Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'kaukaz' .
-
Post 26 Baku, Kijów Dwudziestego trzeciego września Rano lecimy do Baku. Samolot jest już znacznie większy. Odrzutowiec TU-135. Pogoda kiepska. Widać z góry szare pustynie, potem pojawia się morze. A na nim wieże naftowe. Morze Kaspijskie jest płytkie. Pomiędzy wieżami biegną nad wodą pomosty. Wież przybywa, jest ich coraz więcej, lepiej też już widocznych, bo samolot schodzi w dół. Pomostów też przybywa. W wodzie stoi już cały las wież. Widać Baku. Plątanina pomostów dąży w kierunku miasta. Lądujemy. Po obu stronach drogi z lotniska do miasta wieże i rury do transportu ropy. Biegnące po ziemi we wszystkich możliwych kierunkach. Jesteśmy w Baku. Idziemy spacerkiem nad morze. Ładna zatoka i przyjemny bulwar z restauracyjkami. Mamy nieco miejscowego grosza, po udanym handlu. Herbatę podają tu z dużych samowarów. Trochę na sposób afgański. Dostaje się duży, ceramiczny czajnik herbaty i do tego szklaneczkę. Na spodku leżą kawałki cukru, które się ssie, popijając ze szklaneczki gorącą, gorzką herbatą. Ma tu być ładne stare miasto. Zobaczymy więc, jak to jest w praktyce. Już nieco się naciąłem na Samarkandzie. Orbis organizował tam wycieczki i pisano dużo u nas, jaka tam jest egzotyka i wspaniałe zabytki. W czasie powrotu z Hindukuszu nieco sobie tam pospacerowałem. Z dużym jednak rozczarowaniem. Widzimy mury miejskie Baku. Od trzynastego do dziewiętnastego wieku. Dość prymitywnie to tu restaurują. Stare miasto jest wewnątrz nich. Wąskie uliczki. Meczet. Jakieś fragmenty dworu Szirwanszacha. Zdaje się szesnasty wiek. Nic specjalnie ciekawego. Może już jestem zepsuty po Iranie i Indiach. Hotel jest najbardziej luksusowy, jaki mamy w ZSSR, ale otrzymany po małej awanturze. Jest telewizor. Niestety, tak jak w Taszkiencie - zepsuty. Łazienka nieco zdewastowana. Ale za to z gorącą wodą. 24.09. Lecimy dziś do Kijowa. Wczoraj w Inturiście, przy kupnie biletu lotniczego, wyrażono wielkie zdziwienie. Skąd my znaleźliśmy się w Baku? Nie mieliśmy prawa tu być! Z Termezu powinno się nas było wyekspediować najkrótszą drogą do Polski. A mnie chodziło po głowie, że mając sporo rubli jak na mnie, moglibyśmy ewentualnie polecieć sobie do Irkucka i zobaczyć Bajkał. Jedno z moich marzeń. Zarzuciłem tą myśl, bo nie chciałem stresować żony, dodatkowym opóźnieniem i niewiedzą, gdzie jestem. I tak była wystarczająco zestresowana moich wyjazdem do Indii. Wiedziała przecież z praktyki w Iranie, jakich niespodzianek można się spodziewać w czasie takich wojaży jak nasze. Teraz wiedziała, że już wracam do domu. Pisałem kartkę o przewidywanej trasie powrotu. Teraz tu w Baku było już wiadomo, że nad żaden Bajkał byśmy nie polecieli. Nie sprzedano by nam biletów. Kasjerka na lotnisku w dalekim Termezie była zdaje się nie bardzo gramotna i nie powinna nam była sprzedać lotu do Baku, Tylko wprost do Kijowa przez Taszkient. No więc musieli z konieczności nam załatwić jak najszybciej lot do Kijowa, by „inostrańcy” nie włóczyli się po terytorium bratniego kraju. Lecimy razem z jakąś polską wycieczką starszych pań, które tu węszą za złotem. My też powęszymy. Bo co robić z rublami, które kupiliśmy za dolary, w pośredni sposób, poprzez chusteczki dla Uzbeczek? Kupimy złoto czternastokaratowe, bo tylko takie tu sprzedają i sprzeda się go u nas u Jubilera. W sumie cała operacja, biorąc u nas czarnorynkowy kurs zielonego, daje pewne dobre przebicie. Musimy sobie, jak jest okazja, powetować nieco straty, poniesione w Indiach przez głupią żądzę przygody. Nie lepiej to byłoby siedzieć w domu i ciułać na samochód? Podliczając te kilka eskapad - do Iranu, Afganistanu i Indii zebrałoby się może na jakąś, giełdową Skodę. Samolot znów inny. Tym razem Ił-18. Turboodrzutowy. Mam szczęście. Znowu mam miejsce przy oknie. I to właściwej strony. Czteromotorowy. Spoglądam przez okienko na skrzydło z przyczepionymi dwoma potężnymi silnikami. Każdy ma ogromne śmigło z czterema łopatami. Nagle łopaty skrajnego silnika zaczęły się pomału obracać. Szybkość ich wzrosła i z silnika buchnął bury dym. Silnik zaskoczył. Obroty śmigieł gwałtownie wzrosły. Już nie było widać pojedynczych obracających się łopat, tylko lekko drgające w miejscu śmigieł powietrzne koło. Silnik grzmiał. Przyszła potem kolej na następny, a z drugiej strony na pozostałe dwa. Koncert czterech potworów zagłuszał wszystko. Samolot drgał. Po uniesieniu się powietrze drgawki ustały, ale huk i wirujące koła za oknem pozostały. Lecimy najpierw na północ, omijając łańcuch Kaukazu, od strony Morza Kaspijskiego, a potem wzdłuż tego łańcucha na zachód. Właściwa strona dla mnie jest ta, z której widać góry. Oglądam wspaniałą panoramę ośnieżonych gór. Wprawdzie trochę daleko, ale widać nieźle. Nie leci też tak wysoko, jak duże odrzutowce. Wysokość gór wzrasta. Widać jakąś dużą grupę. Może to Uszba? Opisywana często w literaturze górskiej zalodzona grupa górska w Kaukazie. Potem widać potężny, dwuwierzchołkowy szczyt o łagodnych stokach. Wiem doskonale jak się nazywa - Elbrus. Najwyższy szczyt Kaukazu. Też podobno wygasły wulkan jak Demawend w Elbursie. Zaledwie niższy do niego tylko kilkadziesiąt metrów. Ale za to potężnie zalodzony. Tylko to on może być. Widać doskonale przełączkę między szczytami. Po minięciu tej góry samolot bierze zwrot na północ i Kaukaz znika. Widok był wspaniały. Białe chmury w dole i białe góry na horyzoncie. Kończy się moja indyjska przygoda. Epilog Co mi pozostało w pamięci po poznaniu Indii? Zaledwie po ich dotknięciu, a raczej muśnięciu. Pozostała wdzięczność Stwórcy, że się urodziłem w Polsce, a nie w Indiach! Byłem wykształcony, miałem pracę. Mieliśmy mieszkanie M-4 i telewizor czarno-biały. Wprawdzie się często psuł, ale zawsze udawało mi się go naprawić. Mieliśmy syna i nawet nowy samochód Syrenę. W niedzielę, a potem nawet w sobotę, bo Gierek pozwolił na sześć wolnych sobót w roku, jechaliśmy do Okocimia, gdzie mama spędzała z moją siostrą wakacje. W zimie były wypady na narty. Byłem szczęściarzem życiowym. Spłynął na mnie ogromny spokój. Nasze polskie problemy były jakieś małe, nikłe, bez porównania w stosunku do tego, co tam zobaczyłem. Ceny Termez - 5 rubli za przewóz kutrem po Amudarii do Ajratanu w Afganistanie. ● Afganistan Ajratan - Mazar-i Szerif - 30 Afs(afgani-waluta w Afganistanie). Hotel w Mazar-i Szerif – 30 do 60 Afs. Mazar-i Szerif – Kabul(ok. 600 km) - wynajęta taksówka – 100 Afs plus bagaż(pow. 20 kg – 15 Afs za 7 kg). Hotel w Kabulu - 25 Afs(Friends Hotel – Shar-I Nau). Kabul – Peszawar(ok. 500 km) - 100 Afs, plus opłata za bagaż jak z Mazar-i Szerif. Wymiana: 1$ = 43 do 45 Afs ● Pakistan Peszawar Hotel, ok. 5 Rp(rupii pakistańskich). Peszawar – Lahore – 25 Rp autobus(może wrosnąć do 40 Rp – zależnie od pojazdu). Hotel w Lahore – 6 Rp. Lahore – Amritsar – pociąg - ok. 6 Rp. Wymiana 1 $ = 9,5 Rp ● Indie Przelicznik; 1 $ = 8,7 R .W niektórych rejonach Indii dawano za dolara nieco ponad 9 R Amritsar – Deli – pociąg - ok. 26 R(rupii indyjskich). Hotel(w stylu indyjskim) w Deli – 2 do 10 R. Deli – Chandigarth – pociąg (266 km)- 18 R. Chandigarth – Manali –autobus(300 km) - 23 R, plus bagaż. Manali – Hotel – 6 R. Manali – Keylong – Darcha (170 km)– 13 R. Hotel w Keylong – 3 R. Kulis – 25 do 30 R na dzień do 30 kg. Koń(muł) – średnio 25 R na dzień – 60 kg. Pociąg na trasie Dehli – Madras – Trivandrum – Bangalore – Bombay – Janhsi - Dehli- 7500 km. Bilet specjalny zakupiony w Boroda House p. 35. Tzw. circular ticket – 196,9 R. Ceny autobusów – średnio- ok. 6 do 8 R za 100 km. Ceny pociągów – 40 R za 1000 km(2 klasa-sypialny), plus opłata za rezerwację miejsca 5,5 R Autobusy miejskie 30 pesa(z podziału rupii na 100 części). Potrawy w Indiach Mutton biriyani – ryż z baraniną(kawałkami), cebulką i kapustą – smaczny. Reis biriyani – ryż po wegetariańsku do tego 4 do 6 różnych bardzo ostrych sosów - podawany na południu Indii. Porotta albo Barotta – bardzo smaczne placuszki o różnych wymiarach, zależnie od okolicy – spotykane tylko na południu. Puri – też smaczne placuszki o dość różnej konsystencji – sprzedawane na północy. Placuszki z ryżu(południe) – niezbyt smaczne. Czapati(Chapati) – placki z mąki i wody, cienkie i o smaku przypieczonego ciasta na makaron – północ kraju. Jajka – sadzone, gotowane, omlet. Ryba z curry, ryba pieczona – południe, wybrzeże. Napoje Herbata z mlekiem – całe Indie Kawa(naturalna) z mlekiem – więcej na południu, gdzie jest tańsza od herbaty z mlekiem Mleko słodzone(bawolic, kozie) Napoje butelkowane – cola, fanta, woda sodowa i jeszcze inne – raczej słodkie Owoce Piru – owoc podobny do jabłka, ale smaku bliżej nieokreślonym, smak może pośredni między papierówką a dynią Ananas Orzech koksowy – dojrzały posiada mało mleczka a dużo miąższu. Niedojrzały gasi dobrze pragnienie. Zawiera ok. trzy czwarte szklanki mleczka. Są z grubsza biorąc - podłużny i podobny kształtem do orzecha laskowego – tylko b. duży. Banany – duże i małe żółte, zielone, czerwono-brązowe. Jabłka – tylko północ. Gruszka-jabłko? – smak podobny do gruszki. Mango – sezon lipiec, sierpień. Pomarańcze – mało soczyste i smaku gorszym od tych kupowanych w naszym kraju. Cytryny – malutkie z cienką skórką(limonki). Japoński owoc – czerwony, podobny do pomidora o zwartym miąższu. Zatyka jak niedobra gruszka. Winogrona.
- 1 komentarz
-
- 2
-
- baku
- inostrańcy
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szesnasty lipiec. W nocy minęliśmy Zagłębie Donieckie, Rostów, potem Don i teraz nasz pociąg pędzi w stronę Morza Czarnego. Świetnie się mi spało. Robimy wspólne śniadanie, zapijając to znakomitą herbatą, którą robi Miszka, czyli nasz konduktor. Wydaje się nawet być sympatyczny, choć wspomnienia awantur na Dworcu Kurskim, przed samym odjazdem, trochę mącą ten obraz. Jest ich - to znaczy konduktorów – dwóch. Pod opieką mają jeden wagon, składający się z pierwszej i drugiej klasy i samowar. Palą w nim dwa razy dziennie-rano i wieczorem, gotując wodę na herbatę. Za oknem przesuwa się nizina kubańska, pokryta polami słoneczników. Słoneczniki-jak w filmie włosko-rosyjskim z okresu drugiej wojny światowej „Słoneczniki”. A właściwie to w filmie były takie, jakie tu są. Zły los rzucił Włochów na te dalekie, od ich ojczyzny, tereny, aby tu ginęli. Skojarzenia ma się jednak inne. Na mniejszych stacjach do pociągu wychodzą wiejskie kobiety. Sprzedają pomidory, kiszone ogórki, gotowane, młode ziemniaki na sztuki. Ziemniaki w wiaderku, okraszone tłuszczem, wyglądają nawet apetycznie. Kto sobie życzy, może dostać nawet pieczoną kurę. Gorzej jest z opakowaniami, ponieważ mają do dyspozycji jedynie codzienną prasę radziecką. Po południu mamy być nad Morzem Czarnym. Ale tymczasem mamy masę roboty. Dopasowywanie butów, przyszywanie gumek do ochraniaczy przeciwśnieżnych na buty. I całe mnóstwo drobnych prac. Zostawiliśmy to na okres jazdy pociągiem, bo nie mieliśmy na to czasu, a w pociągu można to wszystko spokojnie zrobić. Krajobraz staje się coraz mniej monotonny. Pojawiają się pierwsze wzgórza. Zaczyna się pogórze Kaukazu. Wzgórza, a właściwie małe góry, są pokryte lasem. Trasa pociągu wije się coraz bardziej. Pojawiają się pierwsze tunele. Na niektórych szczytach widać małe skałki. Mapa terenów, przez które jedziemy zmieniła kolor z zielonego na czerwony. Niezauważalnie mijamy przełęcz i pociąg zjeżdża w dół. Jesteśmy w Tuapse. Jaskrawo biały dworzec i malutkie palmy na peronie. Już bardzo blisko powinno być morze. Ledwo pociąg ruszył, pojawiło się kilka dźwigów i basen portowy. Pociąg skręcił w lewo i jedziemy tuż nad brzegiem morza. Morze jest przeźroczyste i zapewnie chłodne - dla nas, bo w korytarzu wagonu, z którego go oglądamy-upał. Tor dzieli od morza wąski pasek kamienistej plaży, wypełniony teraz tłumem ludzi. Ach, jak przyjemnie byłoby ponurkować wśród nich, z maską i płetwami. Przypominają mi się śliczne plaże Bułgarii, do których tłukliśmy się po dwie doby pociągiem przez Ukrainę i Rumunię. Siedząc w wagonie, gdzie się tylko dało. O wiele póżniej Jugosławia, ale Syreną. Raz świeżo po remoncie silnika. Pod Donowaly na Słowacji musiałem wyjąć jej „gril” i modlić się,by dojechać jakoś na przełęcz. Silnik się szybko docierał i przy okazji gotował. Potem mieliśmy Malucha. Do podróży z synkiem był w sam raz. Doszedłem do mistrzostwa, w upychaniu w nim setek potrzebnych i nie potrzebnych rzeczy. Ale spanie w nim i tymi rzeczami, to już zasługiwało na medal olimpijski. Ryśka wzdycha teraz do Bułgarii, a jeszcze kilka tygodni temu nie chciała o tym słyszeć. Tylko Iran i Iran. To są chwilowe emocje. Znikną, jak tylko odjedziemy od morza. Przecinamy co chwila małe krótkie rzeki, wypływające z pobliskiego Kaukazu, który staje się coraz wyższy. Niedaleko od brzegu leży wrak statku, który osiadł na mieliźnie. Po łańcuchu kotwicznym wdrapują się na pokład poszukiwacze przygód. Za chwilę następny wrak, dosłownie przy samym torze. Może to pozostałości jeszcze z wojny? Ludzie, masa ludzi. Każdy kawałek tej kamienistej plaży jest zajęty. Tu można leżeć tylko na pneumatycznym materacu, albo też na specjalnych pomostach, postawionych dla wygody plażowiczów. Soczi. Uroczy biały budynek dworcowy i palmy, teraz już znacznie większe. Chodzę po peronie, sądząc że kupię jakieś owoce. Nie ma nic. Ruszamy dalej. Góry jeszcze wyższe. Kopulaste szczyty wznoszą się jeden nad drugim, pokryte szczelnie lasem. Jedziemy jakby wśród ogromnego parku. Palmy, figi i pinie. Nieznane mi drzewa o liściach podobnych do liści akacji, pokryte są całe delikatnym, różowym puchem. I ciągle mamy przy sobie morze. Jasne przy brzegu, dalej ciemno-niebieskie. Może uda nam się tu kiedyś przyjechać. Kilka tygodni posiedzielibyśmy w Kaukazie, a później tu nad morzem. Na razie to łatwiej jest nam wyjechać do Iranu, niż do Wielkiego Brata. Adler, Leselidze, Gagra - to nazwy stacji, które kolejno zostają za nami. Jesteśmy już w Gruzji. Napisy na budynkach stacyjnych pisane są, nieznanym nam, alfabetem. Suchumi. Ciepły wieczór. Spacerujemy po peronie. Lekka bryza porusza koronami palm. W głębi ciemnieje Kaukaz. Pociąg jedzie dalej. Rozświetlone domy na górskich stokach. Jesteśmy już w Kolchidzie, bajecznej i mitycznej dla Greków krainie, którzy tu się zapuszczali w czasach starożytnych. Jednym z miejsc na ziemi, gdzie można by było umieścić raj. Na północy krainy potężny Kaukaz, chroniący przed dalekim, zimnym oddechem Oceanu Lodowatego. Na południowym wschodzie Mały Kaukaz. Też potężna zapora, ale przed suchym i ciepłym wiatrem z pustyń Środkowego Wschodu. Tylko na zachód jest ta kraina otwarta - w stronę Morza Czarnego. Morzy mnie sen. Jeszcze bronię się przed nim, mając nadzieję, że jak wyjdzie księżyc, to w jego blasku błysną gdzieś w głębi śniegi najwyższych szczytów Kaukazu. Sen jest jednak silniejszy. Ryśka już śpi. Nastawiam budzik na godzinę w pół do piątej. O piątej rano mamy być w Tbilisi. Chciałbym zobaczyć to miasto i ona też.
- 5 komentarzy
-
- 11
-
- kaukaz
- morze czarne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cześć Narciarska Brać. Szukam namiaru na wyjazd do Gruzji na narty. Niestety oferty w necie jakie znajazłem ( wyjazd ma być w lutym 2020) oscyluja wokół 3500 PLN na tydzień. Podobno można wyjechać tam za dużo mniej 😃Przy okazji chętnie poznam opinie osób które tem były i jak oceniaja warunki narciarskie, hotele itp. Dzięki za pomoc. ⛷️
-
I stało się. Bilety na samolot kupiliśmy z kolegą kilka dni temu. Zastanawiałem się czy już zaczynać relację, czy się tym chwalić. Nie mam już blogu jak @Chrumcia, a z kolei gdzie ludzie chcą czytać o nartach? Zachęcony wątkiem napisanym przez @lski@interia.pl Oraz impulsem z fejsbukowej grupy "freerajderzy": Takie i inne wypowiedzi, i odzywki, towarzyszą mi niezmiennie od wielu lat..... Więc po kolei. Podróż się zacznie za nieco ponad miesiąc, ale trzeba się do niej przygotować. W połowie stycznia zamierzam odwiedzić trzy duże kurorty narciarskie na północnym Kaukazie: - Prielbrusie oraz Czeget, leżące u stóp Elbrusa, koło miejscowości Terskol, w Kabardyno-Bałkarskiej Autonomicznej Republice. - Dombaj leżący w Karaczajo-Czerskieskiej Autonomicznej Republice. Dwa lata temu odwiedziłem narciarsko Gruzję. Wcześniej turystycznie, o innych porach roku byłem w Gruzji, Armenii oraz Abchazji. Postanowiłem w styczniu 2019 pierwszy raz pojechać w północną część Kaukazu. Plan rysuje się następująco. - Przylot do Moskwy - 1,5 dnia na miejscu - Pociąg firmienny "Elbrus", relacji Moskwa Kazańska - Nalczyk. Pociąg wyjeżdża w sobotę o 22:18, przyjeżdża do Nalczyka w poniedziałek o 9:53 (pociąg kursuje codziennie poza tym). - Nalczyk - spacer po stolicy Kabardyno-Bałkarii - 5 dni pod Elbrusem na nartach - 1 dzień na zwiedzanie Piatygorska który jest stolicą Federalnego Okręgu Autonomicznych Republik Północno-Kaukaskich. - 4 dni jazdy w Dombaju na nartach - przejazd nocnym pociągiem do Machaczkały - stolicy Dagestanu (pociąg rel. Rostów Nad Donem - Baku) - 2 dni w Machaczkale / Dagestanie - zwiedzanie - Powrót do Polski samolotem Aeorofłotu, przez Moskwę. Pewnie ktoś zapyta po co? Zawsze chciałem zobaczyć północną część Kaukazu, tak odmienną od południowej, która teraz przeżywa boom na turystów z Polski i nie tylko. Możliwość pozwiedzania i pojechania na narty wydawała się kusząca. W zasadzie ceny biletów lotniczych są prawie takie same jak do Gruzji, dochodzi tylko koszt wizy rosyjskiej (ok 250 zł za wszystko). Reszta formalności, jak bilety na pociągi, autobusy i rezerwacje noclegów, załatwię bez problemu przez internet. Prielbrusie - znane wszystkim chyba. Czeget Dombaj Dombaj Czeget - trasy nie ratrakowane, to wręcz kultowe miejsce. Stare wyciągi, wszystko wydaje się wyglądać jak 40 lat temu.
- 38 odpowiedzi
-
- 13
-
Jak napisał Wiktor Pieliewin w jednej ze swoich książek "Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich był państwem doskonałym i jako twór doskonały, zgodnie z ideami buddyzmu osiągnął stan nirwany i...zniknął " Zakładam wątek o nartach w największym państwie które powstało z tego upadku - Federacji Rosyjskiej. Tysiące kilometrów łańcuchów górskich, kilkadziesiąt nikomu nic nie mówiących pasm górskich a jedynie kilka kojarzących się. Sajany, Góry Stanowe, Chibiny, Góry Czerskiego, to tylko przykłady. Zakładając ten wątek, nie chciałbym prowadzić dyskusji politycznych Dla mnie najważniejszym wyznacznikiem jest fakt, iż na teren Federacji Rosyjskiej (FR) możemy udać bez problemów w podróż. Mogę zaryzykować że 95% terenu Rosji, poza sporadycznymi wydarzeniami w niektórych republikach autonomicznych Kaukazu Północnego, będzie zupełnie bezpiecznie. Będę wdzięczny za powstrzymanie się od głupich komentarzy. :-) Ta część Świata interesuje mnie pod różnymi względami, a ten wątek zakładam tylko i wyłącznie z powodów geograficzno-narciarskich. A potencjał narciarski jest duży - chociaż infrastruktura jest niewiele. Nie liczę na szeroki odzew tutaj, ale zachęcam wszystkich do dyskusji. Szczególnie tych ludzi którzy gdzieś tam byli i podzielą się swoimi opowieściami. Najpopularniejszym celem jest oczywiście Elbrus, i jeden z najwyżej położonych ośrodków narciarskich na Świecie. Spędziłem w Rosji - na 4 różnych wycieczkach (z czego 2 przejazdem do innych krajów) ponad 2 miesiące. Jeździłem na nartach tylko jeden dzień - w Chibinach.
- 1 odpowiedź
-
- 3
-
Mija rok, od otwarcia zupełnie nowego ośrodka narciarskiego "Tetnuldi", leżącego w gruzińskiej Górnej Swaneti, niedaleko miejscowości Mestia. Za tydzień tam będę, i zobaczę na własne oczy. Gruzja rozwija się bardzo prężnie pod względem narciarstwa zjazdowego. Warunki idealne do tego. Obecnie działają cztery wyciągi krzesełkowe, którymi najwyżej można wyjechać na 3165 m. Na filmach widać, że ludzi jest tam niewiele. Ośrodek jest zupełnie nowy, więc mało ludzi wie o jego istnieniu. Strona internetowa obecnie też pozostawia wiele do życzenia (tetnuldi.com) Karnet w granicach około 12 USD/dzień. Ponadto można zakupić karnety obowiązujące we wszystkich 5 ośrodkach gruzińskich. Taki karnet na 7 dni kosztuje 95 USD, na 10 dni 113 USD, na cały sezon zaś 190 USD. Jak działa to w praktyce, dopiero przetestuje. Plany rozwoju są niesamowite, w przyszłości ma powstać olbrzymi kompleks wyciągów. Jednym z nim wyjedziemy na 3913 m.n.p.m! Zastanawia mnie tylko, ile zostanie z niegdyś niedostępnego i surowego regionu, jakim jest Górna Swanetia. Tutaj plany rozwoju (ze strony snow.ge): Dla nieznających cyrylicy, zaznaczona w środku wieś, to Adiszi (Adishi) - można znaleźć na google maps.