Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'wołowiec' .
-
Po ponad miesięcznej przerwie od gór przyszedł na nie czas. Udało się zsynchronizować dzień wolny z dobra pogoda. Wczoraj 28 lipca 2020 wstaliśmy z Miskiem o 4 rano, koło 6.30 byliśmy na parkingu Siwa Polana i w planie były Tatry Zachodnie-Grześ, Rakon i Wolowiec. Wzięliśmy rowery i o 6. 45 kupiliśmy bilet i w drogę. Rano było koło 14-15stopni, ale dzień miał być piękny O 7.10 byliśmy na Polanie Huciska i tam zrobiliśmy krótka przerwę na batonika. Jechało się bardzo przyjemnie, na pewno szybciej niż na piechotę, a że mamy raczej żółwie tempo to chcieliśmy zaoszczędzić jak najwięcej czasu żeby przed wieczorem być w domu O 7.25 ruszyliśmy dalej w stronę schroniska i równo o 8.00 dojechaliśmy do Schroniska na Polanie Chocholowskiej i zjedlismy tam śniadanko. Rowery przypielismy i zostawiliśmy na cały dzień. O 8.45 wyszliśmy w stronę Grzesia. Pierwszy raz szliśmy z kijkami i faktycznie szło nam się chyba z nimi lepiej, nie męczyliśmy że aż tak. Czytałam w necie że trasa na Grzesia raczej do trudnych i wymagających nie należy, o też naa przekonało do wędrówki. Rzeczywistosc okazała się taka że trudny nie jest ale pnie się dosyć mocno w górę krótko mówiąc dało nam na prawdę wycisk, ale słońce też robiło swoje. Czapki obowiązkowo na głowie cały dzień! O 9.20 dotarliśmy na Bobrowiecka przełęcz. Nie wiedzieliśmy w sumie czy jest tam coś ciekawego więc poszliśmy, skoro na znaku było napisane 5 minut. Myśleliśmy że moze jakieś ładne widoki co coś, ale jak się okazuje nic konkretnego, więc wróciliśmy na szlak w stronę Grzesia. Po wielu przystankach i zrobieniu zdjęć po drodze o 10.44 dotarliśmy na Grzesia. Tuż przed Grzesiem siedliśmy sobie i patrzyliśmy na góry, widoki cudowne idac po drodze i mając niewiele sil nie zdziwiłabym się jakby Misiek powiedział że odpuszczamy Rakon i Wolowiec, no ale wracać ta sama trasa? Nieee, tym bardziej że na Rakon szlak wyglądał nieco łagodniej niż na Grzesia i było na niego blizej szczerze mówiąc podejście na Grzesia na prawdę dało nam mocno w nogi po kilku zdjęciach przy i nakręceniu materiału do filmiku ruszyliśmy dalej w kierunku Rakonia. Patrząc na kolejne szczyty w tym Wolowiec zaczęliśmy się zastanawiać czy damy radę czy odpuścimy, bo wygadalo na prswde na strrome podejście a my już zdychalismy okazało się że na Rakon szło się całkiem przyjemnie. Przed Grzesiem co prawda zaczelo trochę wiać ale było to całkiem przyjemne w tym upale. Na początku z Grzesia szło się fajnie w dół, później raczej płasko, delikatnie w górę i dopiero później było nieco większe podejście, ale takie akurat w sam raz. Oczywiście obowiązkowe przystanki na chwilę oddechu, łyk wody czy robienie zdjęć i o 12.00 byliśmy na Rakoniu. Tam usiedliśmy na pół godziny żeby coś zjeść i odpocząć i podziwiać widoki. Zaczęło wiać, ubrałam softshell bo byłam cala spocona i nie chciałam żeby mnie przewiało. Po odpoczynku zaczęliśmy się zastanawiac co dalejna Wolowiec juz tak blisko, a tak stromo no ale żal nie pójść. No i decyzja że próbujemy. Widoki przepięknye, wiatr trochę mi dawał w kość bo na prawdę bałam się że mnie przewieje i miałam gęsią skórkę a w softshellu gorąco z kolei o 12.30 ruszyliśmy w kierunku Wolowca. Stromo jak nie wiem, sił brak a potem jeszcze zejście do schroniska 2 godziny... Po wielu przystankach i na prawdę ślimaczym tempie o 13.10 dotarliśmy na Wolowiec nasze pierwsze 2000 m n.p.m.Odpoczynek na górze, zdjęcia, podziwianie widoków i o 13. 20 zaczęliśmy schodzić na dol w kierunku zielonego szlaku przez Wyznie Chochołowska. Ciągnęło się i ciągnęło, na prawdę długie zejście, nogi zaczęły coraz bardziej cierpieć, nawet zaczęłam czuć ból stóp... No ale dawno tyle nie chodziliśmy. Po kilku krótkich przystankach po drodze o 15.40 byliśmy w schronisku. Rowery stałyobiad w schronisku, odpoczynek i na rower. Ależ to była przyjemność o 16.12 wsiedliśmy na rowery i o 16.41bylismy pod autem, prawie bez pedałowania, z górki, idelanie.... Plecy moje od plecaka mało nie odpadły, ale dzień po prostu był przepiękny, wycieczka cudowna. Każdemu gorąco polecam. Słońce mnie spaliło, nogi bolą, jestem zmęczona ale na prawdę jestem zadowolona bo było przecudownie. Filmik będzie wkrótce
- 2 odpowiedzi
-
- 13
-
To była naprawdę udana narciarsko sobota i niedziela . W sobotę WZF na Pilsku , a w niedzielę ....... , ale po kolei . Plan na miniony weekend był następujący : sobota - WZF na Pilsku , niedziela - jakaś tura w Tatrach, ale wybór miejscówki zależny był od pogodowych prognoz . Aura w sobotę , była ,powiedzmy , średnia , natomiast na niedzielę większość portali pogodowych pokazywała ,że będzie słonecznie . No to jak ma być słońce , to zapada decyzja- idziemy na Wołka ( Wołowiec 2064 m n.p.m. w Tatrach Zachodnich ) .W końcu inauguruję skitury w Tatrach w tym sezonie ! Jedziemy w pięć osób : Aga , Krzych , Filip ,Rafał i ja ofkors . Start zaplanowaliśmy od strony słowackiej a dokładnie idziemy żółtym szlakiem z Latanej Doliny przez Zabrat i Rakoń .Z parkingu startujemy ok. 6,40 . Po drodze pogoda zaczyna się poprawiać i w momencie wychodzenia powyżej granicy lasu ukazuje nam się taki oto widok Po prostu robi się PIĘKNIE , więc turowanie w takich okolicznościach przyrody jest MEGA przyjemne . Idziemy nie forsując jakiegoś mocnego tempa , co jakiś czas robiąc "sesje zdjęciowe " . W końcu , po ok 4 godzinach dochodzimy do głównego celu naszej wyprawy . Na szczycie krótki popasik , przepinka i fantastyczny ,mniej więcej godzinny , zjazd do parkingu . Ehh..... , dla takich dni chce się żyć .