Aldok63 Napisano 14 Sierpień 2010 Zgłoszenie Share Napisano 14 Sierpień 2010 Jakaś siła wyższa mówiła mi, że trzeba wyjść i zjechać Wywiad z najlepszym narciarzem wysokogórskim w Polsce działającym w Tatrach, rozmowa z Jarosławem Krzempkiem. Jego najbardziej intensywna działalność narciarska w Tatrach przypadła na lata 1988 – 89. Wówczas w Polsce skialpinizm był dyscypliną niemal zupełnie nieznaną. Był jednym z pierwszych, który dokonywał ekstremalnych zjazdów, m.in. Zachodem Abgarowicza. Uczestniczył w pierwszych zawodach skialpinistycznych organizowanych w Tatrach Polskich. Działał także w Alpach i na Kaukazie (na nartach zjechał m.in. z Elbrusa i Mt Blanc północną ścianą). Mieszka w Tychach. Zawodowo związany jestem z górnictwem - pracuje w kopalni. Żona – którą poznał dzięki pasji narciarskiej – jest instruktorką narciarstwa. Ma dwóch synów w wieku 12 i 19 lat, którzy są zapalonymi narciarzami. - Jak się u pana zaczęła przygoda ze skialpinizmem? - Od wczesnych lat młodzieńczych miałem do czynienia z nartami. W latach 1971 – 72 dzięki rodzicom miałem możliwość skorzystać z kursów narciarskich organizowanych w Bukowinie Tatrzańskiej. Miałem wtedy 9 – 10 lat. Wtedy zetknąłem się z nartami, nauczyłem się jako tako jeździć. W 1972 roku byłem pierwszy raz na Kasprowym Wierchu na nartach, co było wielkim przeżyciem, myślę, że większym, niż teraz wyjazd gdzieś do Aspen… Miałem wtedy 10 lat. Od najmłodszych lat interesowałem się też górami. Najpierw chodziłem z rodzicami na wycieczki, początkowo beskidzkie, potem tatrzańskie. Coraz trudniejsze. W liceum po górach chodziłem latem i zimą, zainteresowałem się kwalifikowaną turystyką i wspinaczką. W 1981 roku, gdy zacząłem studiować, zapisałem się do Klubu Wysokogórskiego w Gliwicach. Zrobiłem kurs taternicki. Jednocześnie, chodząc po górach i wspinając się także zimą, oraz posiadając umiejętności narciarskie, stwierdziłem, że to może być przyjemna rzecz: poruszanie się na nartach po nieprzetartych szlakach. Sprzęt skiturowy we współczesnym pojęciu nie był wtedy w ogóle dostępny. Trzeba było podchodzić na butach z nartami na plecach i dopiero na szczycie, bądź przełęczy można było przypiąć narty. - Czyli pierwsze zjazdy poza trasą odbył pan wychodząc z nartami na plecach? - Oczywiście. W 1985 roku przez przypadek poznałem w Murowańcu sympatyczne towarzystwo turystów z Żar, które zareklamowało mi Narciarski Rajd Tatrzański. Dzięki poznanemu wówczas Witoldowi Kwiatkowskiemu udało mi się wciągnąć na listę uczestników. To był XXX Rajd Tatrzański. Trasa prowadzona była przez pana Zbigniewa Siudaka, wspaniałego człowieka i doskonałego narciarza wysokogórskiego. Bazą była Tatrzańska Łomnica. Przez czas trwania Rajdu zjechaliśmy m.in. ze Sławkowskiego Szczytu, Baraniej Przełęczy, Polskiego Grzebienia, Rohatki. Trasa kolejnego Rajdu miała swoją bazę w Popradzkim Stawie. Tym razem zaliczyliśmy takie szczyty, jak Kończysta, Krywań, Rysy od południowej strony. Organizowaliśmy też towarzyskie wyjazdy, np. na Babią Górę. Babia Góra po jakimś czasie stała sie dla mnie „Świętą Górą”. Moi rodzice kupili i wyremontowali u jej podnóża starą chatę. W związku z tym stałem się tam częstym gościem na stokach Babiej. Babią Górę mam zjeżdżoną od A do Z, niemal każdy żleb, czy żlebik. - Wdzięczny obiekt narciarski, zwłaszcza, gdy w Tatrach jest lawiniasto. - Jak najbardziej, ale nie należy zapominać, że na Babiej też można spotkać się z lawinami, Północne stoki mają charakter alpejski i przy niekorzystnych warunkach są narażone na lawiny. Trzeba o tym pamiętać planując zjazdy w tę stronę, natomiast południowe stoki są łagodniejsze, ale może tam wystąpić niebezpieczeństwo poparzeń słonecznych. W 1986 roku ukończyłem kurs na pomocnika instruktora Polskiego Związku Narciarskiego. Byłem w grupie prowadzonej przez instruktora wykładowcę, pana Adama Maraska, znaną postać, wieloletniego zastępcę naczelnika TOPR. Tam nabierałem doświadczenia w jeździe trasowej i pozaprasowej. Kurs był organizowany na Hali Gąsienicowej, - Miał pan solidne podstawy, zarówno od strony narciarskiej, jak i zimowego taternictwa. - W 1987 roku zrobiłem kurs instruktora PZN i zacząłem uczyć na organizowanych przez PTTK obozach narciarskich. Zacząłem częściej przebywać w górach. Wcześniej poznałem Monikę Janocik i Zbyszka Szymborskiego, którzy uczestniczyli w Rajdach Tatrzańskich. Monika i Zbyszek w tym rajdowym towarzystwie byli jednymi z pierwszych, którzy posiadali nowoczesny sprzęt turowy. - Kiedy i gdzie pan go kupił? - Pierwszego sprzętu dorobiłem się dopiero w 1989 roku. Oszczędzałem przez cały rok i pojechałem specjalnie do Austrii, by go kupić Wtedy na taki sprzęt trzeba było wydać ciężkie pieniądze. - Miał pan już spore obycie w górach, m.in. dzięki uczestnictwie w rajdach tatrzańskich. Jak wyglądało pana samodzielne wejście w góry – oczywiście na nartach? - W dużej mierze dzięki znajomości z Moniką i Zbyszkiem. Zbyszek pracował już wtedy w obserwatorium na Kasprowym, Monika zaczęła tam pracę dopiero później. Zbyszek był tam cały czas, miał kontakt bezpośredni kontakt z górami. Zaprzyjaźniliśmy się. Razem zaczęliśmy organizować coraz ciekawsze i trudniejsze wycieczki. On był bardziej niż ja zorientowany w temacie skialpinizmu oraz warunków, jakie w danej chwili w górach panują. W tym czasie poznałem też Karola Życzkowskiego i jego kolegów z Klubu Wysokogórskiego - Józefa Walę, Grzegorza Kabałę, Jerzego Zachorowskiego. Oni jeździli już wcześniej w Alpy i mieli obycie z wyższymi górami i terenem lodowcowym.. - Od jakich celów pan zaczął? - W 1988 roku, gdy miałem już nieco doświadczenia nabytego podczas rajdów i wypadów towarzyskich, organizowało się wyjazdy na Halę Gąsienicową, czy do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Zacząłem stopniowo, od takich celów, jak Kościelcowa Przełęcz, żleby schodzące z Kasprowego do Doliny Kasprowej, Niebieska Przełęcz, Żleb pod Mnichem, Granacka Przełecz, Buczynowa Przełęcz, no i solidna przełęcz, a zarazem moim zdaniem jedna z najładniejszych w Polskich Wysokich Tatrach - Hińczowa Przełęcz. Zrobiłem tam wariant przez Pola Śnieżne. Zjechałem też Zachodem Abgarowicza, i ze Zmarzłej Przełęczy Wyżniej. To był maj 1988 rok. - Chodził pan z partnerami, czy samotnie? - Akurat te wycieczki robiłem solo. Wtedy niezbyt wielu ludzi fascynowało się trudnymi zjazdami i ciężko było znaleźć partnera, który zdecydowałby się na tego typu rzeczy. Ja byłem jednak zdeterminowany, dysponowałem ograniczoną ilością wolnego czasu – jeśli wstrzeliłem się już w pogodę i warunki – chodziłem samemu. - Wspomniał pan o determinacji. Co pana tak przyciągało do skialpinizmu? Jaką miał pan motywację? - Trudno powiedzieć. Musiała być jakaś siła wyższa, która mówiła, że trzeba gdzieś wyjść i spróbować zjechać, sprawdzić się w trudnym terenie. To dawało przyjemność, aczkolwiek podszytą emocjami, strachem. Nie jest to ławy sport, nie wolno pozwolić sobie na popełnianie błędów. W trakcie trudniejszych zjazdach każdy błąd, zwłaszcza, gdy są niesprzyjające warunki, może się źle skończyć. - Zjazdy, których pan dokonał, były autorskie, bądź miały niewiele powtórzeń. Skąd czerpał pan wiedzę o tych formacjach? Czy zdarzało się w trakcie zjazdu, że chciał się pan wycofać, bo źle pan oszacował swoje możliwości? W tamtych latach trudno było chyba o informacje - nie było przewodników po tak ekstremalnych formacjach, ani relacji. Byliście pierwsi. - Zawsze starałem się przechodzić trasę zjazdu od dołu. Rzadko pozwalałem sobie - chyba że na sprawdzonych trasach - na zjazd z góry, bez wcześniejszego podejścia. Podczas podchodzenia oceniało się, czy tu się da zjechać, czy trzeba się zaasekurować, itd. Zdarzały się sytuacje, gdzie w danych warunkach było na tyle niebezpiecznie, że rezygnowałem z wyjścia dalej, bo nie rokowało to szans na bezpieczny zjazd. - Na jakie lata przypada pana najbardziej intensywna działalność w Tatrach? - 1988 i 1989, wtedy też Piotrek Konopka zjechał z Długiego Giewontu. Przypatrywaliśmy się tej drodze, w trakcie pokonywania Żlebu Kirkora. Ale ta ściana wymaga szczególnych warunków śniegowych. W tym czasie w trakcie przemierzania Tatr cały czas rozglądałem się za miejscami, z których da się zjechać. Zjazdy, jakich dokonali w późniejszym czasie Piotr Konopka (Zachód Grońskiego), czy Edek Lichota (z Przełączki za Turnią Zwornikową do Mnichowego Żlebu) stanowiły moje przyszłe potencjalne cele. Niestety nigdy nie napotkałem odpowiednich warunków, by pokusić się na nie. Tym bardziej gratuluję tym świetnym ski-alpinistom, że potrafili pokonać te i inne drogi i podnieść poziom zjazdów ekstremalnych w Tatrach Polskich. - Który zjazd utkwił panu najbardziej pamięci? - Zjazd z Hińczowej Przełęczy pokonywany samemu nowym wariantem przez „Pola Śnieżne”. Wszystko było nowe, nieznane. To chyba najładniejszy i najbardziej urozmaicony zjazd, niezależnie od wariantu. Najmilej go wspominam. Najwięcej strachu najadłem się na Abgarowiczu. Półka na zewnątrz jest mocno eksponowana. Padał śnieg, była lekka mgła, widzialność była słaba, choć to może akurat był plus, bo nie było widać ekspozycji, natomiast śnieg się osuwał, nie był związany. Ale jak już wspiąłem się na przełączkę, nie miałem innego wyjścia, jak zjechać… Było to trochę ryzykowne. - Dalej pan uprawia narciarstwo wysokogórskie, czy też odłożył pan narty turowe? Oczywiście, że z nartami się nie rozstałem, narty turowe zamieniłem na freeridowe, które dają większe możliwości w otwartym terenie. Gdy czas pozwala, zaglądam na tatrzańskie zbocza, ale już nie na te najtrudniejsze. - Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Agnieszka Szymaszek Źródło: "Góry" 2010 Ps. Przykro mi ,też tylko robiłem: kopiuj,wklej ? 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Maria Napisano 14 Sierpień 2010 Zgłoszenie Share Napisano 14 Sierpień 2010 Pisanie każdego tekstu dokumentalnego to: kopiuj, wklej. Albo skracanie, które okrawa z części informacji - w tym przypadku nie tylko niepotrzebne, a niewskazane. Tylko trzeba wiedzieć, co kopiować i wklejać. Dziękuję za obydwa teksty! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.