sstar Napisano 19 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 19 Lipiec 2021 4 godziny temu, Victor napisał: @Cosworth240 gratki dla Ciebie 💪 Jak dla mnie najpięknieszy region Europy . Swego czasu mieszkałem w Nicei. Do dziś i od kilku lat namawiam żonkę na przeprowadzę . Ale nie jest łatwo 😉. Region bajeczny . Cała oprawka-region wyśmienicie bogaty kulinarnie a powiedzmy ,społecznosć-rewelacyjna w tej części Europy🤌 palce lizać . Uśmiech zadufanych w sobie francuzów powala,choć kumają angielski to na złość nie chcą odpowiadać. Słońce,góry,jak i bliskość śródziemnego,cóż więcej chcieć od życia . Choć, musze z ręka na sercu powiedzieć że sam mega zauroczony jestem innym regionem Annecy-totalna kwintesencja życia . Dawaj kolejna cześć relacji ! Aż,mam ochotę wszystko rzucisz i na tydzień pojechać ! Nie dziwie się wam. Jest jeszcze dobre wino. W Annecy narty kupiłem, co prawda zdalnie, ale kiedyś tam byliśmy. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
mysiauek Napisano 20 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 20 Lipiec 2021 (edytowane) W dniu 16.07.2021 o 22:10, artix napisał: Kolej na Trollstigen 😉 IMHO Trollstigen jest delikatnie przereklamowany Widoki super ale są w Norwegii lepsze drogi dla roadsterów i pewnie i na rower. Skrócone dwa przykłady: 1. Śnieżna droga https://www.norwegofil.pl/najpiekniejsze-trasy/sniezna-droga-aurlandsvegen https://google.pl/maps/dir/Kjerag+Restaurant+(Øygardstøl),+Fv500,+4127,+Norwegia/Olavs+Pub/@59.0509368,6.6497515,15z/data=!3m1!4b1!4m14!4m13!1m5!1m1!1s0x463971424ec87beb:0xb763049b0955f879!2m2!1d6.6521148!2d59.0466413!1m5!1m1!1s0x0:0x58f318739301dcee!2m2!1d6.6485808!2d59.0543754!3e0 2. Droga z/do Lysebotn (Kjeragbolten warto zobaczyć i wejść ). https://szewo.com/lysebotn-i-lysefjorden/ https://www.google.pl/maps/dir/61.1027438,7.4227928/Marius+Moldvær,+Skjerdalsvegen+17,+5745+Aurland,+Norwegia/@60.910736,7.2132455,2372m/data=!3m1!1e3!4m14!4m13!1m5!3m4!1m2!1d7.3924049!2d61.076705!3s0x463e1f6ab214eb59:0x2773e1e40521d8ec!1m5!1m1!1s0x463e10d3e6c3dff7:0xc54a4ceaba4c487!2m2!1d7.1893173!2d60.9090125!3e0 Edytowane 20 Lipiec 2021 przez mysiauek nie wiem czemu pierwszy link nie jest aktywny :/ 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
artix Napisano 21 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 21 Lipiec 2021 Znam wiele fajnych miejsc bo zwiedziłem trochę Hardanger. Tam jest wszędzie fajnie. Ostatnio jak byłem, widziałem kolarzy podjeżdżających pod Gaustatoppen. Masakra 🥴 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cosworth240 Napisano 21 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 21 Lipiec 2021 Prowansja - cz. II - rekonesans Tych, którzy czekają na relację z Ventoux, musze rozczarować - to będzie opisane w cz. III moich przygód w Prowansji. Dzisiaj nasz pierwszy dzień pobytu. Pierwszy dzień na miejscu rozpoczął... deszcz. W sumie muszę powiedzieć, że nawet dobrze się stało. Przed wyjazdem oglądaliśmy długookresowe prognozy pogody i one nie wskazywały choćby na kropelkę deszczu, za to pokazywały mega upały po 36 stopni w cieniu. Wyrażaliśmy obawę, czy w tych warunkach jazda w ogóle będzie przyjemnością i nastawialiśmy się na jakieś pobudki typu 6-ta rano, żeby jeździć od 7-mej i kończyć zabawę przed 11-tą. Na szczęście prognozy pogody się zmieniły i poza jednym dniem, w którym upał naprawdę dał nam w kość - o tym napiszę w cz. IV - było temperaturowo bardzo znośnie (było po prostu ciepło, a nawet bardzo ciepło, ale nie nadludzko upalnie). Poza tym pierwszym dniem, w którym do popołudnia trochę popadało deszcz nie stanowił problemu. Dzięki natomiast temu, że deszcz spadł i padał do godz. 14-tej, mieliśmy szansę jednak trochę się lepiej zregenerować po dwudniowej podróży; nie rzuciliśmy się od rana na jakąś mega trasę, co miałoby wpływ zapewne na plany dnia kolejnego (podjazd pod Ventoux); zrobiliśmy szybki rekonesans okolicy i zrobiliśmy jakieś zakupy, ogarnęliśmy rowery (smarowanie łańcucha, pompowanie i tego typu czynności); wreszcie popołudniu w okolicach 16-tej; 17-tej w przyjemnej temperaturze typu 25-26 stopni mogliśmy ruszyć na mały rekonesans wokół Malaucene. Taki widok malował się z naszego tarasu przed wyjazdem - po deszczu ani śladu: Plan zakładał - jedziemy spokojnie, wręcz turystycznie - podziwiamy widoczki, robimy zdjęcia - pętla 47 km i około 1000 metrów przewyższenia i tak było fajne na rozruch i wiadomym było, że na jednym lub drugim podjeździe będzie można trochę bardziej dać się ponieść: Najpierw podjazd pod col de la Chaine - sam podjazd nie jest jakiś wymagający - ma długość pewnie około 3 km i jak zakładam około 200 m (może ciut mniej) przewyższenia w pionie; sam podjazd nie jest jak na tutejsze warunki jakiś mega malowniczy, jednak od szczytu col de la Chaine otwierają się naprawdę piękne widoki i od tego momentu nasza runda nabiera sporych walorów widokowych. Tu zdjęcie z przełęczy - piękne widoki, zapach lawendy: Droga nie jest zbytnio uczęszczana przez samochody; zdecydowanie więcej spotyka się kolarzy niż aut; asfalt - czego do końca nie widać na zdjęciu - jest pokryty drobnymi luźnymi kamyczkami, które trochę podnosiły ciśnienie na zjeździe, bo człowiek czuł się spięty, czy koło się nie ślizgnie - tak to mniej więcej wyglądało: Dalej jest naprawdę malowniczo - skały, piękne widoki, klimatyczne miasteczka, a nad tym wszystkim góruje wyłaniający się co jakiś czas na horyzoncie wierzchołek Mt. Ventoux: Dojeżdżamy do miejscowości La Barroux - sennej, ale bardzo ładnej (jak chyba większość tutejszych miasteczek), nad którą góruje zamek - nie zastanawiając się długo postanawiamy zrobić mały postój na foteczki i ogólne rozejrzenie się - zwłaszcza, że nasz "track" gpx coś się w tej miejscowości pogubił - jak się okazało próbował nas skierować na jakąś dróżkę bardziej na MTB, a i to byłoby raczej karkołomne - ale na szczęście znaleźliśmy szybki objazd. Tu kilka foteczek z zamku z Mt. Ventoux w tle: Na zwiedzanie czasu nie ma - więc sobie odpuszczamy i poprzez różna fajne miasteczka i drogi pomiędzy nimi ruszamy w kierunku ostatniej "przeszkody" dzisiejszego dnia, czyli Col de la Madeleine - ale nie jest to ta słynna sabaudzka przełęcz alpejska (ta ma coś 19 km długości i 8% średniego nachylenia) - tylko taki falujący kilkukilometrowy podjazd o przewyższeniu znów pewnie w okolicach 200 metrów: Po pokonaniu traski jesteśmy już pewni, że trafiliśmy w piękne miejsce, z pięknymi trasami i widokami; w sumie tak się fajnie poskładało - o czym wtedy nie wiedzieliśmy - że stopniowaliśmy sobie walory widokowe i trasowe niemal z każdym dniem. Tzn. jak już się nam wydawało, że jest pięknie i dużo ładniej nie będzie, to czas pokazał, że wcale tak nie było, bo kolejne dni przynosiły jeszcze lepsze widoki i jeszcze lepsze wrażenia. Ta trasa, która obiektywnie była przeładna, była słaba w porównaniu do tej jaką "zaliczyliśmy" jako naszą ostatnią w Prowansji. Stało się tak oczywiście przez zupełny przypadek - ale generalnie to też było bardzo fajnie, bo każdy kolejny dzień przynosił jeszcze fajniejsze wrażenia i nie był jakimś tam "krokiem w tył" w stosunku do poprzedniego. Dzień zakończyliśmy smakowitą sałatką przygotowaną przez jednego z moich kompanów i widokiem zachodzącego słońca. Dzień kolejny miał być dniem ataku na Ventoux. Choć wieczorem zaczęliśmy rozważać - jaki wariant tego "ataku" obrać, o czym napiszę w kolejnej części relacji. c.d.n. 17 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
barattolina Napisano 21 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 21 Lipiec 2021 @Cosworth240 pozamiatałeś mnie tą relacją. Teraz jestem zmuszona tam pojechać. Tych zdjęć nie da się odzobaczyć 👀 Ciekawe tylko jak upchnę te wszystkie plany w kalendarz 🤔 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
christof Napisano 22 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 22 Lipiec 2021 Ja mam gorzej bo musze oboje Was dogonic Oba kraje uwielbiam i mam ochotę tam wrócić. 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 22 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 22 Lipiec 2021 (edytowane) Ostatnio trafił mi się mega udany wyjazd co nabrał niespodzianie przygodowy charakter. W planie były dwa dni - kolejny kawałek ER6 (Jelonka - Barcinek), dalej mała pętla Kamienicy, pętla wokół Kwisy, ST na Zajęczniku i Czerniawskiej Kopie, później pętla wokół Świeradowa. Czyli 3 trasy z Rowerowej Krainy (21,22, 32) i kilka singletracków. Na koniec powrót do Barcinka i stamtąd do Bolesławca. Po pierwszym dniu jednak zrezygnowałem z tego ostatniego kawałka na rzecz penetracji nieznanej mi strony Bobru. Czyli powrót do Jeleniej Góry. Wyszło więc tak. O pierwszym dniu nie będę się rozwodził. Było bardzo fajnie a najlepsze były czarne i czerwone ST na Czarniawskiej Kopie. Podjazdy, miejscami zmiecione wodą, dały mi w kość. W drugim dniu grzecznie machnąłem plana, końcówka pętli 32 była niezłym prognostykiem. Zamiast dynamicznego zjazdu był dynamiczny potok tak ze 2 km. A ponieważ moje buty mają nie tylko siatkową górę ale także kanały wentylacyjne w podeszwie to było to dodatkowym wyzwaniem. Teraz druga strona J. Wrzeszczyńskiego, są tam liczne dopływy i było do pokonania parę brodów. Pierwszy łatwy, inne niekoniecznie. Ścieżka wzdłuż brzegu świetna choć z łanami korzeni. Nogi dalej suche. Po rozgrzewce pora zabrać się za przygodę. Chcę wylądować nad mostkiem przy Perle Zachodu. Obejrzałem sobie to z dołu dzień wcześniej. Te skały mają pewnie ze 30 m wysokości. Na górze jest według OSM ścieżka. Zgodnie z planem. Na górze jest tak. Trzeba zejść do lustra wody więc może jest nawet wyżej jak myślałem. Zejście jest na poziomie Orlej Perci (czyli 0) ale... z rowerem już nie jest to takie łatwe bo są stopnie 1,5 - 2 m do pokonania. Używam więc kierownicy, pedałów w roli "frienda", klinuję rower w szczelinach obchodzę i ściągam z dołu. Jedyny problem jaki mam to czy na dole nie pojawią się jacyś gapie i nie wyciągną komórek. Ale zdążam przed nimi. Pora na ostatni punkt programu. Jazda brzegiem Jeziora Modrego na przeciwko oficjałki ER 6. I ta ścieżka jest genialna, wyczesana, piękna, trudna jak skurczybyk, niebezpieczna. Są miejsca gdzie jedzie się półką nad pionową ścianą o wysokości 5-10 m i z dokładnością maks do grubości opony. W innych tuż przy wodzie, na szerokość ręki. W wielu miejscach trzeba zsiadać i prowadzić rower. Wszędzie głazy, kamulce w drodze. To po prostu parokilometrowy rock garden. Zdjęcia są ustawione w kolejności, widać więc, że w górę rzeki jest coraz łatwiej. I jeszcze gpx z jezior. i wyjście na grupę skał. Pozdro Wiesiek Edytowane 22 Lipiec 2021 przez Wujot 11 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cosworth240 Napisano 22 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 22 Lipiec 2021 Prowansja – cz. III – Mt. Ventoux – Na razie trochę teorii Po pierwszej zapoznawczej rundzie wokół Malaucene, kolejny dzień miał być dniem ataku na Mt. Ventoux. Tutaj chwila na wyjaśnienia o co chodzi z tą górą. Na szczyt Mt. Ventoux wiodą w sumie trzy drogi z trzech różnych stron. Od miejscowości Sault; od miejscowości Bedoin i trzeci od miejscowości Malaucene. Zdecydowanie najprostszym wariantem jest podjazd od strony miejscowości Sault – jest on co prawda najdłuższy – bo liczy sobie ok. 25 km – dwa inne to ok. 21 km każdy – ale z uwagi na to, że miejscowość Sault leży wyżej nad poziomem morza niż Malaucene i Bedoin, czyli punkty startowe dwóch pozostałych podjazdów, przewyższenie między punktem startowym a szczytem góry jest najmniejsze w porównaniu do tych dwóch innych podjazdów (ok. 1200 m vs. prawie 1600 m). Mniejsze przewyższenie rozkładające się dodatkowo na ponad 25 km vs. 21 km powoduje, że średnie nachylenie tego podjazdu to 4,5%, przy czym tak naprawdę większe trudności zaczynają się powyżej knajpy (takiej trochę tu kultowej) zwanej Chalet Reynard, czyli ok. 6 km przed szczytem. Zresztą właśnie przy Chalet Reynard podjazd od strony miejscowości Sault „spotyka” się z podjazdem od miejscowości Bedoin, czyli tym tzw. klasycznym i najtrudniejszym podjazdem. Innymi słowy – ostatnie 6 km tego podjazdu jest wspólne dla wariantu Sault i Bedoin. To właśnie nad Chalet Reynard zaczyna się ten księżycowy krajobraz, który znamy z relacji TDF i te najbardziej znane obrazki kojarzące się z tą górą. Tu profil podjazdu od Sault - widać wyraźnie, że znakomita część podjazdu to odcienie żółte, a wręcz w pewnym momencie jest płasko i dopiero końcówka jest pomarańczowo-czerwona: Jak już pisałem wcześniej - poza podjazdem od Sault, który ma ostatnie 6km wspólne z tym od Bedoin, są na górę jeszcze dwie drogi – jedna właśnie od rzeczonego Bedoin i druga od zupełnie drugiej strony, czyli od Malaucene. Bedoin to ten najbardziej klasyczny i hardcore’owy wariant znany z TDF. Jego podstawowa trudność polega na tym, że jak już złapie, to trzyma i nie odpuszcza do samej góry. Zresztą ładnie widać do na profilu. W zasadzie mniej więcej 16 km od szczytu zaczyna się tak średnio 9-10% i z małymi wyjątkami tak jest do samej góry. Podjazd ma ok. 21 km i przewyższenie ok. 1600 metrów, przy czym puryści nie liczą tych pierwszych 4-5 km, gdzie średnie nachylenie nie przekracza 5%. Tu profilik - widać czerwienie i mocne pomarańcze po pierwszych 4-5 km: Jest też trzeci wariant – najmniej uczęszczany i być może przez to mniej znany. To podjazd od miejscowości, w której my się zatrzymaliśmy – czyli od Malaucene. W liczbach bezwzględnych wygląda to bardzo podobnie jak wariant od Bedoin. Mniej więcej ten sam dystans – 21 km; to samo średnie nachylenie 7,5%; bardzo podobne przewyższenie – różnica bodaj 20 metrów. Ten wariant ma nawet dłuższy dystans odcinków 10% i więcej. Ma też bardziej strome kawałki niż ten od Bedoin; stromszy 1 km. Ale jednak ten wariant uchodzi za trochę łatwiejszy niż ten od Bedoin – są dwa powody – ten od Bedoin ma stosunkowo łatwe 4-5 km i potem do szczytu jest cały czas trudno; za to ten wariant od Bedoin jest mniej regularny strome dłuższe odcinki są jednak przeplatane takimi, które dają jednak trochę wytchnienia – po kilku km ze średnią 9-10%, to takie 6,7 czy nawet 8 nagle wydają się być miejscem, gdzie człowiek odpoczywa; drugi powód dlaczego ten wariant jest prostszy, to wiatr – w dni wietrzne, gdy Mistral daje w kość, najczęściej wieje „w mordę” jadąc od Bedoin (i także od Sault); z kolei od Malaucene jest się bardziej osłoniętym, do tego podjeżdża się dokładnie od przeciwnej strony niż od Sault i Bedoin, jest więc nadzieja, że wiatr będzie jednak wiatrem bocznym lub nawet wiatrem w plecy, a nie wiatrem w twarz – choć na samej górze często zmienia się kierunek wspinaczki. Profil podjazdu od Malaucene wygląda tak – w liczbach bardzo podobnie jak Bedoin, ale jednak te procenty „falują” – widać, że między kawałkami czerwonymi i pomarańczowymi, zdarza się trochę żółtych - tam można nieco odpocząć: Przed wyjazdem zastanawialiśmy się jak to będzie. Nikt z nas nie jeździł takich podjazdów. Wokół Krakowa, to może udało się gdzieś 2-3 km podjechać, ale 21, czy 25 km nigdy. Ja jechałem raz jeden w USA w Górach Skalistych podjazd 10 km, ale tam było średnio ok. 5%, czyli około 500 metrów w pionie. Co prawda na wysokościach powyżej 2.500 metrów, co dawało mi jakiś tam obraz tego co nas czeka, ale ciągle raczej mglisty. Jeden z moich kompanów, postanowił sprawdzić formę i „jak to jest” na podjeździe pod Żar – ale to 8km i ciągle nie te przewyższenia. Plan mieliśmy taki, że będziemy szlifować formę od początku roku; mieliśmy mieć co najmniej 2.000 km przejechane przed tym wyjazdem, miało być niewiadomo co. Ostatecznie oczywiście rodzina, obowiązki w pracy, spowodowały, że ja miałem przed tym wyjazdem nakręcone marne 1.000 km na rowerze. Wielkich przewyższeń też nie było. Raz jeden w ramach chęci wykonania co najmniej 1000 m przewyższenia na jakimś tam krótkim dystansie „zaliczyłem” podjazd pod kopiec Kościuszki w Krakowie bodaj 12 razy góra dół. Jakiś mi tam to obraz dało – trochę nauczyło panować nad tempem, biciem serca, no ale to były jednak takie podjazdy po 1,5 km ok. 100 metrów w pionie, przeplatane zjazdem. Do tego zrobiłem to tylko raz. Miałem sprawdzić się z kumplem na ten Żar, ale dzień wcześniej miałem drugą dawkę szczepienia na Covid i czułem, że organizm niekoniecznie jest gotowy na taki wysiłek. Pod względem formy rowerowej nie byłem na pewno tam, gdzie na początku roku sobie to założyłem; jednak trochę biegałem – starałem się dwa razy w tygodniu urywać na jakieś przebieżki po 8-9 km; zimą coś tam pochodziłem na ski-tourach. Jakąś tam bazę miałem. Był też plan zejścia z wagą do 80 kg, ale z po-covidowych 86-87 kg zszedłem na 82, więc trochę brakło. No ale pocieszałem się, że dramatu nie ma. Nie wiem ile razy oglądnąłem filmy Mike’a Cottyego na the Col Collective – zresztą bardzo polecam ten kanał na youtube każdemu – co prawda dzisiaj nie ma tam za wiele nowych filmów, ale te co są, pokazują bardzo wiele podjazdów i pięknych tras na całym świecie. Mike świetnie też o tym opowiada i mają bardzo ładne ujęcia. Na kanale Mike podjeżdżał na Ventoux od strony Bedoin i od strony Malaucene. Tu link to filmu z podjazdem od Bedoin: https://www.youtube.com/watch?v=zD-CjcwwU_w Tu link do filmu z podjazdem od Malaucene: https://www.youtube.com/watch?v=rsMSNeShliE Trochę uwag otrzymałem także od naszych forumowiczów @fafek i @agnel2748 – wielkie podziękowania przy okazji. Przed wyjazdem dokonałem też dwóch modyfikacji w moim rowerze – zmieniłem tarcze z takich bieda tarcz, które Cannondale wrzucał seryjnie do SuperSix’ów w roku 2020 na tarcze Ultegrowskie 160 mm z przodu i z tyłu – bo cały czas pisałem o jakimś tam respekcie przed trudami podjazdu, ale zjeżdżanie też było trochę rodzącą obawy perspektywą; drugą modyfikacja objęła korbę – seryjna korba FSA o przełożeniu 52/36 ustąpiła cannondelowskiemu spiderringowi typu kompakt o przełożeniu 50/34. Z tyłu miałem kasetę z największą zębatką 32. @agnel2748 polecał mi założenie kasety z zębatką 34, ale uznałem że zmiana korby i tak daje sporo, a na zmianę kasety już nawet nie było za bardzo czasu. Przełożenie 34 przód i 32 tył musiało wystarczyć - i tak było już dość emeryckie. No dobra – dużo się rozpisałem o teorii, o tym jakie mieliśmy obawy, przygotowania itd., ale siedzimy sobie po naszej pierwszej rundzie w Prowansji nad sałatką i coś trzeba postanowić – jak i skąd jedziemy. Przed wyjazdem wszystko było jasne – zaczynamy od Sault i zobaczymy jak to pójdzie. Jak się uda, to spróbujemy od Malaucene; a może jak i to wyjedzie i nie braknie czasu, to rzucimy się na podjazd od Bedoin. Taki był plan – tylko nad tą sałatką trochę zaczęliśmy dywagować – w sumie to jutro ma być idealna pogoda – nie za ciepło, bez wiatru, to Sault jednak trochę jest od nas daleko (autem ok. 50 min, rowerem dużo dłużej), a ten podjazd od Malaucene zaczyna się nam 100 metrów od naszej kwatery… ostatecznie podejmujemy spontaniczną decyzję i zmieniamy pierwotne plany – olewamy ten najprostszy wariant jedziemy od Malaucene – raz kozie śmierć. Rano wstajemy, ogarniamy śniadanie, bidony, liczniki, pasy tętna, ciuchy – klasyczny rowerowy gramoling i ruszamy. 100 metrów ciut w dół do skrzyżowania, w lewo i zaczynamy: O tym jak przebiegł sam podjazd, jak to wyglądało na zdjęciach. to już napiszę w kolejnej części relacji z Prowansji, bo zrobiło się późno, a ja się znów rozpisałem… c.d.n. 14 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
artix Napisano 23 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 23 Lipiec 2021 (edytowane) Wiesiu, jak zwykle PETARDA! Edytowane 23 Lipiec 2021 przez artix 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
JurekByd Napisano 24 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 24 Lipiec 2021 15 godzin temu, artix napisał: Wiesiu, jak zwykle PETARDA! Widzę Wiesiu , że przygotowujesz się do trasek enduro w Nauders 😉 Ćwicz , ćwicz - przyda się... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 24 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 24 Lipiec 2021 W sumie to mamy strefę Enduro w SG. Na razie zjechałem tam tylko d-line (4 pkt) a jest do 10-ciu. A jak już to zaliczę to jeszcze np Kambodża czeka. Zabić można się spoko w Sudetach Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cosworth240 Napisano 25 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 25 Lipiec 2021 Prowansja – cz. IV – wjeżdżamy na Mt. Ventoux No dobrze – skończę relację z pierwszego wjazdu na Ventoux – tu mały spoiler – podczas tego wyjazdu wrócimy tu raz jeszcze. Tak jak opisywałem w poprzedniej części relacji. Niedługo po ósmej rano ruszyliśmy w kierunku szczytu Mt. Ventoux podjeżdżając od strony miejscowości Malaucene. Trasa liczy 21 km, ma ok. 1600 metrów przewyższenia o średniej około 7,2-7,4 proc (różne źródła różnie podają). Początek podjazdu w lesie, cieniu, temperatura raczej rześka, ale wiadomo że jak zaczniemy się wspinać, to zrobi się ciepło. Każdy zatankował dwa duże bidony – u mnie jeden zawiera izotonik, drugi czystą wodę; jest też banan i ze dwa żele. Do tego kurtka wiatrówka w – w sumie to jedna z dobrych rad, którą dostałem przed wyjazdem. Nawet jeżeli dzień jest bardzo ciepły – weź na górę kurtkę – rada, której na szczęście posłuchałem. Początek w zasadzie daje już jakąś tam zapowiedź jak to będzie – w przeciwieństwie od strony Bedoin, gdzie pierwsze 5-6 km jest mniej strome i tym samym dobre na rozgrzewkę, tutaj stromiej zaczyna się już wcześniej. Obieramy spokojne tempo wychodząc z założenia, że trzeba jak najwięcej sił oszczędzać na tzw. potem. Nie przejmujemy się tym, czy ktoś nas wyprzedza, my nie napalamy się na wyprzedanie innych. Generalnie jakoś najtrudniej było mi sobie wyobrazić to wspinanie się przez 21 km, no ale postanowiłem do sprawy podejść metodycznie kilometr po kilometrze. Sprawę nieco ułatwiały charakterystyczne słupki przy drodze – na takim słupku pokazany jest dystans do szczytu; średnie nachylenie przez kolejny kilometr oraz wysokość na poziomem morza. Przy czym wiadomo – gdy na takim słupku było naście kilometrów do góry, to nie dodawały one animuszu, ale gdy dystans spadł poniżej liczby dwucyfrowej, to każdy taki słupek dodawał mi nieco otuchy. Dodatkowo w dość nieregularnych odstępach umieszczono kosze na śmieci, a każdy kosz miał tablicę ile dystansu było do kolejnego – czasem było to ponad 2,5 km, a czasem niespełna 4 km. W każdym razie chyba jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak na widok kolejnych koszy na śmieci, jak tego dnia. Tu zdjęcie słupków – koszom na śmieci zdjęć nie robiłem 😉: Droga na górę jest piękna – sama droga dość szeroka, bardzo dobry, asfalt, momentami zupełnie nowiutki, bo położony specjalnie na TDF. Na razie nie widać szczytu i charakterystycznego przekaźnika – ten „pokaże się nam” przy rozjeździe na Mont Serein – tam też pokażą się nam tereny narciarskie, bo na Mt. Ventoux jest kilka wyciągów (z tego co rozumiem talerzyki/orczyki). Jedziemy w słońcu, robi się dość ciepło. Ja w moim liczniku Garmina (Edge 130), nie mam aplikacji/opcji Climb Pro, którą mają moi kompani (w Edge 130 plus i Edge 530). Oni mają rozrysowaną trasę aż do szczytu, z informacjami ile jeszcze zostało, jakie będą procentowo nachylenia itd. Ja koncentruję się na słupkach. Po ok. 10 km robimy sobie trochę dłuższą pauzę. Jeden z moich kompanów stwierdza, że teraz aż do Mont Serein będzie najtrudniejsze 4 km naszej wspinaczki – jak to pokonamy, to na pewno wiedziemy do góry. Podziwiamy widoczki, pozdrawiamy kolarzy zmierzających do góry, trochę się posilamy – żele, batony idą w ruch – i jazda w górę. Pierwszy słupek – pokazuję 12% – myślę sobie – w życiu nie jechałem tak stromego kilometra, ale ok – powoli, miarowo, jakoś to będzie; dojeżdżam do kolejnego słupka – 11% - myślę sobie – cholera, znów stromo, ale jakoś otuchy dodaje mi myśl, że to zawsze 1% mniej niż na poprzednim km, po dwóch takich kilometrach, znów słupek 11 lub 12 procent, ale mając już dwa takie kilometry za sobą, to jakoś złapałem swój rytm i szło to sobie i kolejne dwa kilometry jakoś też zmęczyłem. Po tym męczącym dłuższym kawałku, trochę się wypłaszczyło i za chwilę pojawił parking przy rozjeździe na Mont Serein. Tam znów zjechaliśmy się ze sobą, bo się w tamtym momencie trochę rozjechaliśmy, jako grupa. Tam znów chwila odpoczynku – może nie przybijaliśmy sobie jeszcze piątek, tym bardziej że czekał nas jeszcze najstromszy jeden kilometr tego podjazdu, ale humory generalnie były dobre. Widoczek znów tutaj bardzo ładny: Zastanawiamy się, czy nie zatrzymać się na zimną colę w Chalet Liotard – knajpie, która właśnie jest na parkingu na którym zatrzymaliśmy się, ale ostatecznie uznajemy, że taka nagroda to dopiero na szczycie. Wspinamy się więc dalej. Zostało jeszcze ok. 6 stromych kilometrów – oczywiście dużo, ale mamy w pamięci, że 15 km już mamy za sobą i jakoś od razu człowiekowi lepiej się robi. Nastroje generalnie dobre, tym bardziej, że po raz pierwszy widzimy szczyt i charakterystyczny przekaźnik – jeszcze dość wysoko nad nami – to w końcu jeszcze jakieś prawie 500 metrów w pionie. Po drodze robimy sobie jeszcze trochę fotek, ale już teraz ciągnie nas do góry – cel wydaje się na wyciągnięcie ręki. Wyjeżdżamy nad linię lasu i czujemy, że naprawdę jesteśmy coraz bliżej z każdym obrotem korby. To co nas nieco zaskakuje – to niewiele przed szczytem pojawiają się ludzie z profesjonalnym sprzętem foto – jak się okazuje, robią zdjęcia każdemu podjeżdżającemu, a następnie wrzucają karteczkę człowiekowi do kieszonki w koszulce – tam podany jest adres strony www i godzina – można potem znaleźć po dacie o godzinie. Widząc co jest grane, postanawiam wyglądać jak skrzyżowanie Alberto Contadora z Vicenzo Nibalim, staję w korbach i z poważną miną rozpoczynam finisz ku górze – efekt uważam całkiem fajny, co zresztą spowodowało, że staje się lżejszy o 40 EUR zamawiając parę pamiątkowych fotek: Niedługo potem osiągamy cel – jesteśmy na szczycie – tam czujemy po raz pierwszy chłodek – wietrzyk na spoconym ciele daje w kość – dobrze, że mamy kurteczki. Dawno zimna cola nie smakowała tak dobrze, jak na szczycie Mt. Ventoux. Oczywiście zdjęć robimy co niemiara – widok przepiękny. Niebo prawie bezchmurne. Wielka satysfakcja, choć obiektywnie czas wybitny nie jest – czasu jazdy wyszło coś 2h 40 min, choć pewnie gdyby nie zdjęcia, to pewnie byłoby bardziej 2:20, ale tak żeby było przyzwoicie w miarę, to pewnie jeszcze ze 30 min trzeba byłoby z tego ściąć. Może jeszcze kiedyś się uda. Pozostał nam jeszcze zjazd na dół - zjeżdżamy do Bedoin, bo pora na zasłużony posiłek. Sałatka, lasagna i deserek konsumujmy szybciutko. Z Bedoin trzeba się jeszcze przebić przez Col Madeleine, które znamy z dnia poprzedniego do Malaucene, gdzie po prysznicu ładujemy się do basenu. Piękny dzień w Prowansji - jak nam się wydawało absolutny "highlight" tego wyjazdu. Dziś wiem, że to był jeden z "highlightów"... c.d.n. 13 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
christof Napisano 26 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 26 Lipiec 2021 Genialne:) aż poczułem sie jakbym wjezdzal z Wami Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cosworth240 Napisano 26 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 26 Lipiec 2021 5 minut temu, christof napisał: Genialne:) aż poczułem sie jakbym wjezdzal z Wami Krzysiek - umawiamy się, że następnym razem... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tanova Napisano 26 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 26 Lipiec 2021 Petarda - podziwiam, zazdroszczę i z niecierpliwością czekam na cd. PS. Czy to nie przypadkiem na Mont Ventoux wjeżdżał Jean Reno z wnukiem w filmie "Lato w Prowansji"? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cosworth240 Napisano 26 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 26 Lipiec 2021 4 godziny temu, tanova napisał: Petarda - podziwiam, zazdroszczę i z niecierpliwością czekam na cd. PS. Czy to nie przypadkiem na Mont Ventoux wjeżdżał Jean Reno z wnukiem w filmie "Lato w Prowansji"? Dziękuję. Filmu nie widziałem, więc nie wiem, ale trailer wygląda zachęcająco - muszę gdzieś zobaczyć, bo to chyba sympatyczny film na jakieś rodzinne letnie kino. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cosworth240 Napisano 28 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 28 Lipiec 2021 Prowansja - cz. V - dzień "po"... Trzeci dzień na miejscu był dniem pewnego przesilenia. Po Mt. Ventoux emocje jakby nieco opadły, nogi były jakby ciężkie, ale postanowiliśmy ruszyć przed siebie. Towarzyszyły nam przy tym skrajne emocje - jeden z moich kompanów uważał, że powinniśmy pojechać do Sault i stamtąd jeszcze raz wjechać na Mt. Ventoux i zjechać do Malaucene (trasa blisko 100 km i nieco powyżej 2 tys metrów przewyższenia); drugi z kompanów był kompletnie zniechęcony i w zasadzie uznał, że 20-30 km to wszystko na co go stać. Ja byłem gdzieś pomiędzy - tzn. serce chciało ruszyć w długą trasę do Sault i przez Ventoux do domu, a rozum podpowiadał, że będzie to chyba jednak trudne. Uznałem jednak, że ruszymy przed siebie i zobaczymy co się stanie i jak to będzie. Tym razem postanowiliśmy ruszyć na północ od Malaucene - w tamtym kierunku jeszcze nie jechaliśmy - i dalej na wschód w kierunku Sault. Okazało się jednak, że jest cieplej niż sądziliśmy - ponieważ dwa pierwsze dni nie dały nam szczególnie w kość jeżeli chodzi o upały, jakoś nikt nie zwrócił uwagi na to, że w momencie jak ruszaliśmy jest już dobrze powyżej 30 kresek w cieniu na termometrze, a dzień dopiero się rozkręcał. Upał dawał się nam we znaki z każdym kilometrem, trzeba jednak przyznać, że trasa była niezwykle krajobrazowa: Tu widać piękne którędy będziemy jechać za chwilę i trochę później - w tle droga która wcina się we wzgórze: Początkowo jedziemy odcinkiem drogi, na którym prawie nie ma ruchu samochodowego, a i kolarzy jakby mniej niż zwykle w tej okolicy. Później łączymy się z drogą bardziej główną, gdzie ruch samochodowy jest trochę większy, ale ciągle generalnie nie stanowiący wielkiego problemu. Widoki znów bombowe - po prawej stronie nad okolicą góruje Mt. Ventoux, po lewej zielone wzgórza, po prostu odlot. Dojeżdżamy jednak do pierwszej większej trudności tego dnia - ok. 4,5 km podjazd i różnica poziomów, może nie olbrzymia - bo raptem 250 metrów w pionie - ale w upale i po wczorajszych harcach na Mt. Ventoux - widać, że idzie to bardzo opornie. Pije już drugi bidon, a mamy raptem 20 km za sobą. W kolejnej wiosce znajduje się fontanna/źródełko gdzie uzupełniamy zapas wody. Widoki cały czas przefajne, ale rośnie we mnie świadomość tego, że organizm wysyła mi sygnały, że jest zmęczony. Mimo, że trasa nie wydaje się jakaś stroma, to jednak Garmin pokazuje, że metry w pionie cały czas się akumulują. Jeden z moich kolegów narzeka otwarcie coraz bardziej, że on ma dość. Drugi dalej jednak ciągnie do Sault i na Ventoux. Pierwszy raz podczas tego wyjazdu nie jesteśmy idealnie zgodni co do tego, co robimy dalej. Koledzy zaczynają się nawzajem przekonywać do swoich racji, co raz bardziej patrząc w moim kierunku jako rozjemcę. Jedziemy trochę dalej - bardziej narzekający kolega zostaje z tyłu, ten ciągnący na Ventoux prze do przodu. Ja jestem z przodu razem z bardziej ambitnym z moich kompanów, ale uznaje że to przestaje mieć walor towarzysko-krajobrazowy i budzą się jakieś niepotrzebne emocje, więc zarządzam przerwę na lunch. Po prawej stronie od drogi wyłania się jakieś miasteczko, które wygląda na małe, urokliwe, ale takie, gdzie pewnie jakąś knajpkę znajdziemy. Miejscowość nazywa się Savoillan. Zostawiam kumpla przy drodze, żeby poczekał na tego który został w tyle, a sam jadę zobaczyć, czy coś tu zjemy. Knajpka wygląda sympatycznie, oczywiście nikt nie mówi w innym języku iż francuski, ale jedzenie wygląda przyzwoicie, a samo miasteczko przy bliższym poznaniu też jest bardzo fajne: Przerwa i jedzenie poprawiły nastroje. Postanawiamy - tym razem znów zgodnie - że podjazd od Sault na Ventoux musi poczekać, skoro jeden z nas nie czuje się w ogóle na siłach. Trasa, którą jechaliśmy jest na tyle piękna, że dzień i tak jest udany i nie ma co się napinać. Wracamy więc częściowo tą samą trasą, a częściowo innym wariantem do domu, dalej ciesząc się wspaniałymi widokami: Po powrocie okazuje się, że przejechaliśmy blisko 70 km i ponad tysiąc metrów w pionie. Jak na dzień, w którym nogi średnio niosły lub niektórych nie niosły wcale i w którym było naprawdę gorąco, to wynik i tak więcej niż przyzwoity. Tradycyjnie lecimy na basen i czekamy na kolejny dzień, który przyniesie nowe emocje, tym razem spod znaku Tour de France. c.d.n. 12 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
christof Napisano 28 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 28 Lipiec 2021 Normalnie cofee ride albo rege ride haha pięknie. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marionen Napisano 28 Lipiec 2021 Zgłoszenie Share Napisano 28 Lipiec 2021 7 godzin temu, Cosworth240 napisał: Prowansja - cz. V - dzień "po"... Trzeci dzień na miejscu był dniem pewnego przesilenia. Po Mt. Ventoux emocje jakby nieco opadły, nogi były jakby ciężkie, ale postanowiliśmy ruszyć przed siebie. Towarzyszyły nam przy tym skrajne emocje - jeden z moich kompanów uważał, że powinniśmy pojechać do Sault i stamtąd jeszcze raz wjechać na Mt. Ventoux i zjechać do Malaucene (trasa blisko 100 km i nieco powyżej 2 tys metrów przewyższenia); drugi z kompanów był kompletnie zniechęcony i w zasadzie uznał, że 20-30 km to wszystko na co go stać. Ja byłem gdzieś pomiędzy - tzn. serce chciało ruszyć w długą trasę do Sault i przez Ventoux do domu, a rozum podpowiadał, że będzie to chyba jednak trudne. Uznałem jednak, że ruszymy przed siebie i zobaczymy co się stanie i jak to będzie. Tym razem postanowiliśmy ruszyć na północ od Malaucene - w tamtym kierunku jeszcze nie jechaliśmy - i dalej na wschód w kierunku Sault. Okazało się jednak, że jest cieplej niż sądziliśmy - ponieważ dwa pierwsze dni nie dały nam szczególnie w kość jeżeli chodzi o upały, jakoś nikt nie zwrócił uwagi na to, że w momencie jak ruszaliśmy jest już dobrze powyżej 30 kresek w cieniu na termometrze, a dzień dopiero się rozkręcał. Upał dawał się nam we znaki z każdym kilometrem, trzeba jednak przyznać, że trasa była niezwykle krajobrazowa: Tu widać piękne którędy będziemy jechać za chwilę i trochę później - w tle droga która wcina się we wzgórze: Początkowo jedziemy odcinkiem drogi, na którym prawie nie ma ruchu samochodowego, a i kolarzy jakby mniej niż zwykle w tej okolicy. Później łączymy się z drogą bardziej główną, gdzie ruch samochodowy jest trochę większy, ale ciągle generalnie nie stanowiący wielkiego problemu. Widoki znów bombowe - po prawej stronie nad okolicą góruje Mt. Ventoux, po lewej zielone wzgórza, po prostu odlot. Dojeżdżamy jednak do pierwszej większej trudności tego dnia - ok. 4,5 km podjazd i różnica poziomów, może nie olbrzymia - bo raptem 250 metrów w pionie - ale w upale i po wczorajszych harcach na Mt. Ventoux - widać, że idzie to bardzo opornie. Pije już drugi bidon, a mamy raptem 20 km za sobą. W kolejnej wiosce znajduje się fontanna/źródełko gdzie uzupełniamy zapas wody. Widoki cały czas przefajne, ale rośnie we mnie świadomość tego, że organizm wysyła mi sygnały, że jest zmęczony. Mimo, że trasa nie wydaje się jakaś stroma, to jednak Garmin pokazuje, że metry w pionie cały czas się akumulują. Jeden z moich kolegów narzeka otwarcie coraz bardziej, że on ma dość. Drugi dalej jednak ciągnie do Sault i na Ventoux. Pierwszy raz podczas tego wyjazdu nie jesteśmy idealnie zgodni co do tego, co robimy dalej. Koledzy zaczynają się nawzajem przekonywać do swoich racji, co raz bardziej patrząc w moim kierunku jako rozjemcę. Jedziemy trochę dalej - bardziej narzekający kolega zostaje z tyłu, ten ciągnący na Ventoux prze do przodu. Ja jestem z przodu razem z bardziej ambitnym z moich kompanów, ale uznaje że to przestaje mieć walor towarzysko-krajobrazowy i budzą się jakieś niepotrzebne emocje, więc zarządzam przerwę na lunch. Po prawej stronie od drogi wyłania się jakieś miasteczko, które wygląda na małe, urokliwe, ale takie, gdzie pewnie jakąś knajpkę znajdziemy. Miejscowość nazywa się Savoillan. Zostawiam kumpla przy drodze, żeby poczekał na tego który został w tyle, a sam jadę zobaczyć, czy coś tu zjemy. Knajpka wygląda sympatycznie, oczywiście nikt nie mówi w innym języku iż francuski, ale jedzenie wygląda przyzwoicie, a samo miasteczko przy bliższym poznaniu też jest bardzo fajne: Przerwa i jedzenie poprawiły nastroje. Postanawiamy - tym razem znów zgodnie - że podjazd od Sault na Ventoux musi poczekać, skoro jeden z nas nie czuje się w ogóle na siłach. Trasa, którą jechaliśmy jest na tyle piękna, że dzień i tak jest udany i nie ma co się napinać. Wracamy więc częściowo tą samą trasą, a częściowo innym wariantem do domu, dalej ciesząc się wspaniałymi widokami: Po powrocie okazuje się, że przejechaliśmy blisko 70 km i ponad tysiąc metrów w pionie. Jak na dzień, w którym nogi średnio niosły lub niektórych nie niosły wcale i w którym było naprawdę gorąco, to wynik i tak więcej niż przyzwoity. Tradycyjnie lecimy na basen i czekamy na kolejny dzień, który przyniesie nowe emocje, tym razem spod znaku Tour de France. c.d.n. Cudowne zdjęcia, wspaniałe opisy, boję się, że przejdę na złą stronę mocy, jedyne co mnie jeszcze trzyma po prawidłowej stronie to myśl - po przejechaniu 30 km. ból w najmniej przyjemnym miejscu. Dla mnie jeszcze nie wymyślono odpowiedniego siodełka. Mimo to by nie zejść z prawej ścieżki muszę gdzieś chyba szybko wyskoczyć na narty... Wasze relacje rowerowe są super, świetnie się czyta, no i nic mnie od tego nie boli. 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
artix Napisano 1 Sierpień 2021 Zgłoszenie Share Napisano 1 Sierpień 2021 (edytowane) Długo się wachałem i nie miałem odwagi bo to nie elektryk, no ale raz kozie śmierć😆 42 kilosy w terenie mieszanym. Edytowane 1 Sierpień 2021 przez artix 8 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
lski@interia.pl Napisano 1 Sierpień 2021 Zgłoszenie Share Napisano 1 Sierpień 2021 (edytowane) 2 godziny temu, artix napisał: Długo się wachałem i nie miałem odwagi bo to nie elektryk, no ale raz kozie śmierć😆 42 kilosy w terenie mieszanym. Łza się w oku kręci,gdy patrzę na te krajobrazy...W 1977,gdy byłem na robotach w Szwecji,przypadkowo trafiłem do zamku Dyback niedaleko Skurup,a pan,który mnie tam zapraszał,nazywał sie Claes Ebbe Alven,po latach przeczytałem,że okazał się najsłynniejszym szwedzkim szpiegiem,który wykradł rosyjskie wynalazki zbrojeniowe.Wtedy handlował z Polską ciągnikami Ursus i kombajnami Bizon.Ciągle myślę,by wrócić tam z rowerem... Edytowane 1 Sierpień 2021 przez lski@interia.pl 4 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Lexi Napisano 1 Sierpień 2021 Zgłoszenie Share Napisano 1 Sierpień 2021 3 godziny temu, lski@interia.pl napisał: pan,który mnie tam zapraszał,nazywał sie Claes Ebbe Alven,po latach przeczytałem,że okazał się najsłynniejszym szwedzkim szpiegiem,który wykradł rosyjskie wynalazki zbrojeniowe. Na bank chciał Ci podpier...ić technologie smarowania nart świeczką i sprzedać ja cwaniakom ze Swix..😉 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
lski@interia.pl Napisano 1 Sierpień 2021 Zgłoszenie Share Napisano 1 Sierpień 2021 50 minut temu, Lexi napisał: Na bank chciał Ci podpier...ić technologie smarowania nart świeczką i sprzedać ja cwaniakom ze Swix..😉 Wpisz sobie nazwisko i poczytaj tę niesamowitą historię szpiegowania i procesu z państwem szwedzkim,jedno z najdziwniejszych spotkań w moim życiu,a miałem podobnych historii sporo... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Lexi Napisano 1 Sierpień 2021 Zgłoszenie Share Napisano 1 Sierpień 2021 42 minuty temu, lski@interia.pl napisał: Wpisz sobie nazwisko i poczytaj tę niesamowitą historię szpiegowania i procesu z państwem szwedzkim,jedno z najdziwniejszych spotkań w moim życiu,a miałem podobnych historii sporo... Poczytam - musimy się spotkać kiedyś ...napiszemy kilka tomów.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
agnel2748 Napisano 2 Sierpień 2021 Zgłoszenie Share Napisano 2 Sierpień 2021 (edytowane) W sobote z synem kólko Rozdroże -Świeradów -Schronisko na Stogu Izerskim-Kamienica ,Rozdroże .Podjazd do Gondoli najstromszym asfaltem (Katorga ), forma nawet niezła bo wyjechaliśmy bez żadnych postojów, a tam odcinek 1,5 km gdzie avg 18% . https://www.strava.com/activities/5716084136/segments/2856554891134962078 Przy okazji ktos ''poprawił'' na OSM odcinek z Świeradów Pkp- ca Sępia Góra, Rozdroże i czytelność mapy O- wa. ( a tam od 20 lat nic się nie zmieniło, jak był tak jest stary trochę dziurawy asfalt ale na kolarce przejezdny ....chodzi o ten odcinek https://ridewithgps.com/routes/37004948) Edytowane 2 Sierpień 2021 przez agnel2748 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.