Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

marboru

VIP
  • Liczba zawartości

    7 188
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    597

Zawartość dodana przez marboru

  1. marboru

    Nowy rozdział - TikTok

    Zmiana nazwy użytkownika ...na tożsamą z blogiem nogi_bolo (@nogi_bolo) | TikTok Początek funkcjonowania kanału nawet niezły Udało się zgromadzić prawie 250 obserwujących 😮 Udało się zamieścić 42 krótkie klipy... które dostały 3026 polubienia... Jeden z TikToków został wyświetlony 122 000 razy - oooo Matko! 😮 Zachęcam do odwiedzania mnie na TikToku... dużo treści narciarskich - również takie, które nie były na skionline.pl publikowane. Będę wdzięczny za wsparcie! Serwus! marboru, Mariusz
  2. Krótkie video dla dopełnienia relacji
  3. Z tego da się wyleczyć? 😮 W moim przypadku, to chyba nieuleczalna choroba Tereny Cortiny i bliskich okolic, to moje Best of the Best
  4. Różowa, piękna Tofana... moim zdaniem z Tofan najładniejsza Czy rzeczywiście jest różowa? Tak... gdy pada na nią słońce właśnie ma taką barwę więc nie trudno zgadnąć, że nazwa Rozes pochodzi od specyficznego koloru tej góry. @sstar w innym wątku mojego bloga wywołał do tablicy tą górę. On zapamiętał ją jako... niezbyt urodziwą, niezbyt ciekawą do wchodzenia - chyba, że coś pomieszałem? Dla mnie i dla Pauli Tofana di Rozes, to ślicznotka, a sama droga na nią niezwykle ciekawa. Podobnie jak Lagazoi przeorana historią, przeorana wojną. Na początku spójrzcie na nią (fotka wykonana w dniu kiedy wchodziliśmy na Tofanę di Mezzo) - czyż nie jest piękna? Początek szlaku, podobnie jak w przypadku wspomnianego wyżej, w nawiasie trekkingu, zaczynamy przy Schronisku Dibona. Następnie trawersujemy (widać na powyższym zdjęciu doskonale) ścianę różowej piękności ścieżką ciągnącą się w stronę przełęczy Falzarengo. W dniu podejścia nad szczytem zawisła chmura. Idziemy, idziemy, a z samego rana zero żywego ducha. Po ok godzinie dochodzimy do początku ferraty... mijamy go, bo wiem (wcześniej wyczytałem), że gdy pójdziemy odrobinę dalej i lekko w górę, spotkamy mega wojenną ciekawostkę. Kompletnie tego nie widać na zewnątrz, co w środku 😮 i jakich gabarytów. @JC może Lagazoi, Tofana... rys historyczny, wojenny, to byłby mega ciekawy temat na "Tajemnice Selli" ? Proszę... wejście wygląda tak: ...z zewnątrz niby jaskinia - ale to tylko ułuda. To tunele wydrążone w skale. W czasie I Wojny Światowej toczono tu niezwykle zacięte walki... jak myślicie, kto wygrał i jakie były strony konfliktu? Zaraz po wejściu tablica mówiąca nam, co tu się "odwalało" Miejscówka ma naprawdę swój klimat. Czuć chłód, czuć specyficzny zapach historii. Widok przez "okno" strzelnicze w stronę ośrodka 5 Torri: Eksponat: Po zwiedzeniu korytarzy, wracamy na szlak. Cofamy się, by dojść do początku ferraty. Jest on niezwykły - wchodzimy w kolejny labirynt wojennych korytarzy. Na początek drabina podejściowa: Cywilizacja turystyczna: Otwory strzelnicze na początku dają światło i można normalnie iść. Później już nie ma tak łatwo. Trzeba zaświecić czołówkę, bo jest ciemno jak noc. Z sufitu kapie woda, jest mroczno i tajemniczo. Korytarze się zwężają i kluczą w skale... ile się tak idzie? Na moje oko co najmniej kilometr, dwa. Wyobraźcie sobie skalę prac, którą tu wykonali żołnierze... a pewnie to tylko niewielka część korytarzy w tej górze, niewielka udostępniona turystom. Wychodzimy na zewnątrz i idziemy piarżystym szlakiem trawersując dalej górę. Trzeba bardzo pilnować drogi ponieważ oznaczenia są bardzo sporadyczne i małe w formie niewielkich czerwonych kresek namalowanych farbą na większych kamieniach. Kosmiczny klimat... Trakt zamienia się powolutku w półkę skalną. Urokliwie! Gdzieniegdzie pojawiają się ułatwienia... moim zdaniem są one zbędne w wielu fragmentach. Dochodzimy do wodospadu - WOW, co za miejsce! Od tego punktu zaczyna się zabawa i prawdziwa ferrata Dużo miejsc (na moje oko, na D). Fajnie! Po pokonaniu pierwszej, pionowej ścianki wchodzimy na kolejną półkę - trawersujemy ją, z fajną ekspozycją - w bok. Dochodzimy do drugiego wodospadu. Ten nas nieźle zmoczył. Sporo w nim wody - tuż przy nim nawet nie ma jak wyciągnąć aparatu. Przeciwdeszczówki się przydały. Mniej więcej to miejsce (trzeba się mocno przyjrzeć by zobaczyć wodę - ona jest i było jej sporo, na fotce to niewyraźnie wyszło): Widoczki się odsłaniają, a my jesteśmy coraz wyżej. Po pokonaniu trawersu, kolejny raz wchodzimy w pionową skałę. Sporo ułatwień i klamr. Idzie się przyjemnie, a nam towarzyszy duża ekspozycja. Chwila odpoczynku i dalej w górę! Przyjemnie Uwielbiam spacery ponad chmurami Po kolejnym pionie... trawersy - raz w lewo, raz w prawo... Za plecami, od czasu, do czasu - między chmurami, Marmolada. Dochodzimy do ostatniego poważnego, moim zdaniem najtrudniejszego fragmentu ferraty. Pionowa ścianka, z małą ilością punktów zaczepienia na nogi... z małą ilością dobrych chwytów. Było trochę zabawy i adrenalinki Mega, mega fajny fragment z twarzą przytuloną nie raz do przepięknej barwy, skały. Ferrata Giovanni Lipella pokonana. Wychodzimy na piarżysko kopuły szczytowej. Pół godziny marszu w kamieniach i jest! Szczyt. Tofana di Rozes 3225 m n.p.m. Na szczycie tradycyjna nagroda - puszka zimnej Coca-Coli, drobne jedzenie, przebranie, kilka fotek i droga w dół. Widoczki ze szczytu, to może przesuwających się chmur... (wcześniej na szlaku załapał nas półgodzinny deszcz ze śniegiem): Widoki są zachwycające w takiej scenerii i kołderką... Jesteśmy między chmurami! Wracamy drogą normalną kierując się do schroniska Rifugio Camillo Giussani. Docieramy do niego klucząc w skałach i kamiennym piargu po mniej więcej 1,5 godziny. Tutaj robimy kolejną przerwę. Kawa i coś słodkiego w takich okolicznościach przyrody? Bezcenne. Zwiedzamy poniżej schroniska znajdujące się zabudowania i ruiny zabudowań... co tu było? Pewnie pozostałości wojenne, bądź pozostałości po jakiejś starej infrastrukturze turystycznej? Ktoś coś wie na ten temat? Dalszy szlak jest łatwy ale niezwykle widowiskowy widokowo. Co kilka kroków oglądamy się za siebie. Kończymy naszą wyprawę po 8 godzinach i 37 minutach niespiesznej wędrówki i wspinaczki. Ślad GPS: Tofana de Rozes 3225 m npm | Hike | Strava To był jeden z piękniejszych naszych dni w górach. @sstar namawiam do powtórki tego szlaku my z pewnością kiedyś tu wrócimy. Pozdrawiam serdecznie Mariusz "marboru"
  5. Śniegu nie ma, coś trzeba robić
  6. @pawelb91 super wyprawa do Aosty, świetne zdjęcia! By ożywić niniejszy wątek - polecam swój ostatni wpis na blogu ...może monotematycznie, ale w dalszym ciągu, na blogu kontynuuję temat Italii i Dolomitów. Zapraszam w mój kącik.
  7. @tanova zimą, na nartach, to wygląda dużo, dużo, lepiej 😍😊 @gabrik 10 marca wschodni Tyrol 😜 taki jest plan… 😀
  8. W Alpe Lusia na tej trasie, to pustki tylko przy pierwszych 2, 3 zjazdach... na Tofanie? Można cały dzień jeździć w takich pustych warunkach - dlatego uwielbiam to miejsce na narty Zazdroszczę I czekam na relację... a przede wszystkim na emocje, które wywoła w Tobie Cortina, Lagazoi, 5 Torri
  9. Dwa mega zaległe, krótkie filmiki (tiktoki) z opisywanego w wątku, wyjazdu. Pierwszy - Cortina, Tofana: Drugi Alpe Lusia Prośba o "serduszka" i obserwacje na TIK TOK. mojego kanału
  10. Conturines 3064 m n.p.m. Lavarella de Fora 3034 m n.p.m. Lavarella 3055 m n.p.m. Ferrata Tru - Dolomieu Powyższe cele i szczyty - doskonale widoczne dla wszystkich narciarzy jeżdżących po La Villi Start pieszy do ich zaliczenia zaczyna się na końcu trasy narciarskiej Lagazoi w Sciare. Auto zostawiamy przy schronisku Capanna Alpina (parking 5 EUR) i na początku idziemy w górę trasą narciarską, by po kilkuset metrach skręcić w lewo, wzdłuż strumienia. Przebieg wędrówki na GPS: Trzy trzytysięczniki 😀 | Hike | Strava Początek, to dość strome podejście... ...później odpuszcza i idziemy dość płaską doliną L'Gran Pian. Jest przepięknie i malowniczo - z jednej strony zieleń łąk...a z drugiej kosmiczne krajobrazy Dolomitów. Po kilku kilometrach na rozwidleniu szlaków skręcamy ponownie w lewo (wyraźne oznaczenie na tabliczkach). Idziemy już kamienną dolinką mając z lewej strony masyw Conturines, a po prawej Lavarelle. Do wyboru mamy dwie ścieżki - po lewej (przez wyschnięte jezioro) w kierunku najwyższego celu wędrówki i z prawej - tą wykorzystaliśmy do zejścia z dwóch pozostałych, niższych trzytysięczników. Droga jest mocno piarżysta - uciążliwa. Dobre buty na osuwające się kamienie są wskazane. Przydadzą się kije... nasze zostały w Polsce Rzut oka w dół, za plecy: Na przełęczy kierujemy się w lewo pod ścianę głównego wierzchołka. Tu rozpoczyna się krótka Ferrata Tru - Dolomiue (skala B). Pionowe drabinki, klamry i żelazna lina - wszystko dobrze ubezpieczone mimo sporej ekspozycji. Można zakładać uprzęż, ale bez, też spokojnie da się to przejść. "Szpej" niech wezmą osoby, które nie lubią pionowych przepaści. Nam, razem z Paulą przejście tej mini ferratki zajmuje 15 minut (w tle poniższej fotki widać wyraźnie - po lewej - wierzchołek Lavarella de Fora): Jesteśmy na szczycie... a tu... zamiast krzyża figurka afrykańskiego wojownika z kołczanem i strzałami? 😮 Mega fajne! A może to jakiś Laudyjczyk z Południowego Tyrolu? Wie może ktoś, co oznacza nazwa Conturines? Może ta figurka ma coś z tym wspólnego? @JC myślę, że to jedna z tajemnic Sella Rondy i okolic Lagazoi. Może coś wiesz na ten temat? Conturines 3064 m n.p.m. zdobyty! Widok ze szczytu Chwila odpoczynku, po dość wymagającym trekkingu... ...i schodzimy do przełęczy. Tutaj foteczka w stronę tras narciarskich La Villi I ponownie, żmudnie wspinamy się po bardzo ostrym piarżysku. Teraz mamy piękny widok na zdobyty, przed chwilą, pierwszy cel naszej wędrówki: Conturines w całej swojej okazałości: Ok 40 minut zajmuje nam wejście na Lavarella de Fora 3034 m n.p.m. Jesteśmy! Druga góra zaliczona! Tutaj już tradycyjny krzyż. Dość pokaźny: Widoczek: Kolejne 20 minut najpierw graniówką...a potem kilkusetmetrowym podejściem (znika poniżej, na zdjęciu po lewej stronie)... I jesteśmy na Lavarella 3055 m n.p.m. Krzyż też jest... mniej pokaźny, ale za to wyglądający jak ze sklepu jubilerskiego Dzwonimy dzwonkiem... jemy kanapki. Robimy dłuższą przerwę na kontemplowanie przyrody i schodzimy. Widoczek ze szczytu: Droga powrotna okropnie się nam dłuży. Mimo posiadania ze sobą po 3,5 litra wody na głowę - w upalną pogodę, kończą się zasoby. Uzupełniamy butelki przy małym wodospadzie, przy ostatnim stromym zejściu do Sciare i trasy narciarskiej z Lagazoi. Woda jest ultra zimna i smaczna! Pycha. Kawa w schronisku Capanna Alpina? Boska! ...pijemy ją wspominając ostatni pobyt na nartach i wyciąg konny z tego miejsca, z zimy. Kończymy kolejną przygodę w Dolomitach Mariusz "marboru"
  11. Kasprowy Wierch Dolomitów? Tak, to Piz Boe o wysokości 3152 m n.p.m. - najwyższy szczyt masywu Selli przy narciarskiej Sella Rondzie. Żeby było pięknie, widokowo i ciekawie postanowiliśmy wejść na ten szczyt od drugiej strony przez ferratę Tridentinę Klettersteig - trudność C. Auto parkujemy na parkingu pomiędzy Colfosco, a Passo Gardena. Kilkaset metrów od samochodu dochodzimy do pionowej ścianki i pniemy się w górę. Żelazna lina + masa klamr na nogi bardzo mocno ułatwiają wejście... za nami wycieczka szkolna, włoska - dzieciaki z pewnością poniżej 10 roku życia śmigają w górę pod opieką dwóch opiekunów. Stadko ośmiu sztuk... zwijamy się szybko by być samemu w górach, w ciszy. Droga, którą wybraliśmy to bardzo uczęszczany szlak i nawet skoro świt można napotkać tutaj sporą ilość ludzi. Po początkowej, pionowej, ściance dochodzimy do zwykłej ścieżki, którą dochodzimy do głównej ściany żelaznej drogi. Jest przepięknie! Widokowo? bomba! Humory nam dopisują i metr, po metrze zbliżamy się do jakiejś grupki ludzi, która weszła na szlak przed nami. Aż szkoda, że tak szybko nam idzie, bo piękno znika z każdym metrem... mamy świadomość, że niebawem skończy się ferrata. Nim jednak przyjdzie koniec wspinania - trochę pionu ...i jeszcze bardziej pionowo Fajnie, coraz fajniej! Ekspozycja robi się znaczna - ktoś, kto nie ma obycia z wysokością, z pewnością na skórze będzie miał gęsią skórkę. Gdyby nie klamry i drabinki, to byłoby miejscami D...albo i lepiej 😮 Na końcówce - kultowe miejsce, drabinka nad przepaścią. I smuteczek END ferraty. Dochodzimy do schroniska Pisciadu. Robimy krótką przerwę, bo do właściwego celu jeszcze daleko. Cudowne miejsce. Idziemy ścieżką po lewej stronie. Teren łagodny później przechodzi w krótką ferratę A/B. Okolica? To są kloce, porządne kloce! Idziemy, idziemy - w górę, w dół... tak jakbyśmy doszli po drodze do kolejnego szczytu... jak później się okaże, po szczegółowych mapach - niechcąco weszliśmy na dwie góry L'Antersass 2908 m n.p.m. oraz Sas de Mesdi 2980 m n.p.m. Świadomie na powrocie zaliczymy jeszcze jeden Piza Pisciadu 2985 m n.p.m. Te dwie, "niechcące" góry... to tak naprawdę niewielkie podejścia w całym masywie, w zasadzie stanowiące masyw Selli - niewielkie "pagórki". Ciepło Mega przyjemny trekking. Z dołu, z narciarskiego szlaku SR cały masyw robi wrażenie...ale u góry, na górze? Jest zjawiskowo! Kosmicznie! Mijamy kolejne schronisko, tuż przed ostatnim, piarżystym podejściem na szczyt Piz Boe (w drodze powrotnej jemy sobie w schronisku lunch). W górę, w górę i jesteśmy! Kolejny trzytysięcznik zdobyty. I ponieważ na szczycie jest masa turystów (schronisko) - szybko uciekamy z tego miejsca po zrobieniu fotek. Widok w stronę Marmolady przesłaniają chmury... tak trafiliśmy - szkoda. Na fotki przyjdzie jeszcze czas... może innym razem. Za niedługi czas widoki wrócą, chmury znikną. Schodzimy. Uśmiechy na twarzach Trawersujemy nieświadomie zdobyty w drodze na Piz Boe - szczyt. Tutaj mała ferratka, a w zasadzie kilkanaście metrów ubezpieczenia przed sporą ekspozycją. Po minięciu skrzyżowania szlaków kierujemy się w górę, i w prawo... podchodzimy nieświadomie zdobywając kolejną górę Tutaj robimy dłuższą przerwę na jedzonko i wygrzewanie w słońcu. Widoki są nieziemskie! Patrzymy w dół - w stronę doliny, którą później przyjdzie nam schodzić. Nagromadzenie "kloców" jest oszałamiające! Po przerwie idziemy drogą powrotną w dół... ...aż do skrzyżowania (przełęczka) na Piza Pisciadu 2985 m n.p.m. Idziemy go zdobyć! 40 minut pionowego, fajnego szlaku i jesteśmy na szczycie. Jest krzyż, wiadomo, że jest góra Odhaczamy! Widok w dół: Już tylko zejście do schroniska o tej samej nazwie... ...skręt w prawo i zejście łatwą ferratką do dolinki. Bardzo długi trawers na dole masywu - i żegnamy się ze szlakiem. Koniec niezwykłego, turystycznego dnia. Pogoda - sztos... z wyjątkiem pobytu na Piz Boe. Całość drogi (GPS) pod linkiem: Piz Boe + trzy inne kolosy 😉 | Hike | Strava Czas spędzony w górach 11:39:21 Dla takich dni się żyje! Pozdrawiam Mariusz "marboru"
  12. marboru

    Jasna Chopok

    @Jeeb dlatego do Francji nie jeżdżę
  13. marboru

    Jasna Chopok

    Ja myślę, że jednak większość z "kolejkowiczów", to masochiści.
  14. marboru

    Jasna Chopok

    Jak patrzę na takie zdjęcia z pod wyciągów... czy to z Chopoka, czy to ze Szczyrku, to naprawdę podziwiam ludzi za ich determinację w uprawianiu narciarstwa.
  15. Pitztal, to miejsce szczególnie mi bliskie. To tutaj dokładnie 10 kwietnia 2010 roku rozpocząłem swoją alpejską przygodę z nartami. Tym bardziej, że po drodze, gdzieś blisko Salzburga dobiegła nas informacja, bardzo niedobra informacja... ...zostawmy to. Lodowiec Pitztal odwiedziłem również będąc w podróży, razem z @JC, gdy odwiedzaliśmy pięć tyrolskich lodowców. Jesienią 2022, to był bardzo burzliwy czas w moim życiu... i? W ferworze walki, z problemami dnia codziennego, trafił mi się darmowy, 4 dniowy pobyt w niemieckim hotelu w GaPa. Grzechem byłoby nie wykorzystać narciarsko tej okazji. Najbliższy ośrodek czynny w listopadzie? W sumie była do wyboru cała wielka, lodowcowa piątka z Tyrolu. Wybór padł na Pitztal - raz, że sentyment, dwa, że Paula nigdy nie była na tym terenie narciarskim. Spakowaliśmy narty do bagażnika i w drogę W zasadzie, można powiedzieć, że był to polski długi weekend listopadowy (trzy dni nartowania od 11 do 13). Dojazdy z GaPa - ok godzinki jazdy autem w pięknych, górskich okolicznościach przyrody. Trochę baliśmy się o dużą frekwencję, a jak się okazało nie było tak źle. Parking był w zasadzie pełen, ale jak człowiek się nie spóźnił i był na otwarciu, to nie musiał stać długo w kolejce - zalecam być kilka minut przed startem ON. Narciarze, to przede wszystkim miejscowi, a potem nacją dominującym Polacy oraz Czesi. Jak ja lubię to miejsce! Jak ja lubię, jak to nazywa @JC lotniska... moja nazwa, jest nieco bardziej brutalna: trasy - lochy! O tej porze roku, jak widać na powyższym zdjęciu - niektóre trasy są jednak ograniczone przez rozstawione tyczki i trenujących. Debiutantka na najwyższym lodowcu w Austrii: Trzy dni katowania tak małego ośrodka, to przede wszystkim czas na to, by szlifować technikę jazdy i upajać się wysokimi górami i zimą. No i oczywiście taras widokowy Musieliśmy się tu pojawić na sesji zdjęciowej. Widok w stronę zjazdu do tras narciarskich: No i smaczna knajpka niemalże na szczycie Poniżej, druga góra Austrii - ktoś pamięta nazwę i wysokość? Tutaj lodowiec jest imponujący... Z bliska: Widok z góry na drugą część ośrodka i mega fajną trasę czerwoną: Jak to mówi Paula: jak nie ma w górach "kloców" (w domyśle Dolomity), to muszą być szpice... są szpice - Pani zadowolona! Pogoda trafiła nam się wspaniała. Słoneczko, fajna przejrzystość i lekki mróz. Kapitalna jazda na nartach - stoki trzymały cały dzień, twardo, równo i szybko. To była druga moja jesień na nartach i powiem Wam, że koniecznie temat jest do powtórki! Pauli też się podobało - zarówno jesienne nartowanie jak i sam ośrodek. Coś w sam raz dla narciarskich zakochanych Trzy dni minęły niesamowicie szybko i jak ktoś by mi wówczas powiedział, że to będą niemalże wszystkie moje narciarskie dni z sezonu 2022/23, to bym nie uwierzył... No ale cóż? Niezbadane są wyroki losu. Grunt, że wszystko się ułożyło, zdrowie wróciło i można od nowa tępić krawędzie! Czy kiedyś jeszcze wrócimy na Pitztal? Również życie pokaże Z narciarskim pozdrowieniem Mariusz "marboru" PS. Pierwsza wizyta na Pitztal - relacja: PS2. Druga wizyta na Pitztal - wpis na blogu: Krótkie video:
  16. @Chertan Pellegrino od strony Alleghe, też było robione (na tym wyjeździe) - fakt, łatwy i krótki podjazd to nie jest. Robiłem to z Jackiem, we dwóch z wariantem innej przełęczy... ale to już kolejna, krótka opowieść na bloga
  17. Dzięki @Cosworth240, Szymon Fedaia najbardziej dała w kość Jackowi, który w swoim BMC miał kasetę 28 z tyłu. Gdyby nie mocna moja motywacja (jechałem cały czas za nim), to by odpuścił... Ale wężem, wężem i wjechał Z naszej piątki najłatwiej mieli Michał i Grzegorz, którzy z tyłu po 34. Pomimo napotkanych po drodze trudności, to nie Fedaia na moje oko sprawiła mi najwięcej kolarskiego cierpienia... no ale to temat na inną opowieść w blogu. Powoli bloga uzupełniam, więc niebawem pojawi się w nim ta historia. Pozdrawiam serdecznie i również podziwiam, "online" na Stravie, Twoje epickie kręcenie.
  18. Pechowa przełęcz. Dlaczego? ...bo dopiero zrobiona rowerem za trzecim podejściem. Pierwsza próba - odpuszczona ze względu na upały +37... drugim razem odpuszczona ze względu na burzę i chłód. Jak to mówią - do trzech razy sztuka. Ruszamy z naszej kwatery i robimy krótką przerwę w Alleghe. Pogoda tego dnia jest również bardzo niepewna. Chmury przetaczają się nad szczytami i u góry wieje spory wiatr. Kieszenie mamy wypchane ciuchami - na dole jest dość ciepło i przyjemnie, później gdy nabierzemy wysokości będzie zimno. Na ścianie Civetty, powyżej miasteczka stoi chmura. Po krótkiej przerwie ruszamy w stronę Caprile. Mijamy most... i niestety nie ma tak pięknego widoku jak przy próbie numer 2 (foto), gdzie na dole kompletnie nie zapowiadało się na burzę. Z mostu - widok na Monte Civettę jest zachwycający Odbijamy w lewo i zaczyna się podjazd. Początek jest stosunkowo łagodny. Trzyma 5 do 7% i jedzie się bardzo przyjemnie. Mijamy kolejne serpentyny, krótkie tunele i docieramy pod dolną stację gondoli na Marmoladę. Od tego miejsca (obok mamy trasę narciarską) zaczynają się główne trudności. Na początek bardzo długa prosta z nachyleniem ponad 10%... ojjj jest tu trudno. Przydałby się elektryk @JC Eeee my jesteśmy twardzi! Główna zabawa zaczyna się później - przy górnej stacji orczyka. Serpentyny, doskonale widoczne z trasy narciarskiej, czy wyciągu krzesełkowego ciągnącego się w stronę Arabby, dają naprawdę w kość. Trzyma od 12% po 17... i tylko na zakrętach nieco odpuszcza...ale tylko tak, by mięśnie złapały nieco powietrza. Z góry wygląda, to tak: Można powiedzieć, że jesteśmy już prawie w domu... ...jeszcze trochę i jesteśmy. Mijamy znak wskazujący przełęcz i schronisko... jednak szosa, jeszcze kilkaset metrów, ciągnie się w górę - jedziemy dalej i dopiero przy jeziorze jest kulminacja podjazdu i można powiedzieć, że "szczyt" przełęczy. Nieco dalej się zatrzymujemy na zdjęcia. U góry Marmoladowy lodowiec... ...a tuż przy nas - cudne, turkusowe jezioro. Jedziemy dalej do tamy. Tutaj nagromadzenie turystów, motocyklistów i rowerzystów. Robimy fotkę całej paczki No i obowiązkowa fotka przy znaku, który jest tak oblepiony naklejkami, że go prawie nie widać. By zaliczyć najwyższy asfaltowy punkt, jedziemy tamą do końca, skręcamy w prawo, pokonujemy jeszcze dwie serpentyny o pochyłości ponad 12% i docieramy do najwyżej położonego schroniska przy szosie, restauracji i parkingu dla trakersów. Dalej już tylko szuter i szlak trekkingowy. Lodowiec z bliska: Zjeżdżamy, by przy początku tamy zrobić sobie przerwę kawową i naradzić się co dalej? Ponieważ pogoda jest bardzo niepewna - dzielimy się na dwie grupy. Grupa bez ryzyka - ja, Michał i Jacek. Grupa ryzyka - Grzesiek i Paula. Pierwsza jedzie w dół tą samą trasą, którą tu dotarła (liczymy, że zdążymy uciec zapowiadanej burzy), druga zjeżdża w stronę Campitello, by później wrócić na kwaterę od strony Passo San Pellegrino - liczą, że nie będzie padać. Imponująca tama: I ostatni rzut oka na jezioro przed zjazdem: Rozdzielamy się... ...gnamy na dół, a hamulce chronią od nadmiernej prędkości. Segment przy wyciągu orczykowym, wspomniana długa prosta, zjazd tutaj, to KOM z prędkością ponad 115 km/h rowerem 😮 Ja się rozpędzam do 76 i widzę śmierć w oczach Na szczęście cali i zdrowi docieramy we trójkę na sam dół. Zerkamy za siebie i już wiemy, że musimy się śpieszyć, bo burza nas goni... a grupę numer 2 na bank złapała. W Alleghe niestety nas dopada - chronimy się pod zadaszeniem, a potem gdy deszcz traci nieco na intensywności - ruszamy w trasę i ostatnie kilka kilometrów z podjazdem do kwatery pedałujemy w lekkim już deszczu. Grzegorz z Paulą jeszcze w Canazei bez opadu... ...za to ze świetną fotką, z rzeźbą przedstawiającą główną nagrodę z Giro Ale już ok 5 kilometrów dalej, w Campestrin - deszcz i burza. Początkowo chowają się w jakimś hotelu i restauracji licząc na to, że przejdzie... ...dzwonią do nas - my akurat uwięzieni w Alleghe. Umawiamy się tak, że (jesteśmy zdecydowanie bliżej mety) gdy dotrzemy na kwaterę - biorę auto i pojadę po nich. Trochę to trwało, a grupa numer dwa straciła cierpliwość - ruszyli. Po minięciu Moeny i rozpoczęciu podjazdu - rezygnują z dalszej jazdy. Są przemoczeni do ostatniej nitki i zziębnięci. Temperatura spada do jakichś 12 stopni. Moena z góry - początek podjazdu: W między czasie, biorę szybki prysznic, zakładam suche ciuchy i ruszam z misją ratowniczą. Dygoczących z zimna pakuję do auta przy dolnej stacji gondoli przy Alpe Lusia... ...teraz w "domku" już tylko ciepła herbata, jedzonko, serwis i czyszczenie rowerów - lulu Jak widzicie Passo Fedaia, przy trzeciej próbie uległo, ale tanio skóry nie sprzedało. Ślad GPS: Passo Fedaia 🗻 | Ride | Strava Pozdrawiam serdecznie Mariusz "marboru"
  19. @christof skiturowania nie lubię... ale piękne fotki z gór, zimą, owszem! Pięknie postrzelałeś! Cieszy oko, szacun
  20. @sstar byłem nieprecyzyjny. Plan był taki: Ferrata, Vezzana i droga dalej - „naokoło”, dojście do schroniska, zjazd kolejką z samej góry na dół. Jak można przeczytać, w trakcie wysypała się ta koncepcja. Doprecyzowując Ferrata Bolver Lugi jest na ścianie Cimon Della Pala 3184 m n.p.m. widocznego szczytu na filmiku z tiktoka, z mojej relacji. Ciekawostka - ten szczyt nazywany jest również Matterhornem Dolomitów.
  21. W dużych ośrodkach, ale również średnich na koniec dnia, przy wąskich gardłach, bądź nielicznych trasach zjazdowych na sam dół dzieje się horror, podobny lub jeszcze mocniejszy jak w zamieszczonych przez @Victor i @WojtekM filmikach, zdjęciach. Tysiące narciarzy zjeżdżających w tej samej godzinie do miasteczka. Sam osobiście spotkałem się z takim zjawiskiem w (tak na szybko z pamięci): Ischgl, Solden, Hochzillertal, Zillertal Arena, Hintertux, Serfaus Fiss Ladis. Ludzie pchają się na te trasy, a przecież mają alternatywę zjazdu gondolą.
  22. Wszystko dla i pod klienta... klient nasz Pannn... Jeśli ma to wyglądać, tak jak wygląda teraz, bez rozwiązania poniższych czterech punktów: Po pierwsze - problem logistyczny parking-kolejka... bursiarze i brak miejsc dla aut (w cywilizowanym kraju myślałoby się nad połączeniem parkingu z głównym wyciągiem - patrz dodatkowa gondola z miasta do kuźnic). Dwa - problem z wymianą krzesła na Goryczkowej. Trzy - problem z naśnieżaniem. Cztery - problem z połączeniem Goryczkowej i Gąsienicowej (patrz nowy wyciąg - biorący pod uwagę taki aspekt, bądź taśma łącząca dwie strony). To niech zamykają ten ośrodek dla narciarzy, a zostawią jedynie wyciąg dla turystyki pieszej. Krzesła do zaorania wraz z trasami.
  23. 229 PLN, 175 PLN... co za różnica? Tanio jak barszcz! A jakie atrakcje za tą cenę? Spokojne krzesło na Goryczkowej gdzie można poczuć prawdziwą zimę i mróz, można popodziwiać widoki zamiast alpejskiej pleksy... ...a jak Ci się znudzi Goryczkowa i chcesz na Gąsienicową wrócić, to trochę wspinaczki w butach narciarskich rozgrzeje stare kości nawet zatwardziałemu TV kanapowiczowi Same plusy, bardzo tanio i legendarnie.
  24. Po dwóch akcjach górskich w tygodniu (Monte Civetta, Stella Alpina), kolejnym celem miała być Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. przez ferratę Bolver Lugi - C. San Martino di Castrozza, to przepiękny środek narciarski, z którego jeżdżąc na nartach obserwujemy Pale di San Martino - przepiękny masyw Dolomitów... widać również prawie na wprost ferratę, którą zaplanowaliśmy. Ponieważ w nogach mieliśmy nie tylko dwie długie wędrówki w tygodniu, ale również kilka przełęczy na rowerze, tego dnia postanowiliśmy sobie nieco odpocząć na stosunkowo łatwym szlaku, wspomagając się dodatkowo kolejką. Z samego rana pojawiamy się przy dolnej stacji gondoli Colverde w San Martino di Castrozza. I tutaj popełniliśmy pierwszy błąd, bo kupiliśmy bilety na sam szczyt - czyli dodatkowo na kolejkę Rosetta co nas oddaliło od ferraty, a w finale na tyle nam zmąciło drogę, że dojścia do ferraty nie znaleźliśmy... ale o tym za chwilę. By w prosty sposób dotrzeć do ferraty - należy przejechać jedną kolejką, wyjść na szlak, po chwili odnajdując oznaczenia szlaku prowadzącego na ferratę. Docieramy drugą kolejką na ok 2600 metrów. A tu? Przepiękny płaskowyż ze schroniskiem w środkowej jego części. Kierujemy się do schroniska by odnaleźć wskazówki co do naszej drogi. Okazuje się, że musimy zejść i to ok 400 metrów w dół... Widoki są niesamowite! Oglądając masyw od strony ON wygląda zupełnie inaczej, będąc tu na miejscu odnosi się wrażenie, że jest się w jakimś księżycowym, kosmicznym miejscu. Cudownie! Nasza ferrata jest gdzieś na wprost (poniższe zdjęcie) - wiemy o tym, więc schodzimy w dół, krętą ścieżką, wzdłuż gondoli Rosetta. Idziemy, idziemy i w pewnym momencie mijamy znak wyraźnie pokazujący nam kierunek ferraty i skręt w prawo... Wg GPS wydaj mi się jednak, że to nie tutaj, że musimy iść dalej. Idziemy jeszcze spory kawałek i zasiana wątpliwość w naszych głowach nie daje spokoju. Robimy naradę gdzie cała grupa postanawia kierować się znakiem, a nie GPS. Nawracamy. Podchodzimy do skał i okazuje się, że jest tu początek jakiejś żelaznej drogi. Idziemy w górę... Po kilkuset metrach kończą się sztuczne ułatwienia, jest szlak ale łatwy... Znowu narada. Wracamy, czy idziemy dalej? Mój GPS pokazuje, że jesteśmy na szlaku na przełęcz Bettega. Zapada decyzja - ponieważ jesteśmy w wyraźnym niedoczasie idziemy dalej w górę, postanawiając zrobić ferratę na zejściu. Teren jest piarżysty i wymagający dużej kondycji fizycznej... tuż przed przełęczą na skrzyżowaniu szlaków - jeden z kolegów postanawia iść w stronę schroniska. Wyraźnie źle się czuje - jego organizm źle reaguje na wysokość, wysokie tempo marszu (na Civettcie był też kryzys, na Stellę Alpinę nie poszedł). Robimy dłuższą przerwę, po posiłku odzyskuje wigor, na szlaku widać turystów, schronisko jest bardzo blisko. Odprowadzamy kolegów wzrokiem (zapewniał nas, że już wszystko jest ok) - drugi z nich dla bezpieczeństwa postanawia doprowadzić "kontuzjowanego" w bezpieczne miejsce i nawrócić do nas. Razem z Paulą czekamy aż wróci i dopiero kontynuujemy trasę dalej, we trójkę. Grzegorz przyjechał z nami w Dolomity tylko na rower, więc go dzisiaj też nie ma. Passo Bettega: Schodzimy w dół i trawersujemy Croda della Pala. Szlak skręca w dolinkę i po chwili znowu wchodzimy pod górę. Jest epicko! Jest też śnieg... żywego ducha. Pustka, cisza i krajobraz nie z tej ziemi. Dochodzimy do przełęczy Passo del Travignolo na wysokość 2925 m n.p.m. Widok na dół: Po krótkiej przerwie kontynuujemy mozolny marsz pionowym piargiem do kolejnej przełęczki. Na jej szczycie drugi kolega ma kryzys fizyczny. Tak w kość dał mu ten piarg, że zwyczajnie nie ma siły. Mówi, że nie da rady pójść z nami na Cima della Vezzana Ok. Chwilę dyskutujemy co dalej?... Jacek mówi, że potrzebuje odpocząć z pół godziny i zjeść. Ponieważ jesteśmy pod szczytem II Nuvolo 3075 m n.p.m., to my z Paulą postanawiamy wejść na ten szczyt, odpuszczamy główny cel tego dnia Zdobywamy go po 15 minutach. Kolejny trzytysięcznik na koncie - nagroda pocieszenia. Jest przepięknie Nie jesteśmy długo na szczycie, może 5 minut? Wracamy do Jacka. Na szczęście odzyskał wigor i siłę. Schodzimy w dół kontrolując co z kolegą chwila, za chwilą. Na szczęście z każdym metrem w dół jest wyraźnie lepiej. Ponownie znajdujemy się na Passo del Travignolo. Krótka dyskusja - schodzimy Via Normala, tak jak podchodziliśmy, czy skręcamy z przełęczy pod zejście do ferraty? Jesteśmy w wyraźnym niedoczasie i okrężna droga spowodowałaby to, że nie zdążylibyśmy na zjazd gondolą. Ostatnia rusza w dół 16:30. Główny temat - kondycja fizyczna Jacka. Zapewnia nas, że spokojnie da radę i woli schodzić krótszą drogą. Idziemy. Jest pięknie... tylko nie ma widoczności - na ścianie stoi chmura. Ferrata jest widowiskowa ale łatwa. Metry w dół znikają szybko - Jacek daje radę i wytrzymuje dość szybkie tempo schodzenia. Bardzo mi się podoba. Duża ekspozycja, piękne formacje skalne. Czas zejścia liczony na ok 3 godziny skracamy do 1,5 h. Kończymy żelazną drogę odnajdując kluczowe miejsce, które było sporo jeszcze przed nami gdy go szukaliśmy rano. GPS naszej wędrówki: II Nuvolo 3075 m npm | Hike | Strava Początek ferraty jest pięknie oznaczony i nie sposób go przegapić jak się trafi we właściwe miejsce: Ostatnie kilometry szlaku do kolejki Colverde pokonujemy biegnąc. Jesteśmy na stacji o 16:28... jedziemy w dół. W San Martino di Castrozza spotykamy się z Michałem, który postanowił zwiedzić miasteczko, wsiadamy do auta i jedziemy na kwaterę. Po drodze, gdzieś na styku przełęczy zatrzymujemy się przy potoku górskim gdzie wszyscy chłodzimy stopy Kolejny dzień w górach, z przygodami - kończymy bezpiecznie, to najważniejsze. Samą ferratę i Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. jeszcze kiedyś zdobędziemy... Może tak się miało zadziać, byśmy tu wrócili? Z przyjemnością to zrobimy Na koniec widok, panorama ze szczytu II Nuvolo. Pozdrawiam Mariusz "marboru"
  25. Ile wlejesz tyle i zezre 😁
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...