32. zwycięztwo Bode Millera w Pucharze Świata | 2010.01.20 |
| fot. Head |
|
Pierwsze w tym sezonie, a 32. w karierze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata Bode Miller świętował w Szwajcarii. Amerykanin, niezwykle szybkim zjazdem i poprawnym slalomem wygrał prestiżową kombinację "Lauberhorn" w Wengen, pokonując faworytów - Silvana Zurbriggena i zeszłorocznego zwycięzcę zawodów - Carlo Jankę.
Warto podkreślić, że Miller jest aktualnym amerykańskim rekordzistą, z największą liczbą wygranych zawodów Pucharu Świata na koncie; zwycięstwo w Wengen było jego 6. triumfem w tej właśnie konkurencji. Ostatnim Amerykaninem, który po słynnych zawodach "Lauberhorn" stanął na najwyższym stopniu podium był w 1958 roku Buddy Werner.
Pomimo drobnych błędów popełnionych w zjeździe, Miller był najszybszym zawodnikiem porannej serii, co niewątpliwie było też zasługą doskonale przygotowanego sprzętu.
- To był dla mnie świetny dzień i prawdziwy przełom w zakresie dopasowania i przygotowania mojego sprzętu. Dziś, po raz pierwszy pojechałem tak jak chciałem i czułem, że mogę wygrać - skomentował Bode.
Co bardzo zaskakujące, Miller podczas zjazdu i slalomu używał tych samych butów, czego nigdy wcześniej nie robił. - Po pierwszych skrętach poczułem, że zarówno buty, jak i narty, to jest to! - powiedział dziennikarzom. - Żadnego rozgrzewania, nic z tych rzeczy. Mam teraz idealny sprzęt, by stanąć do walki we wszystkich czterech konkurencjach i realne szanse, by w końcu powrócić na podium; minęło sporo czasu od momentu, kiedy tak właśnie się czułem.
- Na początku było trochę nerwowo, by jak najlepiej "wystrzelić" z bramki i dobrze wykręcić pierwsze skręty; biorąc pod uwagę jak jeździ Janka, nie miałem do stracenia ani ułamka sekundy.
- Nie jest łatwo wygrywać, gdy ma się za sobą starty w ponad 400 zawodach Pucharu Świata, ale nie mam wyboru. W tym roku przygotowania do sezonu rozpocząłem wyjątkowo późno; nie miałem zbyt wiele czasu, by przetestować i pojeździć na nowym sprzęcie, dlatego strasznie się cieszę, że pomimo niesprzyjających okoliczności udało mi się zaliczyć dwa dobre przejazdy i wygrać.
Jak stwierdził Miller, zważywszy na krótki okres przygotowania, miał dużo szczęścia wygrywając zjazd, zwłaszcza po serii zawodów "Canadian Corner", które w większości rozgrywane były na miękkim śniegu. - Slalom jechałem z włączonym hamulcem bezpieczeństwa - żartował - co jest raczej trudne, bo narty slalomowe nie lubią, gdy się je poskramia. - Gdy odchylałem się w tył, efekt był marny, czułem jak bym się odbijał od śniegu.
To pierwsza wygrana Bode od zwycięzca, które odniósł w zjeździe w marcu 2008 w Kvitjfell; w zeszłym roku w Wengen zajął 2. lokatę ustępując miejsca na najwyższym stopniu podium Didierowi Defago. W zeszłym sezonie Amerykanin kilkukrotnie plasował się w pierwszej trójce, jednak w lutym 2009, po nieudanych startach na mistrzostwach świata w Val d’Isere zrezygnował z udziału w kolejnych zawodach PŚ. O powrocie na alpejską arenę zadecydował dopiero jesienią, by w listopadzie, po bardzo krótkim okresie treningów podjąć decyzję o kontynuacji kariery.
Jak widać na przestrzeni ostatnich tygodni, Bode sukcesywnie pnie się w rankingach; w Adelboden zaliczył dwa bardzo udane przejazdy slalomu. Wydaje się, że w tej chwili, przed zaplanowany na najbliższe weekendy zawodami w Kitzbühel, Schladming, Kranjskiej Gorze i Olimpiadą w Kanadzie jego form wciąż wzrasta.
- Taki był właśnie plan. Gdy wróciłem do Pucharu Świata, spojrzeliśmy w mój plan treningowy i przeanalizowaliśmy, na jaki czas przypadnie szczyt mojej formy. - komentował Miller. - Taka miała być naturalna konsekwencja podjętych przez nas działań. Jak twierdzi, teraz to już kwestia wykonania planu i ekstremalnie dobrych, godnych zwycięzcy przejazdów, którymi pokona wszystkich - nie ważne, czy pojadą dobrze, czy źle.
- Mam w końcu tak skompletowany sprzęt, że mogę jeździć wykorzystując swój potencjał w 100 proc. - jeżeli mi się to uda, z pewnością pokonam rywali.
Źródło: Cool Sport / opracowanie skionline.pl
| powrót
Zobacz
Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
|
Szukaj
|