Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'biła' .
-
Uwielbiam robić nietypowe akcje i "rozwalać system". Schematy życiowe nie dla mnie. Skoro można pojeździć na nartach w lipcu i to w Szczyrku, to czemu miałbym nie skorzystać? Ale żeby nie było banalnie, postanowiłem pojechać na bikeu, Fat Bikeu. Skoro koła tłuste, tj. szerokie, to narty musiały do tego nawiązywać. Stąd decyzja, żeby zabrać najszersze jakie posiadam - 122 mm pod butem. Pozostało już tylko jakoś to wszystko upakować do plecaka. Raz już to robiłem, więc poszło w miarę sprawnie. Przy okazji wymyśliłem sposób, żeby narty nie goniły na boki: konstrukcję usztywniły kije włożone ciasno obok butów i przypięte u góry do nart. Brzmi to może niezbyt jasno, ale działa i w razie czego służę pomocą. Czas to złożyć na plecy. Uuuuuch! Ale to ciężkie! A może to ja mam słabe ręce. Na szczęście ten plecak jest sztywny i stabilny. Pierwsza próba na podwórku i jest gitara! Można jechać. Niedziela rano oznacza puste drogi, więc często cisnę głównymi, bo szkoda się dodatkowo męczyć. Mimo, że jest wcześniej, temperatura daje się we znaki. Kto by pomyślał, że jadąc na narty można zdychać z powodu upału... Na szczęście żona wymusiła na mnie wzięcie bidonu z wodą mineralną, bo ja to byłem gotowy zlekceważyć. Tankowałem na bieżąco. Upał to jedno, ale cały czas jedzie się lekko pod górkę i do tego pod wiatr. Takie dechy działają jak żagle i momentami stawałem niemal w miejscu. No la e pośpiechu nie ma. Po drodze małe przezbrojenie i pierwszy parking, który nadaje się dla tłustej opony! Przy okazji orientuje się, że kamerka wyładowana do zera... Ale dół... Cóż, fotki będą najwyżej z telefonu. Pozostaje przejazd przez Szczyrk, gdzie budzę nie małe zainteresowanie i wspinaczka do BSA. Trochę się tu przeliczyłem z siłami i wjechałem pod stację na resztkach sił. Ale jestem i to punk 10.00 jak zapowiadałem. Mimo długiej trasy i sporej ilości niewiadomych, co do minuty na miejscu. Dość często tak mam. Ponownie wszystkie oczy na mnie. Anonimowym być nie mam szans. Rowerowa część zakończona, czas na narty. Byłem ciekaw, czy dadzą rady wywieźć taki rower, bo wiele urządzeń nie jest dostosowanych do takiego sprzętu. Ale ten wyciąg jest. Tłuścioch zapakowany wyjechał tuż po mnie. Ponownie na rower i zjeżdżam w stronę śniegu. Nawet tu budzę nie małe zainteresowanie... Najważniejsze, że szybko odnajdujemy się z Darkiem, który zaliczył już kilkadziesiąt zjazdów. Teraz trzeba będzie rozpakować to całe ustrojstwo i ubrać betonowe buty. Ojej, ale trzeba się namęczyć! A to linka, a to co innego blokuję wysunięcie narty, a wszystko to w upale. Poszło! Koniec roweru, czas na narty! Śniegu dosypało, a raczej dosypali. Lodowiec się wydłużył i teraz da się już zupełnie przyzwoicie rozpędzić. Ludzi wyraźnie więcej niż tydzień temu, nawet bywa kolejka do wyciągu! Ale czapka śnieżna nie tylko dłuższa, zyskała tez na grubości. Ale najciekawsze jest to, że mimo +30 w cieniu, nie widać jakiegoś wyraźnego zmęczenia śniegu. Nie pojawiają się kałuże. Trasa wygląda, jakby temperatury nie przekraczały +5 stopni! Szok! I tak to się trzyma do samego końca! Przy okazji zrobiono mini snowpark, montując poręcz. Ale ze względu na bezpieczeństwo, musiano z tego gadżetu zrezygnować. Freestylowcy mogli poszaleć później, po oficjalnym zakończeniu działania stoku. Do całości, na ratraku, imprezę nakręca DJ. Po prosu super zabawa dla każdego! Mnie jeszcze kusiła ta 170 metrowa zjeżdżalnia, ale nie miałem ze sobą kąpielówek, do tego gdzie zostawić telefon, portfel itd... Następnym razem się lepiej zorganizuję. Ale wspomnę tu jeszcze o niezawodnej stacji BSA i... użyczeniu ładowarki do GoPro! To uratowało zdjęcia i będzie filmik! Kto by pomyślał, że akurat będą mieli ładowarkę do piątki... Chwilę po mnie, u góry pojawił się Szymonidius z bratem, a nieco dłuższą chwilę Jasiek. Wspólne fotki puszczał Leitner. Od tej pory jeździmy razem. Był oczywiście browar, bo trza się "ogrzać" i pogawędzić. Odwiedził nas jeszcze Lejtner i Jacek, choć oboje bez nart... Nie rozumiem... Gdzieś po 13-ej towarzystwo zaczęło się wykruszać, aż zostałem sam. Pozostało zjeść, spakować się i szlakiem w kierunku Chaty Wuja Toma zjechać na dół. Chciałem trasą, ale z takim bagażem nie odważyłem się. Tym bardziej po informacji od jednego sympatycznego kolegi o nachyleniu z punktu widzenia rowerzysty... Faktycznie, to była najlepsza opcja. Kilka bardziej stromych ścianek i już jestem na dole. Teraz to już łatwo, z górki i do tego z wiatrem. Ale te temperatury. Non stop tankowałem, mineralkę oczywiście! Dalej bez przygód, prosto do domciu, gdzie pierwszą czynnością była zimna kąpiel! Kolejny dzień na nartach tego lata zaliczony i bardzo udany! Sezon trwa w najlepsze... Pozdrawiam, Johnny
- 9 odpowiedzi
-
- 15
-
Trochę spóźniona relacja z piątku. Wziąłem wolne i wyskoczyłem na BSA. Miałem tam pojechać na rowerze, ale marna pogoda mnie zniechęciła. Miało być + 20 i słońce, a było może kilka stopni i nawet coś tam popadało. Na miejsce dotarłem przed 10 rano. Wcześniej nie miałem szans. Dla mnie to dobrze, bo wziąłem narty do zadań specjalnych - 122 pod butem... Tak jak się spodziewałem, na stoku dość miękko, ale nie wszędzie! Warunki w sumie takie jak lubię. Śniegu pod dostatkiem, choć gdzieniegdzie stok zawężony. Równie fajna była frekwencja, przynajmniej z mojego punktu widzenia... Na soku jeździło łącznie może 10 osób. Jedyne co przeszkadzało to mgła w górnej części stoku. Tragedii nie było, ale czasem trochę musiałem zwolnić. Dzisiejszego dnia była też delegacja od producenta wyciągu krzesełkowego. Chyba ze 30 osób zwiedzało i jeździło góra - dół niemal do końca działania ośrodka. Jeden nawet mnie zagadnął i dopytywał o warunki narciarskie, ale nie planował spróbować. Później towarzystwo przeniosło się do restauracji, ale nie zajęli wszystkich stolików. Mimo nieco ponurej pogody, jeździło się wyśmienicie! Uwielbiam wiosnę! Kilka fotek i filmik na koniec. Hałda śniegu w zapasie... Jeszcze filmik Nieoficjalnie zdradzę, że może za tydzień będzie tu fajna impreza... Szykujcie dechy i.... Pozdrawiam, Johnny