Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'monachium' .
-
Dwa weekendy temu wybrałem się w całkiem ciekawą podróż z elementem narciarskim. Chciałem odwiedzić kolegę w Monachium, a dobrze wiemy, że Monachium jest bliżej gór niż Warszawa, więc trzeba było wykorzystać tę szansę. Wszystko zaczęło się w piątek o 6:17 jazdą pociągiem do Wiednia. W trakcie tej niemal 8-godzinnej podróży można popracować, zjeść śniadanie (swoje, niestety Warsu brak), popatrzeć na piękne krajobrazy trzech państw. W Wiedniu zaplanowałem sobie kilka godzin na przesiadkę, żeby z jednej strony nie obawiać się o znaczne opóźnienie pociągu, z drugiej - mieć możliwość pospacerowania sobie po tym wyjątkowym mieście. Punkt 18:30 wsiadłem w kolejny pociąg, który miał mnie zawieźć do Monachium. Niestety z powodu strajku Kolei Niemieckich, pociąg ten dojechał jedynie do Salzburga. Tam szybka 10 minutowa przesiadka i dalej kontynuowałem podróż pociągiem regionalnym. Niestety cała podróż z Wiednia była już po zmroku, więc nie było czego podziwiać zza okna, ale i tak miło było jechać 250 km/h A kibelek już w klimacie alpejskim! W Monachium szybkie zakwaterowanie u kolegi i zatwierdzenie planu - rano jedziemy do ośrodka Brauneck. Pobudka o 7. Późno, ale trzeba było się przespać - przez dodatkową przesiadkę byłem na miejscu przed północą. Schodzimy do stacji U-bahn/metra a tam... możliwość zakupu karnetu narciarskiego w biletomacie! Tak. W każdym biletomacie komunikacji miejskiej można kupić dzienny karnet narciarski na jeden z trzech ośrodków narciarskich (Brauneck, Spitzingsee, Sudelfeld). W cenie zawiera się też bilet dobowy na komunikację miejską w Monachium oraz dojazd do ośrodka. Koszt 59 euro. O 8:20 hop w pociąg i jedziemy do Lenggries, miasteczka bawarskiego położonego u stóp pierwszych gór, które można nazwać Alpami. Na miejscu mamy wygodną przesiadkę do skibusa - odjeżdża 6 min po przyjeździe pociągu. Na miejscu wypożyczamy sprzęt (30 ojro wraz z kaskiem) i pod gondolą meldujemy się o 10:20. Późno? Trochę tak, ale mamy przed sobą ośrodek bez żadnych kolejek do wyciągów, więc damy radę się najeździć. Warunki były ciężkie. Tam też dotarła odwilż, więc już o 11. na najbardziej popularnych trasach pojawiły się duże odsypy, mimo nie największej frekwencji. Trudno więc mówić o jakości przygotowania tras. Pogoda przez większość czasu była taka sobie. Nie padało, ale widoki też nie były zachwycające. Zdarzało się, że było widać jedynie dwa krzesełka do przodu. A prognozach było pełne słońce... Zaliczyliśmy jeden pit stop, by skosztować bawarskiego jedzenia. Smaczne i nie za drogie. Choć trzeba przyznać, że jedzenie nie jest zbyt tanie w Bawarii. Ośrodek narciarski częściowo jest naśnieżany. Natomiast kilka tras pokrytych jest wyłącznie naturalnym śniegiem. Mimo nie najwyższego położenia (max 1700 m npm) i odwilży nie było przetarć. Udało się przejechać wyciągiem sznurkowym Trzeba przyznać, że wyciągi i koleje są tu stare, nie licząc dwóch młodych Leitnerów Najprzyjemniej jechało się (do pewnego czasu) na czarnej trasie. Przede wszystkim dlatego, że do ok. 14:00 nie została całkiem rozjeżdżona. W stosunku do czerwonych nie była taka trudna. Muszę przyznać, że niektóre czerwone to u nas miałyby czarny kolor. Niebieskich tras praktycznie nie było nie licząc krótkiej trasy przy dolnych orczykach. Czas mijał przyjemnie, aż po ostatnim wjeździe zostaliśmy nagrodzeni za wytrwałość. Późno, ale było na co popatrzeć Zjazd na sam dół do dolnej stacji gondoli dość długi i niesamowicie rozjeżdżony. Trzeba było jechać powoli i nie spiesząc się. Na dole zameldowaliśmy się 16:32, więc 2 minuty po ostatnim wjeździe gondoli. Szkoda, ale zjazd na dół był tak nieprzyjemny, że zbytnio tego nie żałowaliśmy. Deserem na pożegnanie tej miejscówki był widok spadającego meteorytu. Widok piękny, zdjęcia oczywiście nie ma A poniżej lokalny specjał, który okazał się być po prostu czekoladą z rumem. W Monachium byliśmy z powrotem przed 19. Gdybyśmy szybciej opuścili Brauneck a nie o 17:30, to dałoby radę zdążyć nawet na pociąg do Warszawy, ale plan był inny. W niedzielę przyjemny spacer po mieście, bawarskie jedzonko i o 17:50 hop do pociągu. Tym razem znów tylko do Salzburga, bo przez strajk pociąg z Warszawy dojeżdżał tylko tam. Tam hop do łóżka, by przespać się w wagonie sypialnym. Pociąg przyjechał przed 10 do Warszawy, więc nieco po 10:00 dało radę być w biurze. Kilka fotek z Monachium: Szybki spacer po Salzburgu: Panie konduktorze, proszę do Warszawy: Gdyby ktoś był zainteresowany - tak wygląda wagon sypialny. W wagonie dostępny jest prysznic, więc nie trzeba się martwić, że inni pracownicy w biurze wyczują, że ktoś dopiero wrócił z podróży. Podsumowując, wyjazd intensywny, ale jak najbardziej w pełni udany. W przyszłym sezonie również planuję taką szybką kolejowo-narciarską eskapadę za granicę.