marboru Napisano 20 Maj 2010 Zgłoszenie Share Napisano 20 Maj 2010 Pierwsze wyprawy ratownicze. Zaruski jako Naczelnik wyznaczał moment rozpoczęcia wyprawy w ok. 1,5 godziny od otrzymania wezwania o wypadku, ratownicy zbierali się przy Dworcu Tatrzańskim, a Naczelnik dzielił wtedy "toprowców" na oddziały i wyznaczał ich kierowników. Członkowie TOPR zabierali ze sobą sprzęt ratowniczy, 15-20 minut zajmowało zakupienie prowiantu. Na akcje wyruszano powozami lub furkami góralskimi, a po dotarciu w pobliże miejsca akcji, oddziały, według marszruty opracowanej przez Naczelnika, rozchodziły się w różne strony w poszukiwaniu zaginionych. Akcja ratownicza trwała nieraz kilka dni, z dnia na dzień aż do odnalezienia turysty np. akcja poszukiwawcza po Aldonę Szystowską trwała ponad miesiąc. W czasie wypraw zimowych ratownicy szli na nartach i obowiązywał ekwipunek zimowy. Jeśli chodzi o dyscyplinę, to Zaruski z dumą powiedział kiedyś, że w ciągu pięciu lat jego pracy jako Naczelnika Pogotowia nigdy nie zdarzył się przypadek niesubordynacji lub niestawienia się na wyprawę, a sprawna "maszyna" Pogotowia, stworzona przez niego, działała bez zarzutu. Najcięższą wyprawą tego okresu była akcja poszukiwawcza po Szulakiewicza na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu w sierpniu 1910 r., w której zginął Klimek Bachleda. Wyprawa ta została przeprowadzona w terminie od 5 do 16 sierpnia 1910 r. Podczas wspinaczki Stanisław Szulakiewicz odpadł od ściany i w wyniku odniesionych ran nie mógł poruszać się o własnych siłach. Po dotarciu do Zakopanego partnera Szulakiewicza, który stwierdził iż zostawił rannego kolegę w ścianie rozpoczęła się akcja ratownicza. Wyprawa była prowadzona w niezwykle ciężkich warunkach pogodowych, w czasie deszczu i burzy, które zmieniły ścianę Małego Jaworowego Szczytu prawie w siklawę (wodospad). Ranny taternik znajdował się w trzech czwartych wysokości ściany i ratownicy wspinając się do góry słyszeli jego głos. Toprowcy wprost zamarzali w ścianie, przemoczeni do nitki. Doszli do Szulakiewicza bardzo blisko, bo brakowało im tylko 80 metrów. Dalej, jak po latach pisał Zaruski - iść nie dali rady. Tylko Klimek Bachleda po wypoczynku poszedł dalej żlebem i jak się potem okazało, znalazł w nim swoją śmierć. Zaruski podjął wtedy niewątpliwie bardzo ciężką dla siebie decyzję o odwrocie, co równało się śmierci Szulakiewicza, ale o poruszaniu się wyżej nie było mowy, gdyż dalsze prowadzenie wyprawy mogło tylko powiększyć liczbę ofiar. Po poprawie pogody odnaleziono ciała Szulakiewicza i Bachledy i zniesiono je w doliny. Po zakończeniu akcji padło oskarżenie Zaruskiego o celowe spowodowanie śmierci "króla przewodników tatrzańskich". Zaruski zażądał wtedy sądu nad sobą i ocenienia jego postępowania - sąd ten w składzie: prof. W. Kulczyński, dr A. Kuczewski prof. M. Smoluchowski oczyścił Naczelnika TOPR ze wszystkich zarzutów, a wyniki jego pracy opublikowano w gazetach zakopiańskich. Trzeba na koniec wyraźnie podkreślić, że Zaruski odcisnął się w historii Zakopanego i Tatr niezwykle silnie i pozytywnie - dlatego też w szopce zakopiańskiej Stanisława Hirschla nazwano go nie bez przyczyny "królem Tatr", gdyż w dziejach zdobycia i poznania Tatr zaznaczył się naprawdę po królewsku. -------------------------------------------------------------------------- Na emeryturze poświęcił się całkowicie działalności propagandowej i organizacyjnej na rzecz zrozumienia przez Polaków wartości morza w aspekcie gospodarczym i moralno-politycznym. Propagował sport żeglarski i modę wśród elit gospodarczych i politycznych na jachting morski. W przedwojennej Polsce jednym z najaktywniejszych nurtów żeglarskich było harcerstwo. W 1929 po raz pierwszy spotkał na kursie żeglarskim w Jastarni, na którym był głównym wykładowcą, grupę harcerzy. Odtąd jego losy bardzo silnie związały się z harcerstwem. Zaruski znany był z powiedzenia, że "W twardym trudzie żeglarskim hartują się charaktery". Realizując tę myśl objął w 1935 funkcję kapitana na szkunerze, który pierwotnie nazwano "Harcerz", a który na życzenie generała przemianowano na "Zawisza Czarny". W tym czasie Zaruski zwyciężył w wyborach na prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego, co stało się znaczącą cezurą w rozwoju polskiego żeglarstwa – zintegrowany został wielonurtowy ruch żeglarstwa harcerskiego, akademickiego i klubowego, z ukierunkowaniem na żeglarstwo masowe, a szczególnie morskie. Na jachcie "Zawisza" Zaruski był już otaczany tak wielkim szacunkiem, że pomimo jego nalegań aby tytułować go kapitanem, młodzież powszechnie zwracała się do niego "Panie Generale". W latach trzydziestych sumiasty generał był czołową postacią w polskim żeglarstwie, zaczynem wielu inicjatyw i niekwestionowanym autorytetem. Ostatni rejs na "Zawiszy Czarnym" Zaruski kończył w 1939 roku. Generał świadomie zwlekał z wyruszeniem w przygotowany na sierpień 1939 kolejny rejs. Wierny swym zasadom, postanowił nie opuszczać ojczyzny w potrzebie, choć mógł uratować i siebie, i załogę, i statek. Został aresztowany we Lwowie przez NKWD. Zapadł na cholerę i zmarł w 1941, z dala od kraju, w więzieniu NKWD w miejscowości Chersoń. Jesienią 1997 z inicjatywy Związku Harcerstwa Polskiego urnę z ziemią z grobu gen. Zaruskiego sprowadzono do Polski i złożono na Starym Cmentarzu w Zakopanem. Także w 1997 r. pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Zdjęcie Generała: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Mariusz_Zaruski.PNG&filetimestamp=20090901155155 Ostatnie zdjęcie z więzienia NKWD: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Mariusz_Zaruski-zdj%C4%99cie_NKWD.jpg&filetimestamp=20070305190053 STS Generał Zaruski - żaglowiec noszący Jego imię: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:STS_General_Zaruski.jpg&filetimestamp=20081212214725 Obelisk ku Jego czci w Parku Zaruskiego - Łódź: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:%C5%81%C3%B3d%C5%BA-park_Zaruskiego_pomnik.jpg&filetimestamp=20091130070252 Dom Turysty PTTK im. Mariusza Zaruskiego w Zakopanem: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Zakopane-schronisko.jpg&filetimestamp=20080608150109 Żródła: Wikipedia, Muzeum Tatrzańskie, www.z-ne.pl 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 20 Maj 2010 Autor Zgłoszenie Share Napisano 20 Maj 2010 Narciarskie osiągnięcia Zaruskiego były imponujące, biorąc pod uwagę jakość ówczesnego sprzętu, a ukoronowaniem jego działalności było narciarskie wejście na Kościelec w roku 1911, związane z zakończeniem kursu narciarskiego dla przewodników góralskich. Zjazd z Kościelca tak opisuje Zaruski w swoich wspomnieniach: - Wiążemy się liną i ruszamy. Twardy i stromy śnieg, rozciągający się między dwiema przepaściami a gęsto poprzerywany lodowemi polami, nakazywał nam wielką uwagę i zupełnie usprawiedliwioną ostrożność, upadek na tych płaśniach mógł pociągnąć za sobą fatalne następstwa. Asekurowaliśmy się przeto kolejno w ten sposób, że gdy jeden z nas stał niżej o długość liny (25 metrów) mocno w śnieg wkopany, drugi puszczał się na dół i zatoczywszy wielkie półkole, zatrzymywał się o 50 metrów od miejsca, z którego wyruszył. Tak kolejno wielkimi łukami zjechaliśmy do progu lodowego, ale i tu nart nie odpięliśmy. Jechałem pierwszy. Narty poniosły mię jak wściekłe, panowałem jednak nad niemi, zatoczyłem łuk i obróciwszy się na drugą stronę, zbliżałem się do kresu swego zakosu, gdy narta mi się podwinęła na buli lodowej i upadłem. Od razu z zawrotną szybkością zacząłem spadać. Od razu też, leżąc, miałem już czekan pod pachą i z całej siły nim hamowałem. Czekan szarpał się i zgrzytał po lodzie, czułem jednak, że jestem panem sytuacji i zwalniam biegu. Jakoż po chwili się zatrzymałem. Równocześnie prawie poczułem targnięcie liny, która się skończyła. W sumie Mariusz Zaruski dokonał wielu pierwszych wejść zimowych i narciarskich w Tatrach, a ponadto był narciarzem z "charakterem" i nie znosił odpinania desek nawet w najtrudniejszych miejscach, czując, jak pisał, "odrazę do pewnego rodzaju partactwa narciarskiego". Ponadto wzorem znanego narciarza austriackiego Mathiasa Zdarsky'ego rozpoczął organizację nauczania jazdy na nartach kursem w 1907 r. na Hali Kalatówki. Tematyką ściśle tatrzańską zajmował się kolejny przewodnik narciarski pióra Mariusza Zaruskiego Przewodnik po terenach narciarskich Zakopanego i Tatr Polskich, wydany nakładem Sekcji Narciarskiej TT w Zakopanem (1913). Celem tego przewodnika, celowo zamierzonym przez autora, było propagowanie narciarstwa na terenach Tatr Polskich oraz pokazanie kilkudziesięciu popularnych tras narciarskich. Zaruski wprowadził w tym przewodniku ciekawą skalę trudności narciarskich od 0/10 do 10/10, odpowiadającą podobnej skali trudności używanej przez taterników w skale, przy czym: 0/10 - trudności narciarskie nie występują; 10/10 - trudności narciarskie nie do pokonania. Według swojej znajomości gór poszczególnym szczytom przyznał następujące stopnie trudności: 1. Wierch Walczacki, Żywczańskie - 1/10. 2. Gładkie, Kotelnica - 2/10. 3. Skupniów Upłaz, Kasprowa Czuba - 3/10. 4. Czuba Goryczkowa, Żółta Turnia - 4/10. 5. Giewont (Szczerba), Czerwone Wierchy - 5/10. 6. Zawrat, Bystra - 6/10. 7. Siwe Turnie od Błyszcza do Przeł. Raczkowej - 7/10. 8. Kościelec - 8/10. Raz jeden, podczas wycieczki na Zawrat, zdarzyło mu się spadać w dół i wtedy uratował mu zdrowie, a może i życie poczciwy dwumetrowy "bambus", inaczej "alpenstock", czyli kij alpejski - nieodłączny towarzysz wycieczek narciarskich pionierów "białego szaleństwa" w Tatrach i Karpatach Wschodnich. Zaruski spadał w dół i nie potrafił się zatrzymać, prawdziwie była to "śmiertelna jazda", jak o takich i podobnych chwilach pisał potem, po latach w Na bezdrożach tatrzańskich, książce godnej polecenia każdemu miłośnikowi gór. - Pierwsza myśl, stać, zatrzymać się. Ale jak? Narty leżą na lodzie bezwładnie. Wykręciłem się więc twarzą do lodu i "pazdury" zamknięte w grubych rękawicach wpiłem w podłoże. Skutek był taki, jak gdybym po szkle wodził palcami... Rozpacz. Stój, stać! - krzyczał mi instynkt samozachowawczy do ucha. Jechałem już bardzo szybko... Trzask prask - chmura śniegu, skończyło się. Nie, nie skończyło, bo lecę dalej, wcale nawet wygodnie leżę na śniegu i spadam... A może ta rzecz się dzieje na tamtym świecie? Nie, niedorzeczność, Czarny Staw przede mną, lecę do Czarnego Stawu, niezawodnie już spadłem ze ściany... ale cóż tam szoruje i dzwoni nade mną? Oglądam się, kij, mój własny, wzruszony widocznie moją niedolą popędził za mną, a że był mniejszy i bardziej śliski, więc mnie dogonił... Sięgnąłem ręką po niego, po chwili miałem go już pod pachą i prułem śnieg z całej mocy... uuf dobra była jazda, trochę tylko za prędka! Gorąco!... Uczestnicy wycieczki widzieli mój upadek i ze szczerym przerażeniem stwierdzili, że ze mnie już trup, albo, w najlepszym razie, nieboszczyk. Jakże byli zdziwieni, gdy wyjrzawszy u góry ze ścian progu, spostrzegli owego nieboszczyka, stojącego na nartach i zapalającego papierosa. Zaruski dokonał też zjazdu z Kościelca, który stał się na długo rekordem w polskiej turystyce narciarskiej. Był to początek, jakże modnego obecnie narciarstwa ekstremalnego. Mimo, że zasadniczo nie popierał nurtu zawodniczego i sportowego w narciarstwie, to wziął udział w pierwszych zawodach narciarskich, które odbyły się 28 marca 1910 r. na hali Goryczkowej. Zajął w nich trzecie miejsce w biegu tatrzańskim, poprowadzonym z Goryczkowej Przełęczy. Chodząc w góry, wyruszał podobno na wyprawy z dwudziestokilogramowym plecakiem, wracał z lżejszym, ale złośliwi twierdzili, że dokłada kamieni dla kondycji! Wiele wspinał się w Tatrach jako taternik, miał mnóstwo pierwszych przejść, a także dokonał III. przejścia południowej ściany Zamarłej Turni - najtrudniejszą drogą w tym okresie. Wspinał się też na Ostrym Szczycie, Mięguszowieckich, grani Hrubego, Czarnych Ścianach, Niżnich Rysach, Rohaczach - wszędzie go w Tatrach było pełno. Przypisywał Tatrom znaczenie społeczne, w czym znalazł wielu opozycjonistów, wśród których najmocniej krytykował go Roman Kordys. Warto dodać, że istotnym elementem górskiej działalności Mariusza Zaruskiego była także działalność speleologiczna - czyli penetracja jaskiń. W towarzystwie innych taterników zbadał między innymi Jaskinię Juhaską w Giewoncie, Jaskinię Magurską, gdzie odnalazł szczątki niedźwiedzi jaskiniowych, które przekazał zakopiańskiemu Muzeum, a także Jaskinię Kasprową Wyżnią i Niżnią. Życiowym pomnikiem Mariusza Zaruskiego stało się Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, czwarta tego typu organizacja ratownicza w Europie. Potrzeba jej istnienia, którą rozumiał Zaruski i jego bliski przyjaciel, Mieczysław Karłowicz, wynikała ze zmian w środowisku wspinaczy i taterników, którzy coraz częściej zaglądali samotnie w góry latem i zimą, zdobywając, już bez pomocy góralskiego przewodnika, coraz trudniejsze ściany i szczyty. Zaruski pisał: - Wynik łatwo było przewidzieć. Obok znakomitego, nadzwyczaj szybkiego rozwinięcia się taternictwa, które w ciągu kilku lat stanęło na poziomie zachodnioeuropejskiego, zaczęła w sposób zastraszający wzrastać liczba wypadków. Dlatego już w 1907 r. Zaruski z Mieczysławem Karłowiczem rozpoczęli starania o utworzenie organizacji ratowniczej. Jeszcze przed jej powstaniem zorganizował kilka wypraw, jednak czas potrzebny na zebranie ochotników był według niego stanowczo zbyt długi. Tracono wtedy prawie cały dzień. Wtedy to Zaruski, wraz z Karłowiczem napisali odezwę, która uzasadniała powstanie Straży Górskiej, która została opublikowana w prasie. Ogromny wpływ na przyspieszenie utworzenia tej organizacji miała tragiczna śmierć Mieczysława Karłowicza na stokach Małego Kościelca, gdzie 8 lutego 1909 r. Karłowicz zginął w lawinie podczas samotnej wycieczki narciarskiej. Ostatecznie władze namiestnictwa c.k zatwierdziły statut organizacji ratowniczej w dniu 29 października 1909 r., który to dzień należy uważać za moment założenia Pogotowia. Początki TOPR były trudne, trzon organizacji tworzyło 12. ratowników stałych, pierwszym Naczelnikiem został Zaruski, a jego zastępcą Klemens Bachleda. Zaruski kilkakrotnie proponował popularnemu Klimkowi objęcia kierownictwa Pogotowia, z racji jego wieloletniego górskiego doświadczenia, ale Bachleda odmówił. Do Pogotowia weszli najlepsi przewodnicy góralscy, "pierwsi z pierwszych" oraz taternicy: Klemens Bachleda, Henryk Bednarski, Stanisław Gąsienica-Byrcyn, Jędrzej Marusarz-Jarząbek, Jan Pęksa, Wojciech Tylka-Suleja, Szymon Tatar młodszy, Jakub Wawrytko, Mariusz Zaruski, Henryk Bednarski, Józef Lesiecki, Leon Loria i Stanisław Zdyb. Zaruski pisał jednak z żalem, że do Pogotowia nie garnęli się taternicy "z wybitniejszych zamiejscowych zapisało się zaledwie kilku... ich pomoc była sporadyczna i dowolna, przychodzili kiedy chcieli i odchodzili tak samo". Napisał regulamin Straży Ratunkowej TOPR, którą zorganizował w sposób wojskowy: - Bezwzględny posłuch był jej podstawą. W Straży Ratunkowej obowiązuje posłuch wojskowy, nie wolno nie spełnić rozkazu, ani krytykować zarządzeń Naczelnika i kierowników oddziałów, ani odmówić udania się na wyprawę. Na "baczność" cisza bezwzględna. Członkowie Straży Ratunkowej (czynni) składają uroczyste ślubowanie gorliwej służby na ręce Naczelnika i obowiązani są bez względu na porę roku, dnia i stan pogody, stawić się na jego wezwanie i udać się w góry w celu niesienia pomocy zaginionym lub rannym. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 20 Maj 2010 Autor Zgłoszenie Share Napisano 20 Maj 2010 Osiągnięcia Zaruskiego były imponujące, biorąc pod uwagę jakość ówczesnego sprzętu. Prawdziwym ukoronowaniem jego działalności było narciarskie wejście i zjazd z Kościelca w 1911 r., który tak opisał we wspomnieniach: "Wiążemy się liną i ruszamy. (...) Asekurowaliśmy się w ten sposób, że gdy jeden z nas stał niżej o długość liny (25 m) mocno w śnieg wkopany, drugi puszczał się na dół i zatoczywszy wielkie półkole, zatrzymywał się o 50 m od miejsca, z którego wyruszył. Tak kolejno wielkimi łukami zjechaliśmy do progu lodowego, ale i tu nart nie odpięliśmy. Jechałem pierwszy. Narty poniosły mię jak wściekłe, panowałem jednak nad niemi, zatoczyłem łuk i obróciwszy się na drugą stronę, zbliżałem się do kresu swego zakosu, gdy narta mi się podwinęła na buli lodowej i upadłem. Od razu z zawrotną szybkością zacząłem spadać. Od razu też, leżąc, miałem już czekan pod pachą i z całej siły nim hamowałem. Czekan szarpał się i zgrzytał po lodzie, czułem jednak, że jestem panem sytuacji i zwalniam biegu. Jakoż po chwili się zatrzymałem. Równocześnie prawie poczułem targnięcie liny, która się skończyła" (fragment tekstu "Kościelec na nartach"). Zjazd ten został wykonany na zakończenie kursu narciarstwa i zimowej turystyki tatrzańskiej dla przewodników, z których czterech - Stanisław Gąsienica-Byrcyn, Jędrzej Marusarz-Jarząbek, Jan Obrochta i Jan Pęksa - wzięło udział w tej wyprawie. Górale, w przeciwieństwie do Zaruskiego i Zdyba, weszli na wierzchołek Kościelca w rakach, związani liną. W sumie Mariusz Zaruski dokonał wielu pierwszych wejść zimowych i narciarskich w Tatrach, a ponadto był narciarzem z "charakterem", jak o nim mówiono w środowisku zakopiańskim. Nie znosił odpinania desek nawet w najtrudniejszych miejscach, czując - jak pisał, "odrazę do pewnego rodzaju partactwa narciarskiego". Stąd jego próby: zjazd z Kościelca, trawersowanie stromizn Siwych Turni od strony Błyszcza i wiele innych przykładów trudnych zjazdów. Ponadto, wzorem znanego instruktora austriackiego Mathiasa Zdarsky'ego, rozpoczął organizację nauczania narciarstwa kursem w 1907 r. na Hali Kalatówki. W 1908 r. wydał wspólnie z Henrykiem Bobkowskim "Podręcznik narciarstwa według zasad alpejskiej szkoły jazdy na nartach", w którym propagował osiągnięcia tej szkoły. Tematyką ściśle tatrzańską zajął się w kolejnej pracy "Przewodnik po terenach narciarskich Zakopanego i Tatr Polskich", wydanym w 1913 r. nakładem Sekcji Narciarskiej TT w Zakopanem. Był to już drugi przewodnik narciarski, który wyszedł spod jego pióra. Zaruski był człowiekiem niesłychanie pomysłowym. Stale medytował nad ekwipunkiem wysokogórskim - co i jak ulepszyć, uprościć, dostosować do potrzeb narciarzy. Wymyślił nowy sposób zakładania sznurowadła, które za jednym pociągnięciem można było zdjąć i równie prędko założyć; nową metodę okręcania nóg owijaczami używanymi powszechnie przez ówczesnych narciarzy, jak nowy i bardziej praktyczny porządek w plecaku. Kiedy minęła moda na bambus i zaczęto używać dwóch kijków, Zaruski wymyślił kijki z odczepianymi talerzykami. Przy zjeździe w ciężkim terenie zdejmowało się talerzyki i łączyło kijki w jeden długi kij, by umożliwić jazdę zgodnie z zasadami "starej szkoły". Wreszcie, nawiązując do sygnalizacji morskiej, wprowadził tatrzański telegraf wzrokowy. Podobnych pomysłów było więcej. Mariusz Zaruski był także wynalazcą "więźlic sznurowych", środków umożliwiających podchodzenie na nartach w górach. Używano wówczas noży, przyczepianych do nart, drewnianych klocków (jak "wirstle" Klemensa Bachledy), fok i właśnie "więźlic sznurowych". Były to sznurki o grubości 1,5-2 cm, związane według pomysłu Zaruskiego na nartach w kształcie krzyży (w 3-4 miejscach), które umożliwiały podchodzenie w stromym, nawet do 40 stopni, terenie wysokogórskim. Także jeśli chodzi o technikę podchodzenia na nartach, Zaruski wykazywał wszechstronną, popartą ogromną praktyką wiedzę. Po powrocie z zesłania w roku 1901 Mariusz Zaruski ożenił się z Izabelą Kietlińską córką znanego odeskiego lekarza. Młoda para wraz z matką zesłańca szybko wyjechała z Rosji i osiedliła się w Krakowie - bliżej ukochanej ojczyzny. Tu Mariusz postanowił ukończyć rozpoczęte w Odessie studia malarskie wstępując do Akademii Sztuk Pięknych, gdzie pobierał nauki m.in. u Mehoffera i Wyczółkowskiego. W Krakowie udało mu się wydać "Sonety morskie". Zaruski jednak nie znalazł swego miejsca w artystycznych sferach tego miasta i po trzech latach przeniósł się wraz z rodziną do Zakopanego. Niech wieść grzmi na morza, lądy, Żem ja Tatry wziął w swe rządy, Jako Herod niech zasłynę, Choć mam dziwną może minę: Zamiast brody - wąsik mierny, Bom ja Herod jest moderny - Miast zasiadać gdzieś na tronie, Po tatrzańskich turniach gonię. Jam jest Tatr gospodarz prawny, Jam taternik, narciarz sławny, Jam marynarz, pejzażysta, Mam talentów chyba trzysta! Takimi słowy pasowano Mariusza Zaruskiego na "króla Tatr" w szopce Stanisława Hirschla, drukowanej w kolejnych numerach "Zakopanego" z przełomu 1912/1913 r. Zaruski przebywał w Zakopanem przez niecałe 10 lat (1904 - 1914). Mieszkał z żoną w istniejącej do dzisiaj willi "Krywań". Jego działalność górska była, obok morskiej, życiowym spełnieniem dla jego pasji społecznikowskich, zdobywczych, marzeń o górskiej wolności, a przede wszystkim umiejętności organizatorskich. Narciarstwo, taternictwo letnie i zimowe, działalność jaskiniowa, praca w Towarzystwie Tatrzańskim, udział w działaniach zmierzających do ochrony przyrody Tatr i powołanie oraz kierowanie przez pięć lat Pogotowiem TOPR pozwalają twierdzić, że góry zajmowały w jego życiu miejsce ogromnie ważne, jeśli nie najważniejsze. Traktował Tatry jako "kuźnię charakterów", odskocznię od "cherlactwa duchowego i fizycznego" i wyznaczał górom ważne miejsce we wzmacnianiu charakteru polskiego społeczeństwa, a także człowieka do jego zapasów z życiem. Były też Tatry dla niego swoistą świątynią przyrody, miejscem sacrum, oazą wolności dla duszy steranej szarą zaborczą rzeczywistością. Jego działalność górska charakteryzowała się wielkim rozmachem i wysokim poziomem wszystkiego, co robił. Nawet góralscy przewodnicy, którym nie zawsze podobał się wojskowy dryl w wydaniu Zaruskiego, nie sprzeciwiali mu się, uznając bez zastrzeżeń jego górski autorytet. Autorytet i szacunek zdobył bardzo szybko, idąc w góry z tymi ludźmi zawsze pierwszy, przy dobrej pogodzie, ale i w kurniawy i burze, pomny słów przysięgi TOPR, w której zobowiązał się do ratowania życia ludzkiego bez względu na wszystko. Sam nieraz ryzykował własne życie idąc na ratunek. Oprócz ratownictwa z dużym znawstwem zajmował się narciarstwem, stając się jednym z niego pionierów, a także taternictwem. Pisał też górskie wiersze, działał w Towarzystwie Tatrzańskim. Pionier "białego szaleństwa". Mariusz Zaruski stał się pionierem narciarstwa w Zakopanem i był jednym z najczynniejszych narciarzy. Już w 1906 r. dokonał z towarzyszami narciarskiego rajdu na trasie: Zakopane - Dolina Tomanowa - Przełęcz Tomanowa - Dolina Tomanowa Liptowska - Wychodna - Orawskie Zamki - Głodówka - Sucha Góra - Zakopane, z wejściem narciarskim na szczyt Osobitej. W 1907 r. przeszedł na nartach wraz z Józefem Borkowskim przez tak trudną przełęcz jak Zawrat (2159 m), a następnego dnia na nartach wspiął się przez Szeroki Żleb na Kozi Wierch (2291 m). Tak później w Na bezdrożach tatrzańskich opisał trudny zjazd z jego wierzchołka: - Śnieg był wyborny do jazdy, zbyt tylko poorany bruzdami, wskutek czego jazda była właściwie bujaniem po śniegowych falach, na które narty wślizgiwały się bez trudu, jeszcze łatwiej z wierzchołków spadały... Zażyliśmy w całej pełni rozkoszy tej długiej i stromej jazdy i tegoż dnia przez Świstówkę dostaliśmy się do Morskiego Oka. Na Opalonem natrafiliśmy na "szreń", twardą skorupę śnieżną - w rodzaju szkła chropawego, która jednolitą warstwą pokrywała całe zbocze od szczytu aż na dół. Nartami kierować na takiej lodowatej powłoce nie masz możności, przebyliśmy też tę cała przestrzeń, jadą "poprzecznie", tj. nie w kierunku końców nart, ale pod kątem prostym do ich długości. Ponadto Zaruski zdobył na nartach wiele innych trudnych szczytów i przełęczy tatrzańskich np. Bystrą - najwyższy szczyt w Tatrach Zachodnich, Żółtą Turnię, jako pierwszy narciarz dokonał z towarzyszami narciarskiego przejścia trasy Szczyrbskie Jezioro - Zakopane przez Przełęcze: Koprową, Zawory i Gładką, przeszedł w zimie jako pierwszy odcinki Orlej Perci. Zdobył też Kasprowy Wierch, Giewont, Skrajną i Pośrednią Turnię. Warto zaznaczyć, że oczyszczał polską terminologię związaną z narciarstwem z obcych naleciałości, wprowadzając od nowa do polskiej literatury słowo "narty". Wywiązała się w tej kwestii wymiana zdań między nim a Romanem Kordysem. Zaruski początkowo chciał wprowadzić słowo "łyże" do krajowej terminologii, gdy jednak Kordys pokazał mu, że słowo "narty" było już wcześniej wykorzystywane w polskich źródłach, przyjął jego argumentację. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 20 Maj 2010 Autor Zgłoszenie Share Napisano 20 Maj 2010 W cyklu wspomnień Legend narciarstwa, po Mieczysławie Karłowiczu nadszedł czas na mojego imiennika, twórcę TOPRU Mariusza Zaruskiego. Ponieważ mówiono o Nim, Narciarz z Charakterem - wspomnienie to dedykuję dla Racemana, którego czeka rekonwalescencja i walka o powrót do Formy po odbytej operacji. -------------------------------------------------------------------------- Mariusz Zaruski (ur. 31 stycznia 1867 w Dumanowie, zm. 8 kwietnia 1941 w Chersoniu) – pionier polskiego żeglarstwa i wychowania morskiego, generał brygady Wojska Polskiego, taternik. Postać wszechstronna – fotografik, malarz, poeta i prozaik. Marynarz, żeglarz i podróżnik. Konspirator, zesłaniec, legionista, ułan, wreszcie generał Wojska Polskiego i adiutant prezydenta RP. Taternik, grotołaz, ratownik, instruktor i popularyzator narciarstwa i turystyki górskiej. Założyciel Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Instruktor harcerski ZHP i wychowawca młodzieży. Przez całe życie poświęcał się intensywnej działalności państwowej i społecznej. Również przez całe życie intensywnie ćwiczył, zachowując wysportowaną sylwetkę do późnej starości. -------------------------------------------------------------------------- Mariusz Zaruski zjawił się w Zakopanem w 1904. Prawdopodobnie już rok później próbował jazdy na nartach. W 1906 r. wziął udział z towarzyszami w narciarskim rajdzie na trasie Zakopane - Dolina Tomanowa - Przełęcz Tomanowa - Dolina Tomanowa Luptowska - Wychodna - Orawskie Zamki - Głodówka - Sucha Góra - Zakopane, z wejściem narciarskim na szczyt Osobitej. Rok później udowodnił, że na nartach można wchodzić nawet na tak strome szczyty i przełęcze jak Zawrat (2159 m; na samą przełęcz na nartach!) i Kozi Wierch (2291 m; zjechał stamtąd Szerokim Żlebem w stronę Doliny Pięciu Stawów Polskich na Wielki Staw, a następnie przez stoki Opalonego dotarł do Morskiego Oka). Był to absolutny przełom w dziejach zimowej turystyki narciarskiej w Tatrach Polskich - wcześniej nikt tak trudnych zjazdów nie wykonał. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Maria Napisano 20 Maj 2010 Zgłoszenie Share Napisano 20 Maj 2010 To, co napiszę, nie jest związane z górami, lecz z morzem. Mimo to wydaje mi się, że warto o tym wspomnieć. Wydaje się, że działalność Zaruskiego to już odległa historia - mniej więcej 100 lat temu! A jednak miałam jeszcze okazję spotkać żeglarza, kapitana Karola Zielińskiego, który był bezpośrednim uczniem samego Zaruskiego. Było to w latach 70-tych we wspomnianej Jastarni, gdzie założony przez Zaruskiego ośrodek szkolenia morskiego działał, i co roku prowadzono tam kursy na różne stopnie żeglarskie (Dużo by o tym pisać... Nie przetrwał dopiero przejścia do gospodarki wolnorynkowej). Kapitan Zieliński był z tym ośrodkiem związany przez długie lata. Widać było po nim szkołę Zaruskiego - perfekcję w sztuce żeglarskiej, doskonale opanowaną manewrówkę pod żaglami nawet na największych jednostkach (zdjęcie nart - ostateczność i dyshonor, użycie silnika - takoż), no i dyscyplinę, której bardzo przestrzegał. Duch Zaruskiego wydawał się być tam obecny.Dołączam jedyne zdjęcie "Generała Zaruskiego" jakie przypadkiem miałam wskanowane (bo skaner muszę naprawić). Postaram się znaleźć zdjęcie jachtu pod pełnymi żaglami (z topslami - rzadko stawianymi). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.