Wujot Napisano 15 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 15 Kwiecień 2016 Ponieważ widzę, że tematy skiturowe cieszą się na forum zainteresowaniem to postanowiłem wstawić tutaj relację z mojego, chyba najfajniejszego, sprzed niecałych dwóch lat, wyjazdu. "Ukoronowaniem" naszego sezonu narciarskiego miał być trawers masywu Ortler - Cevedale - rozległej grupy położonej w południowym Tyrolu i znanej "normalnym" narciarzom z takich stacji jak Sulda, passo dello Stelvia, Santa Caterina Valfurva, blisko leży też Bormio. Po dokładniejszym przyjrzeniu się obszarowi trawers zamienił się w trochę "gwiaździstą" eksploatację terenu. Zaplanowaliśmy 7 noclegów w czterech schroniskach. Ponieważ w pierwszym schronisku były dwa noclegi a w drugim trzy można było zabrać więcej żarcia z myślą, że je zutylizujemy przed końcem tury i nie będziemy codzienne musieli targać. W kwestii plecaków już kiedyś pisałem więc krótko; mieliśmy sprzęt narciarski (narty, foki, buty, harszle, kije, gogle, rękawice), ratunkowy (ABC), wspinaczkowy (2 liny na pięciu, szpej, raki, czekan), ciuchy (razem po trzy warstwy) okulary IV kategorii no i kapcie, wkład do śpiwora, apteczka, zestaw naprawczy. Na zespól była też jedna zapasowa foka. Oprócz tego zabrałem czapkę z wielkim daszkiem i ochroną karku a także kominiarkę, która lepiej sprawdza się od buffa i lekkie rękawiczki. Wspomnianego na początku szturm żarcia zabrałem około kilograma - minimalnie za dużo. Nie wziąłem termosu tylko butelkę PET (i tabletki musujące z magnezem). Razem dało to normalny plecak bez nart i butów pewnie z 12-13 kg. Dojazd z Wro zajął 12 godzin - około 18.30 dotarliśmy do końca drogi w dolinie Martell. Przed 20.00 zameldowaliśmy się w schronisku Zufallhutte pytamy:- sprechen sie deutsch?- ja naturlich, i po włosku i po polsku też!Szczęka nam opada - ekipa w schronisku jest głównie polska, trzy dziewczyny (no wstydu to one nam nie przynoszą) z Anetą na czele, kucharz też Polak, Włoch właściciel i Rosjanka to chyba cała reszta ekipy. Wybiegają na chwilę aby nas obejrzeć - okazuje sie, że jesteśmy pierwszą polską grupą od 3 lat! Chyba brakuje miejsc noclegowych bo dostajemy 2,5 dwójki (a zamawialiśmy zbiorówki). Ja z Kamilem mamy nawet pojedyncze łóżka, umywalkę w pokoju i jest - szok - pościel. w kranach ciepła woda. Dzień 1 Śniadanie o 6.30 trochę po 7.15 wychodzimy, jak zawsze, raczej jako jedni z ostatnich - aby iść po śladach tubylców. Wysokość schroniska to 2265 m.n.p.m. Naszym celem jest Kollkuppe (3330). Rano jest mglisto, wietrznie i w takich warunkach lądujemy na przełęczy pod szczytem (3306). Razem z nami jest pewnie kilkunastu narciarzy. Do szczytu brakuje tylko 30 m ale uznajemy, że w tym wygwizdowie i mgle nie ma sensu tam włazić, podobnie myśli większość. Zakładamy narty i jazda. Widoczność jest mocno ograniczona ale stopniowo rozwiewa się i przy schronisku jest już tak. Pora jest mocno wczesna koło 13.00 jesteśmy obok schroniska (2265 m) więc co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Proponuję aby spróbować wleźć na Madritsch spitz (3255). Dobra widoczność się stopniowo kiepści i gdzieś pod przełęczą na wysokości pod 3000 ściągamy foki i jazda w dół. Stopniowo coraz więcej widać, początkowe strome ścianki kończą się rozległymi dolinami i jedziemy sobie jak Pany. Budynek po lewej to hotel przed którym parkujemy a ten po prawej schronisko. Bilans dnia to 1700 m w pionie, w sumie 20 km podejścia i zjazdy. W schronisku przeparkowują nas do 6-ki (dodając nam Austriaka do kompletu). Warto wspomnieć, że kuchnia tutaj jest naprawdę dobra i w wielkiej obfitości.CDN 17 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 15 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 15 Kwiecień 2016 Dzień 2 Następnego dnia czeka nas zmiana miejscówki ale zanim to nastąpi to jest kawałek drogi. Plan jest następujący. Wpierw na Monte Cevedale (3769 m) później krótki zjazd w dolinę Vedretta di Cadec a nastepnie przez przełęcz pod Pasquale (3431 m) i na końcu zjazd do schroniska Branca. Dyskutujemy drogę podejścia i ustalamy dość długą linię łagodnie okrążająca ZufallSpitze (szczyt leżący tuż obok naszego celu) i wchodząca na Monte Cevedale od północy. Wydaje się, że to zdecydowanie dłuższa droga niż wejście od wschodu ale zagęszczenie poziomic pokazuje, ze byłoby tam dużo trawersowania a tak wygląda, że będzie można rozpędzić jak pociąg i może to być szybsza a co ważniejsze przyjemniejsza droga. Ta kalkulacja okazuje się trafna. Za to cały czas wzmaga się wiatr i po bardzo wrednym końcowym podejściu lądując na szczycie dosłownie telepiemy się z zimna. Za granią na szczęście nie wieje i udaje się powoli dojść do siebie. Zjazd wzdłuż seraków jest bardzo urokliwy a później po przezbrojeniu nart wchodzimy na przełęcz pod Pasqualle. Ściagamy foki, na początku jest stromo i w dodatku jedziemy po starym lawinisku ale z czasem się wypłaszcza i robi się pięknie. Wypatrujemy jakiegoś przytulniejszego miejsca aby zrobić sobie przerwę bo czasu do obiadokolacji jeszcze sporo. No wygląda, że wiatr wieje wszędzie i z różnych kierunków W Brance (2487) dostajemy sympatyczną 6-kę więc mamy dodatkowe łóżko na bety. Karmią tutaj też świetnie. Bilans dnia to 1700 m w pioniecdn 11 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 15 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 15 Kwiecień 2016 Dzień 3 Położenie Brancy jest genialne, w okolicy roi się od szczytów 3500-3700. Za pierwszy cel obieramy Matteo (3678), dzień wita nas sporym zachmurzeniem, zjeżdżamy kawałek i ubieramy foki. Miła niespodzianka - szybko przejaśnia się - "nasz szczyt" tkwi gdzieś w chmurach na końcu doliny. Początkowo idziemy za niewielką grupką ale później decydujemy się na "własną" drogę podejścia - wykorzystując długi, wysoki i wygodny grzbiet moreny bocznej, która komfortowo przeprowadza nas przez pofałdowany teren lodowca. Za nami podążają inne grupy. Szybko zdobywamy wysokość i robi się coraz piękniej. Podziwiamy olbrzymie seraki. Na grani jest już bardzo twardo a miejscami dla odmiany drobniutki sypki i nietrzymający śnieg. Trzeba uważać. Na szczycie jest nas kilkunastu, wiatr przywiał chmury i zjazd nie jest już taki oczywisty. Na szczęście obok szykuje sie grupa z przewodnikem wiec postanawiamy zasępić się. Miejscowy dobrze zna teren prowadząc przez interesujace, często przyjazne narciarzom ścianki. I już wiem bedzie to jeden z najsympatyczniejszych zjazdów w życiu. Słońce też sympatycznie wylazło zza chmur. Delektujemy sie widokami, zjazdami - teren cudownie pokręcony. Znów jesteśmy na morenie bocznej i zaglądamy w oczy lodowca. Obok szczelin prowadzi zjazd z Tresero - widać, że 20 m odchyłki od szlaku może skończyć się w lodowym grobie. A to chyba maksymalna dokładność z jaką da się w praktyce nawigować w terenie przy pomocy GPS-ów... Podziwiamy jak w amfiteatrze szczyty dookoła dyskutując gdzie by tu jeszcze jutro wleźć a przede wszystkim zjechać. W schronisku, do którego trzeba trochę podejść, jesteśmy dużo przed czasem obiadu więc myjemy się i piwkujemy. Obiad jest nagrodą za nasz znój i trzeba powiedzieć, że kuchnia włoska w schroniskach bije na głowę austriacką (jakkolwiek i tam kalorii nie brakowało).CDN 13 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marionen Napisano 15 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 15 Kwiecień 2016 Super relacja, piękne widoki i świetnie obrobione zdjęcia. Chciałoby się tam być. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 18 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 18 Kwiecień 2016 dzień 4 Dzisiaj w planie mamy wejście (i zjazd) na Palon de la Mare (3708 m). Schronisko, czego dotąd nie napisałem to 2487 m n.p.m. - tylko 12 m niżej jak Rysy... Przewyższenia jest więc do przejścia troszkę powyżej 1200 m. Nie bardzo łączy sie to z czymś innym czyli zapowiada się przyjemny, troszkę lajtowy dzień. Po krótkim zjeżdzie zaczyna się podejście - od razu widac, że to konkret. Ekipa przed nami praktycznie od razu zakłada harszle bo jest twardo i stromo. I rzeczywiście wysokość zdobywamy w ekspresowym tempie i zanim się spostrzegłem jest tak. Niestety solidny wiatr z wysokością tężeje i idziemy w niskiej zamieci i na zmianę jest tak i tak Imponujące pióropusze przyozdabiające granie i szczyty pokazują, że na górze milej nie będzie. Przypominamy sobie wczorajszy (czerwona strzałka) zjazd (i banany nam zakwitają) a ja bezwarunkowo zakochuję się w zjeździe z Tresero (niebieska strzałka)) i usilnie przekonuję moich kompanów, żeby go jutro zrobić. Wiatr, który wieje już parę dni, przy ujemnej temperaturze (-12 stopni na 3000 m) potworzył twarde struktury - po czymś takim przyjdzie nam jechać... Ostatni odcinek to stopniowo pokonywane łagodne kopuły z których każda wydaje się ostatnią. Ścieżka dojściowa mocno kręci wśród skał. Na górze jesteśmy w 8 osób. Zjazd obok kamieni wydaje się kłopotliwy ale Robert z Kamilem są niezawodni, zamiast kombinować wzdłuż drogi podejściowej, schodzimy kawałek po skałach i docieramy do pięknego podszczytowego pola gdzie czeka śnieg do zepsucia. Dalej jest już bajka więc "w tych pięknych okolicznosciach przyrody" zatrzymujemy się na popas. Znów zjeżdżamy a ponieważ mamy multum czasu postanawiamy wejść na niewielką grań gdzie podczas podejścia przyuważyliśmy coś co wyglądało na jakąś budowlę. I rzeczywiście znajdujemy tam dość rozbudowane stanowisko ogniowe a po drugiej stronie doliny spostrzegamy analogicznegy zespół. Jak pomyślę sobie, że na tej wysokości (powyżej 3000 m) ktoś kazał siedzieć tu i tam chłopakom w różnych mundurach i celować do siebie to robi mi się dziwnie. Zjazd, zjazd, zjazd - to kolejne pola śnieżne, żlebiki i "piękne okoliczności przyrody". Tym razem do schroniska nie musimy podchodzić, trawers brzegiem zbocza plus mostek wyprowadzają nas na taras Brancy. CDN 12 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
johnny_narciarz Napisano 18 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 18 Kwiecień 2016 Piękne foty i super relacja! :applause: Oglądając coś takiego aż chciałoby się tam wybrać. Super wyprawa! 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 18 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 18 Kwiecień 2016 Piękne foty i super relacja! :applause: Oglądając coś takiego aż chciałoby się tam wybrać. Super wyprawa! Dokładnie po to to pokazuję - zimowa turystyka narciarska jest dla każdego. Najtrudniej jest zacząć i najlepiej to zrobić z kimś kto w tym trochę siedzi. Parę osób udało mi się wciągnąć i zarazić. Pozdro Wiesiek 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 Dzień 5 To dzień przejścia do kolejnego schroniska. Moi koledzy nie dali się przekonać na lekko forsowny plan wejścia na Tresero a później po zjeździe do Brancy, przejścia dołem doliny do naszego nowego punktu. Mamy więc dość lekki plan wejścia na Pasquale (3558 m) i zjazd do Rifugio Pizzini - Fratolla (2706 m). Na początku powtarzamy (w drugą stronę) trasę z dnia 2. Wygląda, że będzie to kolejny piąty dzień pod znakiem Kielc. Monstrualnych Kielc. No bo popatrzcie sami, na focie poniżej, grań wznosi się spokojnie z 500 m powyżej terenu - wychodzi więc, że pióropusze porwanego śniegu mają po 100 m wysokości. I to tak lekko. Aż dziw, ze jeszcze coś tam zostało. Ta wichura jest już troszkę wkurzająca, nie przypominam sobie turów w których bym cały dzień (dzień w dzień) był w w dwóch warstwach, miał zawsze naciągniętą kominiarkę, czapkę i kaptur i mimo tego czasem trząsł się z zimna. Grubsze rękawice narciarskie które zawsze mam awaryjnie na wypadek kibla i do zjazdu też mam cały czas na rękach a i tak musiałem parę razy je rozcierać aby przywrócić krążenie. Przy podchodzeniu wiatr też nie pomaga bo nie wiem czemu ale zawsze jest w twarz a czasem to nawet trzeba było poczekać w czasie trawersowania aż się uspokoi. Ten wiatr też przetwarza silnie podłoże - jest twardo jak na zawodniczej trasie, niestety ale "trochę" nierówno. W nawianiach śnieg zgipsiały, ciężki do jazdy, w zasadzie zmianę kierunku jazdy trzeba przeprowadzić w powietrzu. Choć na zjazdy trudno narzekać - jak zawsze gdy coś widać. Co do podejścia to końcowy odcinek przed przełęczą jest na tyle stromy, że nie opłaca się iść na nartach i podchodzimy go na husara. Później zakładamy narty i lądujemy (sami) na Pasquale.Tutaj mogę przyjrzeć się naszemu kolejnemu celowi - Koenig Spitze 3851 m. Sterczy wprost z dużo niższego ciągu szczytów.To już jest bardzo wymagający szczyt. Zjazd jest sklasyfikowany jako ekstremalny. Szczególnie środkowa jego część wygląda niezachęcająco. Wykadrowałem część zdjęcia abyście mogli sobie obejrzeć to lepiej. Strzałką zaznaczyłem - no właśnie o tym napiszę w 6 dniu. Na razie jest tak Ale po chwili W kotlince w którą zjechaliśmy jest przytulnie jak pod babciną pierzynką, robimy popas a ja z Kamilem postanawiamy powtórnie podejść w stronę przełęczy pod Pasquale i ponownie sobie zjechać. Sprawę traktujemy oczywiście ambicjonalnie i na górze doganiamy parkę, która była w połowie stoku jak zaczynaliśmy. Po zjeździe reszta zapina narty i w drogę. Wkrótce widzimy nasz cel. Schronisko na tyle ile paskudne z zewnątrz jest przytulne w środku, widok z okna - bardzo przyzwoity. CDNPozdroWiesiek 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Napisano 19 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 połowa zdjęć to fajny fotoshop! ale wyprawa szacun!!! Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marionen Napisano 19 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 Czy z fotoshopem, czy bez, to zdjęcia i wyprawa piękna. Chciałbym choć raz na kilka lat zaliczyć taką "wycieczkę", a koledzy co roku zaliczają takich kilka. Jestem mocno związany z Wrocławiem, to może i mnie coś tak pięknego kiedyś spotka. Przecież wszystko jest możliwe, trzeba tylko wierzyć i walczyć o spełnienie swoich pasji. 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 połowa zdjęć to fajny fotoshop! ale wyprawa szacun!!! Pozdrawiam Gwoli prawdzie wszystkie foty zostały wywołane wg jednych ustawień w camera raw. Poza tym nie było robione nic w Ps. Pozdro Wiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Plywak Napisano 19 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 Gwoli prawdzie wszystkie foty zostały wywołane wg jednych ustawień w camera raw. Poza tym nie było robione nic w Ps. musisz mu wybaczyć, ma problemy z rozróżnianiem pewnych rzeczy :wink: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 19 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 połowa zdjęć to fajny fotoshop! Jaśku nie ma nic złego w obróbce zdjęć, które potem są prezentowane publicznie. Przynajmniej dla mnie to, nie jest problem - wręcz przeciwnie. Ładne zdjęcie, wyraźne z wyeksponowanymi kolorami itd. tylko i wyłącznie pozytywnie świadczą o osobie, która je zamieszcza - tzn że, zależy jej na tym, by odbiorca miał jak największy komfort wizualny oraz o tym, że osoba ta stara się coś przekazać w jak najlepszej jakości odbiorcy. Poświęca swój czas i jej zależy na unikaniu bylejakości. Na forum jest kilka osób, które w ten sposób robią... ...między innymi ja, Johnny, JC - pewnie inni też - nie ma sensu ich wymieniać. Często tego typu działanie spowodowane jest również używaniem byle jakiego sprzętu do robienia zdjęć na stoku, w górach. Podsumowując - wolę ładnie obrobione zdjęcie niż takie, na którym nic nie widać. Dlatego nie ma co na ten temat pisać - fachowiec a nawet spostrzegawczy amator zawsze pozna, czy coś było z fotką robione, czy nie. Pozdrawiam serdecznie Gwoli prawdzie wszystkie foty zostały wywołane wg jednych ustawień w camera raw. Poza tym nie było robione nic w Ps. Wieśku - fotki i relacja? Rewelacja! Marzenie... :applause: :applause: :applause: Jedno małe ale... ...czemu tak dawkujesz opowieść? Nie mogę się doczekać dalszej części. Pozdrawiam serdecznie i proszę o więcej tego typu relacji od Ciebie :happy: 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość Napisano 19 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 19 Kwiecień 2016 (edytowane) Widzę co jest podciągnięte... hej! Ale wyprawa była taka BEST że nie wiem po co? Johnny...i photoshop... ha ha ha znam człowieka! on nigdy nie picuje zdjęć i na 100% relacje to prawda i tylko jedna prawda! i pod tym mogę się podpisać! Edytowane 19 Kwiecień 2016 przez Gość Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 20 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 20 Kwiecień 2016 (edytowane) Widzę co jest podciągnięte... hej! Ale wyprawa była taka BEST że nie wiem po co? Johnny...i photoshop... ha ha ha znam człowieka! on nigdy nie picuje zdjęć i na 100% relacje to prawda i tylko jedna prawda! i pod tym mogę się podpisać!Temat jest bardzo interesujący więc pozwolę sobie na większego OT. Na początek 2 foty Pierwsza to jpg wypluty z aparatu, druga z wywoływarki RAW wg "moich" nastaw. Zdjęcie jest z Czarnohory (Howerla). Upieram się, że podczas fotografowania widziałem błękitne niebo, szczegóły w chmurach - soczyste kolory w partii cieni, było ostro i wyraziście. Odpowiedz sobie na pytanie co jest bliższe naszych doznań podczas pięknego słonecznego dnia - fota 1 czy fota 2? Zdjęcia pochodzą z mojego (bardzo autorskiego) wykładu pt "Pułapki czyhające na fotografa krajobrazu" (mam też inne zagadnienia). Jeśli ktoś z Was ma zbędne fundusze i chciałby mnie zaprosić abym wygłosił swoje wiekopołomne przemyślenia przed jakimś audytorium to ja bardzo chętnie!JPG produkowany przez aparat w pewnych warunkach bardzo odbiega od tego co widzi mózg. Powody zasadniczo są dwa. Jeden to specyficzny sposób pracy mózgu. Już na początku XX w dowiedziono, że tony "reprodukowane" są wg krzywej zet. Oznacza to, że interesują nas głównie partie wysokich świateł i głębokich cieni. Mózg podbija więc kontrasty w tych partiach a lekceważy środek. W oparciu o tę wiedzę powstały pierwsze techniki tonorozdzielcze np metoda Persona (czy Zickendrahta i parę innych) - akurat w "polskiej fotografii ojczyźnianej" mocno obecne. Drugi powód jest natury technicznej i też jest powiązany z pierwszym. Oko bez problemu widzi kontrasty na poziomie 1;10 000 a w reprodukcji dysponujemy: dla druku max 1:60, na bardzo dobrym ekranie zaś 1:256. Niewiele lepiej rejestrują najlepsze matryce. Powstaje więc pytanie jak, mając na wejściu 1:10 000, uzyskać "wierny" obraz na wyjściu mając np 1:40 (gazeta) a nawet monitor? Nie jest to w ogóle możliwe. Procesor aparatu tworząc jpg stosuje krzywą logistyczną o liniowym dłuższym odcinku. Co wychodzi macie na pierwszym zdjęciu. W wywoływarce RAW zdeformowałem za pomocą dostępnych narzędzi przebieg krzywej uzyskując coś co zdecydowanie bardziej odpowiadało mojej percepcji tak powstała druga fota. Ciągnąc jeszcze przez chwilę ten 'specjalistyczny" wątek. Nasz mózg już na poziomie pojedynczych komórek (tzw komórki dwubiegunowe) podbija kontrast linii czy konturów. Ewolucyjnie jesteśmy bardzo zainteresowani wykrywaniem krawędzi. To także kiedyś odkryli fotografowie tworząc wywoływanie akuntacyjne czy filtrację szczegółów (a teraz suwak clarity). Jeśli myślisz, że to koniec różnic między jpg a tym co mamy w głowie to zapewniam Cię - to dopiero początek! Te problemy o których tu napisałem są bardzo odczuwalne przy fotografowaniu obiektów o dużych rozpiętościach tonalnych (a więc na oświetlonym śniegu z ciemnymi nieoświetlonymi wprost szczegółami). Fotografii we mgle już to nie dotyczy - tam jpg są zupełnie zadowalające. Jeszcze bardziej skomplikowane jest widzenie barwne (do dzisiaj nie ma kompletnej teorii to wyjaśniającej) - urządzenia reprodukujące kolor całej gamy kolorów, po prostu, nie są w stanie odtworzyć. Chciałoby się jeszcze napisać o widzeniu stereoskopowym, zakresach czułości, metameryzmie widzenia, widzeniu peryferyjnym, kontrastach następczych i równoczesnych. A na końcu narzucić na to jeszcze wzorce i kalki kulturowe.Podsumowując (dla tych co nie przetrwali poprzedniego akapitu) - obrazy produkowane bezpośrednio przez aparat mogą być bardzo odległe od tego co widzi mózg. Mówienie więc, że to jakaś jest obiektywna narracja jest hmmm... śmieszne???Produkując obrazki (a tym zawodowo się też zajmuję) zawsze zadaję sobie pytania - co czułem? Co widziałem? Jakie emocje mną kierowały? Ale też co chcę osiągnąć? Jaką historię opowiedzieć...i dokładnie tym jest ta relacja - to moja opowieść o tym fascynującym tygodniu gdy robiliśmy trawers Ortlera. A foty są takie jak to czułem. Po prostu.PozdroWiesiek Edytowane 20 Kwiecień 2016 przez Wujot 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
johnny_narciarz Napisano 20 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 20 Kwiecień 2016 Johnny...i photoshop... ha ha ha znam człowieka! on nigdy nie picuje zdjęć i na 100% relacje to prawda i tylko jedna prawda! i pod tym mogę się podpisać! Photoshopa nie posiadam,ale niektóre zdjęcia poprawiam.Skoro tego nie zauważyłeś,to znaczy,że dobrze mi wyszło. :wink: Przynajmniej jak dla mnie,zdjęcie musi jak najlepiej oddawać rzeczywistość,a niestety aparat nie jest tak doskonały jak nasze oczy,czy raczej jego matryca i procesor nie są tak doskonale jak nasz mózg.Stąd drobne poprawki. Wykonuję je na prostym programiku,który nawet nie wiem skąd mam... Teraz jestem w pracy i nie mam możliwości zademonstrować, ale jak wrócę do domu, dam parę przykładów co i czemu poprawiam. Wojut objasnil dość dokładnie z technicznego punktu widzenia,ja dam proste przykłady,żeby łatwo było zrozumieć o co mi chodzi. Oczywiście jak autor wątku pozwoli. :wink: 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
zaj Napisano 20 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 20 Kwiecień 2016 Widzę co jest podciągnięte... hej! Ale wyprawa była taka BEST że nie wiem po co? Johnny...i photoshop... ha ha ha znam człowieka! on nigdy nie picuje zdjęć i na 100% relacje to prawda i tylko jedna prawda! i pod tym mogę się podpisać! Prawda jest taka, że każdy aparat dokonuje obróbki zdjęcia aby wydawały się ładniejsze. Niezależnie czy fotograf będzie pracował z photoshopem zdjęcie raczej nie będzie w 100% "prawdziwe i nieprzetworzone". W fotografii cyfrowej aby uzyskać możliwie nieprzetworzone zdjęcia trzeba się chwilkę namęczyć z rawami i ich późniejszą konwersją do jpg, a i tak konieczna jest poprawka na algorytmy programów wywołujących rawy. Ważne aby zdjęcie wyglądało naturanie i nie przekłamywało rzeczywistości. A sama relacja - miód! ja też tak chcę! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 20 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 20 Kwiecień 2016 Zanim przejdę do opisu 6 i 7 dnia Pozwolę sobie na refleksje, które mi się nasuneły podczas kolejnych dni - w schroniskach były całe rzesze narciarzy i sprzętu więc populacja badawcza była spora. Demografia Parytet damsko-męski ustaliłem na 1:8. Ogólnie towarzystwo... zgredziarskie - łapaliśmy się na średnią wieku. Zdałem sobie sprawę, że bardzo możliwe, że ci wszyscy narciarze to pionierzy skiturów (czyli miksu nordycko-alpejskiego), którzy zakładali pierwsze Silvretty a później TLT. Nikt nie miał kamerek na kasku, długich kurtek i obwisłych spodni za to wszyscy o 7.00 rano byli już na szlaku i w dobrym tempie pokonywali te 1500 m w pionie. A później zjazd, często w pięknym stylu, na przecież jednak kompromisowym sprzęcie. Pomyślałem sobie, że freeride to chyba jednak zjawisko bardziej kulturowe jak narciarskie - bo jak "sprzedać" całą tę niefektowną zbieraninę. Czyli freeride to fun i młodość a skitur - zgredziarstwo (w domyśle). Oczywiście żartuję. Trochę. Pomysł na freeride Po raz pierwszy zobaczyłem, że można w tym narciarstwie wysokogórskim tak zdecydowanie postawić na dobrą jazdę. W Austrii, w której dotąd głównie chodziłem, jest jednak sporo niżej, tutaj były miejsca gdzie po 5 km podejściu miało się 1500 m przewyższenia. Przy mocno zaciekłej ekipie można byłoby zaliczyć dwa zjazdy dziennie (darowując sobie ostatni dolny kawałek pierwszego zjazdu). To zdecydowanie dobra alternatywa dla heliskingu (koszt zero i dwa zjazdy) czy jazdy z wyciągu (tu dla odmiany jakość zjazdu była jednak nieporównywalna z tym co przeważnie da się zrobić). Nocleg w stałym miejscu (np Brance) pozwala zabrać wiecej rzeczy w roli luksusowego zapasu. Według tego wzorca działała para sympatycznych Czechów, którą przydzielono nam do towarzystwa przy stole. Można też zdecydować się na troszkę solidniejsze narty. Sprzęt Po raz kolejny przekonałem się o absolutnej dominacji wiązań Dynafita - stanowiły 2/3 całości, pól na pół radicale i verticale. Z reszty - głównie diamiry, praktycznie nieobecny marker a w szczególności Barony, Diuki. Zaobserwowałem wyraźne "poszerzenie się" nart - moje 72 mm były chyba jednymi z najwęższych (ale wcale nie zamierzam tego zmieniać, nawet przeciwnie jestem coraz bardziej do nich przekonany). Teraz około 82 mm jest chyba nowym standardem, są czasem obecne narty jeszcze szersze - zauważyłem nawet parę UBAC-ów (z TLT). Po raz pierwszy był snowboard (split) - daje to obecność na poziomie 0.1 %. W butach najwięcej było Scarp Maestrale (ale znów nie tak dużo), reszta to wielka różnorodność, w sprzęcie wspinaczkowym było podobnie, mogłem pomacać wszystko co jest oferowane (choć nie znalazłem czekana campa Nanotech). Schroniska Porównując je do austriackich (oczywiście tych które znam) to są sporo brzydsze, także standard pokoi jest gorszy. I zdecydowanie większa dekapitalizacja. Na korzyść Włochów można zapisać kuchnię, mimo, że raczej niewyszukana (czyli makaroni zawsze) to jednak bardzo smaczna. Co prawda śniadania to była lekka porażka (głównie na słodko). Pobyt w schroniskach był tutaj wyraźnie droższy jak w Austrii (co najmniej 5 E). Bardzo niemiłą niespodzianką był praktycznie brak wywieszanych prognoz pogodowych, a ponieważ nie mieliśmy dostępu do netu - utrudniło to podejmowanie optymalnych decyzji. Dzień 6 Zauważyłem, że w moich opisach skiturowych przejść zawsze jest jakiś smrodek dydaktyczny. Coś o szkole pokory jaką łatwo w górach można dostać. I cóż - czy to przyzwyczajenie, czy to tak jakoś jest ale ta dodatkowa 6 i 7 godzina lekcyjna właśnie miała się zacząć. Naszym celem był drugi szczyt grupy Koenig Sp (3851 m). Po ewentualnym wejściu i jeszcze bardziej ewentualnym zjeździe (do rzędnej około 2850 m) mamy przemieścić się do schroniska Rif Guasti, które drobiazg, leży na wysokości 3269 m. Poranek za oknem wyglądał tak Takie psychodeliczne róże i niebieskości znajdziecie zawsze po przeciwnej stronie wschodzącego (i zachodzącego) słońca, które podnosząc się odsłaniało kolejne chmury. Wybiegłem więc przed schronisko z nadzieją, że zdążę złapać Koenig Sp. jeszcze w słońcu. Co rzeczywiście się udało. Po śniadaniu wyglądało już tak Dojście pod żleb podejściowy jest nieoczywiste, mamy różne traki omijające potężną skałę z lewej lub prawej strony. Przy braku rysunku nie możemy za bardzo ocenić optymalnej drogi i nagle stajemy przed perspektywą trawersowania stromego kociołka bądź zjazdu trochę w dół i dodatkowego podejścia. A ponieważ prawdzi faceci się nie wycofują to wybieramy kociołek, poza Kamilem, który ma swoje zdanie w tej kwestii. Idę ostrożnie ale robię zły ruch i jadę komfortowo w dół. Bez żadnej szansy na zatrzymanie, zanim udaje mi się odwrócić kijek i złapać go przy talerzyku i wbić w śnieg to trochę mija. Kamil już dawno odrobił straconą wysokość i ze stoickim spokojem czeka na nas. Pytam się siebie - ile to już razy obiecywałem sobie, że zamiast próbować używać swojej łepetyny prościej popatrzeć co robi Kamil - w 3 przypadkach na 4 znajduje lepsze rozwiązanie.No nic to, żleb wejściowy na Koenig Sp.i strome pole pod nim już widać. Gdzieś w jego środkowej części jest skidepo (pozostawiony sprzęt narciarski - jego właściciele zdecydowali się, na piesze wejście i zejście). Adaś, Darek i Kamil robią to samo a Robert i ja przytraczamy narty do plecaków, wcześniej opróżniając je z części ekwipunku. Raki i czekan, i dalej w górę. W żlebiku, który szybko osiągamy jest koszmarnie twardo i stromo. Nie dość tego lodowe rynny są bardzo nierówne. Przyglądam się bardzo uważnie terenowi, zjazd normalnie byłby w miarę spoko ale teraz wygląda to lekko hardcorowo. Chmury schodzą w dół zaczyna padać śnieg. Dochodzimy do wlotu żlebu - jest na szerokość nart i to nie za długich (to właśnie miejsce zaznaczyłem na zdjęciu w dniu 5) Wychodzimy, już we mgle, na szerokie pole. Obok jest skidepo - wyraźnie mocniejsze zestawy sprzętu, których posiadacze poszli dalej.Tutaj odbywa się dyskusja Robert i Kamil chcą koniecznie wleźć na szczyt, Adaś i ja jesteśmy przeciwni - pogoda się wyraźnie psuje, widoczność spada, czas też nie wygląda dobrze bo do góry jest jeszcze ponad 400 m. Czyli z powrotem, chłopaki schodzą a Robert i ja na narty. W między czasie z góry schodzi ekipa od skidepo - 5 młodych facetów. Dwóch zakłada narty a reszta przytracza je do plecaków i schodzi. Czyli chętnych do zjazdu nie za dużo... Zjazd to dużo powiedziane, praktycznie pojedyncze skręty i zsuwanie. Pocieszam się, że jest duża szansa wyjścia w miarę cało z upadku choć niestety skała na dole od wewnętrznej części żlebu może się znaleźć na torze zsuwu - staram się więc trzymać drugiego brzegu. Na nierównościach Robertowi wypina narta (ląduje ze 300 m dalej) więc ściąga drugą i dalej schodzi. Na dole chłopaki biją mi brawo, dopiero teraz uzmysławiam sobie, że nawet jednej foty nie zrobiłem (zbyt byłem podminowany) więc uwieczniam sam siebie aby mieć pamiątkę. Stok z tyłu, który trochę widać to już zdecydowanie łagodniejsza, "płaska" część zbocza. Dalej jest jeszcze trochę zjazdu a później po założeniu fok długi trawers do rozległego kotła. W kotle zastajemy radykalną zmianę warunków - wierzchnia sypka warstwa śniegu co chwila ustępuje pod nartami grożąc upadkiem. K... lecą co chwila ale nie to jest najbardziej niepokojące - kocioł jest olbrzymi o lekko rosnącym spadzie bez jakichkolwiek garbów. Czuję się jak mucha zaglądająca do wnętrza armaty - kiedy odpali? Reszta też straciła humor, rozciągamy się i najkrótszą droga idziemy na śnieżno-skalną grzędę stanowiącą bok kotła. Wejście na skały jest lekko kłopotliwe (szczególnie dla mnie bo szedłem ostatni i została mi najstromsza część zbocza). Ale dalej, już z nartami na plecach i w rakach jest komfortowo bo bezpiecznie. Idziemy szybko podpierając się kijami o zredukowanej długości - jedyna znana mi (poza transportem) sytuacja gdy przydają się regulowane kije. Kolejne skalne grzędy wyprowadzają nas na grań. Jesteśmy daleko od szlaku ale na szczęście mamy traki letniego szlaku turystycznego więc nimi się kierujemy. Od pewnego czasu słyszymy wycie syreny alarmowej - podejrzewamy, że to ze schroniska, nie jesteśmy jednak pewni kierunku, gdyż dźwięk może się odbijać gdzieś po drodze. Nagle we mgle dostrzegamy bryłę schroniska. Z bliska jest olbrzymia. Wchodzimy w rozdzierającym hałasie. Schronisko jest gigantyczne (a obok jest jeszcze drugie) - oceniam je na minimum 250 miejsc. Narciarzy jest 12 (razem z nami) gospodarzy tutaj Słowak. Noc mam wyjątkowo kiepską - podczas snu brakuje mi ciągle powietrza (i to mnie wybudza) - jest to o tyle dziwne, że spałem w sporo wyżej położonych schroniskach i schronach, chodziłem też wyżej i nigdy nie miałem kłopotów oddechowych. Cały czas sypie śnieg i ostro wieje. Nie jest to dobry prognostyk na jutro. CDNPozdroWiesiek 9 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marionen Napisano 20 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 20 Kwiecień 2016 Poprzednie dni....Myślałem, że nie da się napisać ciekawszej relacji..... a jednak znowu się pomyliłem. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kskuski Napisano 20 Kwiecień 2016 Zgłoszenie Share Napisano 20 Kwiecień 2016 Miło powspominać. Pomysł na dłuższy pobyt w Brance zaczyna mi się podobać . 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 21 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 21 Kwiecień 2016 Dzięki uprzejmości Kuby mogę dodać taką fotę z tego żlebu na KoenigSpitze - warunki bardzo zbliżone do naszych polecam też wejść na jego stronę gdzie jest m.in. bardzo dokładna relacja z grupy Ortlera.pozdroWiesiek 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 22 Kwiecień 2016 Autor Zgłoszenie Share Napisano 22 Kwiecień 2016 dzień 7 - powrót Potężny wiatr, nawiane zaspy i mgła wita nas przy wyjściu ze schroniska. Przewidująco założyłem solidniejsze spodnie z membraną. W takich warunkach nie powinno się wyżej po górach chodzić ale ponieważ jutro jest Wielkanoc więc nikomu nie uśmiecha się czekanie w górach. Droga powinna być bezpieczna a najbardziej obawiamy się kiepskiej widoczności. Bo tak to (nie) wygląda. Początkowo traki prowadzą dość płasko - śniegu spadło tyle, że bez kijów trudno jechać. Idzie to bardzo powoli bo bez przerwy kontrolujemy położenie. Po jakimś czasie dojeżdżamy do najstromszego odcinka. I tutaj zaczynają się schody nie wiadomo co dalej - bo robi się mocno stromo a dalej nic nie widać. Robert bardzo ostrożnie penetruje zbocze ale ponieważ śnieg ma ochotę zjeżdżać to wraca. Być może to krótka ścianka zakończona wypłaszczeniem ale równie dobrze może być podcięta. Tak zajmuje to nam pewnie z 30 min. wreszcie znajdujemy obejście, lekko się przejaśnia i jedziemy dnem szerokiej doliny. Spad jest w sam raz i na tym puchu robi się naprawdę miło. Zjazd trwa, coraz wiecęj widać Gdzieś na rzędnej 2500 m spotykamy pierwsze grupy idące w górę. Temperatura rośnie, zaczyna padać deszcz i puch zamienia się w paskudną masę trudna do jazdy. Mijamy z żalem schronisko Zufallhutte (chcieliśmy pożegnać się z "naszą" ekipą i napić kawy ale mamy co najmniej godzinę opóźnienia. Teren jest bardzo zróżnicowany, warunki też bo co jakiś czas kłaki mgły odbierają oczy. Zabawa jest przednia bo musimy jechać wąziutkim szlakiem podejściowym (bo obok się nie da). Na zakończenie wypadamy na polance obok parkingu. samochód wygląda tak: Przebieramy się w opadzie A gdy za godzinę (w Austrii) jest tak pytamy się - o co tu chodzi? Podsumowanie Pierwsze 5 dni było naprawdę rewelacyjne (mimo wygwizdowa). Zrobiliśmy 100% planu maksimum. Trochę szkoda Koenig Sp. ale w tych warunkach nie miało to sensu a nawet było zgoła nierealne. Brak prognozy pogodowej uniemożliwił nam podjęcie optymalnej decyzji jaką był zjazd w dół w 6 dniu (warunki były jednak lepsze jak po nocy) i awaryjny nocleg w Zufallhutte. Jak zawsze sporo innych wniosków (szczególnie w zakresie prognoz pogody). Pozostał mi pewien "narciarski niedosyt" - chyba dobrze może tu jeszcze wrócę... pozdroWiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.