-
Liczba zawartości
58 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Ostatnia wygrana Rumcayz w dniu 20 Marzec
Użytkownicy przyznają Rumcayz punkty reputacji!
Informacje osobiste
-
Imię
Damian
-
Miejscowość
Warszawa
Sprzęt narciarski
-
Narty marka
Majesty Thunderbolt 180
-
Buty marka
Atomic Hawx Ultra 130
-
Gogle
Majesty One11
Umiejętności
-
Styl jazdy
szybki, długi skręt
-
Poziom umiejętności
6
Ostatnie wizyty
1 590 wyświetleń profilu
Rumcayz's Achievements
Początkujący (2/6)
227
Reputacja
-
Gdzieś na wysokości Myślenickich Turni, dosłownie kawałek za dolną stacją krzesełka w Goryczkowej. Więc nie ma za bardzo sensu bawić się w zjazd na sam dół. No chyba że lubisz spacerki, albo masz nartorolki;) W ogóle to staram się przynajmniej raz w roku odwiedzić Kasprowy, zwykle w lutym/marcu. I muszę się przyznać że w tym roku pierwszy raz zdarzyło się tak, że do Kuźnic musiałem wrócić gondolką. Kolejny anegdotyczny dowód na to jak słaba jest ta zima.
- 1 653 odpowiedzi
-
- 6
-
- pogoda
- warunki polska
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ja już niestety w pociągu, więc wrzucam ciepłe zdjęcia od kolegi 🤫 Jest zachwycony, mówi że w tym sezonie takiego warunu jeszcze nie miał Śniegu nie brakuje, więc będzie jeszcze długo jeżdżone. Nie mniej, klasycznie, w dolnej części Goryczkowej przydałoby się rozstawić ze dwie-trzy armatki i łatać przetarcia, bo już miejscami wychodzi a to brązowe, a to zielone.
- 1 653 odpowiedzi
-
- 22
-
- pogoda
- warunki polska
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wczoraj: pół na pół jazda w chmurach i przejaśnienia. Pusto, cudownie i w ogóle. Dziś: wszelkie komentarze zbędne ❤️
- 1 653 odpowiedzi
-
- 22
-
- pogoda
- warunki polska
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Karyntia (choć nie tylko) 22-29.02.24
Rumcayz odpowiedział Rumcayz → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
Dzięki wszystkim za miłe słowa 😊 Chętnie bym wrzucał coś częściej (bo to w sumie dobra okazja do uporządkowania wspomnień), do tej pory jednak nie za bardzo miałem możliwości czasowe żeby zebrać myśli do relacji (dopiero teraz widzę ile czasu zjadało mi dzierganie doktoratu). Jeśli będzie o czym pisać to przy Wielkanocy skrobnę coś o okolicach Zell am See (z naciskiem na Saalbach; warunkien wyjazdu w gronie rodzinnym było bogactwo niebieskich tras). A tak mocno post factum to chyba nie ma za bardzo sensu się produkować, chyba że komuś jeszcze mało zdjeć np. z okolic Sella Rondy i Cortiny 😅 @marekbtl - widziałem, czytałem, gdy Ty próbowałeś wydostać się w doliny my pewnie akurat walczyliśmy z łańcuchami, żeby móc wjechać w góry @przemo_narciarz w narratora się bawić nie będę, ograniczę się do wyrazów zazdrości, niepotrzebnie wracałem 😅 No i pogoda też chyba lepsza niż nam się trafiła @Jeeb - ski-safari to zdecydowanie mój typ wycieczek, ot ciągle nie ciekawi jak to wygląda "za rogiem". A może po prostu u mnie jeszcze nie nadszedł czas na Złote Przeboje -
Hej, Jako ze jestem jeszcze świeżo po, to wrzucam pokrótce swoje wrażenia z wyjazdu do Karyntii. Myślę, że o tyle warto, że nie każdy wybór był oczywisty. Założenia takie jak to prawie zawsze w moim przypadku: każdego dnia zwiedzamy inny ośrodek i objeżdżamy go ile tylko sił w nogach W planach było Nassfeld i Gerlitzen, reszta do ustalenia w trakcie wyjazdu, w zależności od fantazji, obłożenia, pogody, itp. Od razu zastrzegam, że każdy z opisywanych ośrodków odwiedziłem pierwszy raz, więc żadnych porównań względem innych warunków/aury/pory roku nie mam. Do meritum: wyjazd z Warszawy w piątek 22.03 chwilkę po 6, pomimo praktycznie bezustannego deszczu trasa idzie sprawnie bo chwilę po 13 jesteśmy pod Wiedniem, a koło 18 dojeżdżamy do Villach (wybraliśmy przejazd przez austriackie S6, S36 i dojazd do Kalgenfurtu przez S37). Schody zaczęły się za Klagenfurtem, bo zaczęło sypać gęstym śniegiem. Niby fajnie, ale przez paraliż na drogach oraz konieczność założenia łańcuchów na 3 km przed metą (w Matschiedl) pod nocleg zajechaliśmy dopiero koło 19:30. Tak, czy tak, nie ma tego złego, przez noc nasypało jakieś pół metra świeżego, choć komunikaty w Nassfeld mówiły nawet o 90 cm opadu. No właśnie, Dzień 1 (sobota), Nassfeld Trochę czuliśmy, że to niekoniecznie najlepszy pomysł, ale uznaliśmy, że gdzie indziej wiele lepiej (puściej) w weekend nie będzie, a w Nassfeld, przynajmniej w teorii jest gdzie się ludziom rozjechać. Na dodatek poranek przywitał nas bardzo obiecująco, więc i perspektywa jazdy w towarzystwie malowniczych widoków utwierdziła nas w wyborze: Niestety, im dalej w las tym gorzej. Na dodatek, pomimo iż pod ośrodkiem jesteśmy w sobotę o 8:30, to przez zamieszanie przy kupnie karnetów oraz sporą kolejkę do gondolki w Tröpolach, nartować zaczynamy dopiero w okolicach godziny 9:30. W górnych partiach ośrodka widoczność sięgała pewnie nie więcej niż 50 metrów do przodu, do tego trasy przykryte był całkiem grubą i stale powiększającą się (znów zaczęło sypać) warstwą świeżego śniegu. O ile dla mnie to nie był żaden problem, bo wziąłem swoje Thunderbolty, to chłopaki (brat + kumpel) na slalomkach trochę marudzili. Niemniej jednak, nie ma to tamo, przyjechaliśmy tu pojeździć a nie marudzić! Pierwsze kilka zjazdów zrobiliśmy po trasach 21, 23 i 40. Jazda z gatuknu tych "czujnych" - raz, że trzeba było uważam żeby na kogoś nie wpaść, dwa że jednak błędnik też momentami trochę w tym mleku wariował. Na szczęście im bliżej południa tym bardziej jaśniało, a zarazem coraz bardziej kusiła wschodnia część ośrodka (lewa strona mapy), ta za drogą na przełęcz. "Kusiła", bo od rana była zamknięta z uwagi na prowadzone w tym rejonie strzelania (przeciw)lawinowe; szczęśliwym trafem krzesełka ruszyły akurat w momencie gdy kończyliśmy przerwę na calimero. Decyzja była szybka, dzięki czemu (przez chwilę ) czekały na nas puste i nierozjeżdżone stoki. Pierwsze zjazdy "siódemką" bardzo fajne, trasy nr. 1 i 4 też niczego sobie, choć kopne warunki nie rozpieszczały. Trochę gorzej było na 9 i 8, co było zresztą dobrze widać, bo większość narciarzy walczyła o życie na (niezbyt wysokich) ściankach. W drugiej części dnia stopniowo przebijaliśmy się w kierunku Carnii (trasa nr. 80, prawa strona mapki). Warunki na trasach 51, 52, 65, 69 oraz 70 bez zaskoczenia - kopne, porozjeżdżane i generalnie bez szału, do tego na dojazdówce do Rastl czekało nas omijanie prowadzących nierówną walkę z naturą. Wielką natomiast niespodzianką okazał się zjazd czarną 75 - zdecydowanie najtwardsza i najrówniejsza ze wszystkich objechanych przez nas tego dnia tras, w końcu można było trochę pośmigać - może i niezbyt szybko, ale za to fajnym skrętem! Trasa nr. 77 też całkiem ok, sporo frajdy dał zjazd nieratrakowanym, choć mocno już rozjeżdżonym czarnym wariantem w górnej części trasy. Na koniec czekał nas prawie siedmiokilometrowy (tak mi wychodzi z GPS'u) zjazd czerwoną Carnią (nr. 80), z vertical'em ok. 1200 m. Ponieważ lubię takie wycieczki, to całkiem mi się podobało, choć musze przyznać że warunki były zdecydowanie dla koneserów - dosyć tłoczno, kopny i rozjeżdżony śnieg, do tego im niżej tym większa kasza (w dolinach był tego dnia - jak zresztą przez cały nasz wyjazd - całkiem spory plus). Koniec końców pojeździliśmy całkiem solidnie, bo wyszło mi lekko ponad 43 km zjazdów i 8450 m verticala. Niemniej jednak ośrodek "do poprawki" przy lepszych warunkach - nie zachwycił, bo nie miał prawa z uwagi na tłok (weekend) i warunki (pogoda), ale to co zobaczyłem to fajnie wyprofilowane trasy (uwielbiam takie typowo czerwone zjazdy z licznymi zmianami kierunku jazdy i profilu terenu!), na których innego dnia miałbym z pewnością masę frajdy --- Dzień 2 (niedziela), Bad Kleinkirchheim Wybraliśmy się tutaj uciekając przed tłumami. Zaparkowaliśmy strategicznie, przy orczyku nr. 8, tak żeby móc obrócić bez problemu cały ośrodek. Zaczynamy chwilkę przded 9 od Maibrunn Alm. Dookoła (i na parkingu i na stoku) pustki, pierwszy zjazd trasą nr, 11 lekko asekuracyjnie - jest twardo (miejscami wręcz lodowo), ale nieco nierówno i prawie całkowicie bez kontrastu (bardzo miękkie światło, na szczęście bez jazdy we mgle). Za drugim razem już lepiej, przy dobrym kontraście musi to być bardzo fajna, "sportowa" trasa. Stopniowo przeskakujemy w kierunku Kaiserburg'a - całkiem sporo frajdy dała mi trasa nr. 7, ale zdecydowaną gwiazdą dnia była trasa nr. 2. Niezbyt długa, ale szeroka, z dużą liczbą garbów, idealnym warunkiem i w ogóle tym co tygryski lubią najbardziej. Równoległa do niej "piątka" trochę gorzej - nie tak równa (twarde odsypy), przez co zjazd trochę na hamulcu. Niestety zarówno czarna 8, jak i czerwona 6'ka były zamknięte (?brak śniegu w dolinie - tak to wyglądało). Czerwona jedynka do pośredniej trasy gondoli jakoś nieszczególnie zapadła mi w pamięci, co świadczy o tym, że z jednej strony nie było źle, ale z drugiej też niczym mnie w takim razie nie zachwyciła. To co mnie natomiast urzekło to sam Kaiserburg. Nie wiem czemu w końcu nie zrobiłem mu żadnego zdjęcia (chyba mi światło albo kompozycja nie zagrały; w zamian landszafcik z wnętrza), ale ten brutalistyczny zamek (czy tam, jak pewnie powie większość, betonowy kaszalot) naprawdę ma coś w sobie! Po południu uciekliśmy w kierunku St. Oswald. Na początek wjazd dwuosobowymi krzesełkami nr. 12 i 13 i szybka inspekcja stoku - pomimo iż trasa nr. 13 jest zamknięta i ewidentnie płynie, to jest jeszcze przejezdna - już wiem jak wracam! (spoiler - powoli i uważnie, ale bez strat w sprzęcie ). Postanowiliśmy zaczynać od północy (St. Oswald, prawa strona mapki) i stopniowo wracać do Bad Kleinkirchheim. Objechaliśmy w zasadzie wszystko co było do objechania, w dolnych częściach robiło się już kaszowato, ale trasy nr. 26 i 27 wciąż dawały sporo frajdy. Najlepiej oczywiście trzymała się górna ośrodka, najbardziej przypasowała mi czarna 21 oraz czerwona 28, ta druga z rewelacyjnym widokiem na Feld am See Na koniec dnia zostały trasy nr 14 i 16 - może niezbyt urozmaicone, ale szerokie oraz wciąż dobrze się trzymające. Jak już wspomniałem, zjazd do bazy odbyłem zamkniętą 13'ką (jakoś nie lubię jeździć krzesełkami na dół ) - trochę walka o sprzęt, ale co przejechane, to moje. Koniec końców był to całkiem udany dzień, a 44 km w nogach - biorąc pod uwagę warunki - to imho dobry wynik Teraz najważniejsze - czy polecam ten ośrodek? To zależy. Na pewno jest to dobra opcja na weekend, bo z uwagi na trochę skansenowaty charakter jest tam raczej pusto. Choć i tutaj coś może się zmienić, bo w St. Oswald działają już nowa gondolka i krzesełko, więc pewnie i reszta ośrodka sukcesywnie będzie zaliczać upgrade. Jednak mając do wyboru idealny warun i pełną lampę tu lub w Nassfeld, zdecydowanie wybiorę to drugie. --- Dzień 3 (poniedziałek), Gerlitzen Wybaczcie, nie będę za wiele się rozpisywał bo tu trzeba jeździć a nie pisać; w skrócie: RE-WE-LA-CJA! Pod gondolką w Annenheim zameldowaliśmy się jeszcze przed 8, więc o 8:30 byliśmy na szczycie. Na kopule szczytowej wiało tego dnia niemiłosiernie (zwłaszcza do południa, kiedy to się zachmurzyło), ale co się wyjeździłem to moje. Pierwsze zjazdy czerwoną jedynką i czarną dwójką (choć ja nie wiem z której ona strony jest czarna) to było najlepsze co tylko może się narciarzowi trafić - równiutki sztruks, pełna lampa, pusty stok. Ciąłem zakręty jak po*ebany, póki tylko nóg starczyło. 24'ka do orczyka na początku była lekko zmrożona, więc przyczepności było mniej niż więcej, ale na drugim zjeździe już było jak trzeba. No i King of the Hill, czyli trasy 13, 14, 15 i 16 prowadzące na północną część góry. Pomimo, że trafiliśmy tam dopiero koło 10, to wciąż było idealnie - 900 m verticala długim skrętem i na prawie pełnym gazie, uśmiech mi z gęby nie schodził przez cały zjazd! Z tras wartych polecenia urzekła mnie też czerwona 8'ka. Dosyć wąska, trochę "karkonoska" w profilu i odczuciach, i dająca furę frajdy z carvingowania. Na koniec dnia: niech 52 km w nogach i vmax=82 km/h (w końcu było jak i gdzie się puścić!) mówią same za siebie. Jeśli tylko ktoś z Was będzie miał taką okazję, to gorąco polecam ten ośrodek - idealnie wyprofilowane, zróżnicowane, a do tego (zwykle) szerokie trasy robią mega robotę! --- Dzień 4 (wtorek), Mölltaller + Ankogel Ponieważ było już miło, to teraz dla odmiany musi być tak sobie... Czwartego dnia wybraliśmy się na Mölltaller. W zasadzie to gdzie byśmy nie pojechali to by było źle, bo wszędzie miały być chmury i śnieg, ale liczyliśmy na to, że a nuż na lodowcu będzie - z uwagi na wysokość w m n.p.m. - nieco lepiej. Niestety, srogo się przeliczyliśmy. Pod wagonikiem byliśmy o 8:30, koło 9 byliśmy nad Eissee. A tam prawie wszystko zamknięte (łącznie z Panoramabahn, które według komunikatu miało kręcić). Śnieg kopny (gruba warstwa), widoczność licha (dlatego zdjęć brak), a do tego całkiem duży tłok, więc zjechaliśmy co było do zjechania (9, 10, 11, 12) i po krótkiej naradzie uznaliśmy, że trzeba stąd uciekać, bo gorzej być już na pewno nie będzie. A że w okolicy najbliżej jest Ankogel, to tam też się wybraliśmy A co nas czekało w Ankogel? Ano niespodzianka. Zajechaliśmy na miejsce chwilę po 13, i okazało się, że na miejscu warunki są zupełnie inne (lepsze!) niż na Mölltalerze. Przede wszystkim było tam całkowicie pusto (choć nie wiem, czy od rana tak, czy dopiero po południu ośrodek opustoszał), do tego śnieg też jakby mniej kopny niż na lodowcu. Do tego im dalej w dzień, tym coraz więcej przejaśnień! W skrócie: 1 i 1a rewelacyjne (zwłaszcza ta druga, bo i mniej zjeżdżona), podobnie 6'ka; kręciliśmy tam aż do samego zamknięcia naprawdę dobrze się bawiąc. Na dół zjechałem nieczynną 2'ką - dużo muld, mokry i ciężki śnieg, ale trasa przejezdna bez problemu. Podsumowując, Ankogel skojarzył mi się trochę z Kasprowym Wierchem na sterydach - podobne odczucia z jazdy i otaczającej przestrzeni i generalnie jazda na tak! Koniec końców wyszło prawie 30 km, z czego 12 "zmęczyliśmy" na Mölltalerze, a kolejne 18 - w nieco krótszym czasie - już w Ankogel, które zdecydowanie uratowało nam dzień. O lodowcu się nie wypowiem, bo zdecydowanie muszę dać mu drugą szansę w lepszych warunkach, za to Ankogel to rewelacyjny i nieco bardziej kameralny ośrodek, idealny na jeden dzień. Na plus wysokogórski klimat, na minus trochę upierdliwa gondolka na Hannoverhaus, na którą trzeba czasem poczekać - nie z uwagi na tłum (bo go nie ma), a fakt że jest raz na 7 minut. --- Dzień 5 (środa), Drei Zinnen (Dolomity) Na koniec wyjazdu, niespodzianka i szybki wypad w Dolomity, do 3 Zinnen. Dlaczego? Ano, bo prognozy były takie, że jeśli gdzieś, to właśnie tam jest szansa na złapanie odrobiny słońca na koniec wyjazdu. W Verschiaco meldujemy się o 8:30, szybciutko kupujemy karnety i jeszcze przed 9 jesteśmy pod szczytem Monte Elmo. Niebo zachmurzone, ale widoczność dobra; warunek śniegowy rewelacyjny. Przez pierwsze pół godziny jest jeszcze pusto, dopiero potem robi się ludniej, ale wciąż bez kolejek do wyciągów. Na początku zaliczyłem dwa zjazdy czarną 13'ką, pomimo tego, że dwa razy celowałem w dłuższy, czerwony wariant. No cóż, ostatnie czego się spodziewałem, to że zjazd na niego będzie tak schowany. Koniec końców oba warianty znajduję jako bardzo fajne: 1) czarny jest zdecydowanie bardziej wymagający i dający mocno popalić udom, choć w tak dobrym (wzorcowym!) warunku zjazd nim to sama przyjemność; z kolei 2) czerwony daje dużo więcej przestrzeni na wariactwa i oddanie się prędkości . Generalnie, trasy w górnej partii trzymały się dobrze aż do końca dnia, pomimo lekko plusowych temperatur i popadującego do południa śniegu. Na trasach nr. 11, 40 i 41 (przebicie w stronę Signaue) było jednak sporo gorzej - na ściankach były już całkiem spore odsypy, a im niżej tym bardziej cukrowaty był śnieg. Miałem nawet wątpliwości czy na 41'ka zawitał w ogóle ratrak, ale koniec końców wydaje mi się, że po prostu na co trudniejszych fragmentach to narciarze tak mocno zdegradowali stok. Niekwestionowaną gwiazdą dnia była na pewno trasa 5a, gdzie można było grzać ile fabryka dała i ciąć zakręty do woli, bez oglądania się na to czy w kogoś wjedziemy (bo nie było w kogo ). Dobrze się też trzymał czarny wariant trasy nr. 3; niestety czerwoną 10'kę zamknęli nam slalomiści. Na dodatek, oprócz okazji do rewelacyjnej zabawy (skorzystaliśmy również ze slalomu na 5b) w końcu zaczęła nam sprzyjać pogoda! "Gwiazda dnia": Na koniec dnia wróciliśmy na Monte Elmo, gdzie aż do godz. 16 tłukliśmy warianty trasy nr... 16 (przypadek? ) Koniec końców dzień oceniam jako rewelacyjny. Po pierwsze, w nogi weszło aż 56,6 km zjazdu (to chyba mój osobisty rekord; łącznie z wyciągami wyszło ciut ponad 100 km) oraz 11 200 m verticala. Po drugie, popołudniowe słońce i panorama na Dolomity znajduję bardzo miłym akcentem na koniec wyjazdu. Minusy? Na pewno cena karnetu, 74 euro za dzień jazdy to sporo. Malutkim minusem kładą sie też plusowe temperatury i dosyć szybka i mocna degradacja południowych stoków; na szczęście te o północnym nachyleniu nadrabiały! Pozdro, Rumcayz
-
Wyjazd do Austrii - 2 poł. lutego 2024
Rumcayz odpowiedział Rumcayz → na temat → Wspólne wyjazdy, odstapię kwaterę, szukam kwatery.
Tak jak pisałem - wszystko jest do negocjacji. Więc jakby ktoś wolał do Kitzbuhel, czy Wagrain/Flachau to to jest do dogadania. Tylko okolice Zell am See wolałbym odpuścić, bo już mam zaplanowane na następny raz A skąd pomysł na Obertauern to nawet trudno mi powiedzieć, tak nam wyszło z jeżdżenia palcem po mapie -
Rumcayz obserwuje zawartość → Wyjazd do Austrii - 2 poł. lutego 2024
-
Hej! Razem z kumplem planujemy w drugiej połowie lutego (wstępnie 21-28.02) zaatakować Obertauern (pierwsze trzy dni) i Nassfeld (drugie 3 dni). Założenia są takie, żeby soboty i niedzieli (24-25) nie spędzać w jednym ośrodku, ale co do zasady terminem spokojnie możemy trochę pomanipulować, byle najpóźniej 01.03 wieczorem być spowrotem w Warszawie. Do miejsca docelowego też się jakoś specjalnie nie przywiązujemy (= jest to do ewentualnych negocjacji ). Tak więc, jakby ktoś chciał się podłączyć to serdecznie zapraszamy - do samochodu zmieścimy jeszcze na spokojnie dwie (bez trumny) albo i trzy osoby (wtedy jedziemy z trumną). Wyjazd z Warszawy, więc możemy też zgarnąć kogoś po drodze (czyli w grę wchodzą okolice Łódź i Wrocławia albo Katowic). Oczywiście, możemy zbanować się w jednej kwaterze i razem obskoczyć cały wyjazd, ale możemy też "po taksówkarski" podwieźć i zgarnąć z powrotem zainteresowanych, byle było w miarę po drodze. Pozdro, Rumcayz
-
Ja mam taki drobny wniosek formalny. Osobiście mogę sobie być za inwestycjami na Kasprowym. Mogę sobie snuć wizję większej liczby wyciągów i tras (bo mi osobiście wyciągi w krajobrazie nie przeszkadzają, a jestem sobie w stanie wyobrazić schludną i nie kłującą w oczy aranżację przecinek). Mogę próbować przekonywać innych do własnego zdania. Mogę również przez innych sam być przekonywanym, że lepiej jest jak jest. Ale to co Krakus81 wypisuje w tym wątku i w wątku o Kasprowym zasługuje w najlepszym wypadku na permanentnego bana i blokadę IP. Szanujmy się i trzymajmy jakiś poziom, bo niektórzy mocno przesadzają z poziomem postów (a w zasadzie jego brakiem). A ponad wszystko przesadzają z językiem, którego używają.
-
Przenoszę I właśnie dlatego, że jest mały i jedyny, to należy zarządzać nim z głową. Nie tworzyć żadnych narciarskich lunaparków z oświetlonymi stokami z muzyką, hotelami i basenami. Wystarczy mimo wszystko kameralny (choć jak na nasze warunki jednak dość duży) ośrodek, PRZEDE WSZYSTKIM nastawiony na zawodowców i narciarza zaawansowanego. Kiedyś, rysując sobie palcem po mapie, wyszło mi coś takiego (w wersji absolutnie maksymalistycznej, na Krokwi mogłoby być tego mniej): https://drive.google.com/open?id=123DX6sUbljmsa2Cucj78NrMlG_5uPkOG&usp=sharing I niech tam nawet bilet kosztuję 150-200 zł za dzień, kto będzie chciał to pojeździ, ale stoję na stanowisku, że ta góra powinna przede wszystkim służyć szkoleniu profesjonalistów. Ale to jest problem szerszy i nie dotyka tylko Kasprowego, ale tak naprawdę całego dobrostanu, który mógłby w jakikolwiek sposób służyć narciarstwu - a wynika on z braku jakiegokolwiek planowania w tym kraju. Prawie wszystkie inwestycje są u nas stawiane na wz'kach. MPZP i plany zagospodarowania województw to jest jakiś śmiech na sali. Najlepsze tereny narciarskie (Pilsko, Mosorny z Cylem, Szrenica, do tego ew. Lubań; Krynica też nie powala) leżą odłogiem, najlepsze turystycznie "ośle łaczki" w kraju również leżą odłogiem bo kilku upartych tak sobie postanowiło (Pasmo Gubałowskie), a na narty jeździ się u nas na 800 m n.p.m., kończąc zjazd na 500. Czemu? Bo niżej łatwiej inwestować, a wyżej zaraz ludzie protestują, bo NIMB i olaboga odwieczny las wytną, a krowy przestaną się cielić (odwieczny, czyli 100-200 letni bór świerkowy, gdzie naturalne dla Karpat na tych wysokościach są buczyny). Powinniśmy sami sobie (jako kraj) odgórnie wyznaczyć kilka lokalizacji na ośrodki narciarskie większe w skali (ale też o lepszych warunkach naturalnych), a nie tak jak teraz dawać wolną rękę inwestorowi, byle się GDOŚ nie przyczepił. Brakuje również przepisów dotyczących zysku społecznego ( w tym wypadku tzw. prawo śniegu), a transport publiczny w i pomiędzy miejscówkami narciarskimi (ale nie tylko) leży i kwiczy. Moim skromnym zdaniem zabieramy się do tego od dupy strony. Powinniśmy ustalić, że te, te i te tereny przeznaczamy na narciarstwo np.: 1) jeden wysokogórski - Kasprowy; 2) dwa średniogórskie - Szrenica, Pilsko 3) oraz kilka innych, nastawionych bardziej na narciarstwo rodzinne i typowo wypoczynkowe, czyli ośrodki typu Zieleniec, Czarna Góra, Wisła, Szczyrk, Mosorny+Cyl, Lubań, Jaworzyna, Białka itp.), ALE, gwarantujemy (przez MPZP, plany zagospodarowania województw) zakres możliwych do przeprowadzenia inwestycji (czyli ile tras i gdzie, ile kolei, jaka skala do/naśnieżania, ile zbiorników, czy przy stokach mogą powstać hotele) oraz ręczymy, że żadnych innych inwestycji w obszarach chronionych ani w ich bezpośredniej okolicy nie będzie (tyczy się Szrenicy, Kasprowego, pasma Policy), a dajmy na to jakaś tam część zysków będzie przeznaczona na okoliczną przyrodę. Tylko to musi być plan kompleksowy (i tu Shuger ma rację, że potrzeba kogoś z jajami) w który zaangażowani będą zarówno potencjalni inwestorzy, jaki i ministerstwa i organizacje ekologiczne. Nie dam sobie głowy uciąć, czy od początku nie był, czy został z niego wyłączony pod koniec XX wieku. Natomiast jak spojrzysz na mapę NAPANT, to zobaczysz, że ma po środku dziurę I tak by mogło pozostać, tłumów tam nie trzeba. Tłumy powinny jeździć po Paśmie Gubałowskim delektując się panoramą Tatr (sam bym często tak robił, jakby się dało), Ale od kilku wyciągów, tras i ograniczonego (czasowo i powierzchniowo) dośnieżania ani świstak ani kozica nie wyginie.
- 1 824 odpowiedzi
-
- 3
-
- kasprowy wierch
- stacje narciarskie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na Słowacji (Chopok) przeszło i jakoś owce nie przestały dawać mleka Tu się w zasadzie zgodzę, profilowanie tras to nie jest dobry pomysł - poza górną częścią Goryczkowej, tak, żeby pozbyć się trawersu i zjeżdżać od razu do kotła (zresztą PKL chyba twierdzi że tak ma być) Jakieś pomysły PKL miał, typu zbiornik podziemny i takie tam. Tutaj głównym problemem (w tym dla TPN) jest właśnie woda, a dokładniej jej skład mineralny - nie chcą, żeby ewentualne dośnieżanie odbywało się przy użyciu wody o innym składzie niż tym który naturalnie występuje w kotle (Goryczkowym w tym przypadku) Tu też zgoda, za długi odcinek i koszty nieporównywalne do zysków. Prędzej główna gondola mogłaby mieć większą przepustowość (pierwotnie miała być bodaj dwa razy wyższa). Opcja atomowa to wyciągi na Krokiew z Zakopanego i Kalatówek. Wtedy faktycznie Kalatówki mogłyby być połączone jakoś z dolną stacją Goryczkowej. Ja bym nie miał nic przeciwko, jeśli by to było zrobione z głową, przede wszystkim pod względem naśnieżenia i bilansu wodnego. Czemu? Bo ani te reglowe smreki nie są tam naturalne, ani wyciągi nie są nierozbieralne, ani non-stop zarastające tatrzańskie polany nie są niczym dobrym (taki np. Apollo Niepylak przez to właściwie u nas wyginął) - ale takich jak ja jest niewielu. Jeśli chodzi o argument klimatyczny - fakt, będzie coraz cieplej, ale w Tatrach mimo wszystko chyba jeszcze trochę da się pojeździć. A poza tym choćby z tego powodu (ograniczenie emisji) wolałbym się wybrać pociągiem do Zakopanego niż samolotem cholera wie gdzie. Na wczoraj, należy dodać
- 1 824 odpowiedzi
-
- kasprowy wierch
- stacje narciarskie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Żaden Chopok, żadne narty. Piłka nożna na hali sportowej umorusanej klejem do szczypiorniaka; nie wiem co mnie podkusiło bo od samego początku było czuć, że parkiet jest strasznie tępy Na ten moment czekam na zabieg rekonstrukcji, ale ten sezon mam już z głowy. Otóż to
-
Jako geolog zapewniam Cię, że nie ma żadnego wpływu. Generalnie klimat odnosimy do atmosfery, a dryf kontynentów do litosfery; nie ma w atmosferze takiej energii, która mogła by jakkolwiek modyfikować masy skalne i ich ruch poprzez np. uskokowanie. Jedynym znanym mi miejscem gdzie klimat modyfikuje coś więcej niż morfologię terenu jest Wenus. Planeta ta bywa okresowo przegrzewana tak mocno, że termicznie rozszerza skały, co skutkuje powstaniem niewielkiej skali struktur "kolizyjnych" (uskoki odwrócone, być może niewielkie nasunięcia). Tyle że na Wenus zdaje się, że nie ma niczego w rodzaju dryfu kontynentów (łatwiej obserwować takie procesy na tektonicznie pasywnym obiekcie), a temperatur tam panujących nie da się w żadnym wypadku porównać do ziemskich. Natomiast bez żadnych wątpliwości można stwierdzić sytuację odwrotną, czyli że ruchy płyt tektonicznych mogą zmieniać klimat pewnych obszarów. Dzieje się tak poprzez: 1) otwieranie i zamykanie dróg morskich (konfiguracja prądów oceanicznych; np. dla współczesnej Europy kluczowy jest dostarczający ciepła i wilgoci Prąd Zatokowy, wystarczy spojrzeć na klimat panujący na tych samych szerokościach geograficznych w Ameryce Północnej), 2) tworzenie barier geograficznych (czyli gór blokujących prądy atmosferyczne). Jeśli zaś chodzi o te "polskie Himalaje", to nie jest to takie oczywiste i należy się kilka słów rozwinięcia. Ogólnie bardzo trudno jest precyzyjnie wnioskować na temat morfologii terenu w przeszłości, natomiast mam wrażenie, że narrator trochę przerysował słowa prof. Lewandowskiego i Krzywca. W skrócie: wzdłuż strefy Teysseira-Tornquista faktycznie są zlokalizowane orogeny (kaledoński na Pomorzu i waryscyjski na w Górach Świętokrzyskich i częściowo Lubelszczyźnie). Ten pierwszy jednak powstał zapewne w wyniku skośnej kolizji (zbyt mała energia kolizji, żeby powstałya góry skali Himalajów; analogiem mogą być Pireneje). Ten drugi, którego struktury na powierzchni możemy obserwować w Górach Świętokrzyskich, był faktycznie ogromny, a powstał w wyniku trwającego ~ 100 mln lat procesu zakończonego powstaniem superkontynentu Pangei. I tutaj pojawia się problem - góry są na bieżąco erodowane, my obserwujemy tylko zapis ich najgłębszych części oraz, jeśli mamy szczęście, terenów przyległych. Trudno powiedzieć, czy Góry Świętokrzyskie miały duże kilka kilometrów wysokości - musiałyby być bardzo mocno wypiętrzone, co zapewne wiązałoby się z odsłonięciem skał krystalicznych (np. granitów). Z prowadząca do kilkukilometrowych wypiętrzeń kolizja powinna również doprowadzić do powstania nasunięć (powtórzeń w sekwencjach skalnych). My jednak czegoś takiego nie obserwujemy, co może nie wyklucza, ale mocno podważa hipotezę o "himalajskości" Gór Świętokrzyskich (podobne argumenty dotyczą badań geofizycznych na pozostałych odcinkach linii T-T). Jeśli miałbym typować jakieś miejsce we współczesnej Polsce, które mogło w przeszłości być naprawdę wysokimi górami, to są to Sudety. Jest tam mnogość skał magmowych i metamorficznych oraz mamy mocne dowody, że były one podawane erozji przez ostatnie nawet 300 mln lat. A to by świadczyło o naprawdę dużym wypiętrzeniu, może nawet większym niż w Himalajach. Natomiast faktycznie, struktury wgłębne bywają ogromne w skali, ale musimy pamiętać, że nie były one erodowane. A o takich Tatrach wiemy np., że brakuje im około 3 km nadkładu, co wcale nie znaczy, że był taki moment w historii geologicznej, że miały one 5,5 km wysokości Mam nadzieję, że wybaczycie ten przydługi wpis, ale przy zerwanym ACL z aktywności okołonarciarskich zostało mi chyba tylko pisanie na forum
-
W okolicach 6-9(10?) kwietnia będę na Chopoku (+ew. Szczyrbskie i/lub Łomnica). Wybiera się ktoś w tym terminie? I tak przy okazji - możecie polecić jakiegoś instruktora/szkołę narciarską w okolicy? Chciałem, żeby ktoś kompetentny rzucił okiem na moją jazdę i dał parę wskazówek co i jak poprawić, a to chyba jedyna moja okazja w tym roku, żeby to zrobić na luzie bez oglądania się za bardzo na współtowarzyszy (uroki mieszkania na nizinach). Z góry dzięki i miłego!
-
Jutro z dwójką znajomych wpadamy Dziś byliśmy Szczyrku (i taki był pierwotny plan na weekend), ale zachęceni zdjęciami stwierdziliśmy, że oststecznie zrobimy objazd Skrzyczne-Pilsko-Kasprowy. Tak więc do zobaczenia!
- 90 odpowiedzi
-
Na dachu Europy - Dolina Aosty (09-16.02.2019)
Rumcayz odpowiedział Rumcayz → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
Dlatego napisałem (w relacji), że celowałbym w zjazd z przewodnikiem. A że się do tego trzeba będzie odpowiednio przygotować i wytrenować, to oczywista oczywistość. Jakbym chciał popełniać samobójstwo, to nie musiałbym jechać specjalnie pod Mont Blanc - w Warszawie jest całkiem sporo wieżowców do dyspozycji- 11 odpowiedzi
-
- 1
-
- dolina aosty
- matterhor
-
(i 12 więcej)
Oznaczone tagami: