Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'sylwester na stoku' .
-
Witajcie Na koniec roku przyjecfalem ze znajomymi do Krynicy. Dziś jeździliśmy na Jaworzynie. Do 14-15 kolejka do gondoli na pół godziny (o czym ładnie informują przy kasach). Na niebieskiej 3 warunki dobre i bardzo dobre - trochę zmrożonego śniegu gdzieniegdzie. Na czerwonej 1 ciężko na ściankach - muldy i standardowo betonowy podkład. Jutro otwierają trasę nr. 2 Jeździłem niewiele, bo trochę dziś znów uczyłem stawiać drugie kroki na nartach. Ogólnie jest tu pięknie - dziś była prawdziwa zima - ok. -8 stopni
- 11 odpowiedzi
-
- 11
-
- krynica-zdrój
- narty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
To był mój pierwszy sylwester na nartach. Decyzja zapadła dzień wcześniej. Po przeglądnięciu ofert naszych ośrodków narciarskich, gdzie średnia cena karnetu sylwestrowego przekraczała 100 pln zdecydowaliśmy się na Gruniky na Słowacji. Tam warunki śniegowe wyglądały najlepiej i cena 10 euro za karnet od 18-24, wydawała się atrakcyjna. Inna sprawa, że z tym ośrodkiem mam miłe wspomnienia z bardzo udanego spotkania forumowiczów i wiedziałem gdzie jadę i co mnie tam może spotkać. Jako, że w tym dniu pracowałem do 16:00 wyjechaliśmy z Bytomia parę minut po 18:00 i z małym postojem w Katowicach, gdzie zabraliśmy naszych znajomych ruszyliśmy w stronę Korbielowa. Droga bez problemów i mimo dużego ruchu na drogach jechało się płynnie. Do samej granicy droga czarna, ale już dwa kilometry za nią droga zrobiła się biała i oblodzona. Na szczęście do samego parkingu zostało ok. 4 km. Małe zaskoczenie na miejscu, bo okazało się, że znacznie więcej osób miało podobne plany jak my i wszystkie miejsca parkingowe były zajęte, a samochody stały już wzdłuż drogi dojazdowej. Udało nam się jakoś znaleźć wolne miejsce nawet blisko kas i po szybkim przebraniu udaliśmy się po karnety. Tutaj kolejne zaskoczenie, tym razem duże. Płatność w EUR albo w PLN, ale tylko gotówką! Szperamy po kieszeniach i w cztery osoby uzbieraliśmy 110 PLN, a jeden karnet z kaucją kosztuje 52. Sytuacja nieciekawa, ale po krótkiej naradzie postanawiamy kupić 2 i zmieniać się co kilka zjazdów. Wiem, że chyba nie jest to do końca legalne, ale sytuacja nas do tego zmusiła. Na szczęście większość jeżdżących tej nocy, to byli nasi rodacy i po kilku nerwowych chwilach ...mieliśmy 4 karnety. Wreszcie zapinamy narty, kolejka na 5-6 min. O 21:17 przechodzimy przez bramki. Śniegu dużo, trasy pod orczykiem zmrożone, narty myszkują, ale nie ma tragedii. Do dawnego Szczyrku jeszcze trochę brakuje. Sama trasa długość ok. 1000 m i jest dobrze naśnieżona, większość to chyba śnieg naturalny, zmieszany z warstwą sztucznego. Jeździ się dobrze, nie ma przetarć i kamieni. Trasy były ratrakowane o 18:00, więc są już trochę rozjeżdżone, ale dla mnie jest ok. Moja żona też jest zachwycona, a jak ona nie narzeka to znaczy, że naprawdę warunki są dobre. Trochę oświetlenie mogło być lepsze, ale to najmniejszy problem. Po dwóch zjazdach blokują się bramki i obsługa ściąga kołowrotki i do końca można jeździć bez karnetu i praktycznie bez czekania. Atmosfera przyjemna, część narciarzy ma ozdobione kaski migocącymi diodami, przy górnej stacji orczyka rozpalono ognisko, na którym można było upiec sobie kiełbaski. Na dolnej stacji przy akompaniamencie akordeonu dało się słyszeć "Szła dzieweczka..." Tuż przed północą zrobił się mała kolejka do wyciągu, bo wszyscy chcieli wjechać na górę, gdzie miał się odbyć pokaz sztucznych ogni. O północy zgasły światła i rozległ się najpierw słowacki, a potem polski hymn odśpiewany przez narciarzy. Potem nastąpił pokaz fajerwerków. Nad okolicznymi górami też widać było liczne rozbłyski. Widoki bardzo efektowne. 20200101_000448.mp4 Po kilkunastu minutach zapaliły się światła i można było zjechać na dół. Oddaliśmy karnety i zapakowaliśmy się w drogę powrotną, która mineła bez kłopotów. O 2:50 byliśmy w domu. To był bardzo przyjemnie spędzony Sylwester.
-
Relacja opóźniona o 25 dni. Niestety przez ten czas tyle się działo, że nie byłem w stanie jej napisać. Sylwester na stoku jest jednak czymś tak wyjątkowym, że warto do niego wrócić myślami nawet po takim czasie. Jeśli komuś nie chce się czytać starej relacji, to trudno. Mimo tego zapraszam do czytania Do Szczyrku wybrałem się z dwójką kolegów – Michałem i Kubą na 4 dni (od soboty 29.12 do wtorku 1.01). Powodów było kilka – chciałem pokazać im stolicę polskiego narciarstwa, pokazać, dlaczego co chwila tam wpadam oraz spędzić wspólnie Sylwestra na stoku. Rok temu spędziłem ten czas na BSA. Było to dla mnie niezapomniane wrażenie. W związku z tym, że chciałem to powtórzyć, namówiłem znajomych, żeby spędzili tego Sylwka wyjątkowo na trzeźwo i na pewno tego nie pożałują. Czy ostatecznie się udało? Mimo, że do Szczyrku zawitaliśmy na 4 dni, to na nartach jeździliśmy tylko 31.12 i 1.01 – poprzednie dni spędziliśmy na spacerowaniu po Szczyrku, Bielsku-Białej oraz po górach. W Sylwestra jeździliśmy cały dzień na COS/SON, natomiast wieczorem mieliśmy zaplanowany wypad na Beskid Sport Arenę. Impreza planowo zaczęła się o godz. 20:00. Koledzy byli na tyle zmęczeni (a ja miałem resztki rozumu, żeby nie lecieć na łeb na szyję), że wyszliśmy z naszego pensjonatu dopiero przed 20. Dość długo poczekaliśmy na skibusa, ale trochę nie chciało nam się iść 3 km z nartami. W końcu po 21 udało nam się dojechać pod stok. W autobusie pełno miejsca i można było spokojnie usiąść z nartami. Szkoda, że kilku kretynów skutecznie utrudniło wyjście na przystanek. Pod kasami małe zaskoczenie – kolejka sięga wypożyczalni i oczekiwanie potrwa na pewno 30-40 minut. Byłem trochę wkurzony, bo mogliśmy kupić karnety poprzedniego dnia w kasie lub przez Internet. No ale nie zawsze wszystko się da Po zakupie poszliśmy do restauracji coś przekąsić. Tyle razy tu byłem, a chyba po raz pierwszy zjadłem coś porządnego. Muszę przyznać, że jakość posiłków jest fantastyczna, szczególnie jak się porówna je z ceną. Naprawdę można się tu konkretnie najeść i nie zostać z pustym portfelem. Po zjedzeniu zeszliśmy na dół, żeby się przebrać na narty. Skorzystaliśmy przy tym z szafek – jedna, w której zmieściliśmy na luzie 3 pary butów, kosztuje jedynie 5 zł, także dojazd na narty transportem zbiorowym nie jest taki zły Odwlekaliśmy to długo, ale w końcu trzeba było zrobić ostatni w 2018 r. hop na stok! I od razu hop do kolejki, w której trzeba było spędzić ok. 15 minut. Nie powiem, żebym był z tego zadowolony, bo przez całą imprezę wjechałem koleją chyba tylko 5 razy, ale jednocześnie dobrze, że tyle osób spędza Sylwestra aktywnie na nartach a nie siedzi przed telewizorem lub upija się nie wiadomo do końca po co. A czy jest coś przyjemniejszego od cudownej jazdy na nartach? Liczby mówią same za siebie – nowy rok na BSA witało ponad 900 osób! Do północy zdążyłem przetestować wszystkie trasy – najpierw niebieską. Myślałem, że zwariuję. Twardo, w miarę równo (mimo, że stok był otwarty od ponad dwóch godzin!) i szeroooko. No i nie było zbyt dużego tłumu – dla takich warunków jestem w stanie nawet postać te 15 minut w kolejce Koledzy jeżdżą dość słabo, także każdy zjazd trwał dość długo. No ale lepiej tak, niż jeździć samemu. Potem wskoczyłem na czerwoną. Jeździłem na pełnej petardzie. No bo co się będę powstrzymywał? Trzeba zakończyć ten rok z ostrym przytupem! Po czerwonej przyszedł czas na czarną – była w najgorszym stanie, także jeździłem na niej dość spokojnie. W ostatniej chwili udało się znaleźć na górze, żeby przywitać nowy 2019 rok i oglądać fajerwerki od góry. Dla takich chwil warto tu przyjeżdżać! Po przerwie zjechaliśmy jeszcze dwa razy normalnym tempem – na dole nie było już zbyt dużej kolejki. Na koniec wjechaliśmy na górę i załapaliśmy się jeszcze na grzańca, który był w cenie karnetu. Poczekaliśmy aż prawie wszyscy zjadą i powoli ruszyliśmy robiąc co tylko wpadnie do głowy Ja zacząłem od kręcenia 360 stopni. Nigdy mi to specjalnie nie wychodziło – a teraz zjechałem tak kilkadziesiąt metrów aż zaczęło mi się kręcić w głowie. Zjeżdżaliśmy baaaardzo długo – tak, żeby nacieszyć się zjazdem jak najbardziej. Taka zabawa na nartach jest fantastyczna W końcu jednak trzeba było narty zdjąć. Weszliśmy do restauracji i posiedzieliśmy tam ze dwie godziny popijając herbatę i słuchając sylwestrowej zabawy. Dla takich Sylwestrów warto żyć! Nagle zrobiła się godzina 3. nad ranem a my mieliśmy do przejścia kawał drogi z nartami. Nie pozostało nic innego, jak wyruszyć w ten nocny narciarski spacer. Przyznam, że nigdy nie niosłem nart o 4 nad ranem Z narciarskim pozdrowieniem kanapowo-sesyjnym Marcin ~leitner PS Miło, że czytając relację ktoś dotrwał do końca. Fajnie, że tyle jeszcze pamiętam z tego sylwka. Między innymi dlatego zachęcam każdego, żeby najbliższego Sylwestra spędził na stoku! PS 2 Jutro i pojutrze puszczę aktualne narciarskie relacje
- 2 odpowiedzi
-
- 15
-
- sylwester na stoku
- sylwester
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W końcu udało mi się znaleźć chwilę, żeby napisać zaległą relację z BSA. Zapraszam Od kilku lat marzyłem o tym, żeby przywitać nowy rok na stoku. Nie chodziło mi o huczną imprezę, bo to nie moje klimaty, a bardziej o jazdę na nartach na przełomie lat. W końcu udało się zrealizować to marzenie. Pomimo tego, że wszystkie rzeczy były przemoczone po całodniowej jeździe niemal cały czas w deszczu, po połowicznym przesuszeniu, o 20:30 melduję się na stoku. Ludzi sporo - kolejka do kanapy na ok. 15-20 minut. Co ciekawe już o tej porze jest sporo pieszych turystów. W końcu udało mi się wsiąść na kanapę. No to hop do góry! Od razu widać, że trasa jest jeszcze równa. Temperatura dochodziła do +5 stopni, więc byłem niemal pewien, że za 2-3 godziny stok zamieni się w falujące morze. W ośrodku czynne są trzy trasy - czerwona, niebieska i niebieska-płaska na górze. Czarna niestety nie jest jeszcze oświetlona. Mimo dużej kolejki na dole, zjeżdżam całą trasą, żeby sprawdzić jej stan na początku. Czerwona trasa była twarda i bez żadnych przetarć. Idealnie! Kusiła trochę czarna trasa "na dziko", ale ustaliłem sobie, że tego dnia będę jeździł tylko oficjalnie otwartymi trasami. W piątek zamknięty Ondraszek i 4 w SON. W sobotę 4, 8 i Golgota. W niedzielę czas na legalne narty Później jeździłem głównie na górnej polanie (dwa talerzyki i 3 trasy), żeby nie stać w długiej dolnej kolejce - do talerzyków zazwyczaj nie było kolejki (ze 3 razy trafiłem na 5 minutową). Wszystkie trasy równe i twarde. Oczywiście bez przetarć i kamieni - miodzio! Z czasem ludzi przybywało, choć nie było tego widać na stoku, a przy górnej Restauracji u Ignacego W ramach karnetu była darmowa kiełbaska, ale kolejka skutecznie mnie do niej zniechęciła Nieco ciekawy stanu dolnych tras pojechałem do dolnej stacji. Na tzw. trawersie (wspólnym odcinku dwóch tras) pojawiły się niewielkie odsypy, jednak nie sprawiały żadnego problemu. Na dole mały zonk - kolejka zmalała. Stałem tylko jakieś 8 minut. Do północy trochę się jeszcze pokręciłem po ośrodku. Na górze trwała impreza Zajrzałem także do gondolki Zaskoczeniem było dla mnie to, że praktycznie przez cały czas trasy były w miarę twarde. Trzeba przyznać, że ratrakowi bardzo dobrze się spisali a dłuższa przerwa w jeździe na stoku też na pewno swoje zrobiła. W sumie to na BSA jeżdżę tylko po zmroku (nie licząc lata). Muszę w końcu wybrać się tam w dzień. W ogóle był to moja pierwsza jazda samemu przez tak długi czas. Wszystkiego są plusy i minusy, ale lepiej jest zawsze z kimś pogadać w kolejce albo na kanapie. Tymczasem zaczęła zbliżać się północ. Na stok przyjechał tata (nie jeździł, bo trochę się przeziębił), ale kolej była już nieczynna, więc zjechałem na dół. Ostatni zjazd w 2017 roku zaliczyłem o 23:57, kiedy już zaczęły strzelać fajerwerki. Fajne to uczucie - jechać i patrzeć na kolorowe rozbłyski . A nowy 2018 rok przywitałem tak: Na koniec (a początek nowego roku) wjechałem na górę. Szybki zjazd czerwoną do talerzyka, wjazd i zjazd niebieską trasą na sam dół. Było super Pozdrawiam wszystkich i życzę wszystkiego najlepszego w 2018 roku! Marcin
- 1 odpowiedź
-
- 9
-
- beskid sport arena
- bsa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: