Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'narty w grudniu' .
-
Kochani, nadszedł czas i na mojego bloga Jest listopad, chętnie by się pojechało gdzieś na narty, ale sytuacja aktualnie jest jaka jest więc póki co mamy wspomnienia. W ramach zapoznania się z blogiem pozwolę sobie przypomnieć sobie i Wam jeden z moich piękniejszych, chyba najlepiej wspominanych wyjazdów do narciarskiego raju Rok 2017 Jako, że moja znajoma była w Val Gardenie wiele razy i od wielu osób słyszałam, że warto tam pojechać to zdecydowałam się. Byłam bliska rezerwacji innego osrodka, ale znajoma podesłala mi satysfakcjonującą mnie oferte, tym bardziej że mogliśmy się załapac na PS to skorzystaliśmy z niej. Termin wyjazdu jak w tytule, bałam się że może nie być jeszcze śniegu, bo dopiero 6 grudnia było otwarcie tras. Oglądając w poprzednich latach PŚ tez wiedziałam że może być różnie, ale ze w tym roku widac było spore opady śniegu to zaryzykowałam. Może po kolei – w sobotę rano wyjechaliśmy spod Krakowa i za 10 godzin byliśmy na miejscu – po drodze różnie, sucho, deszcz, snieg, ogólnie okej. Zajeżdzamy na miejsce a moim oczom ukazują się coraz to piękniejsze widoki – na pierwszym miejscu oczywiście Sassolungo Langkofel 3181 m. Przepiękny!!!! Nocleg mieliśmy w St. Christina, z okna widac było Saslong- trasę PŚ. Prosząc o jakies zdjęcia apartamentu dostałam fotki gdzie w jednym pomieszczeniu była sypialnia z aneksem kuchennym i oddzielna lazienka- ale co dla dwójki osób wiecej potrzeba? Nic, wiec mi to odpowiadało. Na miejscu okazało się, że mamy oddzielną sypialnię, wielki salon, oddzielną kuchnię i łazienkę. Na dodatek byliśmy sami w całym domu…..z soboty na niedziele przyjechali jacys goscie, a tak to nikogo! W niedzielę czas był na stok…Jako, że byliśmy pierwszy raz, do konca nie wiedzieliśmy gdzie jechac, ale że widzieliśmy gondolę i krzesło, które jak później się okazało nie chodzi…..Pojechaliśmy gondolą na góre. Wcześniej kupiliśmy skipass Dolomiti superski żeby przejechać i Sella Rondę. Skipass kosztował 235 euro na 6 dni. Wjechaliśmy na gorę gondolą, patrzę a tu ścianka gdzie można sobię fotkę strzelić, no wiec od razu poszłam. Najcieplej mi nie było wiec z kaskiem na glowie co srednio wyszło Wjechaliśmy na gorę gondolą, następnie krzesłem i byliśmy na górze Saslongu…Pogoda nawet w miarę, chociaż słonce nie chcało wyjsćmyślimy sobie gdzie by tu pojechac….pierwszy raz, nie wiemy co i jak, niektóre trasy jeszcze pozamykane. Wiec padło na Saslong hahaha. Pierwszy zjazd tego sezonu a my z grubej rury, no ale dlaczego by nie Zjechaliśmy, trasa na prawde swietna, myślałam, że będzie trudniejsza, a tu miłe zaskoczenie. Wjechaliśmy z powrotem na górę i przebiliśmy się najpierw w stronę Plan de Gralba i tam chwilę pojeździliśmy, chociaż widoczność była różna, czasem była mgła, a później jeździliśmy w okolicach Monte Pana. Najbardziej zaskoczył nas fakt, że nie było prawie wcale ludzi na stokach! Żadnych kolejek do wyciągów, na stoku kilka osob można było spotkać- nie wiem czy to przez to, że to dopiero początek sezonu, czy przez to że w okolicy jest tyle tras, że ludzie są rozjeżdżają w różne miejsca… W restauracji Monte Pana była polska kelnerka co spowodowało u nas uśmiech na twarzy Mój iski tracker stwierdził, że pierwszego dni zrobiliśmy ok. 23 km. Przy ostatnich zjazdach zaczęło wiać i zaczął padać śnieg, który strasznie sypał w twarz wiec uznaliśmy, że jak na pierwszy dzień dość Z domu pod gondole mieliśmy 15 minut spacerkiem w butach narciarskich - dobry taki spacerek, skibusow nie ogarnęliśmy jakos, nigdzie nie widzieliśmy rozkładów, a parkingi były po 5 euro – po co, skoro można się przejść, a auto stoi sobie w ciepłym garażu. W poniedziałek pogoda się pogorszyła….Wyjechaliśmy znowu gondola na górę i okazało się że krzesełko nie chodzi…..Stwierdziliśmy, że zjedziemy na dół, popatrzymy na mapke i najwyżej pójdziemy po auto i przejedziemy w inne miejsce….zjechaliśmy częścią Saslongu- tym razem chyba odbiliśmy w prawo na Saslong B – już nie pamiętam szczerze mówiąc i dojechalismy na dół….Przygotowania do PŚ już było widać. Idąc ku wyjściu zauważyliśmy ze część ludzi idzie chyba strone jakiejś podziemnej kolejki, akurat spotkaliśmy Polaków i powiedzieli nam gdzie wyjeżdza i co i jak. Ucieszyliśmy się, że nie musimy iść po auto Jechaliśmy podziemną kolejką, następnie gondolą Col Raiser. Pogoda była straszna…Padał snieg z deszczem, była straszna mgła i okrutna wilgoć…. Zjechaliśmy najpierw niebieską trasą chyba 2 razy, widzieliśmy jakieś krzesło po naszej prawej stronie, ale jego konca już nie, taka była mgła….później zjechaliśmy raz trasą czerwoną, która się łączyła w niebieską na dole i moje rękawice zaczęły przemakac….po paru zjazdach poszliśmy do knajpy zagrzac się. Posiedzielismy z godzinę, zjechaliśmy jeszcze raz, moje rękawice nadal były nadal mokre i doszlismy do wniosku ze to nie ma sensu….Zjechalismy kolejką na dół…. Zrobiliśmy jakies 19 km na nartach-łącznie z Saslongiem rano. We wtorek pogoda była już ładniejsza. Pojechaliśmy zobaczyć najpierw czy chodzi krzesło na górze (Saslong). Okazało się, że nie…dlaczego to nie wiemy, ale mielśmy szczęście że udało nam się jeszcze zjechać całym Saslongiem w niedzielę Zjechaliśmy na dół i ponownie jak dzień wczesniej kretem na druga stronę. Widoki były przepiękne! Ludzi garstka, Polaków prawie wcale, bajka. Warunki cudowne, trasy super przygotowane! Zjechaliśmy najpierw nasza niebieską trasą a później krzesełkiem którego dnień wczesniej nie było prawie widać na górę. Zjechalismy chyba raz tą trasą wzdłuż krzesła i pojechaliśmy dalej, trasą która ma podobno 10 km – mój iski tracker jakoś chyba coś w takim razie zamulił bo pokazywał mniej…..W każdym razie warun mega! Sztruks, twardo – w niektórych miejscach aż za bardzo hahaha. Trasa w lesie cudowna, byłam zachwycona jak dziecko, tylko zimno było i czasem troche wiało Dobrze, że zawsze maskę mam w kieszeni Zjechaliśmy tamtą trasą do Ortisei chyba 2 razy. Dzień był udany. Iski tracker mówi że 29 km zroblismy, ale troche to dziwne, bo 2 razy niby za 10km,a jeszcze pól saslongu, pod krzeslem i niebieską….no chyba, że ta 10 km ma mniej…. W środę wstaliśmy i nie wiedzieliśmy gdzie jechac, pogoda była zachęcająca wiec czemu by nie Sella ronda? Oczywiście pod warunkiem, że krzesło będzie działac. Ale ze od tego dnia treningi zawodnikow na Saslongu się zaczynaly to raczej powinno chodzic! I tak też było Wjechalismy na górę, widac było zawodników i ich ekipy na górze. Powiem szczerze, że ogladam cały cykl PŚ, jak nie mogę obejrzec to nagrywam i ogladam w pozniejszym terminie, ale bardziej skupiam się na Paniach i na konkurencjach technicznych panów. Szybkościowe tez bardzo lubie, ale nie wszystkich zawodnikow kojarze… Chcialam zrobic sobie fotki z niektórymi, ale nie bylam pewna do konca kto kim jest hahaha jednak wiele osob udalo mi się poznac – wiadomo, ze inaczej wygladają w kurtkach niż w samych gumach i zdjęcia w TV nie zawsze są adekwatne do tego jak wyglądają teraz. We wtorek wieczorem kupiliśmy bilety na piątkowy supergigant. Bilety po 25 euro w strefie HappyZone, na mecie. Wracając do Sella Rondy to na początek wybraliśmy najpierw wersję zieloną. Przepiękne słońce, mieniący się snieg, cudowne otaczające nas góry po prostu sprawialy ze mialo się ochote krzyczec ze szczescia. Ludzi garstka, sztruksik, słoneczko! Bajka. Gondolki po prostu swietne, miejsca na narty z jakimi wczesniej się nie spotkalam – tylko standardowe na zewnątrz gondoli – ale jak się było w Livigno i Kaprun tylko to tak jest no dobra, kiedys na Chopoku a tak to tylko w PL jeździłam i to zazwyczaj w Szczyrku. Widoki i trasy były przecudne. Aż mi się nie chciało wierzyć, że co chwilę z każdej strony widac kolejne wyciągi i trasy. Miałam jeszcze jedną rzecz po drodze do obczajenia Jako, że jestem maniakiem układania puzzli to układałam puzzle Dolomity w elementacji 13 200, na których był kościół w Colfosco i chciałam na zywo go zobaczyć, chociaż z daleka. Jak się okazało jechaliśmy tuż obok niego i zrobiliśmy kilka zdjęc. O ile na puzzlach jest to fotomontaż bo stoi sam kosciolek i kilka domow tak w rzeczywistości ledwo kościół widac wśród domków hahaha. Na zdjęciach kosciolka nie widac prawie wcale, tylko kawałek, ale najważniejsze ze widziałam go na zywo Góry akurat troche były w chmurach i śniegu przez co tez nie widac dokladnie ze to ten sam fragment, ale na zywo było widać ze to dokladnie to co układałam, szczególnie drzewa które dały mi dosc mocno w kosc. Wyrobilismy się z Sella Rondą na spokojnie z przerwą w między czasie . Wracając na dół widziałam wracających z treningu zawodnikow – Andrew Weibrecht na zdjęciu W czwartek nie wiedzieliśmy też co robić….najpierw gondola, krzesło no i może Sella Ronda w drugą strone? Dobry pomysł Na początek na górze znowu wielu zawodnikow i te mysli w Glowie- tego kojarze, ale nie pamiętam jak się nazywa, ten to chyba z obsługi, ten już idzie na trening, ooo a tu Reichelt! To ja szybko do mojej drugiej połowy żeby wyciagał kamerke, podchodze do Hannesa, pytam czy mogę z nim zrobic sobie fotke, a on na to ze jak zdaze w 10 sekund to tak haha. Zdążyliśmy No i jazda. Powiem szczerze, że pomarańczowa Sella Ronda o wiele bardziej przypadła nam do gustu. Nie wiem dlaczego ale o wiele przyjemniej nam się jechało i mielismy wrażenie że troche szybciej, trasy bardziej nam się spodobały. Bedąc przy Alta Badia patrzyliśmy na trasy po tamtej stronie i bardzo chielismy je zwiedzic, zastanawialiśmy się czy nie odpuścić calej Sella Rondy i nie zostac tam bo swiecilo akurat piekne slonce, ale doszliśmy do wniosku ze kiedys tam wrocimy na pewno, a póki co zrobmy Sella Rondę Wiadomo jak to w górach – pogoda raz ładna, a za chwilę brzydka. Jadać jednym z krzeseł widzieliśmy przed sobą szarość – a raczej nic nie widzieliśmy..jedna wielka chmura/mgła….akurat byliśmy przy knajpie i zaszlismy do niej przeczekac – to był idealny plan. Po zjedzeniu pizzy widocznośc wróciła i było wszystko pięknie widać. W tą stronę też nam sprawnie poszło, ale tak jak już mówiłam pomaranczowa bardziej nam przypadła do gustu Zostalismy jeszcze na kilka zjazdów na dosc krotkiej trasce pod krzesełkiem gdzie nakręciliśmy kilka filmikow. Wrocilismy na Saslong, na górze zawodnicy, popatrzylismy chwile i zjechaliśmy na dół. Jako, że w srode już dół był strasznie rozjezdzony, jedno wielkie lodowisko to jak amatorzy tym razem wsiedliśmy do gondoli na dół hahaha nie chciało już nam się męczyć …. Popatrzylismy chwile przy mecie, bo trening jeszcze się odbywał, akurat trafiliśmy na zjazd Michała Kłusaka Nie mielismy do konca koncepcji na piątek jak to zrobić…o 12.15 start supergiganta, wypadaloby być troche wczesniej żeby stanac w dobrym miejscu, rano isc na narty, potem do domu żeby odstawic narty i wracac? Nie chcialo nam się tym bardziej ze dopiero kolo 9 byliśmy na stoku – nie jestem rannym ptaszkiem Rano się okazało ze pogoda jest srednia….Wsiedlismy w koncu w auto, pojechaliśmy do gondoli Col Raiser, tam pojeździliśmy na niebieskiej i czerwonej kilka razy. Była mgła i padał snieg…Bałam się że pogoda się nie polepszy i SG będzie opóźniony albo odwołany, chociaż po stronie Saslongu nie było aż takiej mgły jak tam gdzie jeździliśmy. Koło 10,40 zjechaliśmy podziemną kolejka pod Saslong, stanęliśmy naprzeciwko mety, tuż przed barierką. Śniegu dosyc sporo dosypało….Akurat zawodnicy kończyli ogladanie trasy i przechodzili koło nas idąc do gondoli. Udało nam się cyknąć pare fotek, ale Alexis Pinturalut niestety poszedł dalej i nie chciał ze mną zdjęcia Było niby -2 stopnie, ale była taka wilgoć że po paru godzinach stania tam zaczelam zamarzac haha. Przeżycie niesamowite jak dla mnie być na PŚ i widzieć najlepszych alpejczyków. Wszystko super było widać na wielkim ekranie, końcówkę na żywo, warto na prawde Po przejechaniu około 34 zawodnikow pojechaliśmy podziemną po auto i do domu – nie mielismy już w planie jazdy na nartach. Wieczorem poszliśmy na wreczenie nagrod i losowanie numerow- super było, tylko obok stał fanklub Matthiasa Mayera z nawalonym gosciem kolo 60tki na czele…..ledwo stal na nogach, kopcił mi papierosa pod nosem i darł morde… no cóż, każdy się bawi jak mu się podoba Zdjęcia z wieczora niestety mi nie wyszły… Tym razem była tez wieksza okazja bo była to 50 rocznica zawodow, mielismy zostac do konca, ale tradycyjnie było mi zimno i po rozdaniu nagrod i losowaniu numerów poszliśmy do domu. Graliśmy w monopol i jakies 1,5 czy 2 godziny po naszym powrocie słychać było fajerwerki – serio, jakbym miala czekac tyle czasu na tym mrozie żeby przez chwile fajerwerki zobacyzc to bym musoala na glowe upasc…na pewno były jakies rozne pokazy jeszcze, ale zamarzaliśmy. Dla mnie i tak jest najważniejsze to, że mogłam zobaczyć PŚ na zywo Rodzice oglądali w telewizji, było nas widac na mecie Ogólnie mówiąc był to chyba najlepszy wyjazd narciarski jak dla mnie. Wczesniej jeździłam z ekipą do Livigno – bo tam lubią…ale ile można…poźniej z kim innym byłam 2 razy w Kaprun,a teraz w końcu znalazłam druga połówkę, która dzieli ze mną pasję i możemy sami we dwoje jechać gdzie chcemy Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na VG. Stoków po prostu od groma, warunki świetne, trasy pięknie przygotowane, a ludzie prawie wcale – przynajmniej teraz, nie wiem jak jest w innych okresach. Co prawda dla początkujących może być różnie…nam żadne trasy nie straszne, ale z dziecmi nie wybralibyśmy się tu…wiadomo ze sa i łatwe stoki, ale jak my startowaliśmy z gondoli to do tych łatwiejszych trzeba by było czerwnymi się dostac. Niektóre czerwone były jak niebieskie, niektóre czarne jak czerwone, a czerwone jak czarne Jestesmy bardzo zadowoleni. Był to mój pierwszy wyjazd w Dolomity i już się nie mogę doczekac kiedy znowu tam pojade. Co prawda samo miasteczko St.Christina srednio mi się podobalo….Livigno ladniejsze, jest gdzie po spacerowac, z tego co słyszałam to kolejna miejscowość jest ladniejsza, ale tu mielismy Saslong pod nosem Polecam z całego serca Powiem Wam, że jak tak teraz jeszce raz przeczytałam tą relację to mam tak wielka ochite wrócić w Dolomity, że głowa mała..... Najbardziej mi się marzy mieszkac w okolicy Ata Badia i tam pojeździć i na 1 dzień wyskoczyć na Kronplatz przy okazji Ehhhh, mam nadzieję, że się w końcu uda. Wracajac do mojej drugiej pasji puzzli.... Całkiem niedawno przez przypadek zdałam sobie sprawę że w marcu 2017 roku ułożyłam puzzle z widokiem na Sassolungo, o czym wtedy nie wiedziałam jeszcze Puzzle miały tytuł "Jeziorko w Dolomitach", w ogóle nie skojarzyłam że to tam, jeszcze wtedy tam nie byłam Miejmy nadzieję, że wszystkim nam sieuda spełnić nasze narciarskie marzenia i plany na najbliższy nadchodzący sezon
- 6 komentarzy
-
- 10
-
- val gardena
- narty w grudniu
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: