Szczyrk, Gubałówka - wesoły poczatek sezonu
Zachowuję się jak bita przez męża żona. Co przyjadę do Zakopanego, to dostaję po ryju, a to od PKL-u, a to od Byrcyna. Jednak z uporem maniaka wracam tutaj. Syn się śmieje, ze jest to powrót do krainy młodości. Dzisiaj w Kuźnicach dowiedziałem się, że z nartami na górę nie pojadę, bo trasy są nieprzygotowane. Jakbym był w kożuszku i półbutach to nie ma problemu. W latach 30 nie było wyciągów, ratraków, a ludzie z Kasprowego zjeżdżali. Wziąłem syna i pojechaliśmy na Szymoszkową. Jeździłem z oczami dookoła głowy (kupa wariatów pędzących na krechę, przy zerowych umiejętnościach). Jedyny jasny punkt dzisiajszego dnia to spacerek na Gubałówkę i przejechanie Byrcynowi przed nosem. Nie wiem tylko dlaczego, jeśli PKL chce zamknąć kolejkę od poniedziałku, to na potęgę śnieży górną polanę.