-
Liczba zawartości
516 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
22
Zawartość dodana przez cyniczny
-
albo na mapy.cz wybierasz mapę zimowa i wyklikujesz trasę narciarską biegową - dla tras zjazdowych działa całkiem nieźle.
- 6 407 odpowiedzi
-
- nowe inwestycje
- polska
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W ostatni weekend z braku chętnego towarzystwa ruszyłem na pierwszą samotną wycieczkę dwudniową. Z domu startuję samochodem w piątek chwilę po 5:00. Cel Niepołomice gdzie docieram po 3 h jazdy. Parkuję prawie w centrum na bezpłatnym parkingu. W trakcie przebierania się i ogarniania roweru podchodzi starszy pan, zagaduje, a gdzie dokąd po co itp. Stwierdza, że do Myślenic może mi podpowiedzieć trasę w miarę po płaskim. Ale moim celem jest pojeżdżenie po górkach stąd nie korzystam:-) Z Niepołomic kieruje się do Dobczyc, po minięciu A4 i pierwszym podjeździe pokazują się pierwsze ładne widoki. Tak często kończą się drogi rowerowe na wioskach. Stąd zazwyczaj omijam je szerokim łukiem. Pierwszy popas robię w Gdowie nad brzegiem Raby. W sumie zupełnie nieplanowany, ale jest czas i miejsce na zjedzenie kanapek które przygotowałem na drogę. jezioro Dobczyckie mijam od południa, prawie go nie widząc Garmin i jego climbpro, na niby płaskiej końcówce podjazdu pokazuje, że ostatnie 300 metrów będzie miało średnie nachylenie 1%. Rzeczywistość była trochę inna i to 300 metrów miało nachylenie 10%. Malowniczo położony kościółek św. Wojciecha w Drogini. W parku w Myślenicach robię kolejny mały popas. Zaczynam ogarniać kwaterę na nocleg. Plan minimum dojechać do Makowa Podhalańskiego (90km trasy), plan optimum to Skawinki przed Lanckoroną, a maksimum dotrzeć pod Wadowice. Plan minimum od początku mi się nie podobał, bo zostałoby ponad 160km na sobotę, dodatkowo od razu z rana czekałby mnie podjazd na górę Makowską. Plan optimum odpadł, bo jedyna sensowna kwatera została zarezerwowana, został plan maksium. Ceny niestety dla 1 osoby wysokie, bo oscylowały w okolicach 170-250pln. Zaczynam obdzwaniać kwatery korzystając z googla maps i trafiam na agroturystykę Rudy Kot pod Wadowicami. Cena 80 pln jest świetna biorąc pod uwagę, że w ofercie jest wielki pokój + łazienką i oddzielna kuchnią. Dodatkowo rower bez problemu będę mógł wprowadzić do mieszkania, a sklep spożywczy w odległości 5 minutowego spaceru. Szybka decyzja i kwatera zarezerwowana. Informuje właścicielkę, że mogę być dość późno, około 18-20 w zależności jak mi pójdzie droga. Nie ma z tym żadnego problemu. Raba w Myślenicach. Do Makowa jadę początkowo wzdłuż S7 - droga znana z wielokrotnych podróży na Podhale również na narty:) Barierkoza level hard, IMHO zupełny bezsens zwłaszcza, że ruch na tej drodze relatywnie niewielki. Za Pcimiem odbijam od doliny Raby i przez Skomielną Czarną jadę do Wieprzca. Tej drogi nie polecam, choć w sumie alternatywnej nie ma. Ruch bardzo duży, jadę przez ciągnące się w nieskończoność zabudowania, więc widoków zero. Również zero cienia i cały czas lekko pod górkę, co powoduje, że trasa umyka powoli. W Wieprzcu odbijam na Żarnówkę i tam już robi się całkiem spokojnie i ładnie. Robię mały popas na przystanku, wcinam batona i coś tam piję;-) Do Makowa dojeżdżam całkiem żwawo i już bez zbędnych formalności wbijam się na podjazd na górę Makowską - 3.3km średnie nachylenie 7,3%. Podjazd początkowo idzie małymi serpentynami, jest dość sztywny (około 8-9%), ale idzie całkiem sprawnie. Po pokonaniu serpentyn robi się bardziej stromo i nachylenie nie spada poniżej 10%, a bywa i 14%. Trudności kończą się po 2,5km w okolicy kapliczki, później jest nawet mały zjazd i krótki odcinek 7%. Odpoczywam chwilę przy kapliczce, a kawałek dalej otwiera się bardzo ładny widok na okolicę. Zjazd do Jachówka jest znacznie bardziej stromy niż podjazd. Po około 1km nie spada praktycznie poniżej 12-13%, a jest odcinek około 500 metrowy z nachyleniami po 17-18%. Ręce bolą. Za Budzowem jest kolejny podjazd, według garmina łatwy ze średnim nachyleniem 4%, ale w połowie podjazdu jest kilkusetmetrowy zjazd, więc wiem ze końcówka będzie bardzo stroma no i taka była. Ładne widoki z drogi do Skawinek Za Skawinkami decyduje się ominąć Lanckoronę i podjazd na nią prowadzący. Jestem mocno zmęczony, upał też już daje popalić. Droga do Stryszowa jest mocno ruchliwa, nie wiele zmienia się po odbiciu z niej na Łękawicę. Tam też zaczyna się przedostatni podjazd tego dnia. Według garmina ma się skończyć na krzyżówce drogi z Dąbrówki, ale po dotarciu do zakrętu okazuje się że do szczytu brakuje ładnych 600 metrów. Na szczycie na przystanku autobusowym odpoczywam wcinając ostatnia kanapkę. Ruch jest cały czas duży i odpoczynek jest mało przyjemny. Z Łękawicy zjeżdżam nad jezioro Mucharskie, tu ruch jest już bardzo niewielki, przyjemna droga na której można odetchnąć. Po minięciu jeziora czeka mnie ostatnia wspinaczka, idzie ona całkiem sprawnie. Teraz już tylko zjazd nad Skawę, do kwatery zostało niewiele kilometrów, a część z nich po VeloSkawa Mocno zmęczony docieram na kwaterę - wszystko jest tak, jak pani obiecywała przez telefon:-) Podsumowanie dnia 1 Dzień drugi Rano idę do sklepu (czynny w soboty od 5:00) po zakupy na śniadanie. Okazuje się, że są dostępne gotowe kanapki. Biorę dwie + drożdżówkę. Po śniadaniu w miarę szybko się ogarniam i już o 7:00 jestem na trasie - Skawa o poranku. Dzisiaj czekają mnie podjazdy tylko w pierwszej część trasy, czyli do Krakowa. Zdarzają się ścianki, ale są krótkie. Ruch na drogach znacznie mniejszy i jest całkiem ładnie. Przez pogórze Wielickie kieruje się powoli do doliny Wisły. Kanał Łączany - Skawina idący równolegle do koryta Wisły, powstał w celu doprowadzania wody do elektrowni Skawina. Alwernię omijam od wschodu zahaczając o rezerwat przyrody "Dolina potoku Rudno". Za Grojcem przejeżdżam nad trasą A4 i jadę do zamku Tenczyn. Znaki mówią ze jest objazd, ale liczę że rowerem bez problemu przejadę. Niestety już z daleka widzę, że droga jest dokumentnie rozkopana wiec rezygnuje z dotarcia do zamku i jadę dalej przez Tenczyński Park Krajobrazowy. Jadąc przez park krajobrazowy przypominam sobie pewne zdjęcie zrobione dokładnie w tym samym miejscu 15 lat wcześniej podczas podróży z Krakowa do Częstochowy odbytej z kolega Januszem - jednej z pierwszych wielodniowych wycieczek rowerowych. Łezka w oku się zakręciła:-) Docieram do Krakowa, jeszcze tylko ostatni podjazd do ZOO w Krakowie. Tam w kawiarence kawka, ciastko i lemoniada. W planach miałem małą kąpiel nad zalewem w Kryspinowie, ale dzikie tłumy zniechęciły mnie do tego. W Krakowie wbijam się na WTR. Niestety z uwagi na remonty czasem muszę od niej odbić. Zwłaszcza w okolicy klasztoru sióstr Norbertanek oraz przy bulwarze inflanckim. Sama jazda jest dość monotonna, zwłaszcza po minięciu centrum Krakowa. Mokry sen "czasowca" - WTR w okolicy mostu S7 na Wiśle. Nie przepadam za takimi trasami. Trasę miałem kończyć od razu w Niepołomicach, ale postanawiam jeszcze przez Wole Batorską dotrzeć do puszczy Niepołomickiej. W puszczy - plan był dotrzeć do południowych rubieży lasu i przez Kłaj wrócić do Niepołomic, ale jest mocno zmęczony, upał daje się mocno we znaki i jakoś bardzo słabo mi się jedzie. Stąd rezygnuję z jazdy dalej i najkrótszą drogą wracam do samochodu. Statystyki 2 dnia.
-
hehe przy tej via ferracie staliśmy u góry, nawet ktoś się akurat wdrapywał na górę. Piękne widoki i tak jak piszesz przepiękne tereny na wszelkiego rodzaju aktywności fizyczne. Szkody tylko, że to jednak kawałek drogi ode mnie, bo jeździłbym tam znacznie częściej.
-
Poniżej relacja z 4 dniówki rowerowej po kraju libereckim i usteckim z zahaczeniem o Saksonię. Start wycieczki zaplanowany został z Bogatynii, stała brygada czyli Marcin, Sylwek i ja. Na tej wycieczce wyjątkowo poruszałem się rowerem MTB pożyczonym od Sylwka. Niestety w moim Fuji trzasła rama, a dokładnie dolna rurka tylnego widelca blisko mufy suportowej. Dzień pierwszy. Z Piaseczna ruszamy dość późno bo około 7:30. W Bogatynii meldujemy się przed 13:00 i niespełna pół godziny później ruszamy na trasę. Z Bogatyni wyjeżdżamy fajną ścieżką wzdłuż ogrodów działkowych i za chwilę przekraczamy granicę z Czechami. Chwilę później zjeżdżamy z głównej drogi i świetnym bocznym asfaltem jedziemy do Hermanic Za Hermanicami tylko na chwile wjeżdżamy na główną drogę nr 13 by po raptem 2 km zjechać ponownie na boczne drogi. W Chrastavie na rynku pierwsze czeskie piwko. Na całym wyjeździe za piwo wyjdzie nam płacić 48-55 koron, co przy kursie 0,17 za koronę wychodzi poniżej 10 pln za piwo w knajpie. Za Chrastavą pojawia się nasz główny cel dzisiejszego dnia czyli Jested. Podjazd dość długi - Garmin wskazał 11km, Wahoo Sylwka zaczęło już odliczać na 16 km przed celem. Od Liberca do skrętu w lewo (jakieś 4-5km) spory ruch samochodowy i motocyklowy. Po skręcie w lewo ostatnie 2,5km znacznie spokojniejsza droga, ale i stromsza. Z Jested kierujemy się w stronę Osceny. Początkowo główna drogą, ale po kilku kilometrach zjeżdżamy na fantastyczną boczną drogę W Mimon mamy ochotę na jakąś obiadokolację, ale w Restauracji Drevenko dostajemy informację że kuchnia tylko do 19:00. Widząc nasze smętne miny właściciel proponuje nam knedliki z borówkami na ciepło i to jest przysłowiowy strzał w 10. Knedliki są przepyszne, nadziewane jagodami, posypane cynamonem i podlane bitą śmietaną...pycha. Kwaterę na pierwszą noc zaklepaliśmy jeszcze w Polsce 4 km od Mimon. Stąd robimy tylko małe zakupy na wieczór i śniadanie i lecimy na nocleg. Podsumowanie dnia pierwszego. Dzień drugi Nasza kwatera na pierwszą noc. Byliśmy jedynymi gośćmi. W nocy i rano zgodnie z prognozami dość mocno padało, stąd zbytnio nie śpieszymy się. Pani sprzątająca wygania nas równo o 10:00 (a właściwie 5 minut przed czasem:-)). O tej porze pogoda mniej więcej się wyklarowała, jest pochmurno, wieje mocny wiatr, ale nie pada, a drogi całkiem nieźle przeschły, no powiedzmy na polach, bo lesie mokro mocno. W okolicy Velenic zachowały się dwa budynki dawnych sklepów lustrzanych. Obiekt w tym miejscu nazywany był zwierciadłem Rabštejna, a drugi, położony około 800 m dalej, zwierciadłem Velenickiej. W tym drugim oprócz sklepu, była również szlifiernia luster. Lustra wykonywano na 8 maszynach polerskich, które napędzane były płynącym w dolinie potokiem Svitavka. W dalszym ciągu mocno pochmurno, ale prognozy mówią, że powinno być coraz lepiej Pierwszy mały popas robimy pod skalnym zamkiem Sloup I to jest świetny pomysł, bo przechodzi jeszcze krótka ulewa i dosłownie chwilę później robi się pięknie - i tak już będzie do końca wyjazdu. Staw Radvanecky przed Nowym Borem Ścieżka rowerowa do Nowego Boru - przepiękna Za Nowym Borem czeka nas 4 km podjazd - kończący się bardzo ładnym punktem widokowym Panska Skala - bardzo charakterystyczna skała z wychodnią bazaltu, zwana też bazaltowymi organami. rzeka Ploucenice W Decinie mamy ochotę na konkretny obiad, znajdujemy dwie restauracje obok siebie, ładujemy się do pierwszej, pani pyta się co podać, słysząc że chcemy coś zjeść proponuje nam piwo:-) Od słówka do słówka okazuje się, że żadnej kuchni w lokalu nie mają, na pytanie o restauracje na przeciwko stwierdza, że tam jest tak samo. Kieruje nas do knajpy w mieście o nazwie Kocanda. Logujemy się tam i zamawiamy karkówkę z pieczonymi warzywami i frytkami. Pałaszujemy wszystko choć mięso smakuje średnio, a warzyw jest tyle co kot napłakał. No nic grunt że najedzeni. Po obiedzie ruszamy na punkt widokowy położony po drugiej stronie Łaby. Podjazd krótki, ale ciężki. Nachylenie praktycznie nie spada poniżej 15% i wchodzi w kolana konkretnie, ale warto było się pomęczyć, bo widoki bardzo ładne. W trakcie obiadu ogarnęliśmy kwaterę kilkanaście kilometrów za Decinem w okolicy Sneznika. Cała droga na kwaterę idzie pod górę. Niepotrzebnie wybieramy początek drogi ulicami Sneznicka i Druzstevni, bo na tej drugiej asfalt kończy się wraz z zabudowaniami i przez ponad 2km jest droga gruntowa z dość luźnych kamieni i ponad 1 km z nachyleniami pod 15%. W końcu droga dobija do asfaltu i dalszą część podjazdu jedzie się całkiem przyjemnie. Na kwaterze szybko rozpakowujemy się, bo wpadliśmy na pomysł wjechania na Sneznik dzisiaj i skorzystania z pięknego zachodu słońca. , Podsumowanie dnia drugiego. Kolejnego dnia ruszamy dość szybko, bo i nie ma co zwlekać. Pogoda piękna i wiele miejsc do odwiedzenia. Większość tego dnia spędzimy po niemieckiej stronie granicy, ale na ostatni nocleg wrócimy do Czech. Po kilku kilometrach wjeżdżamy do Niemiec, niestety nie ma żadnej tabliczki. Nie licząc 2 km podjazdu do zamku Konigstein przez 25 km mamy cały czas w dół z wyjątkiem 2-3 małych hopek niewartych wspomnienia:-) zamek Konigstein I już nad Łabą. Elberadweg, czyli Łabski szlak rowerowy, jedziemy nim tylko 10 km do Stadt Wehlen, ale i te 10 jest bardzo ładne. Most Bastei jedna z najbardziej charakterystycznych budowli Szwajcarii czesko-saksońskiej. Na prom czekamy dosłownie chwilę i przeprawiamy się na drugą stronę Łaby - koszt 3 euro z rowerem. Tylko na chwilę zatrzymujemy sie w miasteczku na kilka fotek i lecimy piekna drogą rowerową położoną w głębokim kanionie do Rathenwalde Hohnstein Z HohnStein jedziemy kawałek bardzo ładna trasa rowerową. I zamknięta drogą dobijamy się do drogi prowadzącej z Bad Schandau do Hinterhermsdorf - 9 lat temu jechaliśmy nią, ale w drugim kierunku. Drogą tą nie jedziemy długo i po chwili skręcamy w las na szlak rowerowy wzdłuż potoku Kirnitzsch i w kierunku granicy z Czechami. Droga jest bardzo przyjemna, w lesie panuje całkiem miły chłodek. Graniczny mostek Od granicy przez 2-3 km jest szuter, miejscami dość mocno luźny, ale widoki przepiękne. Później szuter przechodzi w asfalt W Jetrichovicach stwierdzamy, że mamy bardzo dobry czas, bo na zarezerwowaną kwatera zostało około 4km. Stąd spędzamy ponad 1h na życie chwilą:-) Sam podjazd był po górskiej gruntowej drodze z całkiem konkretnymi nachyleniami, bywało i pod 18%, stąd lekko nie było. W końcu docieramy do noclegu - schronisko na Tokani. Siedzimy chwilę delektując się kolejnym piwem i ciszą, ale to nie trwało długo. Po chwili zajeżdża 10-12 bikerów i od razu zrobił się gwar i harmider. Podsumowanie dnia czwartego Dzień czwarty Ostatni poranek na wyjeździe - pogoda znowu jak drut:-) Z samego rana czeka nas dokończenie wczorajszego podjazdu, początek asfalt, ale za chwilę ślad każe nam zjechać na szuter. Tam w pewnym momencie nachylenia i nawierzchnia robią się bardzo trudne do podjechania - 22% i miejscami łachy piachu. Z trudem docieram na szczyt, później droga już się wypłaszcza i docieram do asfaltu. krótki popas gdzieś za Krasnym Polem. Droga do Krompach, obfituje w piękne widoki Za Krompachami też pieknie Czeka nas ostatni konkretny podjazd na tej wycieczce, około 5km i zjazd do Hradka nad Nisou. Podjazd nie jest zbyt trudny, ale jakość nawierzchni zarówno na podjeździe jak i na zjeździe jest tragiczna. W Hradku jemy jeszcze obiad i tu trafiamy na świetną restaurację o nazwie "K" gdzie każdy z nas zamawia co innego i wszystkie dania są przepyszne. Do końca wycieczki zostało już około 15km, ale została jeszcze jedna atrakcja - trójstyk granic PL/CZ/DE. To mój trzeci objechany na rowerze. Ten jest jednym z ładniejszych, duże trzy flagi narodowe + unii europejskiej. Bardzo ładnie to wygląda. Jeszcze rzut oka na kopalnie odkrywkową i docieramy do samochodu. Podsumowanie dnia czwartek i mapka całości , Podsumowanie Przejechane około 350km i według Garmina zrobione ponad 5600 w pionie. Wycieczka przepiękna, w wielu miejscach byłem po raz pierwszy, wiele widoków zostanie ze mną na zawsze. Pogoda i towarzystwo dopisało i obyło się bez żadnych wypadków czy awarii.
-
zgadza się, ale tak jak napisałeś pod warunkiem, że jadę sam, co jeszcze na nartach mi się nie zdarzyło:-) Zazwyczaj jedziemy w 3-4 osoby (minimum 2, ale to sporadycznie), więc koszt podróży samochodem jednak mocno się rozkłada.
-
No i podróż samochodem znacznie łatwiej zorganizować z dnia na dzień niż samolotem. Większość moich wyjazdów narciarskich to szukanie i klepanie kwatery środa/czwartek i w piątek po robocie wyjazd na pogodę.
-
Heh ciekawy temat, ale geneza mojego nicka jest niestety znacznie prostsza. Faktycznie na studiach byłem dość mocnym cynikiem i dostalem taka ksywkę - Cynio/cyniczny. Ta ksywka tak mocno do mnie przylgnęła, że zacząłem używać jej również na wielu forach w internecie. A mimo upływu lat (za chwilę minie 30 odkąd ta ksywka powstala) i dość znacznej zmiany zachowan/poglądów (zacząłem bardzo doceniać ogólnie rzecz biorąc ład prawny), koledzy ze studiów z którymi nadal utrzymuje kontakt nie mówią do mnie inaczej niż po ksywce. Stąd mimo iż jak słusznie zauważył @Marekbtl niezbyt ona już do mnie pasuje nie zamierzam jej zmieniac:-)
-
A zostawże tych biednych warszawiaków w spokoju, jedyny ich przyczynek do tej dyskusji jest taki, że często jeżdżę po ich mieście. Celniej by było gdybyś wyraził opinię o lublińczanach tudzież o mieszkańcach Piaseczna:-P
-
Czytam, to już pisałeś w tej dyskusji. A tego nie przypominam sobie. Z powyższego wynika, że nie masz praktycznie żadnego doświadczenia w poruszaniu się rowerem w ruchu drogowym, co wcale mnie nie dziwi. Jeśli dla Ciebie do przestrzegania pierwszeństwa przejazdu jest niezbędne jasnowidzenie to jest to mocno niepokojące dla innych uczestników ruchu drogowego. Ło matko, i to Ty mnie wyzywasz od polityków lol. Absolutnie nie, ale jeśli dojdzie do zdarzenia to nie będę szukał winy u (zakładam) jadącego zgodnie z przepisami kierowcy typu w sumie mógł jeszcze wolniej jechać, mógł bardziej się rozglądać itp. itd. Co Ty radośnie czynisz w kontekście filmiku z początku dyskusji. Nie rozumiesz, bo nie używasz roweru w normalnym ruchu drogowym. Stąd też masz pomysły na zatrzymywanie się przed każdym skrzyżowaniem, które IMHO są absurdalne. To trochę tak jakby niedzielny kierowca uznał, że dla niego nie ma problemu ze zwalnianiem/zatrzymywaniem się przed każdą krzyżówką niezależnie od posiadanego pierwszeństwa (również na zielonym), bo może nadjedzie autobus/betoniarka wymusi pierwszeństwo i rozsmaruje go w jego pojeździe. Większość kierowców na takie słowa uśmiechnie się z politowaniem i tyle, bo będzie wiedziało jak absurdalne jest to stwierdzenie. A mój tok rozumowania jest prosty, niezależnie czy poruszam się samochodem czy rowerem staram się nie wymuszać pierwszeństwa i oczekuje tego samego od innych uczestników ruchu. Problem w tym, że jadąc samochodem liczba wymuszeń jest niewielka, jadąc rowerem po drodze/ścieżce rowerowej liczba wymuszeń jest znacznie większa. I tu upatruję największy problem, kierowcy często nie zauważają rowerzystów na drogach rowerowych, bo nie obserwują całej drogi w trakcie jazdy, a zazwyczaj tylko jezdnię. Dopiero gdy ruch się krzyżuje na przejazdach rowerowych, następuje automagiczna materializacja rowerzysty i zaskoczenie. Oczywiście położenie tych dróg rowerowych, też często nie ułatwia obserwacji, ale jest wiele skrzyżowań gdzie widoczność jest znakomita ot chociażby przykład który pokazywałem z panią gadającą przez telefon, a dalej zaskakuję niektórych kierowców swoją obecnością. Świetnym przykładem jest tu właśnie ul Puławska (3 pasmowa arteria) od rogatek Piaseczna do ul. Poleczki w W-wie. Jeżdżę tamtędy od circa 15-20 lat. Ścieżkę rowerową wybudowali raptem kilka lat temu, stąd przez wiele lat poruszałem się tam normalnie jezdnią razem z innymi pojazdami - nie było buspasa. Liczba wymuszeń pierwszeństwa była sporadyczna, po prostu kierowcy mnie zauważali/widzieli. Po wybudowaniu ścieżki przez pierwszy 1-2 lata było naprawdę źle, ale dla pocieszenia dodam, że z roku na rok jest lepiej. Kierowcy coraz wolniej skręcają przejeżdżając przez taki przejazd, potrafią się nawet zatrzymać i upewnić czy nikt nie nadjeżdża, nie wszyscy i nie zawsze ale poprawa jest. Primo to był Twój pomysł, ja go tylko rozszerzyłem, aby w pełni pokazać jego absurdalność - jak widać pomogło i zauważyłeś też jaka to bzdura. Primo Ultimo to skoro piszesz, że szkoda się odnosić to się nie odnoś. Pisanie bzdury i porównywanie do polityków jest jak najbardziej odnoszeniem się, niskich lotów, ale zawsze.
-
A z ostatniej chwili Djokovic wycofał się z turnieju z powodu kontuzji prawego kolana - uszkodzenie łąkotki przyśrodkowej.
-
W takim, aby dostać się z punktu A do punktu B, które nie łączy droga rowerowa. A sam przykład był tylko po to, aby sprawdzić czy na jezdni bez drogi rowerowej też zawsze zatrzymujesz się przed skrzyżowaniami mimo iż masz ewidentnie pierwszeństwo. No, ale już wcześniej się okazało, że ani na drodze rowerowej ani poza nią wcale tego zawsze nie robisz - IMHO bardzo dobrze. Opisuję swoje zachowania na drodze wypracowane na bazie wielu tysięcy przejechanych kilometrów na rowerze (spokojnie ponad 70). Ty nazywasz mnie Panem Idealnym, ale w swojej podświadomości realnie oczekujesz właśnie tego od wszystkich rowerzystów i pieszych. Zdaj sobie w końcu sprawę, że piesi jak i rowerzyści też nie są cyborgami, też mogę mieć słabszy dzień, zamyśleć się itp. nawet przechodząc przez pasy na zielonym. Ty oczekujesz, że mają być zawsze i wszędzie czujni jak ważki, przelatywać przez pasy na zielonym jak żabka w grze video (byle nie za szybko, albo nie za wolno), bo pan kierowca może mieć słabszy dzień. A jak próbują wymóc na kierowcach przestrzeganie przepisów zwłaszcza w stosunku do nich samych, to podnosisz kwik jakie to roszczeniowe grupy - przecież powinni popylać tak żeby ich widać i słychać nie było, a najlepiej wcale. A wymuszenie pierwszeństwa nie jest łamaniem obowiązującego prawa? I widzisz jaką masz piękną radę dla kierowców których nie stać na zestaw głośnomówiący - podoba mi się i proponuję od razu ją rozszerzyć również na tych którzy z innych przyczyn wymuszają pierwszeństwa na skrzyżowaniach, przejściach dla pieszych i przejazdach rowerowych - wszystkich ich do zbiorkomu, na rower się nie nadają, bo tam przecież trzeba cały czas być czujnym. Nie widzę różnicy czy z przejazdu rowerowego zdejmie mnie hrabina gadająca przez komórkę, zamyślony emeryt, czy koleś który ma po prostu słabszy dzień.
-
Zamień motor/motorower na rower, czyli jazda rowerem po jezdni nie po drodze rowerowej. Przed każdym skrzyżowaniem zwalniasz czy wręcz zatrzymujesz się jadąc rowerem? Po dalszej Twojej wypowiedzi wiem że nie. Czyli jednak nie "Ja zawsze zwalniam, czy wręcz się zatrzymuje przed każdym skrzyżowaniem". W ogóle jazdę rowerem traktuje bardzo poważnie i mimo wielokrotnych wymuszeń dalej żyje i cieszę się dobrym zdrowiem. Z moich obserwacji wynika, że kierowcy dostawczaków tudzież ciężarówek znacznie ostrożniej wykonują wszelkie manewry w mieście, są dużo bardziej skupieni na jeździe + wykonują te manewry ze znacznie mniejszą prędkością, dając sobie szanse na prawie natychmiastową reakcję. Gdy widzę jak furgon skręca w prawo na minimalnej prędkości, często gęsto kierowca próbuje się wychylić, bo przecież mnie widział wcześniej, wręcz zatrzymuję się tak żeby mnie widział i przepuszczam go. Takiej sytuacji w ogóle nie traktuję jako wymuszenie - przypomina mi powiedzmy umożliwienie włączenia się do ruchu innym pojazdom. Wymuszeń o których piszę dokonują zazwyczaj kierowcy osobówek, zajmujący się ch... wiem czym w czasie jazdy, mający telefonik w ręku, nie obserwujący otoczenia, a gapiący się tylko na jezdnię, zamiast na całą drogę. Dodatkowo hrabia/hrabina nie będzie za bardzo zwalniał przy takim skręcie, bo co może pójść nie tak. I nagle ich zaskakują piesi na przejściu, rowerzyści na przejazdach rowerowych itp,itd. Zresztą nie będę gołosłowny, sytuacja z wczoraj na tej krzyżówce godz. około 5:30 rano czyli ogólnie ruch niewielki, pani z prawego skręca na zielonym w prawo, ja jadę po prawej drogą rowerową. Pani dosłownie chwile wcześniej (ciutkę przed tą hulajnogą) "wyprzedza mnie" i radośnie skręca w prawo bez większego zwolnienia, rozejrzenia się itp. Przecież przed chwilę mnie "wyprzedzała", zdematerializowałem się czy co. No, ale wyjaśnienie było proste w prawej rączce telefonik i coś tam sobie napier.... do niego. Sytuacji groźnej uniknąłem bez problemu, bo jeżdżę uważnie, ale mega irytują mnie sytuacje gdzie naprawdę niewielką chęcią można by ich w ogóle uniknąć. I lekko podsumowując, mnie najbardziej martwi w jak lekki sposób usprawiedliwiasz łamanie przepisów przez kierowców samochodów: "po prostu nie zauważyła", "Kobieta podbiegła i wyrosła kierowcy przed maską". Sam popierdalasz przez miasto nie patrząc na nic, czerwone klakson, ryzykując życie i zdrowie innych uczestników, bo według Ciebie sytuacja tego wymagała. Ale gdy wykroczenie robi rowerzysta tudzież pieszy, no to już walisz gromy typu fujara/pacan, mimo że on nie jest w stanie Ci fizycznie zagrozić. Może on też ma/miał powód według jego mniemania do wielkiego pośpiechu.
-
Wtedy nie odróżniałby się od zwykłych przejść, więc nie trzeba by tworzyć osobnej definicji. W powyższym przykładzie gdyby projektant drogi chciał, aby pieszy miał tu pierwszeństwo zainwestowałby w 4 znaki D-6 i tyle. Zresztą wystarczyło niczym nie oznaczać, bo którędy najsensowniej jest przejść przez drogę rowerową jak nie tam gdzie te pasy wymalowano. Według mnie w całym zamyśle przejścia sugerowanego było umożliwienie legalnego (ale bez przywilejów) przekroczenie danej drogi mimo iż w odległości mniejszej niż 100 metrów jest normalne przejście. W warunkach gęstej, miejskiej zabudowy ma to całkiem sporo sensu. Natomiast należało zadbać o odpowiednio inne oznaczenie takiego przejścia, tak aby pieszy bez problemów mógł odróżnić jedne od drugich. Sam brak znaku D-6 jest bardzo słabym odróżnieniem.
-
Pieszy może też legalnie przechodzić przez drogę rowerową bez tego przejścia jeśli w odległości maks. 100 metrów nie ma normalnego. Stąd przejście sugerowane położone w odległości większej niż 100 metrów niż normalne przejście przez drogę rowerową, jest zupełnie zbędne, bo dodatkowo wprowadza więcej zamętu niż pożytku.
-
Jak dla mnie wcale nie gruby, po prostu są ludzie tzw "tępe chuje", którzy za nic mają większość przepisów zwłaszcza dotyczących pierwszeństwa przejazdu. Zauważ jednak, że rowerzysta czy też pieszy wymuszający pierwszeństwo na kierowcy samochodu ryzykuje w większości przypadków tylko i wyłącznie własnym zdrowiem/życiem. Natomiast kierowca samochodu wymuszający pierwszeństwo na pieszym czy rowerzyście praktycznie zawsze wyjdzie bez szwanku. Na mojej drodze do pracy większość przejść dla pieszych przez drogę rowerową nie jest żadnym przejściem. To tylko pasy wymalowane na drodze rowerowej, które w zamyśle projektantów miały wskazywać mniej więcej w którym miejscu piesi powinni przekraczać drogę rowerową. Wprowadziło to od wuja zamętu i na szczęście już te potworki zostały częściowo zamalowane, ale część jeszcze pozostała. Wielu pieszych nie ma pojęcia, że to nie jest przejście dla pieszych. Piszę tu o czymś takim jak poniżej - przykłady praktycznie obok siebie z W-wy ze skrzyżowania Chełmżyńskiej z Marsa. Czy jadąc motorem/motorowerem zachowujesz się/zachowywałbyś się podobnie tzn. zwalniałbyś czy wręcz zatrzymywał przed każdym skrzyżowaniem? Bo to co robisz IMHO wcale nie pomaga w ogólnym bezpieczeństwie rowerzystów. Sprawiasz, że kierowcy sądzą iż niezależnie od okoliczności mają zawsze pierwszeństwo przed rowerzystą - zresztą mam jakieś podejrzenie że sam faktycznie tak sądzisz pisząc o "teoretycznym pierwszeństwie". I żeby była jasność pisze tu dokładnie o przypadkach o których wcześniej pisałem, czyli kierujący pojazdem jedzie w tym samym kierunku co rowerzysta i na skrzyżowaniu skręca w prawo. W takiej sytuacji kierujący ma obowiązek ustąpienia pierwszeństwa zarówno tym, którzy są na przejazdzie rowerowym jak i tym poruszającym się drogą rowerową, czyli nie będących jeszcze na tym przejeździe. Niestety infrastruktura zazwyczaj nie pomaga w przestrzeganiu przepisów. W wielu przypadkach wystarczyłoby żeby ścieżka była umiejscowiona jako dodatkowy pas przy jezdni, a nie oddalona o kilka metrów od niej. Taki zabieg powoduje, że po pierwsze kierowcy zauważają Cię bez problemu + rowerzyści na takich ścieżka (przynajmniej z moich obserwacji tak wynika) zachowują się znacznie bezpieczniej/ostrożniej niż gdy są zupełnie odseparowani od jezdni i tylko na przejazdach rowerowych mają styczność z samochodami.
-
Ja również. Natomiast jeżdżąc rowerem do roboty, nie ma dnia aby jakiś kierowca nie wymusił na mnie pierwszeństwa skręcając w prawo, gdy ja jadę prosto po ścieżce.
-
Uważać powinni wszyscy. Tutaj pani chyba jedzie mietkiem klasy B, który nie jest ani dużym suvem ani kombi. A ten wypadek to niestety codzienność w miastach.
-
I już po - 2:0 brawo Iga. Drugi set do zera
-
Mnie
-
Dolomity. Miłość od pierwszego wejrzenia.
cyniczny odpowiedział ski89 → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
Fakt, 4 dni to krótko na ten region. Alpe di Susi wspominam bardzo miło, ale jako dzień odpoczynkowy/lajtowy przy tygodniowym pobycie.- 20 odpowiedzi
-
- 1
-
- dolomitisuperski
- italy
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dolomity. Miłość od pierwszego wejrzenia.
cyniczny odpowiedział ski89 → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
No z grubej rury pojechane. Możliwe że w przyszły weekend też tam dotre😀 Seceda ech mały ale przepiękny ośrodek z mega długimi trasami. No i to boisko na samej górze robi wrażenie . Szerokość stoku circa 100 metrów może więcej 😀 Czy będąc tam macie zamiar przebijać się też do Alpe di Susi? Ciekaw jestem czy zjazd do ośrodka do Ortiseji jest otwarty - trasa Piłat nr 85. Według bergfexa nie, a według stronki dolomitu superski jak najbardziej.- 20 odpowiedzi
-
- 1
-
- dolomitisuperski
- italy
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ech te banery - szkaradziejstwo.
-
Tez mam geniusa3, ale jak dla mnie w wielu przypadkach to p...ne oszustwo. Żona wchodzi niezalogowana na tą samą kwaterkę na ten sam termin i najczęściej ma tą samą cenę.
-
Podróż moruńka do 8 krajów w czasach pandemii.
cyniczny odpowiedział moruniek → na temat → Wypoczynek nad wodą
Ja tam byłem tyko raz, tuż po oficjalnym otwarciu w maju 2010. Wtedy celnik wpuścił nas na teren służy żebyśmy mogli sobie wszystko obejrzeć i powiedział że na razie tylko jedna grupę kajakarzy na razie tu odprawili. A nocowaliśmy nieopodal w Rudawce, był może jeszcze jest taki sklep/bar i mieli pokoje do wynajęcia-generalnie gdzie diabeł mówi dobranoc:-) -
Podróż moruńka do 8 krajów w czasach pandemii.
cyniczny odpowiedział moruniek → na temat → Wypoczynek nad wodą
Jak już tam jesteś w okolicy to warto podjechać na śluzę Kurzyniec, która jest jednocześnie wodnym przejściem granicznym z Białorusią.