Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Człowiek w swoich decyzjach podlega czasem różnym chwilowym impulsom.  Oto przykład takiego impulsu.

Nocleg w Murowańcu w zimie, to było często marzenie ściętej głowy. Chody trzeba było mieć w Warszawie. Murowaniec podlegał pod tamtejszy oddział PTTK. Skoro na początku kwietnia udało mi się zarezerwować osiem dni. To byłem szczęśliwy.  Niecałe pół godziny od krzesełka na "świętą górę".  

Potężny plecak, zapasowe ciuchy, coś do żarcia, by taniej.  I wyjeżdżam po południu kolejką na górę.  Zjazd w kierunku Murowańca.  Cud się realizuje. Dostaję miejsce w czwórce z jednym facetem. Murowaniec z jego niepowtarzalną atmosferą. Toż to były polskie "Alpy".  Te prawdziwe to tylko ze słyszenia, albo z informacji, że zawodnicy tam jeżdżą.  I mam przed sobą siedem dni  szaleństw  z Kasprowego. Kwiecień, słońce, bajka.

Budzę sie rano i widzę ruszające się świerki za oknem. Oj, niedobrze. Wieje! Już tu czuć. Co będzie wyżej?  A wyżej, przez dalsze siedem dni wiało. Czasem z rana puszczali kolejkę, ponieważ było widać na górze jakieś postacie. I za chwilę koniec.  Krzesełka wyciagu majtają się na wietrze. Nuda. Co tu robić? Dwa razy wyszedłem na Kasprowy. Cisza. Hol pusty. Raz podszedłem pod północną ścianę Świnicy. 

Pójdę na Zawrat.  I zjadę  żlebem.  To jedno z marzeń o zjazdach w Tatrach. Miałem w głowie takie wytypowane.  Parę się udało zrealizować, min., zjazd z Kasprowego Żlebem pod Palcem. Idę środkiem Czarnego Stawu Gąsienicowego. Potem  narty na ramię i  "letnią" ścieżką dochodzę do Zmarzłego Stawku. Ile tu śniegu! Siedzę na tym stawkiem,  Którego można się domyślać w zakleśnieciu niżej. Cała Zmarzła Dolinka kompletnie oblepiona śniegiem. Skał nie widać. Wszystko białe. Wydaje mi się, że jest ponad dwumetrowa pokrywa. Zawrat dobrze widoczny w górze. Spokojnie zakosami się dojdzie. Na butach niemożliwe. Będę się zapadał. Iść? Nie iść? Za dużo śniegu. Wiatru tu niema. Ale przecież wieje u góry. Kolejka i wyciąg nie jeżdżą.  Taki fajny śnieg. I byłby ładny zjazd!  Za duże ryzyko!  Może to wszystko wyjechać, jak zacznę nartami przecinać podchodząc  tę  gładką śnieżną płaszczyznę.

Przypomniał mi się Wacek. Wspinaliśmy sie czasem w lecie na Hali Gąsienicowej. Wacek wtedy był zatrudniony, jako administrator "taboriska" Klubu Wysogórskiego na Hali Gąsienicowej. To taborisko już nie istnieje. Jakieś półtora kilometra niżej, przy drodze na Halę.  Z Wackiem w  środku zimy, będąc w Murowańcu postanowiliśmy zakosztować wspinaczki zimowej.  Najpierw rozgrzewka na Pośrednią Turnię.  Następnie coś bardziej ambitnego. Żlebem ze Zmarzłej Doliny na Mały Kozi Wierch.  Zaczął padać śnieg. Grzebiemy się tym żlebem. Śnieg głęboki. Wolno to idzie. I ciągle pada. Pokrywa rośnie. Nie wyjdziemy na górę. Decyzja zjeżdżamy. Poświęcając kilka haków, jesteśmy na dole pod skałami.  Ledwo ruszyłem nogą po zapakowaniu sprzętu, gdy podemna marszczy się zbocze i deska śnieżna mknie na dół do Zmarzłego Stawu. Niedobrze.  Klejąc się do skał trawersujemy w stronę Żlebu pod Zawratem. Tam będzie mniej stromo. W schronisku, gdzie wpisaliśmy się do Księgi Wyjść, był już pewien niepokój.  Było ciemno, jak wróciliśmy. 

No więc iść? Czy nie iść? Taka okazja sie nie zdarzy. Być na Hali. Tu nocować!  Na początku kwietnia.  Do Zakopanego autobusem.  To cała wyprawa!  Taka okazja. Zaliczyć ten zjazd.  I  potem te wytypowane w głowie.  Nazywano to wtedy narciarstwem wysokogórskim. Ski tury, ski alpinizm. To było potem. Choć jeśli chodzi o skialpinizm to już był. Już był pierwszy zjazd z Mont Blanc. Konopka w Polsce wyprawiał różne cuda na "ścianach" wspinaczkowych(min  północna ściana Świnicy). Chodziło się zakosami w poluźnionych butach. Pewnie tam, na zachodzie, to mieli sprzęt!

No i wróciłem! Z Zawratu nigdy nie zjechałem. Zrobiłem dobrze? Chyba tak, ponieważ piszę ten post.  Czy  zjechałbym bez  niespodzianek?  To jedynie zna mój Pan i Stwórca tego świata.

  • Like 3
  • Thanks 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Zagronie napisał:

Człowiek w swoich decyzjach podlega czasem różnym chwilowym impulsom.  Oto przykład takiego impulsu.

Prawda ;) siedzę ci ja w Murowńcu w tygodniu od 10 kwietnia 2015 roku, pusto, podobno śniegi coś "nie takie".
No to myślę zobaczymy .... Zawrat (żeby była jedność miejsca z poprzedni postem). Idę, oczywiście sam. Jest nieźle fajna tura.

IMG_0425.thumb.JPG.54476396450a1a01ea8ae83ef5b05110.JPG

To był naprawdę super dzień. Ale trzeba było zaufać instynktowi/impulsom i nie leź tam jak "podobno śniegi coś "nie takie"".
Do schroniska wróciłem sam. Kolano trochę bolało ale twardym trzeba być. No i posiedziałem tam jeszcze do końca tygodnia ;).
 
Efekty po 3 miesiącach:
15784823_IMG_0068(1024x768).jpg.a15138f9b18370e7edd8c1ba5d417a38.jpg


Pozdrawiam

mirekn   

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypadki chodzą po ludziach i to często w łatwych odcinkach i sytuacjach. Lament chyba zaczyna się jak ginie ktoś znany i zasobny w portfel tak jak by był nieśmiertelny z tego względu. Sam w innej dyscyplinie a mało nie zszedłem z tego świata na banalnym odcinku trasy. Kto by pomyślał, że nabiję się na świerka... Poziom adrenaliny i siłę by szybko wydostać się do cywilizacji miałem taki, że trasę robioną w blisko godzinę wydawało mi się, że zrobiłem w 15 minut nawet jej do końca nie pamiętając. Dopiero po roku jak tam wróciłem okazało się jaki to był wyczyn. 

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.02.2021 o 16:38, marionen napisał:

Wczoraj doszło po słowackiej stronie Tatr do wielkiej tragedii. Lawina zabrała trzech skiturowców, a w zasadzie jedną dziewczynę i 2 chłopaków.

RIP Małgorzata Kącka i Krzysztof Ślęzak -  Pokój Ich Duszom, odeszli zdecydowanie za wcześnie.

20210215-175701-m-ka-cka-i-k-s-le-zak-tragedia-pod-kopa-kondracka-.png.f8b9a7a57cae0249037ae1e7e7bbbd84.png

  • Sad 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

W dniu 15.02.2021 o 10:37, Zimnik napisał:

Przy silnym wietrze opadach i braku widoczności bardzo łatwo stracić orientację

Babia Góra marzec 2003r , rodzinna skitura z Krowiarek , pogoda dobra ale na szczycie Diablaka czapa, wyjście na szczyt bez problemu końcówka we mgle i bardzo mocnym wietrze. 

Zjazd na przełęcz Brona miał być formalnością bo szlak jest znakowany tyczkami,  ruszyliśmy mgła była taka że ledwo widziałem dzioby nart, po pierwszych skrętach nie zdając sobie sprawy straciłem orientację, błędnik szalał, wiatr wiał z każdej strony, dwa razy byłem pewien że jadę z lawiną deskową, spotkaliśmy podchodzących żółtym Słowaków, dopiero wtedy wyjąłem kompas i jakoś się udało dotrzeć na przełęcz  Brona. Od tego czasu wchodząc w takie warunki robię odwrót i rezygnuję z zaplanowanych celów. Sezon skiturowy w wysokich górach zaczynam najwcześniej w marcu po pierwszych odwilżach.

 W Tatrach było podobnie i Oni pewnie nie poczuli że na grani zawinęli kółko, ich  pechem była lawina, bo znając wydolność triathlonistów bez problemów wróciliby z powrotem na polską stronę.

Krowiarki

1714896910_Lut(07).jpg.7d132ee8ce29f382de83f69cf68316bb.jpg

Na szczycie

523291299_Kopia1zLut(03).jpg.42f2bd4e73242ff02f8d7bc9c789b3bc.jpg

Babia 

1968301792_Lut(08).jpg.f75c644146d39972efc215593a6262d1.jpg

Edytowane przez surfing
  • Like 7
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, AndRand napisał:

Spiochu... Z Małej Łaki na Kopę jest max. 3-4h. Więc jak ktoś chodzi po 8h to nie jest problem. Problemem jest bardziej motywacja.

Z Małej Łąki na Kopę jest 2h (w dobrych warunkach), tylko nie o to chodzi.

Ilu dałoby radę podejść na Kopę, odkodowywać się 3h, szukać zasięgu i towarzyszy a potem jeszcze raz podejść na Kopę w złych warunkach i zjechać nocą do Kondratowej?

Ta sytuacja pokazuje, jak z łatwej wycieczki robi się duże wyzwanie. Zarówno psychicznie jak i wydolnościowo. Dlatego zawsze warto mieć spory zapas.

Jak damy radę przejść 2000m przewyższenia, róbmy wycieczki po 1000m. Jak zjeżdżamy źleby 4 to jeździjmy 2. Nikt z nas mistrzem świata i tak nie zostanie. Nie warto działać "na limicie". Wtedy bardzo łatwo o błąd.

  • Like 1
  • Thanks 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawda taka, że po tych wszystkich informacjach przychodzi refleksja czy warto tak ryzykować...

Piszę tak, bo wiem , że sam nie raz przekroczyłem granicę. Na szczęście nic nie odjechało. Ja bardziej w dół niż w górę, ale mam jedną zasadę tylko przy dobrej pogodzie.

W tym przypadku smutna prawda, że ryzykowali w tych warunkach, ale tragedia wydarzyła się przez fatalną w skutkach pomyłkę, która wynikała z pogody.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Spiochu napisał:

Z Małej Łąki na Kopę jest 2h (w dobrych warunkach), tylko nie o to chodzi.

Ilu dałoby radę podejść na Kopę, odkodowywać się 3h, szukać zasięgu i towarzyszy a potem jeszcze raz podejść na Kopę w złych warunkach i zjechać nocą do Kondratowej?

Ta sytuacja pokazuje, jak z łatwej wycieczki robi się duże wyzwanie. Zarówno psychicznie jak i wydolnościowo. Dlatego zawsze warto mieć spory zapas.

Na Kopę z Małej Łąki (z Gronika) wg mapy normalnie jest 4h, a szli pod silny wiatr w zamieci.

On tak zrobił bo z jakiś powodów potrzebował. Z Cichej do Podbanske jest 10km po płaskim - więc to była jego decyzja (stres?), żeby iść przez grań (kwarantanna? ubezpieczenie? ¯\_(ツ)_/¯ ).

O tej porze roku rzadko planuje się wycieczkę na limicie bo się robi szybko ciemno. Mieli zamiar robić grań w kierunku Ciemniaka - to wbrew pozorom bywa na limicie bo oznacza kilka godzin trawersu na jedną nogę. Mnie, idąc w drugą stronę, łapały skurcze, próbowałem zakosów nawet zawracając, aż w końcu zdjąłem narty i poszedłem na piechotę.

Edytowane przez AndRand
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, AndRand napisał:

O tej porze roku rzadko planuje się wycieczkę na limicie bo się robi szybko ciemno. Mieli zamiar robić grań w kierunku Ciemniaka - to wbrew pozorom bywa na limicie bo oznacza kilka godzin trawersu na jedną nogę. Mnie, idąc w drugą stronę, łapały skurcze, próbowałem zakosów nawet zawracając, aż w końcu zdjąłem narty i poszedłem na piechotę.

AndRand, wybacz ale nie porównuj siebie do tych triatlonistów.

Jak sam pisałeś, po jednym dniu skiturów nie jesteś w stanie wyjść na drugi dzień w góry.
Myślę że wydolnościowo Ci triatloniści mogli by przez 5 dni robić spokojnie 2000m vertical.

Różnica wieku między Wami też chyba jest spora.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, MarioJ napisał:

AndRand, wybacz ale nie porównuj siebie do tych triatlonistów.

Jak sam pisałeś, po jednym dniu skiturów nie jesteś w stanie wyjść na drugi dzień w góry.
Myślę że wydolnościowo Ci triatloniści mogli by przez 5 dni robić spokojnie 2000m vertical.

Różnica wieku między Wami też chyba jest spora.

Przecież Spiochu nie mówi o tych triathlonistach tylko o planowaniu tur.

Więc warto wziąć to pod uwagę, że kilkugodzinny trawers na jedną nogę męczy dwa razy bardziej jedną nogę. 

Ja nie jestem triathlonistą więc nie jestem na 200% przekonany, że wszystko przejdę.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, AndRand napisał:

O tej porze roku rzadko planuje się wycieczkę na limicie bo się robi szybko ciemno. Mieli zamiar robić grań w kierunku Ciemniaka - to wbrew pozorom bywa na limicie bo oznacza kilka godzin trawersu na jedną nogę. Mnie, idąc w drugą stronę, łapały skurcze, próbowałem zakosów nawet zawracając, aż w końcu zdjąłem narty i poszedłem na piechotę.

W połowie lutego już ten dzień nie jest taki krótki ja w Niedzielę wyjeżdżając z Katowic o 7 30 byłem z powrotem w Katowicach przed 19.  Trasę  robiłem Kiry - Ciemniak - Kopa - Kiry co dla sportowców pod względem kondycyjnym to małe piwo i taką trasę robią w 3 -4h jednak w Sobotę była zupełnie inna widoczność i tu można było wiele czasu stracić

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triatlon! To sportowcy. Inna kategoria ludzi.  To ekstremaliści. W alpinizmie solo po ekstremalnych drogach.  Więc to co napisałem  w tym temacie nie odnosi się do nich! Nie ma sensu pisać o znajomośći gór, pogody, własnym wyczerpaniu, gdy  to jest tylko pole dla sprawdzenia własnej wydolności.  

Zwrócę jednak uwagę na pewne zjawisko. Mam  taką umiejętność, że bardzo szybko potrafię sobie zapamiętać w pamięci rzeźbę terenu. Szczególnie w górach skalistych . Wystarczy mi mapa z poziomicami. Nawet tzw. graniówka. Zdjęcia, filmy. Jeśli gdzieś byłem na własnych nogach, to długo to pamiętam. . A przez Czerwone Wierchy szedłem wiele razy. Na nartach conajmniej dwa razy. Z Hali Kondratowej do Ciemniaka i zjazd ścieszką letnią w stronę wylotu Doliny Kościeliskiej. Koniec przez las. Drugi raz przy próbie przejechania na nartach grani polskich Tatr Zachodnich z biwakami w namiocie. Na początku kwietnia. Z Kasprowego do  Wołowca. Skończonym na Pyszniańskiej Przełęczy z braku czasu.

W głowie mi siedzi do dzisiaj rzeźba Kondrackiego, Czerwonych Wierchów. Gdzie jest niebezpiecznie. Gdzie są stoki podcięte, strome, żleby itp. Wydaje mi się, że przy zamieci, mgle  jakoś bym nie zszedł w bok na stronę słowacką, lub  w stronę Turni nad Małą Łąką.  Gdybym miał na telefonie miał jakieś informacje, jak wygląda teren, to przy najmniejszym podejrzeniu, wierzyłbym własnemu odczuciu.  A jak jest teraz w praktyce skituringu?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Zagronie napisał:

Gdybym miał na telefonie miał jakieś informacje, jak wygląda teren, to przy najmniejszym podejrzeniu, wierzyłbym własnemu odczuciu.  A jak jest teraz w praktyce skituringu?

Różnie, wracaliśmy już po własnym śladzie w terenie uszczelinionym sprawdzając pozycję dosłownie co 5 m gdy widoczność może była 5 m. GPS (i zanotowany ślad) zasadniczo zmienił możliwości działania w górach. Nowoczesne pomoce nawigacyjne niektóre sprawy bardzo ułatwiają. Np w Locusie jest możliwość w menu zakolorowania spadów w przedziałach 30-35-40-45 stopni (od żółtego do czerwonego) co pozwala widzieć od razu fragmenty zagrożone (przy znanym stopniu lawinowym). Bezcennym źródłem informacji są tracki innych użytkowników (bywa, że wgrywamy ich 50-100 na dany obszar działania) bo widać co jest częściej a co rzadziej chodzone. Jak ktoś jest ogarnięty to od razu wie dlaczego. Myślę, że kolejnym, już bardzo szybkim etapem będzie aplikacja, która połączy to jeszcze z kierunkami zagrożonymi na róży wiatrów. 

Super opcją jest możliwość wgrania wysokiej klasy map papierowych do telefonu i po kalibracji używania takiego "analogowo"-cyfrowego tandemu. 

Wszystko to dotyczy skutecznego poruszania się w nieznanym terenie.

W każdym razie nawigacja w oparciu o sygnał GPS to jest inna epoka, tego nie da się porównać. Nawet najprostszy zegarek sportowy tylko z rejestracją przebytej drogi jest już świetnym backupem umożliwiającym powrót w miejsce startu. 

Są oczywiście ograniczenia np przy zjeździe z takiego Pizo Tresero "przesmyk" miedzy szczelinami ma 20 m. Przy dobrej widoczności oczywiście zero problemu. Ale w tumanie jest inaczej. A naszym zdaniem to jest właśnie sumaryczna dokładność przeciętnych smartfonów. Od pewnego czasu zastanawiam się co z tym zrobić (można wymusić programowo większą dokładność - kosztem zużycia prądu, można dodać zewnętrzny dokładny moduł). Albo zaakceptować i mieć to na uwadze. 

Ale te ułatwienia "przesuwają" granice ryzyka. Kiedyś nie chodziło się we mgle teraz można. Z konsekwencjami jak omawiany wypadek. Wszystkiego trzeba używać z głową bo zasadnicze niebezpieczeństwa się nie zmieniły. Sądzę zresztą, że liczba wypadków wzrośnie bo bardzo przybyło ludzi na szlakach. Niektórzy nawet nie mają do końca świadomości, że nawet w "niewinnych" polskich górkach można zostać na zawsze.

Pozdro

Wiesiek

 

  • Like 2
  • Thanks 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Wujot napisał:

Ale te ułatwienia "przesuwają" granice ryzyka. Kiedyś nie chodziło się we mgle teraz można. Z konsekwencjami jak omawiany wypadek. Wszystkiego trzeba używać z głową bo zasadnicze niebezpieczeństwa się nie zmieniły. Sądzę zresztą, że liczba wypadków wzrośnie bo bardzo przybyło ludzi na szlakach. Niektórzy nawet nie mają do końca świadomości, że nawet w "niewinnych" polskich górkach można zostać na zawsze.

To też zależy jak kto chodzi w góry. Ja zwykle chodzę raz na kilka dni, żeby jeździć kiedy jest pogoda bo zjazdy w chmurze uważam już za stratę czasu. Więcej czasu spędzam na planowaniu na różnych mapach (turystycznych, GEarth 3D) i zdjęciach/przewodnikach skialpinistycznych, a chodzę tradycyjnie na oko i czuja.

Jak się idzie na kilkudniową turę to trzeba być gotowym na każde warunki i najlepiej wesprzeć się gps-em i mapą w telefonie w sytuacji gdy nic nie widać. To samo dotyczy osób, tak jak w tym przypadku, które bardziej chodzą dla kondycji niż zjeżdżają więc pogoda jest dla nich sprawą drugorzędną.

 

Edytowane przez AndRand
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

26.05.2021 Śmiertelny wypadek w Tatrach na Słowacji. Jak informują służby, do tragicznego zdarzenia doszło w rejonie masywu Gerlacha , zgłoszenie o śmiertelny wypadku w Tatrach wpłynęło do Horskiej Zachrannej Służby w środę 26 maja w okolicach południa.
30-letni skialpinista wybrał się na Gerlach, by zjechać z niego na nartach. W pewnym momencie pod mężczyzną osunął się śnieg i spadł w przepaść. Ratowników o wypadku w Tatrach poinformowali znajomi  W góry ruszyła akcja ratunkowa.Na Gerlach wysłano ratowników Horskiej Zachrannej Służby, a także śmigłowiec ratunkowy. Mężczyznę wypatrzono w rejonie Kaczej Doliny. Pomimo akcji służb, 30-latek zmarł. Jego ciało zostało przetransportowane do bazy w Starym Smokowcu.

https://www.hzs.sk/typy-aktualit/tragicky-pad-skialpinistu-vo-vysokych-tatrach/

  • Sad 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, surfing napisał:

26.05.2021 Śmiertelny wypadek w Tatrach na Słowacji. Jak informują służby, do tragicznego zdarzenia doszło w rejonie masywu Gerlacha , zgłoszenie o śmiertelny wypadku w Tatrach wpłynęło do Horskiej Zachrannej Służby w środę 26 maja w okolicach południa.
30-letni skialpinista wybrał się na Gerlach, by zjechać z niego na nartach. W pewnym momencie pod mężczyzną osunął się śnieg i spadł w przepaść. Ratowników o wypadku w Tatrach poinformowali znajomi  W góry ruszyła akcja ratunkowa.Na Gerlach wysłano ratowników Horskiej Zachrannej Służby, a także śmigłowiec ratunkowy. Mężczyznę wypatrzono w rejonie Kaczej Doliny. Pomimo akcji służb, 30-latek zmarł. Jego ciało zostało przetransportowane do bazy w Starym Smokowcu.

https://www.hzs.sk/typy-aktualit/tragicky-pad-skialpinistu-vo-vysokych-tatrach/

Piszą ciut inaczej niż pl, tak czy owak smutek i żal...

Dňa 26.5.2021 bol horským záchranárom ohlásený pád skialpinistu zo Zadnej Gerlachovskej lávky. 30 – ročný Slovák  sa pokúšal zísť na lyžiach smerom do Gerlachovských spádov. Na zľadovatenom snehu sa pošmykol a spadol z dohľadu kamaráta.

tu lepsze tlumaczenie

https://gazetakrakowska.pl/tatry-tragedia-na-gerlachu-nie-zyje-30letni-skialpinista-spadl-w-czasie-zjazdu-na-nartach/ar/c1-15632664

Nagle poślizgnął się na zalodzonym śniegu i spadł. 

Edytowane przez sstar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam świetna książkę-" Sicherheit und Risiko im Fels und Eis"(Bezpieczeństwo i Ryzyko w Skale i Lodzie), kupioną w Austrii, gdy byłem z Jurkiem W.  Zalecił mi by ją  ją kupić. Autor -Pit Schubert mający za sobą 25 lat kierowania Komisją Bezpieczeństwa Niemieckiego Związku Alpejskiego. Sam doświadczony alpinista. 

Komisja analizowała wypadki w górach, szukając przyczyn.  Dokonywano symulacji pewnych pewnych zdarzeń. Jak, na przykład, poślizgnięcie się na twardym, lodowym stoku. By dowiedzieć się praktyce, jakie są szanse zatrzymania partnera(dwójka, trójka zwiazana liną). I co się okazało, że  już stok o nachyleniu trzydziestu stopni okazał się bardzo niebezpieczny.  Partnerzy byli związani liną z czekanami. Na nogach mieli raki, które przy upadku są dodatkowym źródłem niebezpieczeństwa. Powodują, zaczepiając się, nieskoordynowane koziołkowanie. 

Byłem w Koninkach i na telefonie przeczytałem o wypadku skialpinisty na Gerlachu.  Co można mówić. Szkoda gościa.  Ale to jest tak.  Powodem nie było "poślizgnięcie się". Taki banały można pisać o poślizgnięciu się starszej pani na śliskim chodniku. I takie banały pisze(musi coś napisać, ze względu na opinię publiczną) TPN. Że trzeba mieć doświadczenie i odpowiedni sprzęt, którym się trzeba umieć posługiwać.

Człowiek miał zapewne doświdczenie. Może wieloletnie.  Wiele takich podobnych zjazdów już wykonał. Na twardym zlodzonym śniegu też.  I się "poślizgnął".  No cóż! Uprawiając taki sport nie można się poślizgnąć. To nie stok w Białce. Tam odbywa się "poślizgiwanie".

Z ciekawością analizowałem każdy ruch Bargiela na filmie, gdy zjeżdżał  z. K2. Sakramenckie stromizny. Narty skręcone, zagłębiające się w śnieg, zatrzymywały jego spadanie.  Reakcja śniegu(usuwającego się częściowo pod nartami) hamowała to "spadanie". Co by było gdy się poślizgnął i pojechał na ubraniu. To wiem z własnego, skromnego doświadczenia. Zjeżdżając w dół Kotła Gąsienicowego lub na Goryczkowej od góry. Nic się nie kontroluje. Pazurami można sobie drapać po śniegu. Obracając się zupełnie przypadkowo. Aż tarcie o śnieg, zmniejszy szybkość i się stanie. Nie natrafiwszy na kamień. Czy nie wyjedzie się nad uskok skalny, w innym przypadku i terenie. Czekan może pomóc, ale tylko w piewszych chwilach. I to też zależy od śniegu. I od wytrenowania. Potem,gdy ciało nabierze prędkości nic już człowieka nie uratuje.

Stromizny są grożne. Twarde już od niewielkiego kąta. Miękkie zaś grożą lawinami, przy większych spadkach. I nie można się "poślizgnąć". Tak jak dawniej nie można było odpaść od ściany. Mimo, że miało się tą linę asekuracyjną.  Jedyną prawdą jest tylko to, że ryzyko rośnie w miarę podwyższania sobie poprzeczki.  To są tragedie osobiste. Ale to też  jest czysta statystyka. 

 

Zagronie 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Zagronie napisał:

Mam świetna książkę-" Sicherheit und Risiko im Fels und Eis"(Bezpieczeństwo i Ryzyko w Skale i Lodzie), kupioną w Austrii, gdy byłem z Jurkiem W.  Zalecił mi by ją  ją kupić. Autor -Pit Schubert mający za sobą 25 lat kierowania Komisją Bezpieczeństwa Niemieckiego Związku Alpejskiego. Sam doświadczony alpinista. 

Komisja analizowała wypadki w górach, szukając przyczyn.  Dokonywano symulacji pewnych pewnych zdarzeń. Jak, na przykład, poślizgnięcie się na twardym, lodowym stoku. By dowiedzieć się praktyce, jakie są szanse zatrzymania partnera(dwójka, trójka zwiazana liną). I co się okazało, że  już stok o nachyleniu trzydziestu stopni okazał się bardzo niebezpieczny.  Partnerzy byli związani liną z czekanami. Na nogach mieli raki, które przy upadku są dodatkowym źródłem niebezpieczeństwa. Powodują, zaczepiając się, nieskoordynowane koziołkowanie. 

Byłem w Koninkach i na telefonie przeczytałem o wypadku skialpinisty na Gerlachu.  Co można mówić. Szkoda gościa.  Ale to jest tak.  Powodem nie było "poślizgnięcie się". Taki banały można pisać o poślizgnięciu się starszej pani na śliskim chodniku. I takie banały pisze(musi coś napisać, ze względu na opinię publiczną) TPN. Że trzeba mieć doświadczenie i odpowiedni sprzęt, którym się trzeba umieć posługiwać.

Człowiek miał zapewne doświdczenie. Może wieloletnie.  Wiele takich podobnych zjazdów już wykonał. Na twardym zlodzonym śniegu też.  I się "poślizgnął".  No cóż! Uprawiając taki sport nie można się poślizgnąć. To nie stok w Białce. Tam odbywa się "poślizgiwanie".

Z ciekawością analizowałem każdy ruch Bargiela na filmie, gdy zjeżdżał  z. K2. Sakramenckie stromizny. Narty skręcone, zagłębiające się w śnieg, zatrzymywały jego spadanie.  Reakcja śniegu(usuwającego się częściowo pod nartami) hamowała to "spadanie". Co by było gdy się poślizgnął i pojechał na ubraniu. To wiem z własnego, skromnego doświadczenia. Zjeżdżając w dół Kotła Gąsienicowego lub na Goryczkowej od góry. Nic się nie kontroluje. Pazurami można sobie drapać po śniegu. Obracając się zupełnie przypadkowo. Aż tarcie o śnieg, zmniejszy szybkość i się stanie. Nie natrafiwszy na kamień. Czy nie wyjedzie się nad uskok skalny, w innym przypadku i terenie. Czekan może pomóc, ale tylko w piewszych chwilach. I to też zależy od śniegu. I od wytrenowania. Potem,gdy ciało nabierze prędkości nic już człowieka nie uratuje.

Stromizny są grożne. Twarde już od niewielkiego kąta. Miękkie zaś grożą lawinami, przy większych spadkach. I nie można się "poślizgnąć". Tak jak dawniej nie można było odpaść od ściany. Mimo, że miało się tą linę asekuracyjną.  Jedyną prawdą jest tylko to, że ryzyko rośnie w miarę podwyższania sobie poprzeczki.  To są tragedie osobiste. Ale to też  jest czysta statystyka. 

 

Zagronie 

Cytowany Bargiel asekurował się tu i tam jednak liną, z różnych przyczyn. Cytowany przeze mnie autor jednego ze zjazdów, doświadczony, a jakże, mówi o zgoła innych warunkach zjazdu w porównaniu z tymi jakie panowały dwa dni wcześniej, inny pisze o typowym oblodzeniu tego fragmentu, zachodniego żlebu. O doświadczeniu możemy tylko sadzić, faktem jest młody wiek, ale tu i Bargiel stary nie jest, wiec sprzeczności nie ma. Informacji trochę brak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...