Witam fanów rowerowych podróży.
Mam do Was zapytanie. I to nie aby wzbudzić burzę wśród zwolenników ale po prostu nie mogę tego ogarnąć a więc może ktoś mi to wytłumaczy.
Zanim zadam pytanie to nadmienię, że w moim młodzieńczym życiu, jeździłem bardzo dużo, głównie na szosówkach. Najpierw amatorsko, potem próbowałem trochę profi. Ale na szczęście mnie coś olśniło i odpuściłem. Przesiadłem się na moto.
Chyba przesadziłem wtedy trochę z jeżdżeniem...(bywało i 100 - 150km dziennie). Ale to inne czasy drogi były prawie puste. "Samochody" (a raczej ich pierwowzory Fiaty126p itd) jeździły rzadko i wolno.
Ale do rzeczy. Ostatnio wracałem z mojej kochanej Slovaki i napotkałem najpierw jakiś chyba rajd czy inne zawody w przepychaniu się pomiędzy samochodami w podjeździe z Mikulasza na Zuberec a potem kolejne dziesiątki, setki rowerzystów, którzy udawali szczęśliwych wdychając spaliny samochodów i uśmiechniętych chyba ze szczęścia, że jeszcze żyją i że ich jeszcze nic nie potraciło.
No to czas na podstawowe pytanie: co Was w tym bawi? igranie ze śmiercią? wąchanie spalin? przeciskanie się po poboczach w korku?
Pozdrawiam. Były zapalony rowerzysta!