Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'fta bike' .
-
Ponieważ parę osób jest zainteresowanych jak te zawody wyglądały i jak mi poszło (zwłaszcza osobisty trener ), postanowiłem się podzielić swoimi wrażeniami. To był mój drugi udział w tej imprezie w tym wyjątkowo piękny miejscu. Baza wyścigu znajduję się w centrum Gór Stołowych, tj. w Karłowie. Od razu pokochałem to miejsce! Pomijając piękne widoki, zwłaszcza zimą, nie ma tu zasięgu telefonii i internetu. Jedyny sklep spożywczy (to akurat mała wada) otwarty jest od 9.00 do... 13.00. Jak ktoś się nie przygotował, trzeba jechać Drogą Stu Zakrętów do Kudowy Zdroju, lub Radkowa. Ewentualnie pogodzić się z wyższymi cenami w barze. Po zakwaterowaniu, w piątek,ruszyliśmy na trening. Moi teamowi koledzy już byli w gotowości! Niestety, w tym roku praktycznie nie było śniegu, a to właśnie jazda po nim miała być główną atrakcją. Jakże inaczej wyglądała trasa zawodów! Zwłaszcza wieczornego prologu, który zaplanowany był na godzinę 18.00. To taki krótki sprint - czasówka na dystansie zaledwie 3 km. Niby szkoda się męczyć przed samym głównym wyścigiem, ale klimat nocnej jazdy, w dodatku przy pochodniach obok trasy jest wyśmienity. Całe te zawody mają w ogóle swój niepowtarzalny klimat. Wystartowałem o 18.22, tuż za jednym kolegom i przed dwoma następnymi. Jako ostatni z nas jecha nasz lider teamowy - Bartek. Postanowiłem powalczyć w tym prologu, choć bez większej nadziei na jakiś konkretny wynik. Natychmiast złapałem mocne tempo i już po chwili wyprzedziłem kolegę startującego 30 sekund przede mną. Skały, błoto, lód, grzązka łąka były sporym wyzwaniem. Nie jak przed rokiem - sztruks i równiusieńko. Wyprzedziłem na tak krótkim dystansie ok. 10 osób, ale Bartek, startujący minutę po mnie, zdołał mnie dogonić (ale nie wyprzedził) tuż przed samą metą! Jak sam powiedział, jechał na odcięciu... Cóż, sprinty nigdy nie były moją mocną stroną. Po za tym pozbawił mnie złudzeń, kto będzie nadawać tempo w wyścigu głównym w naszym Teamie. Bartek uzyskał DRUGI czas, przegrywając ze zwycięzcą zaledwie o 5 sekund! Ale na mecie padł... Ja przyjechałem na całkiem przyzwoitym 5 miejscu. Lipy nie ma... Przyszła sobota i czas wyścigu głównego. Trasa liczy 30 km i biegnie szlakami rowerowymi oraz pieszymi. Start i meta w centrum Karłowa. Ruszyliśmy do boju dokładnie o 11.00 i od razu pierwsze metry dały mocno w kość! Gęsta trawa, przykryta niewielką warstwą śniegu, z błotnym przerwami, natychmiast rozciągnęła peleton. Bartek uciekł gdzieś mocniej do przodu i myślałem, że przynajmniej w Teami wszystko jasne. Skupiłem się na tym, żeby robić swoje i na uważnej jeździe. Niestety, po wjechaniu do lasu, rozpoczęła się jazda po lodzie. Dwie szkliste rynny, a pomiędzy nimi kopny śnieg. Czyli albo zero przyczepności, albo jazda w grząskim śniegu. Czasem przerwa ze sporą ilością błota. Po ok. 5 km docieramy do pierwszego singla. Początek to drewniana kładka, która zamieniła się w bryłę lodu. Wydawało się, że jazda po tym jest niemożliwa, ale nawet mi poszło. Niestety, niektórzy z tego spadali, ale nie słyszałem żeby komuś coś się stało. Za kładką jeszcze dość stromy zjazd i ponownie szeroka droga. Singla pokonałem nawet dość sprawnie. Minąłem miejsce mojej zeszłorocznej wpadki z łańcuchem i teraz zaczęło się nawijanie kilometrów szutrowymi drogami, często ze sporą ilością lodu. Poślizgów było co niemiara, ale jakoś udało mi się uniknąć wywrotki. Tempo narzuciłem spore. Niemal non stop w okolicach 30 km/h. Czasami na otwartym terenie wykorzystywałem najszybszego dostępnego zawodnika, żeby zbierał mi wiatr... W końcu taktyka to połowa sukcesu. Mniej więcej po 10 km patrzę przed siebie i oczom nie wierzę: czyżby to Bartek? Nie, niemożliwe. Ale kiedy zbliżyłem się bardziej stwierdziłem, że faktycznie to Bartek. W tym czasie fajnie zgraliśmy się z naszym Bossem teamowym, na odcinku dwukierunkowym, gdzie się minęliśmy. Kiedy doganiałem już Bartka i miałem mu zasygnalizować swoją obecność, zaczął się kolejny singiel, koło Skalnych Grzybów. Bartosz jeździ jak samobójca, więc zdołał mi uciec."No tak,to by było na tyle, jeśli chodzi o teamowe ściganie" - pomyślałem. Niezwykle malowniczy singiel się skończył, a ja ponownie narzuciłem mocne tępo. Wyprzedziłem w sumie mnóstwo osób i wydawało się, że już wszystko rozstrzygnięte. Koło mnie zrobiło się pusto. Skorzystałem jeszcze z bufetu i ruszyłem na ostatnie kilometry. Myślałem, że to już będzie lajtowa jazda. Nic z tych rzeczy! Wyjechaliśmy na łąkę pełną błota, która skutecznie spowalniała jazdę. To była niewątpliwie próba charakteru. Niektórzy tu mocno stracili, mi udało sie to przejechać nawet dość sprawnie. Tutaj ponownie zacząłem doganiać Bartka, żeby w końcu go wyprzedzić na krótkim podjeździe. Ale niestety czekał nas kolejny ostry zjazd i długo nie nacieszyłem się pozycją teamowego lidera. Tutaj przede mną jeden gość zaliczył spektakularną glebę - aż się dziwie, że wstał o własnych siłach! Kiedy myślałem, że koniec już bliski (źle ustawiony GPS), zaczął się ponad 4-kilometrowy podjazd. To była dopiero próba! Ponownie dogoniłem i wyprzedziłem Bartłomieja i tym razem zostawiłem go daleko za sobą. Aż sam byłem mocno zaskoczony. Mogłem jeszcze podjąć walkę z dwoma osobami, ale ostatecznie skupiłem się na bezpiecznym dowiezieniu wyniku. Ostatecznie dojechałem na znakomitym 11 miejscu, dokładając mojemu koledze 2 minuty! To wszystko na ostatnim podjeździe. Bartek ostatecznie dojechał na 14 pozycji. Jak na nieoficjalne mistrzostwa Polski całkiem nieźle... Najfajniejsza jest nagroda na mecie - oprócz medalu dostajemy kielicha czegoś mocniejszego. Można i na drugą nogę... A później częstują aż się nie skończy... Organizatorzy, natchnieni przez naszego kolegę, rozpalili ognisko, przy którym część się integrowała. Choć tłumów tam nie widziałem, było przyjemnie. Ale to nie był koniec wyzwań...
- 34 odpowiedzi
-
- 26
-
- fta bike
- fat bike race
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: