Wujot Napisano 16 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 16 Marzec 2020 (edytowane) Ciągle staramy się dopracować "najlepszą" formułę wyjazdową. Kiedyś chodziliśmy trawersy (np Ortlera, Silvretty). W zeszłym roku zrobiliśmy parodniowy wyjazd w oparciu o jedno schronisko (Branca) co było bardzo wygodne. Tym razem wyjazd miał być długi i oparty o dwie doskonałe miejscówki. Pierwszą było bardzo znane schronisko Franz Senn Hutte. Można z niego zrobić pewnie z 6 doskonałych celów. Dzień 1 Ten pierwszy to był dojazd i dojście. Odległość jest bardzo zbliżona do lodowcowego ośrodka Stubai. W Neufstift skręca się do Barenband a dalej wąską drogą do parkingu gdzie trzeba założyć foki (i plecak) Dojście jest całkiem konkretne - 740 m vertical i ponad 7 km. Trzeba liczyć 3 godziny. O schronisku napiszę innym razem. Dzień 2 Naszym celem będzie Hinterer bądź Vorderer Wilder Turm (ewentualnie Wildes Hinterbergl). To grupa leżących obok siebie szczytów zlokalizowanych na południowy-zachód od schroniska. Zrobimy to w formie pętli tak aby podchodzić łagodniej a zjeżdżać stromszym lodowcem Lisense. Od rana lampa i widoki na doskonałą jazdę. Idzie się łagodną dość doliną z kolejnymi stromymi progami. W pewnym miejscu skręca w prawo dochodząc do skalistego brzegu kotła. Najciekawsze jest wyjście na lodowcowe platou. Przyjemna ścianka do przejścia i otwierający się widok. Z lewej strony kusi Hinterer Wilder Turm. Z jego zbocza lodowcowe wypłaszczenie wygląda przepięknie... Pora na przepinkę i jazdę. Z początku jest łagodnie ale później robi się w sam raz. Tak jest do samego dołu do miejsca zamknięcia pętli gdzie wjeżdżamy w dolinę. W statystykach wyszło 15 km (całość) i 1150 m vertical. Na mapie są obydwa dni. cdn. Pozdro Wiesiek Edytowane 16 Marzec 2020 przez Wujot 18 10 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 17 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 17 Marzec 2020 (edytowane) Dzień 3 Prognoza pogody nie była zbyt optymistyczna. Miało prószyć i być mgliście. Wybieramy więc w miarę bliski cel - przełęcz pod Kraulscharta. Idzie się tam boczną doliną wychodzącą na schronisko od strony południowo-wschodniej. Widok na schronisko z tego kierunku. Nasze cele majaczą gdzieś ledwo się rysując. Mijamy po drodze śniegowskaz i wygląda, że pokrywa śniegu jest tutaj ujemna. Przed nami idzie tandem więc jest łatwo z nawigacją i śladem. Później robi się stromiej. Nasi "przewodnicy" robią gdzieś przepinki na ścianie więc samodzielnie (pod wodzą Kamila) docieramy na przełęcz. Wiele nie widać ale ostrożnie wychylając się widać pod nami drogę na Ostliche Seespitze (który jest moim osobistym typem do zrobienia). Zjazd jest w pięknym miękkim ale brak widoczności nie pozwala cieszyć się tak bardzo jakby to było możliwe. Szczególnie, że zjeżdżamy krótszym wariantem, w skomplikowanym dość terenie, gdzie można spaść z klifów. Nie mniej jednak uznajemy, że było bardzo fajnie. W statystykach wyszło 10 km (6 km podejście, 4 km zjazd), vertical 1030 m. W ruchu byliśmy 3 godz. Sporo czasu zajęło nam nawigowanie w nieznanym terenie (przy powrocie) gdzie trzeba było zrobić parę wycofów. Nie mniej i tak lądujemy wcześnie w schronisku gdzie siedzimy sobie przy piwie i gaworzymy. Na mapie wyglądało to tak (opisany dzień to ten z lewej) Dzień 4 Prognoza raczej nie dawała wielkich nadziei. Miało (i było) gorzej jak wczoraj. Na pewno jednak nie odpuścimy sobie wyjścia... Postanawiamy uderzyć w stronę Kreuzspitz (i sąsiedniego Ostliche Knopenspitz). Wejścia (zresztą wspinaczkowe) nie były realne ale gdzieś pod ścianę zawsze można spróbować podejść. Początek trasy był identyczny jak dzień wcześniej. Pogoda zaś taka. Po drodze dokładnie oglądamy mijaną z lewej grań szukając przełączki co tam miała być. Typujemy miejsce gdzie chyba widać ślady łażenia, robię fotę. Zapamiętujemy to miejsce Stopniowo docieramy do kotła zamkniętego paroma szczytami. Tutaj zaczyna się niewielki lodowczyk - Knotenspitzferner. Ponieważ solidnie w tym miejscu wieje, a korzyści z dalszego pchania się nie widać, postanawiamy wracać. Zjazd podobnie jak wczoraj jest ostrożny. A ponieważ trochę szybko bylibyśmy w schronisku to postanawiamy sprawdzić przejście tym kominkiem co go sfotografowałem. Ta decyzja miała, nawiasem mówiąc, całkiem dalekosiężne skutki. Wejście (bez nart) okazało się wredne, niby nie za bardzo stromo, ale luźny piarg pokryty śniegiem nie pozwalał poczuć się pewnie. Szczególnie, że z Kamilem uznaliśmy, że wejdziemy to z buta. Reszta widząc nasze kłopoty założyła przytomnie raki. Kominek ma w centralnej części założoną poręczówkę ale brakuje czegoś na wyjściu. Oglądamy na górze sytuację po drugiej stronie (na tyle ile widać) i schodzimy. A ponieważ czasu jest nadal dużo to robimy stanowisko. Wszystko ta zajęło nam akurat tyle czasu ile trzeba. Spokojnie jedziemy na piwo. Wyszło 700 m vertical, około 8 km. Jak na taki dzień to nieźle... cdn Pozdro Wiesiek Edytowane 17 Marzec 2020 przez Wujot 10 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 18 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 18 Marzec 2020 (edytowane) Dzień 5 Opuszczamy gościnne pielesze Franz Senn Hutte! Przez to dwudniowe załamanie pogody nie zrobiliśmy planowanych głównych celów. Miały to być dwa z trzech: Ostliche Seespitze (3416 m npm), Schrandele (3390 m npm), Ruderhofspitze (3474 m npm). Wieczorem poprzedniego dnia rozmawiamy ze specjalistą ze schroniska w kwestii przejścia do Amberger Hutte. Drogi (dwie) niby są opisane... ale trudno znaleźć dokładniejsze charakterystyki. Po rozmowie wiemy niewiele więcej, ale dowiadujemy, którą by rekomendował. Oczywiście z licznymi zastrzeżeniami, że sami musimy ocenić ryzyko. Będziemy szli przez przełączkę pod Nordliche Wildgratspitze. Prognozowana pogoda jest mocno dwuznaczna, ma się przejaśniać aż do lampy ale jednocześnie idzie gwałtowne ocieplenie. Izoterma "0" ma być gdzieś na 3400 m (!!!). To może oznaczać spore kłopoty. Przed ociepleniem powinniśmy zdążyć przejść przez grań, dalej jest bezpiecznie. Analiza newralgicznego miejsca, przy dostępnych nam danych, daje 0,7 (według metody Muttera) ale to mogą być życzenia... Pierwsza część Jest przepięknie... Tu już jesteśmy na lodowcu z tyłu pięknie widać morenę boczną. A tutaj "dokumentacyjne" zdjęcie kawałka drogi na Ostliche Seespitze, widać, że jest najprawdopodobniej bezprecedensowo efektowna... może innym razem... Tutaj rozchodzą się drogi na Rudorferspitze (z lewej) i na "nasze" przejście. Część druga Czyli przejście. Identyfikujemy stromy żleb. do którego się kierujemy. Pierwsza dwie niemiłe niespodzianki. Pod ścianą jest 41 stopni i w dodatku żleb miał być "chodzony". To wywala w kosmos nasze redukcje. W dodatku są tutaj metry miękkiego śniegu. Mamy teoretycznie dwie możliwości pokonania przeszkody. Przez żleb lub letnim szlakiem po skałach. W żlebie jest jakaś podejrzana poręczówka (na krótkim odcinku). Szlak letni zaś jest niewidoczny (bo zasypany), a jak już napisałem nie wiemy jak jest ubezpieczony. Nie mniej droga przez kuluar jest raczej nie do zrobienia bo jest tam bardzo stromo i multum luźnego śniegu. Kierujemy się więc do stalowej poręczówki widocznej na zdjęciu powyżej (po prawej). Miejsca jest tam co najwyżej na dwóch narciarzy. Ale przypina się tam trójka. Mnie i Adasiowi koledzy rzucają linę i bezpiecznie czekamy na rozwój sytuacji. Po nieskończenie długim czasie jestem przy poręczówce. Paweł poszedł już na rekonesans sprawdzając czy ubezpieczenie jest ciągłe. Czeka go ciężka praca - na stromej skale trzeba dostać się do stalówki odkopując ją na kilkudziesięciu metrach. Zbieram się najszybciej jak potrafię, sprawdzam tylko dla ciekawości jakie są możliwości poruszania pod górę w żlebie. Dosłownie po dwóch krokach jestem unieruchomiony jak mucha w sieci pajęczej, wisząc na kroczu w bezdennym puchu. Gonię po poręczówce do przodu bo druga lina w moim plecaku może być potrzebna do ubezpieczenia. Na szczęście stalówka jest ciągła. Na górze razem z Pawłem szukamy zejścia. Miałem nadzieję, że może jest tam zjazd jakimś wyśnieżonym żlebem. Ale nic z tego, będzie zejście po stalówce. Na parometrowym odcinku brakuje jednak liny. Niby to dość prosty fragment (za to lufiasty) ale po takiej męczącej drodze (i z takim ciężarem na garbie) można zrobić błąd... Zakładamy tam poręczówkę. Paweł zostaje na górze a ja idę rozeznać resztę drogi. Po tej stronie zejście jest po czystej skale. Mając aluminiowe raki na nogach trzeba to zrobić ostrożnie. Przekazuję informację i ląduję po drugiej czekając na luzie (z aparatem) na resztę. Część trzecia Czyli zjazd. Albo wypłata. Nie będę ukrywał - nieadekwatna była ta nagroda! Zamiast metrów puchu: na górze gipsy, niżej paskudne zastrugi a później breja (co akurat lubię). Widać też wszędzie świeże zsuwy. Za to krajobrazy sielskie. Wiemy, że ma się szybko ochładzać więc rokowania co do przyjemności jazdy nie są korzystne. Na razie jednak dojeżdżamy do Amberger Hutte (jest na focie ). Aha - przejście przez grań zajęło nam 3,5 godz! Całość to było 16 km i 1200 m vertical. cdn Pozdro Wiesiek Edytowane 18 Marzec 2020 przez Wujot 11 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
barattolina Napisano 18 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 18 Marzec 2020 Przeczytałam relację i jestem pod wrażeniem.😍 Może pytania obnażą moją ignorancję, ale trudno, zaryzykuję: czy takie rzeczy robi się z przewodnikiem czy bez? Znaliście teren na tyle, żeby się nie bać? Powiem, że jestem pod dużym wrażeniem tego, co się tam zadziało. Wygląda na prawdziwą górską, niebezpieczną wyprawę zimową. Nie znam nikogo kto uprawiałby taki sport. Opadszczęk 👀 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 18 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 18 Marzec 2020 (edytowane) Eeee bez przesady, to normalna zimowa turystyka górska. Przejścia są opisane, można znaleźć multum gpx (mieliśmy to wgrane do telefonów), są dobre mapy. Oczywiście po drugiej stronie pozostaje to, że są to góry i bez problemu nieodpowiedzialnymi ruchami można zrobić sobie i innym krzywdę. Trzeba uważać i tyle. W schroniskach są rzesze ludzi łażących tak jak my. Co do przewodników... od dłuższego czasu organizujemy sobie sami program ale zdarza nam się jednak turować z miejscowymi (tak było na Czarnohorze i pewnie tak zrobilibyśmy np Swanetię). To na pewno duże ułatwienie. Z drugiej strony osiągnięcie samodzielności wydaje mi się bardzo ważne. Pierwsze 2-3 lata chodziłem z przewodnikami ale to... jednak zwalnia od myślenia i odpowiedzialności. Trzeba nauczyć się samemu podejmować decyzje. Teraz bariera wejścia jest niewielka, wystarczy mieć kasę ( ) . Są kursy lawinowe, turystyki górskiej, nawigacja zrobiła się łatwa, są obozy dla początkujących. Najtrudniej to jest znaleźć (wypracować) ekipę z którą się chodzi. I to tak naprawdę jest zdecydowanie najważniejsze. W naszej ekipie trójka miała (i ma) doświadczenie wspinaczkowe z KW. To dla mnie jest wielkie ułatwienie bo jest od kogo się uczyć. A i jeszcze wyprzedzając końcowe napisy w naszej ekipie był "diament" - młoda i delikatna (z wyglądu) Dominika, której hobby to wspinaczka, narty i skitury. I nie musieliśmy jej matkować (czy tam tatować). Czyli można! Pozdro Wiesiek Edytowane 18 Marzec 2020 przez Wujot 1 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
barattolina Napisano 18 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 18 Marzec 2020 Zimowa turystyka górska mówisz.... Gdybym nie przeczytała przewspaniałej książki Z.J.Ryna "Góry, Medycyna, Antropologia" to mogłabym Ci nawet przyznać rację. Owszem, Alpy to nie Karakorum, ale góry w zimie to góry w zimie. Ośrodki narciarskie w Europie przyzwyczaiły nas do poczucia bezpieczeństwa w terenie. Bo niby owszem, niby jest zimno, niby góry są. No ale jednak obserwujemy je rochę jak z w zoo, przez szybkę. Wszędzie przygotowane trasy, gondolki, podgrzewane kanapy, knajpy na każdym rogu. Człowiek nie czuje, że jest w środowisku gdzie organizm bądź co bądź jest podatny na stres. Wystarczy jednak pierwsza lepsza burza...i wszyscy mają przeżywkę. A tutaj widzę chodzicie niby po oznaczonych trasach, ale jednak to teren dość surowy. Obcujecie z nieznanym. Może moja fascynacja wynika z niewiedzy, ale każdym razie z przyjemnością ogląda się zdjęcia "z bliska" ludzi, którzy brodzą po pas w śniegu na jakimś lodowcu i czyta te wszystkie opisy zmagań z naturą. Czy mieliście podczas tej wyprawy jakiś moment, gdzie coś Wam nie "pykło" i poczuliście się nieswojo? Czy jednak to nie są emocje tego rzędu i człowiek czuje się tak samo bezpiecznie jak poza trasą w zwykłym ośrodku narciarskim? 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 18 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 18 Marzec 2020 47 minut temu, barattolina napisał: Może moja fascynacja wynika z niewiedzy, ale każdym razie z przyjemnością ogląda się zdjęcia "z bliska" ludzi, którzy brodzą po pas w śniegu na jakimś lodowcu i czyta te wszystkie opisy zmagań z naturą. Czy mieliście podczas tej wyprawy jakiś moment, gdzie coś Wam nie "pykło" i poczuliście się nieswojo? Czy jednak to nie są emocje tego rzędu i człowiek czuje się tak samo bezpiecznie jak poza trasą w zwykłym ośrodku narciarskim? Nieswojo czuje się dość często. Najczęściej na podejściach. Na fokach na stoku o nachyleniu 40-45 stopni trudno się czuć komfortowo. Drobne omsknięcie narty i można wylądować na dole bo z luźnym wiązaniem nie ma szans na zatrzymanie. Robienie zwrotów na takim nachyleniu w głębokim śniegu to już jest sztuka. To bardzo stresujące jak walczysz przez pół minuty aby stanąć na dwóch nartach. Dalej podcięte zjazdy. Jak jest te 45 stopni i pod spodem jest wypłaszczenie to jadę na luzie ale jak w torze ewentualnego upadku jest przepaść albo skały na które można trafić to mocno siada na psychę. Jazda we mgle w nieznanym terenie to kolejny problem. Mieliśmy kiedyś takie zdarzenie (w Norwegii). Zatrzymaliśmy się podczas zjazdu w trójkę na białym polu i gadamy. W pewnym momencie kolega ruszył i dosłownie po metrze jazdy spadł z niewielkiego klifu. Jak leciał to z niezwykłą wyrazistością dostrzegłem brzeg urwiska choć wcześniej go nie widziałem. To było tylko ze 3 metry więc skończyło się na śmiechu. Silny wiatr to kolejny czynnik. W Czarnohorze był tak potężny, że nad głową ryczał jak silnik Jambo Jeta. Szliśmy na nartach przypłaszczeni do ziemi zapierając się kijami a on spychał nas w przepaść. Wszędzie latały spore kawałki lodu bombardując nas gęsto. A jeszcze zagrożenie lawinowe i szczeliny... ------------------------------- Na tym wyjeździe czułem się nieswojo w tym kominku gdzie poszedłem bez raków (a nie bardzo siadał czekan). Do zejścia już je włożyłem. Poza tym raczej stresu było mało. To nie był bardzo trudny teren. Wiem, że reszta trochę się stresowała jazdą w masakrycznych szreniach ale ja z tym nie miałem akurat problemu. Pozdro Wiesiek 3 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
miraz Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 A jakie modele nart używacie? Długość i szerokość pod butem ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 (edytowane) Dzień 6 Startujemy z Amberger Hutte (którą już zdążyliśmy polubić). Ze względów bezpieczeństwa (trójka) zaplanowaliśmy, spokojną i przyjemna (czyli niezbyt stromą i niezagrożoną) wycieczka na przełęcz pod Windacher Daunkogel. Podobnie jak i wczoraj, w górach jest pusto. Zdecydowaną większość trasy musimy torować (co w największym stopniu robi Kamil zyskując przydomek Radzieckiego Lodołamacza Atomowego). Przy miękkim podłożu jest to duża praca do wykonania. Na końcu czeka nas widok na Hocher Stubaier Hutte - malowniczo położone schronisko. Zjazdy są w mocno przetworzonych śniegach ale - my nie damy rady??? W statystykach wyszło około 14 km (wszystko) i 1050 m vertical. W sam raz jak po wczorajszej długiej turze. Zjazd z ON Stubai do Gries Przy okazji sprawdziliśmy sobie możliwość tego zjazdu freeride. Wygląda to dobrze! Zaczynamy z orczyka Daunscharte, przechodzimy przez przełęcz i w dół przez lodowczyk Sulztaferner. Dalej jest efektowna, ostro wcięta, stroma i zróżnicowana rynna z progami (fota). Na pewno zagrożona lawinowo więc do zrobienia w odpowiednich warunkach. Na zdjęciu widać ślady więc ktoś to jeździ. Byłoby to 1500 m vertical (obok Amberger Hutte i dalej do Gries). Dół oczywiście płaski. Natomiast logistyka tego przedsięwzięcia nie jest łatwa bo lądujemy w Langenfeld. Chyba najłatwiej jest to zrobić z Insbrucka i w oparciu o busy. Dzień 7 Sytuacja lawinowa zdecydowanie się poprawiła. Możemy pozwolić sobie na bardziej stromy teren. Celem będzie Kuhscheibe. Na niebie mamy istne szaleństwo. Można złapać takie, na poły abstrakcyjne, obrazki. Później po drodze widzimy taki zamek. Na górze jest Aby nie było nudno to na szczycie Dominka zalicza inicjację. Czyli, to co prawie każdemu się zdarza, pierwsza zgubiona narta w terenie. Jadąca samodzielnie deska to jedna z paskudniejszych chwil w życiu skiturowca! Mnie się to zdarzyło na Grossvenedigerze tyle tylko, że pojechała gdzieś hen po horyzont znikając mi z oczu. I wtedy pożyczyłem od Pawła jego deski (mamy ten sam rozmiar buta) zjechałem odszukałem zgubę (wbitą przed stromym przełamaniem lodowca). I dzisiaj historia się przedziwnie zapętliła bo Paweł jakimś cudem złapał uciekinierkę. Rycerze są jeszcze na świecie! Zaletą takich sytuacji jest to, że nartę gubi się tylko raz. Wierzcie mi, że tak jest. A dalej w telegraficznym skrócie jazda w szreni, spotkani Austriacy i... uśmiechnięta Dominka - no w końcu nie codziennie spotyka się rycerza! Wyszło 11 km (zjazd i podjazd) i 1100 m vertical. W ruch byliśmy 2,5 godz a drugie tyle to przeżycia pięknościowo-towarzyskie. cdn Pozdro Wiesiek Edytowane 19 Marzec 2020 przez Wujot 7 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 18 minut temu, miraz napisał: A jakie modele nart używacie? Długość i szerokość pod butem ? A różnie. Ja mam 163 cm (czyli -9 cm), 79 mm. Reszta miała wyraźnie szersze i kapkę dłuższe. Pozdro Wiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
mirekn Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 15 minut temu, Wujot napisał: Dziękuję za relację. Jest cudna Czym focisz ? Pozdrawiam mirekn 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 4 minuty temu, mirekn napisał: Dziękuję za relację. Jest cudna Czym focisz ? Huawei P30 Pozdro Wiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
miraz Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 20 minut temu, Wujot napisał: A różnie. Ja mam 163 cm (czyli -9 cm), 79 mm. Reszta miała wyraźnie szersze i kapkę dłuższe. Pozdro Wiesiek Narty skiturowe czy free? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 1 minutę temu, miraz napisał: Narty skiturowe czy free? Dynafit Nanga Parbat, skiturowa, bardzo lekka (poniżej 1000 g). Trochę słaba do jazdy ale da się. Do tego bardzo minimalistyczne (poniżej 100 g) wiązanie Revolution ATK Pozdro Wiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
barattolina Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 (edytowane) ale czad ! Aaa.. jeszcze mi się przypomniało. Kiedyś zjechałam sobie testowo poza trasę i zaliczając chwilę po tym Orła Swojego Życia zgubiłam narty w białym puszku. Niestety nie wbiły się tak jak p.Dominice. Szukałam ich potem pod śniegiem z pół godziny i wpinałam drugie tyle... I przy okazji dowiedziałam się, że to najprawdziwsza prawda, ze podczas jazdy w głębokim śniegu trzeba jednak naciskać bardziej na te tyły.... Edytowane 19 Marzec 2020 przez barattolina 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 56 minut temu, barattolina napisał: tak jak p.Dominice. Szukałam ich potem pod śniegiem z pół godziny i wpinałam drugie tyle... I przy okazji dowiedziałam się, że to najprawdziwsza prawda, ze podczas jazdy w głębokim śniegu trzeba jednak naciskać bardziej na te tyły.... Nartę Dominiki wbił w śnieg bohater widoczny na zdjęciu, który ryzykując zderzenie złapał ją w drodze. Dzięki temu właścicielka straciła tylko kawałek zjazdu. Co do jazdy na tyłach to powiem, że to zależy od rodzaju śniegu i skrętu. Generalnie im cięższe śniegi tym bardziej jesteśmy z tyłu. W puchu zaś jeździ się w pozycji zrównoważonej. Pozdro Wiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Spiochu Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 (edytowane) Cytat To nie był bardzo trudny teren To jaki jest trudny? Trango Tower? Ta ścianka skalna wygląda masakrycznie, a Wy jeszcze nią schodzicie !!! Gdzie się nauczyliście takich rzeczy? Jak widzisz zjazd na linie w tym miejscu, zamiast schodzenia? Edytowane 19 Marzec 2020 przez Spiochu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 (edytowane) 47 minut temu, Spiochu napisał: To jaki jest trudny? Trango Tower? Ta ścianka skalna wygląda masakrycznie, a Wy jeszcze nią schodzicie !!! Gdzie się nauczyliście takich rzeczy? Jak widzisz zjazd na linie w tym miejscu, zamiast schodzenia? Eeee, jako zawodowy (były) fotograf potrafię wybrać bardziej "dramatyczne" ujęcie. Faktem jest, że te parę metrów było dość pionowe. Ja tam zszedłem to na fizola (miałem oczywiście lonżę) i poszło błyskawicznie, były akurat niewielkie stopnie na zęby raków. Reszta zastosowała prusika (a właściwie tę jego asymetryczną odmianę - nie pamiętam jak się nazywa) lub bloker i szło wolniej bo musieli sobie przekładać węzły. Jak napisałem - jak czegoś nie wiem to jest się kogo spytać. Paweł to jakieś drogi na Kazalnicy robił... Na zjazd to szkoda było czasu i chyba było zbyt połogo. Pomijając, że to nieźle kręciło po ściance. W takim podejściu czy zejściu najbardziej przeszkadza garb z nartami. Pozdro Wiesiek Edytowane 19 Marzec 2020 przez Wujot 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
surfing Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 W dniu 18.03.2020 o 12:41, Wujot napisał: Po tej stronie zejście jest po czystej skale. Mając aluminiowe raki na nogach trzeba to zrobić ostrożnie. Przekazuję informację i ląduję po drugiej czekając na luzie (z aparatem) na resztę. Piękna relacja ale takie przejścia to nie dla mnie, kiedy wracaliście z Austrii? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 (edytowane) 2 minuty temu, surfing napisał: Piękna relacja ale takie przejścia to nie dla mnie, kiedy wracaliście z Austrii? Nigdy nie mów nigdy! A jak po drugiej stronie będzie epicki zjazd? Ja tam też nie lubię specjalnie łazić ale zjazdy to inna sprawa... W niedzielę - czyli kwarantanna. Pozdro Wiesiek Edytowane 19 Marzec 2020 przez Wujot Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
surfing Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 2 minuty temu, Wujot napisał: w niedzielę Pewnie z 8 godzin czekania na granicy D/PL, ja w drogę powrotną wyruszyłem w sobotę o 10:00 a w domu byłem w poniedziałek o 08:00, mój powrót trwał 46 godzin, zamiast 800 km zrobiłem 2 tys. km. Może za jakiś czas to opiszę. Pozdrawiam 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Marzec 2020 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 (edytowane) 13 minut temu, surfing napisał: Pewnie z 8 godzin czekania na granicy D/PL, ja w drogę powrotną wyruszyłem w sobotę o 10:00 a w domu byłem w poniedziałek o 08:00, mój powrót trwał 46 godzin, zamiast 800 km zrobiłem 2 tys. km. Może za jakiś czas to opiszę. Pozdrawiam Koniecznie. 7 godz. Amatorka na granicy była nieprawdopodobna, łuski spadły mi z oczu jeśli chodzi o przygotowanie służb. Gdyby ktoś tylko przez 10 s pomyślał to stalibyśmy może godzinę. Ale jak dzień później wydłużyło się do 20 godzin to wyszło, że poszło nam błyskawicznie... Pozdro Wiesiek Edytowane 19 Marzec 2020 przez Wujot 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
barattolina Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 22 minuty temu, Wujot napisał: Nigdy nie mów nigdy! A jak po drugiej stronie będzie epicki zjazd? Ja tam też nie lubię specjalnie łazić ale zjazdy to inna sprawa... W niedzielę - czyli kwarantanna. Pozdro Wiesiek Jeśli wybierzecie trasę przez Jędrzychowice to lepiej przeprawić się przez centrum Goerlitz. Wczoraj otworzyli ponownie to przejście. Na autostradzie stoi się koło 6h. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
mirekn Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 33 minuty temu, surfing napisał: Piękna relacja ale takie przejścia to nie dla mnie, kiedy wracaliście z Austrii? No bo wlazywanie to jeszcze ale zlazywanie, masakra jakaś w tych rakach Pozdrawiam mirekn 1 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Spiochu Napisano 19 Marzec 2020 Zgłoszenie Share Napisano 19 Marzec 2020 Cytat Eeee, jako zawodowy (były) fotograf potrafię wybrać bardziej "dramatyczne" ujęcie. Chyba muszę wykupić sesję i wbijać na insta 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.