Uważam, że idea sama w sobie nie jest zła, tylko zasady naliczania i przypisywania polisy będą pewnie do niczego tak jak to jest w przypadku pojazdów.
Już pokrótce wyjaśniam:
W USA polisa OC jest wykupowana przez kierowcę i wystawiona jest na kierującego a nie na pojazd jak to jest u nas.
Jest to logiczne z kilku powodów:
1. Odpowiedzialny za zdarzenie drogowe jest kierowca i to on powinien odpowiadać ze swojej polisy a nie tak jak u nas, że to pojazd odpowiada za kierowcę
2. W naszym kraju jak pożyczysz komuś auto i gość wyrżnie twoim autem to ty jesteś stratny a nie ten co to zrobił, bo odpowiada pojazd i jego właściciel a nie kierujący - wg mnie bzdura totalna.
Gdyby w naszym ukochanym kraju ktoś wpadł na taki system naliczania OC to można by zastosować również do kierujących rowerami i to miałoby sens. Bo w sytuacji gdy wzorem OC pojazdów miałby być ubezpieczony rower to bzdura totalna.
Jak znam, życie to zaraz odezwie się larmo, że po co komu OC dla rowerzysty.
To odpowiadam:
1. Tak samo jak: po co ci ubezpieczenie jak wyjeżdżasz na narty?
2. Nie życzę nikomu zderzenia z rowerem jako kierujący pojazdem i odwrotnie nie życzę żadnemu rowerzyście zderzenia z pojazdem. Zakładając, że rowerzysta by zbyt mocno się nie poturbował to i tak miałby wyjęte bo buli z własnej kieszeni za szkody na pojeździe w przypadku gdy będzie to jego wina.
Takie jest moje zdanie: obowiązkowe OC dla rowerzysty jak najbardziej ,ale nie dla roweru i tego samego zdania jestem w stosunku do pojazdów. Obowiązkowe OC dla kierowcy a nie dla pojazdu.
Kropka.