Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'khyber pass' .
-
Post 4 Pakistan Dwudziestego siódmego lipca Taksówkami jedziemy do miejsca w Kabulu, z którego odjeżdżają autobusy do Peszawaru(Peshavar) w Pakistanie. To, co najmniej kilkaset kilometrów drogi, która przecina niskie już stosunkowo odnogi Hindukuszu. Na dworcu autobusowym mała awantura. Nie chcą nas wpuścić do autobusu. Okazuje się, że bilety są na jutro, a były kupowane wczoraj na dziś - czyli wczoraj na „tomorrow”. Tego się nie da sprawdzić na jaki dzień, bo wypisane są „robaczkami”. Pamiętam, ile kłopotów było w Iranie! Używali tam kalendarza perskiego. W Afganistanie też go używają. W nim nasz rok był tysiąc trzysta, któryś tam…Nie znaliśmy miesięcy, ani dni tego kalendarza. Więc powtarzało się w angielskim kilka razy, że chcemy kupić bilet teraz, na ten miesiąc, na ten dzień. I pytaliśmy - na którą będzie godzinę? W końcu jedziemy, ale siedząc w autobusie na jakichś skrzynkach. Kawałek drogi za Kabulem droga przecina góry, kolejną odnogę Hindukuszu. Przez którą przełamuje się rzeka Kabul, płynąca przez stolicę. Ma w mieście spore koryto, przygotowane na większą wodę, miejscami obetonowane, tylko rzeki nie widać, sączy się teraz tylko wąska, brudna strużka Przez góry przeżyna się, tworząc tu bardzo głęboki i przepiękny przełom, zwany wąwozem Tangi Garu. Szosa biegnie serpentynami wykutymi w litej, prawie pionowej skale. Zjeżdżamy w dół z poziomu dwóch kilometrów Kabulu na sześćset metrów i wjeżdżamy w obszerną kotlinę Jelalabad`u(Dżelalabadu). Pojawiają się pierwsze, niewysokie palmy. Przed nami jest granica afgańsko-pakistańska. Jest tu o wiele cieplej, niż w nieodległym Kabulu. Granica jest jeszcze kilka kilometrów dalej i wyżej. Ale tu odbywa się kontrola celna i paszportowa. Obsługa autobusu zrzuca nasze plecako-wory z dachu, a potem znowu je wkładają. Mamy w paszportach wizy afgańską, pakistańską i indyjską. Stoi tu mały budynek, w którym jest kantor jakiegoś pakistańskiego banku. Natomiast przed budynkiem spacerują sobie „ruchome” kantory. Każdy z nich ma w lewej dłoni rozpostarte palce. Między palcami waluty. Co palec to inna, ale wszystkie „światowo” wymienialne - dolary, jeny, marki,…Jeden z mężczyzn ma między palcami austriackie szylingi. Pyta mnie, gdzie ten kraj leży. Pytanie wydaje się być dla czystej ciekawości. Przecież nie jest ważne, gdzie na kuli ziemskiej leży kraj, którego waluta sterczy między palcami. Ważne tylko, by była wymienialna. Pokazuję mu nasze złotówki. Nie, nie kupują! Podjeżdżamy na przełęcz Khyber Pass(Chajber -1070 m), na której przebiega granica Afganistanu z Pakistanem. Jest to od tysięcy lat historyczne miejsce. Dobrze też znane Anglikom, uczących się historii własnych podbojów. Tu tłukli się kiedyś z Afgańczykami. Po zdobyciu Indii i Pakistanu, szli dalej na północ i chcieli wejść do Afganistanu. Nigdy go sobie nie podporządkowali. Afganistan nie był nigdy skolonizowany. Afgańczycy to biedni bardzo, ale dumni ludzie. Tu się nie spotyka żebrzących dzieci. Gdy przypadkowo ma ono ochotę wyciągnąć rękę do cudzoziemca jest przywoływane zwykle do porządku. Takie obrazki widywałem w czasie wyprawy w Hindukusz. Niedaleko drogi, na wzniesieniach widać było stare forty angielskie. Pojawiły się też, w pewnym momencie od strony pakistańskiej, jakieś stare tory kolejowe. Mieliśmy wokół siebie całkiem ładny górski krajobraz. Przecinamy tu ostatnią i niską już tutaj odnogę Hindukuszu. Za nią następuje zjazd do doliny rzeki Indus. Góry zostały za nami i byliśmy w mieście Peshavar(Peszawar). Upał tu jest jeszcze większy, niż po stronie afgańskiej w Dżelalabadzie. Byliśmy jeszcze niżej. W kierunku południowym, w stronę Indii nie było już żadnych gór. Powietrze było mokre i gorące. W dodatku pomieszane ze spalinami. Wynajmujemy niewielki mikrobus i jeszcze tego samego dnia wieczorem jedziemy w górę rzeki Indus do Rawalpindi. Pakistańczycy mówią krótko na to miasto - Pindii. Niejako częścią tego miasta jest stolica Pakistanu Islamabad. Indus zaczyna swój początek w Tybecie. A uchodzi do Morza Arabskiego. Tak nazywa się część Oceanu Indyjskiego między subkontynentem indyjskim i półwyspem arabskim. W pobliżu jego ujścia położone jest Karaczi. W górnym biegu płynie z Tybetu, prawie równoleżnikowo, wzdłuż potężnego łańcucha Karakorum. Oddzielając go od Himalajów. Dalej, opuszczając stopniowo góry, opływa po swojej orograficznie lewej stronie himalajskiego giganta Nanga Parbat-8126 m. Rzeka w tym miejscu płynie na poziomie tysiąca metrów i w odległości zaledwie 25 kilometrów od Nangi. Jest to najwyższa na świecie wysokość względna. Wynosi ponad siedem kilometrów. Niestety! Nangi Parbat raczej nie zobaczymy. Choć być może będziemy w Himalajach, kilkaset kilometrów od niej. To nie tylko chmury są przeszkodą. To nie takie proste zobaczyć nawet bardzo wysoką górę, ponieważ może być schowana za dużo niższe szczyty, ale znajdujące się znacznie bliżej obserwatora. Czekała nas nocna podróż. Kierowca jechał szybko i bardzo ryzykancko. Chciał widocznie przyjechać rano na miejsce. Drogą, którą jechaliśmy, był wąski pasek nierównego asfaltu, mający po boku szerokie, ale dość równe gruntowe pobocza. Samochód zajmował cały ten asfalt. Jak jechało coś z przeciwka, to obaj jednocześnie zjeżdżali na te pobocza. Zatrułem się czymś w Kabulu. Miałem gorączkę. Mimo upału było mi zimno. Siedząc w podrygującym pojeździe, na przemian zasypiałem i budziłem się. W pewnym momencie w półśnie widzę, że z naprzeciwka jedzie auto. Reflektory ma od góry do połowy pomalowane niebieską farbą. Wszyscy tu tak mieli pomalowane. Co za zwyczaj? Nie dość, że słabiutko świecą, to jeszcze ta farba. W czasie wojny reflektory były malowane na niebiesko, aby lotnik nie zauważył. Ale teraz? Jedzie po tym samym asfalcie, co my? Cholera zderzymy się! Przecież tamten skręca na naszą prawą stronę! Co on robi? Zaraz będzie koniec! Nie było go, bo nasz skręcił w lewo. Do diabła! Nieprzytomny, zapomniałem, że tu jest ruch lewostronny! W Indiach też taki będzie. To była robota Angoli. Co chwila odbywają się kontrole wojskowe. Pojawia się rozlany szeroko Indus, a potem jakiś przełom tej rzeki. Między skalistymi brzegami rozpięto długi, stalowy most. Który jest strzeżony przez wojsko. Podobno jedyny most na tej rzece. Robi się dzień i zatrzymujemy się na krótki wypoczynek. Nieco lepiej się już czuję. Wywlekam się sam ze środka i robię zdjęcia grupie bosych dzieciaków. Przed Rawalpindi pęka tylna opona. Koniec podróży mikrobusem. Taksówkami jedziemy do miasta. Znaleziony tani hotel jest niestety brudny i śmierdzący. Na większe luksusy nas nie było stać. Zdjęcia 1. Tangi Garu_1. Wąwóz rzeki Kabul 2. Tangi Garu_2. 3. Tangi Garu_3 4. Khyber Pass_1. Podjazd pod przełęcz 5. Khyber Pass_2. Widoczny Fort z flagą Gdzieś w Pakistanie... 6. Wielbłądy. 7. Starzec. 8. Dzieci
-
- 3
-
- tangi garu
- khyber pass
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: