-
Liczba zawartości
107 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Ostatnia wygrana Szymon_K w dniu 21 Marzec 2013
Użytkownicy przyznają Szymon_K punkty reputacji!
O Szymon_K
- Urodziny 29.09.1974
Informacje osobiste
-
Imię
Szymon
-
Miejscowość
Tomaszów Maz.
Sprzęt narciarski
-
Narty marka
zjazdowe
-
Buty marka
narciarskie
Umiejętności
-
Poziom umiejętności
1
-
Dni na nartach
0
Ostatnie wizyty
Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.
Szymon_K's Achievements
Średnio zaawansowany (3/6)
56
Reputacja
-
Z wyjątkiem polityków. Dla uczciwych ludzi sam start w wyborach jest plamą na honorze.
-
Sposób przemieszczania się, to np. piechotą, autobusem (z ograniczeniem ilości pasażerów lub nie), w grupach o ilości osób nie większej niż, rowerem, samochodem osobowym itp. Ale nie po bułki do sklepu, na spacer, na myjnie umyć samochód. - To jest cel / powód / przyczyna - przemieszczania się a nie sposób. Nigdzie nie ma mowy, że można to ograniczyć w czasie epidemii. Ja np. chciałbym poszwędać się cały dzień po mieście, żeby nowe buty rozchodzić, w dozwolony sposób (spacerując samotnie). Wolno mi podając prawdziwą przyczynę spaceru i nie narażając się na mandat? W poprawce do rozporządzenia jest ograniczenie przemieszczania z wyjątkiem takiego w celach ... tam wymienionych. Nie ma na to zgody w ustawie o epidemii, nie ma nawet w ustawie o stanie wyjątkowym, bo tam można robić wiele ograniczeń, w określonych godzinach, na określonych obszarach, zakaz całkowity opuszczania określonych miejsc, ale nie zakaz przemieszczania się w określonych celach.
-
Myślę, że artykuł trafia w sedno problemu. A o tym jak pęka psychika po kilu dniach i do głosu dochodzi rozsądek, możesz się naocznie przekonać tutaj: Ludzie chcą żyć a nie umierać, ale nie na kwarantannie jak szczury w kanałach, chcą żyć jak ludzie i chodzić z podniesioną głową i nie przekupisz ich obietnicą respiratora.
-
Chłopie, weź kalkulator, wykonaj kilka działań, ile mamy ludzi, ile statystycznie umiera, ile to wymaga respiratorów i ile ich mamy. Za tydzień lub dwa będzie problem z załatwieniem respiratora dla dziecka, jeśli będzie tego wymagało, nie będzie ich dla ludzi w sile wieku dobrze rokujących, a Ty chcesz je rezerwować dla ludzi 75+ i nawet myślisz, że to może się udać? Społeczeństwo, które chce ratować ludzi starych kosztem młodych i kosztem przyszłych pokoleń jest w ostatnim stadium degeneracji, jest skazane na zagładę. Mamy ostatnie dni dobroci dla starszych, niech szybko chorują bo za chwilę nie dość że respiratora nie dostaną, to łóżka na korytarzu też dla nich nie będzie.
-
Olo, widzę że nie rozumiesz. Tu nie chodzi tylko o gospodarkę, chodzi o jak najmniej ofiar w ludziach i jak najmniejsze szkody w gospodarce (jedno i drugie razem w pakiecie). Jak wybucha wulkan to wszyscy z pobliskiej wioski spierdzielają, rodzice biorą małe dzieci na ręce, ale niedołężny starzec i ci co wolniej biegają pewnie zginą. A Ty chcesz wysłać na ratunek zastępy straży pożarnej, część do polewania wulkanu wodą i budowania zapór dla lawy, część do wynoszenia starców, w efekcie zginie znacznie więcej osób, w dużej części młodych i silnych. Potem będziecie opowiadać o ich bohaterstwie i poświęceniu, ale takie działania są bez sensu i przynoszą większe straty. Jak nie jesteś w stanie zaakceptować małych strat, to poniesiesz większe. Jeżeli epidemia przetoczy się przez Polskę w ciągu 3 miesięcy, to dostępne respiratory są w stanie w tym czasie obsłużyć może jakieś 50 tys pacjentów, z czego połowa i tak umrze. Zachwianie gospodarki będzie odczuwalne przez kilka następnych lat. Jeżeli uda nam się wydłużyć epidemię do 6 miesięcy, to z respiratorów skorzysta 100 tys. ludzi z czego połowa umrze (zakładamy, że nie zabraknie lekarzy, oni nie będą chorować). Możemy więc uratować o 25 tys ludzi więcej (tych o słabszym zdrowiu, skoro wymagali respiratora). Brawo! Tymczasem w obu przypadkach i tak umiera np. około 1 mln. ludzi (+/-25 tys.) z powodu wirusa. W drugim przypadku umrze jeszcze np. drugi milion w wyniku głodu, zamieszek, panującej anarchii, wzrostu przestępczości. I to mogą być ludzie całkiem odporni, którzy epidemie by przeżyli bez pomocy lekarza. Z upadku gospodarczego będziemy się podnosić przez np. 20 lat, w tym czasie urodzi się o kilka milionów mniej dzieci niż przy wariancie pierwszym. Ale walczyliśmy jak lwy, do końca, możemy być z siebie dumni. Jak wybucha wulkan albo epidemia, to wszyscy wiedzą że będą trupy i nikt normalny nie wini za to rządu. Nie oczekujemy, że oni nam pokarzą jacy są dzielni (naszym kosztem). Ale za utrzymanie stołka odkładają na bok logikę, rozsądek bo mają w dupie nas wszystkich, muszą się utrzymać przy władzy za każdą cenę, a po nich choćby i potop. Przecież oni wiedzą, że respiratorów i tak zabraknie, czy ludzie pójdą do pracy czy zostaną w domach, to będzie tydzień różnicy. Są praktycznie bezsilni w wyłapywaniu zainfekowanych i wszelkie kwarantanny są zbyt późne, żeby byłe skuteczne, ale paraliżują gospodarkę. Przecież Włochy są na samym początku epidemii, jeszcze mają 60 mln ludzi do zarażenia, a już nie nadążają sprzątać ciał. Mówienie o tym, że służba zdrowia złagodzi jej skutki jest bezczelnością. Ale rozwalanie gospodarki, zabranianie ludziom pracować i zarabiać i narażanie ich na wieloletnie konsekwencje takich głupich posunięć w imię tego, żebyśmy pomyśleli jaki to nasz rząd jest humanitarny, świadczy właśnie o kompletnym braku humanitaryzmu. Nie ma rozsądniejszego wyjścia jak akceptacja sporych strat, żeby nie było znacznie większych.
-
To zachowania państw demokratycznych, np. Rosja obstawiam że ma na to wywalone i tam jest pełen luzik. Inni muszą się martwić, żeby ich ponownie wybrano więc będą udawać że walczą, a właściwie muszą tak robić - takie są reguły demokracji. Każda gospodarka się mocno zachwieje, ale niektóre mogą zostać doszczętnie zruinowane w imię ratowania istnień ludzkich, których uratować nie mogą, za chwilę i tak zabraknie respiratorów i lekarzy, z kwarantanną o kilka dni później. We Włoszech już zabrakło a raptem mają 15 tys. zarażonych podobno. Co się stanie przy 20 mln zarażonych.
-
O ile pamiętam Chiny całkowicie odcięły pierwszy region jak wykryto mniej niż 100 zarażeń i natychmiast odcinały kolejne miejsca gdzie cokolwiek wykryto. Cała reszta Chin działała względnie normalnie produkując i dostarczając co potrzeba. My nie zamknęliśmy żadnego regionu, za to sparaliżowaliśmy większość branż w całym kraju. Nie widzisz różnicy. A w Rosji prawdopodobnie trochę bardziej rozszalała się zwykła grypa i trochę więcej ofiar pochłania, ale testy na koronawirusa nie wychodzą pozytywnie bo zapewne takie były rozkazy. Oni przejdą to prawdopodobnie najmniej boleśnie, a pod kątem liczby ofiar (w stosunku do liczby mieszkańców) prawdopodobnie nie będą gorsi niż cywilizowany zachód. Myślę, że ich gospodarka najmniej to odczuje przy takim podejściu, chociaż z pewnością ucierpi ze względu na ich głupszych sąsiadów z europy, którzy za chwilę nie będą mieli pieniędzy, żeby w Rosji kupować to i owo.
-
Te niecałe 100 tys zarażonych dla Chin, to jak dla nas 2500, tyle to mamy z pewnością już, ale dowiemy się o tym pewnie za 10 dni. Chiny mają takie zasoby wszystkiego i są tak zdyscyplinowani, że nie mamy najmniejszych szans się z nimi porównywać. Zresztą kto powiedział, że chiny się obroniły? Dopiero zaczęły się skutecznie bronić, ale muszą poczekać broniąc się dalej, aż epidemia ucichnie na całym świecie. Jak to wpłynie na ich gospodarkę będziemy widzieć. Te parę tysięcy respiratorów jest bez żadnego znaczenia, jeśli epidemia będzie trwała 3-6 miesięcy i w tym czasie zarazi się większość społeczeństwa, respiratorów starczy tylko dla wybranych (nie będę mówił wg jakiego klucza).
-
Jest dokładnie odwrotnie, to kwarantanna sparaliżuje gospodarkę a nie wirus. 80% zarażonych nie ma objawów lub ma niewielkie, może normalnie nie wiedzieć o tym, może pracować od czasu do czasu pokasłując (chyba każdy z nas widywał takich ludzi w pracy i sam w lekkich przeziębieniach zwolnienia nie brał). Pozostałe 20% odchoruje i wróci do pracy lub część z nich umrze. Trudno, to już raczej jest pewne. W przypadku kwarantanny, takiego straszenia ludzi i różnych obostrzeń, za moment stanie cała gospodarka. Władza ma życzenie, żeby pracowali lekarze, policjanci, apteki i sklepy spożywcze, ale tak nie będzie. Za chwile cały ten personel idzie na kwarantanne (kwestia tygodnia), albo na zwolnienia ze strachu przed zarażeniem przy braku środków ochrony osobistej. Za chwilę kierowca busa nie dowiezie pani aptekarki i sklepowej do pracy, bo zawsze woził 20 osób, a z dwoma nie opłaca się jechać. Firmy nie mając dochodów w marcu nie zapłacą podatków i zusów w kwietniu, za chwilę budżetówka nie dostanie pensji, emeryci emerytur, pracownicy firm prywatnych też mogą nie dostać, karetki nie będą miały paliwa, a szpitale pieniędzy na cokolwiek. Ale pieniądze będą i tak bez znaczenia bo nie będzie niczego, nawet za pieniądze, nikt nie wyprodukował, nikt nie dowiózł (kwarantanna święta rzecz). Kononowicz miał taki program ("nie będzie niczego") a PIS go zrealizuje, zamiast udawać że nic strasznego się nie dzieje i z bólem serca, ale dać umrzeć niektórym, rząd wciela w życie plan na popełnienie zbiorowego samobójstwa. Ludzie wyjdą na ulicę, bo będą woleli zarazić się wirusem niż umrzeć z głodu. Wyjdą głodni i wycieńczeni długim chowaniem się po domach o chlebie i wodzie, osłabieni, bez siły do walki z wirusem - wtedy zaczną się masowo zarażać. Sąsiad zabije sąsiada kradnąc mu 2 ziemniaki. Wtedy stwierdzą, że jednak mimo wszystko trzeba pracować, ale nie będzie już pracodawców. Zamiast kilku procent zgonów będzie ich znacznie więcej przy okazji pozbawiając szans na lepsze jutro tych co przeżyją. Jak słyszę tych debili w telewizji zachwycających się działaniami Państwa, kwarantanną i tym jacy to my jesteśmy sprytniejsi od Włochów to nóż mi się w kieszeni otwiera. Najdziwniejsze, że spotykają się z poklaskiem społeczeństwa. Za miesiąc czy dwa będą pewnie wieszani na drzewach, tylko dlaczego aż takim kosztem.
-
Pojeździłem 5 dni na tych nartach. Po tym czasie na ślizgu nie pokazały się żadne szarości (nawet przy krawędziach), ślizgi były ładne - czarne, co wcześniej nigdy się nie zdarzało. Ale "odjazd" od świeżo posmarowanych nart czuć było chyba tylko w pierwszym dniu, później jechały całkiem normalnie.
-
Ani nie będzie mi się chciało, ani to nie jest chwilowo możliwe bo nie mam już nart z nowym (nienasyconym) ślizgiem, a stare nie za bardzo smar przyjmują.Poza tym nie czuję potrzeby wzmacniania argumentów, piszę o tym co sprawdziłem, jeżeli komuś to nie wystarcza i woli być za teorią parowania - nie mam nic przeciwko.Ewentualnie kilka zdjęć dla niedowiarków.Na zdjęciach kolejno jest:- nowa narta po wygrzaniu,- nowa narta po wygrzaniu, cyklinowaniu i szczotkowaniu (nadal widać suche plamy),- stara narta po wygrzaniu. Smaru wprasowałem tyle ile się dało, dodawanie go więcej skutkowało spływaniem poza krawędź podczas prasowania z minimalnym naciskiem. Dodatkowo nakapałem smar bez prasowania, żeby się rozpłynął. Roztopił się w boxie, ale się rozpłynąć nie chciał - był zbyt lepki - i pozostał w tych miejscach do końca procesu.Dodam, że ślizgi obu nart były czyszczone przed wygrzaniem poprzez dwukrotne cyklinowanie na gorąco, starej narcie nie za bardzo to pomogło.Tak więc wygrzewanie ślizgów nart nowych lub po planowaniu "jakoś działa", co do nart starych pewności takiej nie mam.Prawdopodobnie stary smar o wyższej temperaturze topnienia blokuje możliwość wchłonięcia smaru bardziej miękkiego, być może zmywacz do ślizgów by pomógł - ale nie wiem.Po drugim grzaniu nart nowych smar pozostał na ślizgu w sporej ilości.PS. teraz dopiero doczytałem, że chodziło Ci o sprawdzenie ile smaru wyparuje z cykliny metalowej. Po co chcesz to wiedzieć? Z pewnością "coś" wyparuje (może nawet uda się to zważyć przy dokładności wagi 0,001g), ale widzisz po starej narcie, że jest to ilość niedostrzegalna gołym okiem w porównaniu do ilości jaka "zniknęła" z nowej narty. Jak będę grzał następnym razem (nie za prędko) to może będę o tym pamiętał.
-
To parowanie parafiny to nie taka oczywistość. Owszem, w temperaturze 300+ stopni pewnie tak (może nawet w 100+), w 60 to ona ledwo w ciekłą formę przechodzi i daleko jej do intensywniejszego parowania, jest na tyle gęsta (lepka) że nawet dobrze rozpływać się po ślizgu nie chce. Woda też w +5st.C nie paruje zbyt intensywnie. Kilka dni temu grzałem w boxie 2 pary nart (równocześnie), jedne to nówki z czystym ślizgiem, drugie to stare używki ze ślizgami nasączonymi wcześniej wielokrotnymi prasowaniami smarów o różnej twardości. Na obie poszła dość gruba warstwa smaru (tego miękkiego do boxów), po kilkunastu godzinach z nowych nart smar zniknął praktycznie w całości (były nawet całkiem suche plamy), na starych było go mniej więcej tyle ile na początku. Nowe jeszcze raz poszły do boxa z następną warstwą smaru, która po kolejnych kilkunastu godzinach już nie "wyparowała".
-
Fischer Progressor 9+ 180cm.
Szymon_K odpowiedział Szymon_K → na temat → Giełda sprzętu narciarskiego
Ponawiam ofertę, cena 450zł, kurier gratis.