Maria
Użytkownik forum-
Liczba zawartości
1 193 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
17
Zawartość dodana przez Maria
-
I ja też. A to stawia człowieka w kłopotliwej sytuacji - nie wiadomo, czy od razu sprawę tłumaczyć, co brzmi głupio, zwłaszcza gdy jest tysiąc ważniejszych tematów, czy czekać z tym na dogodny moment - faktycznie, zagwozdka.
-
Sorry za żarciki, ale nie mogę się powstrzymać... Skojarzenie rzeczywiście może się narzucić. Tu grożą zielone ludziki, tam unosi się jakieś UFO. Jedyna różnica, to że na krześle można przynajmniej usiąść, a na tym drugim obiekcie - chyba tylko się powiesić...
-
We wczesnej młodości notorycznie uszkadzałam sobie torebkę stawową, ciągle się potykałam. Zawijałam to bandażem i kulałam jakieś 2-3 tygodnie. Potem minęło. Właśnie, w butach narciarskich przynajmniej ta kontuzja nie grozi !
-
Acha, i są jakieś dogodne taryfy z darmowymi rozmowami Play-Play, ale szczegóły zna młodzież. Poza tym za granicę wychodzi śmiesznie tanio - np. do Indii, czyli poza wszelkimi obszarami gdzie można by się spodziewać ulgowych cen, płaciłam, zdaje się, 27 gr./min.
-
Mam telefon w Play. Numer został przeniesiony z Ery jakieś pół roku temu. To, co napiszę, to ogólniki - nigdy nie miałam głowy do szczegółów, a choć zajmowałam się w życiu (niezbyt zresztą dogłębnie) rzeczami powszechnie uważanymi za trudne, to jednak zagadnienie taryf telefonicznych przerasta mnie do tego stopnia, że w ogóle nie próbuję się z nim zmierzyć . Jednak rozmawiam w zasadzie tyle samo co przedtem (nie gadam dużo, bo w ogóle jakoś nie lubię telefonować - wolę nawet przejechać kawał drogi niż dzwonić - zawsze wydaje mi się, że oderwę kogoś od ważnych czynności), i w Erze kosztowało to jakieś 70-80 zł/msc, czasami nawet więcej, a w Play 40. Z pokryciem siecią nie doświadczyłam żadnych różnic, tu i tam było OK. Jedyna stwierdzona przeze mnie wada Play w porównaniu z Erą nie jest związana z telefonami, tylko z modemem do Internetu. Otóż ostatnich parę miesięcy spędziłam w małej miejscowości, w której jak wody potrzebowałam dostępu do netu - i Play-owski tam nie działał. Wyciągnęłam z zakamarków stary Erowski Blueconnect, i ten działał (z kartą prepaid), ale niewyobrażalnie powoli i strasznie drogo. Ale to już inna bajka. W sumie moje zdanie o Play jest jak najbardziej pozytywne .
-
Dzięki za pocieszenie . Obawiam się, że jednak gapię się masochistycznie... Mimo wszystko, już prawie połowa sierpnia, jeszcze trochę i będzie całkiem blisko.
-
Wydaje mi się, że to niezła wiadomość i na pewno jakiś postęp. Tak czy owak, to jednak około 1,2 kPLN. Trzeba przekalkulować, ile razy człek się tam wybierze w ciągu sezonu, żeby taki wydatek miał sens. Myślę, że przy przynajmniej ok. 20 dniach spędzonych tam na nartach, raczej w terminach, kiedy rzeczywiście bliższe - polskie - miejsca są jeszcze lub już niedostępne (narciarsko). Najpewniejsze śniegowo jest, jak się wydaje, Szczyrbskie Pleso (jakieś 1300 m npm), sezon zaczynał się ostatnio regularnie nie przed końcem listopada, kończył z początkiem maja, co daje w sumie prawie pół roku - nieźle, tylko trasy takie sobie (w przeciwieństwie do widoków). Jedno Interski ma fajne nachylenie, ale jest króciutkie. Łomnica jest jeśli chodzi o śnieg bardziej chimeryczna, ale super byłoby tam pojeździć dłużej, może i w środku sezonu, a zwłaszcza na wiosnę. I jeszcze te inne miejsca na okrasę. W sumie może rzeczywiście się skuszę, bo chciałabym jak najwcześniej zacząć regularnie ćwiczyć jazdę, a dla moich planów "szkoleniowych" Szczyrbskie zupełnie wystarczy. Ech, znowu spalę trochę benzyny... Oby się chociaż lepiej podszkolić narciarsko niż w jeździe autem:rolleyes: . A w ogóle to ogarnia mnie chyba desperacja - bo jak nazwać oglądanie kamer w górach w sierpniu, z nadzieją zobaczenia jakiejś białej łaty ? A już mi się wydawało, że sztukę czekania mam jako-tako opanowaną. Nic z tego!
-
Smutna wiadomość [*] [*] [*]
-
I to, zdaje się, nie byle jaki . Udanej jazdy na nim!
-
Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tej kwestii, ale myślę, że warto się rozejrzeć - będąc raz w Alpach w lipcu widziałam sporo sprzętu w cenach niższych niż u nas.
-
Trzeba przyznać, że trudno o lepsze miejsce zamieszkania dla narciarza . Ale wydaje mi się, że typowe toury to za ciężki sprzęt na ten charakter gór. Są dobre na Tatry, ale mają pewne wady, które mi lekko od początku siedziały zadrą: nienaturalne ułożenie nogi przy marszu (wszystko usztywnione i obraca się wokół punktu znajdującego się przed palcami), w dodatku stukają jak obcasy damy wchodzącej na salę balową w szpilkach, ciężar itd. Wszystko to, oczywiście, po to, żeby jak najlepiej w końcu zjechać, więc jest w tym pewien sens - ale nie w każdym terenie. Może jakieś BC, nawet śladówki (wydatek nie bardzo straszny) - albo telemark?
-
Na pewno Wam doradzą ludzie znający się lepiej ode mnie na sprzęcie, ale w sumie sądzę, że powinniście się zmieścić w wymienionej kwocie. Najważniejsze, żeby dobrać sobie wygodne i nie za twarde buty - nowe. Co do nart, są dwie szkoły wybierania ich na początek - albo po prostu narty z marketu, na 1-2 sezony, zanim będą potrzebne twardsze, albo jakieś używki. Niewykluczone jednak, że zakupy w Wiedniu nie wyszły by Wam drożej - zależy, kiedy się tam wybieracie. Jeśli jeszcze w lecie, to kto wie...
-
Cóż, chyba okazja, żeby przypomnieć znany i poparty statystyką fakt: najbardziej niebezpiecznym miejscem jest własne łóżko - przeważająca większość ludzi w nim umiera . Co też zresztą wiadome, ale przemilczane ze względu na silne tabu: najbardziej niebezpiecznym (jak najbardziej potwierdzone statystykami policyjnymi) otoczeniem na świecie jest własna rodzina - w końcu i najłatwiej, i najmilej przeprowadzać porachunki z bliskimi, zwłaszcza jak są słabsi... Ale żeby nie musieć wysuwać konkluzji na temat natury ludzkiej, wniosek jak najbardziej narciarski: Wiejmy w góry, mimo wszystko tam bezpieczniej, nie mówiąc już o tym, że przyjemniej .
-
Jako kierowca, oczywiście, z przeszło 20-letnim stażem i (niestety) belferskim zacięciem, który bardzo nie lubi gówniarstwa na drodze, i prawie każdego młokosa nie chwaląc się potrafi wymanewrować całkiem niepozornym auticzkiem (jak je kiedyś nazwali Czesi) . A z kogo się teraz śmieję... Głównie z siebie...
-
Zgadza się, ale zawsze fajniej sobie pomyśleć o wrześniu, a potem odwlec do października (to już nie lato, a jesień) - mniej czekania . A później to i u nas jest wkrótce śnieg - w zeszłym roku właśnie w październiku ludzie zaczynali sezon . W poprzednich latach pierwszy raz jeździłam w początku listopada 2 razy z rzędu (rok po roku).
-
Hej, i do tej wizji już bliżej. Pozdrowienia z okazji 22 lipca! Od dziś zostaje już tylko 2 miesiące do końca tej ohydy (lata). Dnia ubywa, zima zbliża się nieuchronnie . Już bliżej niż dalej (co prawda, ostatni raz jeździłam na nartach 30 maja, ale tylko z uporu, naprawdę przyzwoite warunki można było liczyć do początku maja).
-
Moje osobiste zdanie, z którym zapewne nie wszyscy się zgodzą , o polskich kierowcach jest jak najgorsze. Im mniej umieją, tym większe chojraki. Może trochę się cywilizują ostatnio, ale przecież nie wszyscy naraz. Myślę, że jest w tym sporo prawdy.
-
Główne koszty takiego wyjazdu to benzyna i skipasy. Czyli jeśli jechać w parę osób w aucie, wychodzi najkorzystniej. Ceny skipasów na lodowcach w Austrii dostępnych w lecie są wg. mojej wiedzy zbliżone, po ok. sto kilkadziesiąt Euro za 10 dni (na mniej jechać moim zdaniem mija się z celem, jakim jest rozjeździć się po długiej przerwie i trochę sobie użyć). Łatwo to sprawdzić na stronach ośrodków. Apartament (naprawdę przyzwoity) można znaleźć już poniżej 20 Euro na łebka, nawet dla 3 osób - a wiadomo, że więcej - taniej. Tak więc, jeśli jest dobrane towarzystwo, taki wyjazd jest dość bezproblemowy, gorzej samemu: apartament dla 1 osoby - raczej hotel, a to podraża imprezę b. znacznie, nie mówiąc już o paliwie. Gdybym miała taką możliwość, wybrałabym jednak wrzesień, kiedy już można się spodziewać dobrych warunków - w sam raz na rozpoczęcie sezonu, zapoznanie się z ew. nowym sprzętem itp. przyjemności. Poza tym, z tego co wiem, w większości ośrodków nie ściga się narciarzy za zejście z przygotowanej trasy (przynajmniej w granicach rozsądku), więc przećwiczyć można też jazdę niezupełnie boiskową.
-
Właśnie urządziłam sobie dziś mały fitness - 25 km po mieście w najgorszy upał, ze slalomami między ciężarówkami na podjazdach na wiadukty, wertepach przy robotach drogowych i jazdą terenową po szczękających płytach :D:D. I wiecie co, zmęczyłam się znacznie mniej, niż gdybym tę samą trasę zrobiła samochodem... No, chyba na motorze byłoby fajniej (niż autem). Ale, zachowaj Boże, żadnej czasówki - kozak nie jestem, ani maszyny nie mam wspaniałej - grat ciężki jak wyrzut sumienia .
-
No właśnie, gdzie bosko, tam śnieg. Można by jeszcze dodać: gdzie śnieg, tam bosko . Silnych wiatrów, Magelan !
-
W sumie też niezła jest Krynica - na Jaworzynie kilka całkiem ładnych tras, nawet nie najkrótszych, o różnym stopniu trudności. Tyle że dość drogo i bywają w weekendy i ferie tłumy (jak wszędzie w znanych miejscach, też na pewno w Szczyrku i Korbielowie). Słotwiny też całkiem przyjemne. Niestety nie znam dalszych ośrodków w tym kierunku, pewnie pozwiedzam w tym roku .
-
Założę się, że wkrótce odrodzi się temat o wyższości ośrodków w Alpach nad rodzimymi !
-
Pewnie, że nie jesteś w tym jedna . A rower jest fajny, nawet bardzo, ale to jednak nie to ... Ale do końca lata (23 września) już tylko 67 dni . A potem już tylko wyglądać śniegu.
-
Czy koniecznie akurat geriavitu, to nie wiem . Ale wiem co piszę i choć brzmiało dziwnie, mogłabym to wcale precyzyjnie udowadniać .