Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'jama masjid' .
-
Post 7 Agra Pierwszego sierpnia Rano jedziemy autobusem do Agry. Współtowarzyszami naszej wycieczki są Rosjanie, Hindusi, Włosi. Do Agry jest około dwieście kilometrów. Mijamy małe miasteczka w okolicy Dehli. Wszystkie podobne do siebie. W wodzie leżały bawoły błotne. Nieraz wystawały im tylko nozdrza, oczy i oczywiście rogi. Wreszcie Agra. Spotkamy się tu z architekturą muzułmańską. Najpierw zwiedzamy grobowiec Sikhara. Dość ładne inkrustacje. Marmur, czerwony piaskowiec. Ładny ogród. Kolejny zabytek, to jeden z cudów architektonicznych świata, indyjski hit – Tadj Mahal! Po to tuż przyjechaliśmy. Trzy wieki temu cesarz Szach Dżahan kazał go wznieść, jako grobowiec dla swojej ukochanej żony Mumtaz Mahal. Grobowiec jest cały wyłożony marmurem. Przy jego budowie przez 22 lata pracowało dwadzieścia tysięcy budowniczych. Dziś spoczywa w nim Szach z żoną. Wchodzimy przez portal bramy wejściowej, który posiada u góry szereg małych kopułek. Za bramą obszerny teren, środkiem którego od bramy do właściwego grobowca prowadzi wodny kanał. Obchodzę grobowiec dookoła. Po jego przeciwnej stronie, pod moimi stopami, wysoki brzeg rzeki Yamuna. Bierze początek z lodowców Himalajów i wpada do Gangesu. Oglądam na ścianach misterne wzory przepięknych inkrustacji. Kolorowe kamienie półszlachetne, misternie obrobione, wpasowane są w rowki wyryte w kremowym marmurze. Co za precyzja dopasowywania elementów! Całe ściany są tak ozdobione. Budynek, mimo że potężny, sprawia wrażenie dziwnej lekkości, podkreślonej przez wieżyczki minaretów. Wchodzę do środka. Centralny punkt zajmują grobowce królewskiej pary. Wszędzie, absolutnie wszędzie misterne, kolorowe wzory, nie malowane, tylko wykonane metodą inkrustacji. Następnie zapraszają nas na obiad do miejscowej restauracji. Wliczony w koszty wycieczki? Kołacze mi się w głowie. Czy też nie? Nie będzie tanio, bo za porządna, jak na tutejsze stosunki. Wiemy ile kosztuje zjedzenie czegoś ciepłego w małym barze przy ulicy. Głupio się pytać, naszego indyjskiego opiekuna. Pomyśli - nie stać ich na parę dolarów? Po obiedzie przyszła kolej na zwiedzanie fortu Agra. Budowla, jak zresztą wszystkie tutaj, zbudowana jest z czerwonego piaskowca. Wewnątrz szereg dziedzińców i pałaców. Po prostu zamek królewski. Też miał ładne inkrustacje. Ale nie umywały się do tych w Tadj Mahal. W drodze powrotnej psuje się koło naszego pojazdu. W Pakistanie było to samo. Mamy pecha z samochodami. Zdjęcia: Tadj Mahal, wejście. Tadj Mahal, widok. Tadj Mahal. Wielka miłość zaklęta w marmurze. Tadj Mahal_minaret. Zadziwiająca lekkość wieżyczek. Inkrustacje Tadj Mahal. Rozmiar zdjęcia - szerokość ok. 1 m. Należy sobie wyobrazić tytaniczną pracę, by wydrążyć rowki w kremowym marmurze. I wpasować w nie kamienie o odpowiednim kolorze. Wśród nich są kamienie półszlachetne. Może któryś z kolegów, znający się na kamieniach, rozszyfruje -jakie kamienie były „montowane” w inkrustacjach? Czerwony fort w Agrze. Jama Masjid. Meczet piątkowy w Agrze. Detale kopuł. Meczetu piątkowego. Grobowiec. To był grobowiec jednego z władców dynastii Wielkich Mogołów. Minaret. Kopułka minaretu. Palmy i minaret.
- 1 komentarz
-
- 2
-
- agra
- tadj mahal
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Post 6 New Dehli Trzydziestego lipca Rano byliśmy na dworcu w New Dehli - Nowe Deli. Bo też było i Stare(Old Dehli). Z peronu wychodzimy po wiadukcie do hali dworcowej. Wiadukt przechodził w wykafelkowany, jasny korytarz. Co parę metrów stała na nim spluwaczka. A dookoła niej czerwono, na kafelkach i na posadzce. Pierwsza konfrontacja z indyjską egzotyką. Czerwień była od żucia betelu. Żucie dezynfekuje jamę ustną, ale potem to trzeba było wypluć. Buzia była czerwona, ślina czerwona i ściany też. Było dosyć wcześnie, więc na stacji spali sobie jeszcze ludzie. Andrzej z Elżbietą poszli szukać hotelu, którego adres podał im Brudas. Czekam przy bagażach przed dworcem. Przyjechał jakiś pociąg i w hali dworcowej zaroiło się od dziwnych osobników. Z pikami, szablami. Ubrani byli, jak do jakichś scen filmowych. Spokojnie przeszli przez halę i zniknęli. Nikt nic nie kręcił. Byłem ciekaw, co to byli za jedni? Znaleźli ten hotel, ale to jakieś zupełnie podejrzane miejsce. Zmieniamy się przy bagażach i ja z kolei jadę z Januszem do biura informacji turystycznej. Tam informują nas o campingu i o możliwościach wyjazdu w góry. Przy okazji można było zagarnąć garść prospektów, łącznie z uproszczonym planem miasta. Ze stacji jedziemy na camping taksówką. Był on bardzo przyjemny. Miał niewielki, trawiasty plac. Na którego środku na pomoście stał duży okrągły namiot. Część sanitarna była bez zastrzeżeń. Było pusto. Nie licząc tylko kręcących się kilku „białych” postaci. Wreszcie mamy jakieś uczciwe miejsce do spania. Gdyby jeszcze nie było tego upału! Po południu zaczęło lać. Byliśmy w Indiach w okresie pełni letniego monsunu. Po deszczu zwiedzamy, a raczej oglądamy z daleka, Meczet Piątkowy(Jama Masjid). Nie umywa się do Badszahi w Lahore, choć materiał taki sam - czerwony piaskowiec. Małżeństwo się odłączyło. Idę z Andrzejem przez bazar. Trochę podobny do bazarów w Afganistanie i Iranie, choć ma swój własny charakter. Wracamy obaj po ciemku na camping. Leje jak z cebra. Czekamy pod jakimś dachem. Ciągle leje. Na jezdni momentalnie wody po kostki. Zabiera nas riksza z wesołym towarzystwem. Dookoła naszych namiotów stawek. Plecaki stoją w wodzie. Śpiwór też już częściowo zamoczony. Wreszcie układamy się do snu. Dziwny kraj. Rano na stacji spotkaliśmy jakby przebierańców. Ubiory jak do filmu. Piki, szable. Spotkaliśmy ich potem na bazarze. Zaczepiony chłopak wytłumaczył nam, że to Guru - sekta religijna. A te dziwne ubiory, gesty – to ich rytuał religijny. Z kolei przed meczetem zaczepiali nas chłopcy, których specjalnością było czyszczenie uszu małymi pałeczkami. 31.07 W nocy państwo J i E T. przenieśli się do dużego namiotu. Płaci się za niego dodatkowo. Rano, na szczęście, rozpogodziło się. Wszystko jest jednak mokre. Trzeba szybko wysuszyć, bo zaraz w tym klimacie zacznie pleśnieć. Jedziemy potem na pocztę. Umówiliśmy się, że z Polski listy będą przesyłanie na „poste restante”. Wystarczy paszport i odbiera się list. Następnie szukamy Instytutu Górskiego, aby uzyskać informacje w sprawie wyjazdu w góry. Niestety, jest sobota i wszystko jest zamknięte. Dopiero w poniedziałek. W biurze turystycznym kupujemy na jutro bilety, za osiem dolarów od osoby, na wycieczkę do Agry. Chodzi nam o ten słynny „Tadj Mahal”, który jest w tym mieście. Biuro mieści się w okolicy Comonwelth Place. Są tu bardzo eleganckie i drogie sklepy. Spotykamy dwóch Polaków, którzy pomogli Andrzejowi przy załatwianiu wiz w Warszawie. Zamierzają objechać całe Indie. Kupili sobie bilet okrężny za sto rupii. Jest taka ciekawa i bardzo tania, bo za dziesięć dolarów, możliwość zwiedzania tego kraju. Zdjęcia: 1. Guru. Czy to był "guru", nie wiem. W każdym razie, na dworcu New Dehli pojawiło się rano znacznie więcej podobnych postaci. 2. Deli, Meczet Piątkowy. Zalany deszczem monsunowym.