Wujot Napisano 2 Maj 2013 Zgłoszenie Share Napisano 2 Maj 2013 Trawers Silvretty cz1Ukoronowaniem mojego sezonu narciarskiego w tym roku miał się stać tygodniowy (20-27.04) trawers masywu Silvretty. Region ten znany jest także "normalnym" narciarzom z takich stacji jak Ischgl (ale nie Samnaun!), Kappl czy Galtur. I właśnie ta ostatnia miejscowość stała się punktem startowym a jednocześnie metą naszej wyprawy. Sam masyw to jeden z fragmentów głównej grani Wschodnich Alp Centralnych, należy do Austrii i Szwajcarii. Tygodniowy pobyt pozwala tylko na pobieżne zaznajomienie się z tym regionem. 11 schronisk (6 austriackich) daje doskonałą bazę wypadową - większość celów odległa jest o parę godzin drogi. Zaplanowaliśmy noclegi w 4 schroniskach tak aby choć czasem chodzić kapkę lżej (o szturm żarcie, zapasowe ciuchy, higienę)PrzygotowaniaPonieważ o plecaku narciarza wysokogórskiego pisałem już w zeszłym roku to nie będę się specjalnie rozwodził. Udało mi się wymienić stalowe raki na bardzo lekkie amelinowe Campa - zaoszczędziłem 400 g, polary zastąpiłem kurtką puchową (też do przodu). Nie udało mi się wymienić uprzęży bo kiedy po tygodniu analizy zdecydowałem się na skialpinistyczną Roca Muk (160 g) to zabrakło mojego rozmiaru, więc zabrałem starą (450 g), wymiana dość ciężkiego czekana też czeka na lepsze czasy. Resztę szpeju miałem najlżejszą jak się dało - Micro Traxion, tibloc, bloczek awaryjny (40 g), dwie śruby lodowe z tytanu, 2 pętle i 2 pętle z taśmy i 3 karabinki. Sporą rewolucję przeszły narty - nabyłem Triale Hagana (167 cm, 70 mm pod stopą), wiązania Verticale i do tego prosta foka 65 mm. Czyli bardzo lekko. Dlaczego tak się rozwodzę nad wagą? Ano przeczytałem, że każdy kilogram powyżej 10 kg na plecach to spadek sprawności narciarza o 10%. I zgadza się to nieźle z moimi odczuciami - do 7 kg praktycznie plecak mi nie przeszkadza a 14 kg grzmot jest już "kamieniem" w jeździe (bo do chodzenia to może być). I mniej więcej tyle na początku wyjazdu ważyły spakowane nasze plecaki. Ponieważ uprzęże i szpej zakładaliśmy na siebie to w praktyce do zjazdu było 10-12 kg (w zależności od tego kto woził linę i ile płynów zabraliśmy).ObsuwaDo Galtur dotarliśmy bardzo dobrze koło 14.00, już po drodze wiedzieliśmy, że jest 3-ka a do tego było ciepło. Austriacy odradzili nam pchanie się do schroniska co zresztą z opisu trasy wynikało. Przenocowaliśmy w pobliskim pensjonacie za "jedyne" 40 E - tyle dobrego, że z śniadaniem o 5.00 nie było problemów. Dzień 1- nadrabiamy zaległości O 6.00 byliśmy już w drodze i zgodnie z przewidywaniem było twardo. O 9.00 zameldowaliśmy się w Jamtalhütte (2165 m). Schronisko wielkie na 200 osób, ciepła woda w umywalkach, kupę miejsca, suszarnia na wszystko - słowem pełny wypas. Przepakowanie i ruszamy w dalszą drogę. Naszym celem jest Grenzenck Kopf (3040 m). Cel ten osiągamy - bilans dnia to 1500 m w pionie i 16 km w poziomie (+ zjazd około 5-6 km).Dzień 2 - lekcja pokory Naszym celem jest Gemss Spitze (3090 m). Kiepsko jest już od początku, wata rozpełza się stopniowo po górach w prognozie mają być przejaśnienia ale nic z tego. Jest coraz gorzej ale są na razie ślady poprzedników. Pilnie wypatrujemy rozgałęzienia śladów aby wybrać te na lewo ale ich coś nie widać. Po jakimś czasie staje się jasne (GPS), że jesteśmy na drodze na nieplanowaną przełęcz Jamjoch. Postanawiamy po analizie map strawersować zbocze po warstwicy licząc, że przetniemy poszukiwany szlak (jakieś 400 m). Toruję drogę, zbocze jednak stromieje niepokojąco, wydaje mi się, że widzę nieckę a dalej chyba ciemnieje ściana skalna (nie ma tego na mapie). Zarządzam odwrót po śladach. Wracamy w dół i korzystając z GPS-ów wyznaczamy rozgałęzienie szlaków i próbujemy iść według tracków. Jednak dokładność nawigowania w zróżnicowanym terenie jest niewystarczająca i po jakimś czasie poddajemy się. Zjazd też jest trudny w żółwim tempie dokładnie po śladach aby się nie wpakować. Dzień 3 - transfer do Wiesbadener Hütte Prognoza jakby przyjaźniejsza mają być przejaśnienia ale mleko jest wczorajsze, nawet jakby zsiadło. Czeka nas powtórka? Nic z tego! Na 2700 m wyłazimy z chmur i jest lampa. Oglądamy z wielką ciekawością ślady naszej wczorajszej działalności. W miejscu gdzie zrobiliśmy odwrót zaczyna się stroma, naśnieżona niecka towarzysząca sporej skale (ale nie takiej aby znalazła się na mapie). Najśmieszniejsze, że 50 m niżej i wyżej było dobre przejście... Robimy sesję foto bo widoki są rewelacyjne i wiemy, że oprócz przejścia do nowego lokum wejdziemy "po drodze" na Dreiländerspitze (3197 m). Przechodzimy grań i po stromym podejściu jesteśmy pod szczytem. Do przejścia zostało ze 150-200 m w pionie. Oprócz nas jest jeszcze kilkunastu narciarzy. Robimy skidepo ubieramy raki, bierzemy linę i czekany (no i foto) i na górę. Droga jest mocno "powietrzna" są jakieś kominki do pokonania a na górze miejsca dosłownie na dwie osoby. Zjazd także lekki nie jest - narty grzęzną głęboko w skorupiałej warstwie i podczas parokilometrowego zjazdu chyba każdy zalicza glebę. Ale oczywiście jest cudownie, urozmaicenie, i banany nam towarzyszą. W Wiesbadener Hütte dodatkowo towarzyszą nam kufle piwa spod tarasu mamy piękny widok na Silvretta Horn - szczyt na razie nie w planach ale może coś zmienimy. Statystyka wygląda następująco całe przejście 7 godz (w tym pewnie z 2-3 godz pikników), 1050 m przewyższenia 8 km podejścia i pewnie z 5 zjazdu. Schronisko prowadzą z wielką atencją 2 fantastyczne Słowaczki. Dzień 4 - dzień chwałyPogoda ma być murowana, za cel wyznaczamy sobie Piz Buin (3312 m) bardzo popularny tutaj szczyt a później sie zobaczy. Chyba z pół schroniska idzie z nami, jest około 30 narciarzy. Sprawnie osiągamy przełęcz, później skidepo, raki, czekan i około 200 m do podejścia. Jakieś drobne przeszkody do pokonania, trochę uwagi, sesja foto z nami w roli głównej i druga krajobrazowa i zejście na przełęcz.I pytanie co z tak pięknie zaczętym dniem dalej zrobić??? Po krótkiej debacie z paru opcji wybieramy najambitniejszą zjeżdżamy pod przełęcz Fuoerlla del Cuafini, włazimy na nią (3043 m) i czeka nas stąd długi zjazd do szwajcarskiego schroniska Chamonna Tuoi (2250 m). Aby tego dokonać musimy jeszcze tylko znaleźć drogę ostrożnie nawigując miedzy skalnymi pagórkami bo śladów brak. Zjeżdżamy bardzo rozmiękczonym południowym stokiem i zabawa jest fantastyczna. w schronisku pijemy piwo i oglądamy "rewers" Piz Buina. Droga powrotna nie jest już taka oczywista. Możemy zrobić dłuższą turę na około po płaskim ale z obiadu nici więc przyglądamy sie dość stromemy podejściu na przełęcz wschodnią szczytu. Mokry śnieg i nastromienie każą zastanowić się dokładnie nad podejściem. I zamiast drogi przewodnikowej idziemy prawą stromszą częścią gdzie lawina wyczyściła stok miejscami do gołego podłoża. Robiąc coraz krótsze zakosy docieramy na pierwszy próg. upał jest niemiłosierny 25 C więc płyniemy równie obficie jak stok. Mijamy próg wchodzimy w zacieniony kociołek i robi się momentalnie -5 C. 30 stopni różnicy na przestrzeni paru kroków! Mamy do pokonania jeszcze dwa kociołki - jeden z stawem na dnie i gdzieś po 17.00 pokonujemy wreszcie przełęcz. Został nam jeszcze 5-6 km zjazd do naszego schroniska - delektujemy się nim. Lekko po 18.00 jesteśmy na tarasie - wychodzą "nasze" Słowaczki i bardziej stwierdzają jak pytają:- priniosu wam 5 piwoNie odmawiamy, później obiad w austriackim normatywie (czyli porcja jak dla górnika dołowego) a jeszcze dziewczyny serwują dokładki. wszystko zjadamy. Statystyki wygladają nieźle, w 10 godzin robimy 1700 m w pionie i 25 km w poziomie (podejścia i zjazdy). Uff - jeszcze czekają mnie trzy dni postaram się to za parę dni uzupełnić...PozdroWiesiek 17 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 2 Maj 2013 Zgłoszenie Share Napisano 2 Maj 2013 Fantastyczna przygoda :applause: :applause: :applause: Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Dzięki Wiesiek! :cheerful: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
fundu Napisano 2 Maj 2013 Zgłoszenie Share Napisano 2 Maj 2013 pięknie, z miłą chęcią przeczytam dalszą część Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Torres Napisano 2 Maj 2013 Zgłoszenie Share Napisano 2 Maj 2013 dzięki bardzo za zdjęcia, opis, klimaty ... zaraz mi się nastrój poprawił bo za oknem deszcz pada, leje ... czekam na dalszą część pozdr.Torres Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 3 Maj 2013 Autor Zgłoszenie Share Napisano 3 Maj 2013 (edytowane) Trawers Silvretty cz2Dzień 5 - SilvrettahornPoczątkowo nie mieliśmy jej w planie ale siedząc na tarasie doszliśmy do wniosku, że czemu nie? Więc oprócz transferu do szwajcarskiej Silvrettahütte (2341 m) postanawiamy wejść na tytułowy, choć wcale nie najwyższy (3244 m), szczyt grupy. Podejście dobrze znamy bo szliśmy tędy przecież wczoraj. Nie napisałem wcześniej, że wejście na lodowiec Ochsentaler Gletcher, przez który prowadzą liczne drogi, jest dość wredne. Idzie się cały czas długimi i stromymi trawersami a ewentualny upadek może skończyć się w przepastnych szczelinach o których Darek powiedział:- popatrzyłem się tam tylko raz a później już tylko przed narty. W dodatku doganiamy kilkunastosobową "wycieczkę" Hiszpanów i trochę wleczemy się za nimi. Na rozległym plateau rozchodzą się ślady i wygląda, że na "nasz" szczyt idziemy stąd sami.Szybko podchodzimy pod szczyt. Na przełęczy zostawiamy graty i widzimy schodzącą parkę. Wygląda jakby pogubili drogę zejściową więc im pokazujemy kierunek. Podejście z początku normalne mocno stromieje i jest z 60 stopni więc wybijamy bezpieczne stopnie i wchodzimy jak po drabinie. Dalej droga jest ani trudna ani łatwa, jakkolwiek jest bardzo "powietrznie" trzeba trochę uważać iść blisko skał a nawet po nich bo trudno do końca ufać nawisom na grani. Na górze, jak zawsze, widoki zapierają dech w piersi. Przyplątały się jakieś ptaki więc je uwieczniam. Ostrożnie schodzimy. Nad przełęczą - de javu - jacyś ludzie z dołu pokazują mi abym poszedł w prawo - pomyliłem kierunek zejścia...Teraz możemy spokojnie pomyśleć co dalej. Jawią się trzy opcje:- bezpośredni zjazd z przełęczy zaznaczony na mapie jako możliwy. Ale jest spore ale - zbocze pocięte jest wieloma lawinami a jego jeszcze "cała" część może spokojnie wyjechać. Podejrzewamy, że może być bezpieczna droga przez zacienioną część zbocza ale jej nie widzimy więc nie ma pewności. Kusi mnie ten zjazd ale za dużo wątpliwości, wątpliwości za to nie mają koledzy - odpuszczamy.- jakieś 300 m dalej jest stroma przełęcz - wystarczy kawałek zjechać, podejść może 150 m w pionie i jest komfortowy zjazd (z opisu i mapy). Tyle tylko, że stok był od rana pod ostrzałem słońca i na jego stromszej części schodzi właśnie niewielki obsów. Takich sygnałów się nie lekceważy.- czeka więc nas dymanie naokoło - odwiedzimy znów Fuoerlla del Cuafini - chodź nie całkiem.Zakładamy narty do zjazdu i staramy się dojechać jak najdalej, później foki i lądujemy na przełęczy ale jakieś 50 m na prawo od wczorajszego miejsca bo tylko stąd można dotrzeć do naszego celu. Na przełęczy spotykamy Francuzów, którzy dziękują nam za zrobienie wczoraj pięknego podejścia na Piz Buina. Okazuje się, że obserwowali nas z tarasu. I tutaj mała dygresja - jeśli zakłada się ślad rano na twardym zboczu to jest on czasem minimalny i nie ułatwia podejścia następnym ale w rozmiękłym południowym śniegu po przejściu paru narciarzy twprzy się komfortowa pozioma półka. Rano jest ona zmrożona i daje niewielki opór. Więc nic dziwnego, że następni są zadowoleni. Początek zjazdu jest wredny - stromy, długi trawers, zakończony jeszcze kijkowaniem. Upał zrobił się niemiłosierny Adaś daje sygnał... i tarzamy się w śniegu a później grupowe foto. Francuzki biją nam brawo.Dojeżdżamy pod Silvrettahorn i z ulgą widzimy, że bezpiecznego zjazdu nie było. Nie dość, że musielibyśmy pchać się przez niebezpieczne stoki to jeszcze widzimy nastromiony kociołek trudny do ominięcia przy zjeździe. Dojazd do schroniska jest mało charakterystyczny bez GPS we mgle może być to strasznie trudne. Są kopczyki kamieni co kilkaset metrów ale to mało. Czy ja już kiedyś narzekałem na szwajcarskie standardy??? Jest tutaj o 50% drożej jak z drugiej strony. Pokój uznaliśmy za mikroskopijny. Do czasu jak zobaczyliśmy inne. Okazało się, że mamy największy! Jest jednak logika w tym upychaniu ludzi bo ogrzewania tutaj nie ma. Butów się nie wysuszy bo piecyka nie włączają, ciepłej wody nawet za opłatą też nie ma no i jedno oczko na "płeć". Ale gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że schronisko jest niezwykle piękne, bardzo gustowne a oferowany standard wystarczający. Jedzenie było dobre i w dużej ilości. Kolega, który częściej bywał w innych szwajcarskich schroniskach twierdzi, że często z żarciem jest tragicznie.Dzień 6 - do Madlenerhaus Prognoza pogody przewidywała zmiany i rzeczywiście jest chmurzasto. Robię trochę "artystycznych" fot mających oddać ten nastrój. \ Pierwszym etapem drogi jest wejście na przełęcz Rote Furka (2688 m). Jest to strome wejście "na husara" - czyli z nartami przypiętymi do plecaka. Z góry jest dość długi zjazd doliną do Klostertaler Umwelthütte (2362 m). Tam trzeba wysuszyć foki i podejść na przełęcz Litzner (2737 m). Brak śladów, trochę stromo do tego Kamil ma kłopoty z nietrzymającymi fokami, co na stromym stoku jest dużym problemem. Na szczęście trytrytki i taśma montażowa ratują sytuację. Z góry czeka nas bardzo długi zjazd do Vermutstausee (1750 m) pięknego jeziora zaporowego. Ten kilometrowy w pionie (a pewnie z 10 km w poziomie) zjazd jest niezwykły bo zaczynamy w grożnych, stromych górach z chmurami piętrzącymi się tuż nad głową a lądujemy nad idylicznym jeziorkiem w słońcu, które w międzyczasie wyszło. Do Madlenerhaus (1986 m) gdzie mamy ostatni nocleg zostało jeszcze z 10 km - mieliśmy nadzieję, że podejdziemy gdzieś obok drogi ale chyba nam się zapowiada spacer z buta. Nadjeżdża jednak skibus i za jedyne 5,5 E podwozi nas na miejsce. Schronisko położone poniżej sporej betonowej zapory, jest luksusowe, ciepła woda w kranach, suszarnia, żarcie pyszne.Dzień 7 - do ostatniej łachy śnieguRano musimy podejść z buta kawałeczek nad zaporę. Jezioro Silvrettastausee powstało poprzez zbudowanie dwóch betonowych zapór na przełęczy. Czeka nas stąd 10 km droga do Galtur. Przy różnicy wysokości 1950 - 1650 trudno oczekiwać zjazdu to raczej trasa biegówkowa. I rzeczywiście na początku jest nawet fajna jazda ale później trzeba uwolnić piętkę (bez fok) i czasem zdjąć narty, ale ogólnie spoko. Po drodze przechodzimy przez wielkie lawinisko a ponieważ pługi odkopały w nim jezdnię to możemy ocenić grubość lawiniska. Biorąc jeszcze pod uwagę znaczną odległość od zbocza robi to spore wrażenie. Im dalej tym mniej śniegu ale ile tego śniegu trzeba? 5 cm? 2 cm? 1 cm? W końcu jednak nawet tego centymetra nie ma... Do samochodu zostało symboliczne 400 m. Nasze nastroje najlepiej oddaje to ostatnie zdjęcie...PodsumowaniePogoda nam dopisała wyśmienicie, nawet zakładając, że moglibyśmy się skutecznie poruszać we mgle to jednak zrezygnować z oglądania piękna gór byłoby stratą niepowetowaną. Jak zawsze lekcja pokory też była i to nie tyle z tą jednodniową mgłą ile raczej z umiejętnościami narciarskimi. Jazda w miękkich śniegach z twardą warstwą na górze niemiłosiernie obnażyła nasze braki techniczne i słabość przygotowania fizycznego. Mam nadzieję, że zdopinguje mnie to do solidniejszej pozatrasowej pracy ale nie w przyjaznym puszku tylko wtedy gdy wydaje się, że nie da się jechać. I to nie na szerokich wygodnych nartach ale zwykłych wąskich i krótkich deskach. Ale były też inne chwile - gdy miałem przekonanie, że razem z wsparciem kompanów i naszych wypełnionych plecaków możemy wszystko - wyznaczyć cel i go osiągnąć. I to poczucie wolności było... najpiękniejsze.Dodatek Wędrując po górach bardzo często widzieliśmy jeziora. Wiele z nich wyglądało na twory działalności człowieka. Dopiero jednak ten rysunek uzmysłowił mi jak bardzo skomplikowany system energetyczny został zbudowany w tych górach. Woda z poszczególnych dolin płynie często wykutymi w skałach syfonami łącząc się i wpadając do jezior. Dalej jest kierowana do siłowni. Spady mają po kilkaset metrów! Piękny system, zero zanieczyszczeń olbrzymia elastyczność podaży mocy - podziw bierze.PozdroWiesiek Edytowane 3 Maj 2013 przez Wujot 10 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
piotrek96 Napisano 3 Maj 2013 Zgłoszenie Share Napisano 3 Maj 2013 No, no proszę, bardzo ładne zakończenie sezonu - chyba że to nie koniec :wink:. Sam chciałbym rozpocząć przygodę ze skitourem, widać wyżej, że to bardzo ciekawa rzecz. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 3 Maj 2013 Autor Zgłoszenie Share Napisano 3 Maj 2013 No, no proszę, bardzo ładne zakończenie sezonu - chyba że to nie koniec :wink:. Sam chciałbym rozpocząć przygodę ze skitourem, widać wyżej, że to bardzo ciekawa rzecz. Może jeszcze jakieś tury w Tatrach - np zjazd Rysą. No i jeszcze sezonówka ważna więc końca jeszcze nie odtrąbiłem... Pozdro Wiesiek 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.