Bode rozpoczął wielki wyścig o pierwszą od lat wielką kulę dla Ameryki. Ta sama historia powtórzyła się na trasie SG i na kolejnych zawodach - także tych w Europie. Przy okazji "Bodek" nic nie stracił ze swoich technicznych umiejętności. Prezentując szczytowe stadium swojego stylu - "bode carving" - wygrał najtrudniejszy gigant w sezonie - Alta Badia. Z takiego obrotu sprawy najbardziej cieszy się rzecz jasna nowy sponsor sprzętowy Millera - Rossignol. Okazuje się, że największy na świecie koncern narciarski postawił na dobrego konia, a właściwie na słusznego kowboja. Bode już teraz prowadzi w klasyfikacji generalnej, do czego z pewnością przyczyniła się absencja w kilku startach Stefana Eberhartera, spowodowana kontuzją kolana w Val d’Isere.
Ale fakty są też takie, że na początku sezonu rozegrano zaledwie 2 slalomy, w których Eberharter nie startuje w ogóle, a Bode jest ich głównym faworytem. Zanim przekonamy się czy wygra austriacki czołg, czy amerykański człowiek guma, przeczytajmy, co przed pierwszymi zawodami w sezonie miał do powiedzenia ten drugi.
SKI: Co się zmieniło w twoim sportowym życiu po podpisaniu kontraktu z Rossignolem? Bode Miller: Wiele rzeczy się zmieniło. Poza naturalnymi zmianami dotyczącymi sprzętu i całej strony technicznej, dostałem niesamowicie silne wsparcie mentalne. Bardzo pomaga mi świadomość, że jestem związany z firmą, która równie ciężko jak ja pracuje na to, aby być numerem 1 na świecie. To bardzo ważne.
SKI: Jakie są twoje relacje z ekipą techniczną Rossignola? BM: Już od początku wszystko układa się nawet lepiej niż myślałem. Błyskawicznie znaleźliśmy wspólny język i jestem bardzo zadowolony ze współpracy z całą ekipą. Przed nami cały sezon.
SKI: To najnowsze wydarzenia w twoim życiu. Ale jak to się zaczęło? Kto zabrał cię pierwszy raz na narty, no i kiedy to było? BM: To był wyjazd rodzinny, ale nie mogło być inaczej, bo miałem wtedy dwa lata.
SKI: Ubiegły sezon stał pod znakiem Olimpiady. Co zrobiło na tobie największe wrażenie w Salt Lake City? BM: Zaskoczę cię może, ale nie będzie to wydarzenie stricte sportowe. Najbardziej utkwiła mi w pamięci ceremonia otwarcia i patriotyczne zaangażowanie wszystkich sportowców. Każdy chciał jak najlepiej zaprezentować nie tylko siebie, ale i swój kraj. To było niesamowite.
SKI: Olimpiada była dla ciebie bardzo udana, a jak oceniasz inne swoje starty w poprzednim sezonie? BM: Wydaje mi się, że to był naprawdę dobry sezon, za co chciałem podziękować Fischerowi, chociaż najlepiej zapamiętałem swoje błędy i te imprezy, w których wypadłem źle. Ale generalnie nie mogę przecież narzekać, bo dwa medale olimpijskie i pięć pucharowych zwycięstw mówią same za siebie.
SKI: Czy masz jakiś talizman, który pomaga ci wygrywać? BM: Generalnie nie jestem przesądny i nie wierzę w żadne "cudowne" zaklęcia. Uważam, że wygrywa najlepszy i po prostu trzeba nim być danego dnia.
SKI: Jakie cele stawiasz sobie w tym sezonie? BM: Chciałbym ukończyć wszystkie konkurencje szybkościowe, co da szansę na pucharowe punkty, ale tak naprawdę główny nacisk chcę położyć na starty w slalomie i gigancie.
SKI: Jak jest twoja ulubiona trasa pucharowa? BM: Bez dwóch zdań Schladming. Ta trasa ma w sobie niesamowitą energię. Bardzo lubię tam startować.
SKI: Masz swój specyficzny styl jazdy. Do kogo jest ci "najbliżej" jeżeli chodzi o technikę jazdy? BM: Myślę, że do nikogo (śmiech). Ale tak naprawdę to właściwie nie zastanawiam się nad tym. Za to "najbliżej" pod względem towarzyskim jest mi do naszej amerykańskiej ekipy. Choć w sumie w całej grupie zawodników i zawodniczek, startujących w pucharze mam sporo znajomych.
SKI: Czy masz jakiś wzór sportowca albo może człowieka, który cię inspiruje? BM: Staram się obserwować wielu wybitnych sportowców i to nawet z dziedzin zupełnie nie związanych ze sportami zimowymi. Nie ma chyba co wymieniać tu kogokolwiek z nazwiska, bo tak naprawdę inspirują mnie nie tyle wybitne jednostki, co wręcz wybrane aspekty albo pojedyncze cechy, które decydują o mistrzostwie w różnych dziedzinach.
SKI: Jak walczysz z przedstartowym stresem ? BM: Może to dziwne, ale jakoś nie denerwuję się zbytnio przed startem. Oczywiście stosuję relaksacyjne techniki oddechowe, ale stres nigdy nie był moim problemem. Przed samym startem koncentruję się na samym przejeździe i myślę tylko o tym, co zrobić, żeby być jak najszybciej na dole.
SKI: Co doradziłbyś młodym chłopakom, którzy marzą o zawodniczej karierze? BM: Myślę że podstawą wszystkich sukcesów w przyszłości jest skoncentrowanie się na czerpaniu radości ze ścigania się i z samej jazdy. Dopiero w oparciu o to, można dążyć do mistrzostwa. Radość z samej jazdy leży u podstaw wszystkiego.
SKI: Jak widzisz przyszłość tego sportu? BM: Mogę się wypowiadać na temat sytuacji w Stanach. Narciarstwo zdecydowanie się rozwija i to także w zawodniczym wydaniu, a kolejne sukcesy w Pucharze Świata mogą tylko zmienić sytuację na lepsze.
SKI: Jakie masz hobby i jakie sporty uprawiasz poza narciarstwem? BM: Może was zaskoczę, ale bardzo lubię uczyć. Latem udzielam lekcji tenisa na Campie mojego ojca w Tamarack. Gram więc dużo w tenisa, ale właściwie lubię wszystkie dyscypliny sportu. Pasjonuję się ostatnio biatlonem, którego oglądanie bardzo mnie wciąga.
SKI: Jaka byłaby pierwsza rzecz, którą byś zrobił, gdybyś wygrał milion dolarów?
BM: Prawdopodobnie robiłbym to co przedtem. Uważam, że pieniądze nie mogą determinować tego co robisz w życiu i trzeba zawsze robić to co naprawdę lubisz... No dobra, mając milion dolarów pewnie cały czas grałbym w golfa (śmiech).
SKI: Jakie są twoje wady, a co uważasz za zaletę? BM: Trudno mi to jednoznacznie ocenić, bo to co raz jest wadą w innej sytuacji może być zaletą. Jestem naprawdę uparty, ale i krytyczny, a więc ciężko mnie do czegoś przekonać, ale jestem też raczej zdecydowany w działaniu i bardzo logiczny. Sam oceń co jest wadą, a co zaletą.
SKI: Jaka jest twoja ulubiona książka, film? BM: To proste pytanie. Moją ulubioną książką jest tolkienowska trylogia "Władca Pierścieni". Co do filmu to jasne jest, że czekam na ekranizację wszystkich części. Ale nie jestem ortodoksem i oglądam też inne filmy. A jakie konkretnie - to zależy od nastroju.
SKI: Jak wyobrażasz sobie swoje życie za dwadzieścia lat? BM: Będę tuż po zakończeniu wspaniałej kariery (śmiech). Będę miał rodzinę, a znajdziecie mnie w Tamarack na korcie tenisowym, albo na polu golfowym, bo na pewno będę już miał ten milion dolarów (śmiech).
SKI: Jaka jest twoja definicja szczęścia? BM: Trudno to zamknąć w jednym zdaniu. Ale kiedy spoglądam na swoje dotychczasowe życie i nic nie chciałbym zmienić, to będę blisko takiej definicji. Zapytaj mnie o to jeszcze raz za dwadzieścia lat (śmiech).
SKI: W imieniu polskich narciarzy dziękuję za rozmowę BM: Pozdrawiam moich kibiców w Polsce. Trzymajcie za mnie kciuki.
Rozmawiał Jacek Trzemżalski Opracowanie Rafał Nowak
| powrót
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Szukaj
|