Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 10.11.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
6 punktów
-
Wczoraj w regionie była bardzo duża inwersja temperatury wieczorem, na Jaworzynie na szczycie +8,5 st. a na dole w Czarnym potoku -4 st. aż 12,5 stopni różnicy na 470m w pionie, dzisiaj jest już mniejsza różnica, szczyt Jaworzyny +1 a dół -3. Master Ski odpalił armatki także pod 6 osobowym krzesłem, do samej góry przy 4 osobowym krzesełku jeszcze nie śnieżyli pewnie przez inwersję, choć tam różnica poziomów to tylko lekko ponad 100m.5 punktów
-
Pierwsze ręczne Wintersteigera bazowały ustawienie na krawędzi,teraz są już dużo lepsze,bazują na ślizgu.Kombinacje z różnym kątem podcięcia to dla nas przerost formy nad treścią,wystarczy kątownik 0,5 lub 1 stopień i zrobienie go co pewien czas ręcznie.Co innego krawędź boczna.Ja po przesłuchaniu kilku zaprzyjaźnionych trenerów używających różnych wybrałem amerykańską maszynę Razor Tune,wybierając do niej zasilanie akumulatorowe i tylko średni dysk.Robi tylko boczny kąt,drogie i skomplikowane modele robią także podcięcie.A że akurat kuzynka jechała z USA,i był najniższy kurs dolara,przywiozła mi w bagażu za kwotę ok.1950 zł.To była połowa polskiej ceny u dystrybutora w Zakopanem,ale teraz widzę,że konkurencja zadziałąła i ceny jeszcze spadły...https://razor-tune.com/4 punkty
-
W amatorskiej jeździe nie ma to najmniejszego sensu, komplikuje prostą i wystarczającą rzecz, jaką jest ostrzenie nart. 88 i 87 boczne wystarcza dla amatora zupełnie, w zależności od typu narty. pozdro4 punkty
-
@Góral spod Skrzycznego pokazał lodowiec z końca października, ja pozwolę sobie na wspomnienie z pierwszej połowy października. Nie udało mi się rozpocząć sezonu we wrześniu, musiałem wybrać się w październiku. Oczekiwań nie miałem dużych, trochę śniegu i lodu na początek by wystarczyło aby wyjazd uznać za udany. Tym razem wyjechaliśmy na noc (czego normalnie raczej nie praktykuję) by rano zameldować się pod Talstation. Już po wjeździe do Doliny Zillertal w Fügen było widać, że da się pojeździć... Widok na Rastkogel też napawał optymizmem. Zapomniałem o jednym małym szczególe, a on przecież powtarza się cyklicznie każdego roku od 20 lat. Chodzi oczywiście o dwudziesty ParkOpenning. Tym razem trwał od czwartku do niedzieli. To coroczne rozpoczęcie sezonu snowboardowego i Better Parku. Zjeżdżają się z tej okazji najlepsi snowboarderzy nie tylko z Europy ale i reszty świata, można spotkać i zobaczyć wielu liderów różnych konkurencji snowboardowych. Jest niestety też minus tego wydarzenia, nie ma co liczyć na mniej jak 3 tyś jeżdżących Widać to już było patrząc na kolejki do kas (wszystkie otwarte) Osobiście wolałem patrzeć na wysokość powyżej 2600 m, a wyglądało to zachęcająco W październiku tyle śniegu dawno nie widziałem, warstwa śniegu zalegała nawet przy Talstation i w samym Hintertuxie. Dojazd do Sommerbergu i widoki jak w narciarskim raju A jak było dalej to trochę później...4 punkty
-
Rzeźbienie i cudowanie w przygotowaniu to sztuka dla sztuki, trzeba jeździć, jeździć i jeździć ale nie pilnikiem a na nartach 🙂3 punkty
-
3 punkty
-
Proponuję coś dodać w tekście (gwiazdkę), bo ta pani uwierzy!3 punkty
-
3 punkty
-
To żadne zakręcenie. Ileś lat ostrzyłem z kątownikiem,wizyty na hali,gdzie ostrzę 4 pary dziennie ,przekonały mnie,ale teraz nawet bez hali nigdy nie wróciłbym do pilnika...2 punkty
-
Okoliczne góry po 1000-1200m n.p.m. doliny około 650-700m n.pm. mogą więc wybudować taką Jaworzynę Krynicką na sterydach. Ośrodek ma powstać w okolicach wsi Wołosianka i Rożanka Wyżna w gminie Sławsko na zboczach Wysokiego Wierchu. Mapa terenowa okolicy z poziomicami z google maps https://www.google.pl/maps/place/Wołosianka,+Obwód+lwowski,+Ukraina,+82663/@48.7800769,23.4076205,14z/data=!3m1!4b1!4m6!3m5!1s0x4739f2c4739dfe09:0x1666c4a3eaf36638!8m2!3d48.7793766!4d23.4290334!16s%2Fm%2F012710rs!5m2!1e4!1e1?entry=ttu&g_ep=EgoyMDI0MTEwNi4wIKXMDSoASAFQAw%3D%3D2 punkty
-
A. wracając do tematu to wydaje mi się że skoro @gabrik pyta o takie konkretne maszyny to pewnie chce jakieś "mecyje" z ostrzeniem uskutecznić ...typu inne podcięcie na końcach narty a inne w środku.. Trudno mi coś powiedzieć o celowości takich zabiegów (czy ich bezcelowości) ale coś mi sie widzi że bez stałego dostępu póżniej do takiej maszyny jednorazowe ostrzenie w taki sposób jest bez sensu..2 punkty
-
I tutaj wychodzi subtelna różnica pomiędzy zrobieniem planowania zoli a planowaniem zrobienia zoli.. :)...2 punkty
-
Przede wszystkim to muszą najpierw wojnę wygrać, bo nikt nie pojedzie na narty w miejsce gdzie rakiety śmigają nad głową. Trzymam kciuki, żeby się im udało.2 punkty
-
Z tego co wyczytałem, to ma być gdzieś koło Lwowa, w Bieszczadach Wschodnich. Więc będzie blisko z Polski. https://www.okko-group.com.ua/en/novunu/holding-news/okko-group-rozpochala-budivnitstvo-masshtabnogo-proiektu-rekreatsiyi-lvivskikh-karpat2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Podobno wspólnik się wyprowadził do Bielska Białej, nie ma kto tego prowadzić. Lokal jest ich, więc nie mają ciśnienia. Kogoś szukają do prowadzenia, ale chyba tego w tym sezonie nie otworzą. Szkoda, ale dla mnie to motywacja aby samemu zacząć robić sprzęt. Bo mam wszystko, tylko mi się nie chce. A teraz musi mi się chcieć, bo wyjścia nie ma😀. Pierwsze 4 pary zrobiłem. Jeszcze 6 i koniec. pozdro2 punkty
-
2 punkty
-
Jeżeli chodzi o Master i Tylicz w ogólności - nie należy brać pod uwagę sytuacji z Jaworzyny/Krynicy a przynajmniej nie ortodoksyjnie. Warto zerknąć na układ wododziału i położenie Tylicza jako de facto dolinki zawieszonej nad Słowacją i mocno izolowanej od tego co przechodzi przez Polskę. To tak po 19 okresach świątecznych spędzonych w Tyliczu rok w rok .. Co do Master - Bartek ma swoją, rozsądną filozofię zarządzania czymś czego nie ma .. pamiętam Tylicz z kilku orczyków nad kościolem i orczyka na obecnie "starym" krześle Tylicz-Ski. Dużo się zmieniło. Master stabilnie daje podkład i nawet w kiepską zimę spokojnie (poza przełamaniami) nie bałem się robić dziurki pod slalom dla dzieciaków. Sensownie przekladają śnieg korzystając z ukształtowania terenu, są depozyty, mikroklimat nawet przy deszczu działa trochę jak nastrzykiwania stoku .. tylko góry nie ma ale na to się nic nie poradzi - pouczyć i miło spędzić czas można :). Tylicz Skin też się obudził po kilku latach letargu i fajnie im rzeźbienie w tym co mają wychodzi. Jedyna stacja na której poranne ustawienie tyczek "odbiera" lokalny ratownik dbając o bezpieczne odgrodzenie - ale przynajmniej skuterem wiezie zanim krzesło ruszy :). M. A sama historia Tylicza ciekawa - polecam podróż w krainę mofetów, Konfederatów, powrotów spod Wiednia i ogólnie Księstwa Tylickiego :). Poranne psie spacery (zdarzało się, że na turach na Łan z widokiem na stoki Tylicza bezcenne :). No i dobra wypożyczalnia nart firmy "N" na wjeździe od strony Krynicy - fajnie, że to się udało :). A o okolicach obecnie zajmowanych przez Master mawiano, że to wzgórze szubieniczne .. w szczegóły nie wnikam .1 punkt
-
Takie to asy austriackie a może faktycznie Mozambik niemiecki 🤣 faktem jest że ta czerwień to lodowisko było/jest aczkolwiek w tygodniu były tam tyczki i co kolesie jeździli to głowę urywa ale obok czerń dużo lepsze trzymanie-ćwiczyliśmy na niej. 36 od połowy podobne lodowisko.. Młody to ma tyki pewnie na tej bocznej niebiesko-czerwonej tam warun ok tylko miejscami trzeba być czujnym i oczywiście mieć super nartę zrobioną 😉. Takie brzdące już śmigają,że mi głupio było 😅 Ja już w domku cały i zdrowy. Dechy we wtorek oddaje na serwis,pewnie teraz raz w tygodniu halę zaliczę żeby się przygotować lepiej na grudniowy wyjazd . Start sezonu z włoską pogoda 👌trafiony zatopiony 😉 pozdro1 punkt
-
Mówił, że brzytwa narty, ale poleciał ostrzyć, bo twierdzi że „chyba” jest lód😀. Pisał, że super nachylenie mają stoki i pogoda petarda. To już nie wiem. A to był demo team z Mozambiku chyba😉. Na swojej ziemi takie uślizgi? Nie może być. To przeca lodowiec to i lód się czasami trafi. pozdro1 punkt
-
Byłem latem w tej Wołosiance ,wjeżdżałem starym krzesłem.Ale te kwoty do zainwestowania-robią wrażenie,a może to s.f....1 punkt
-
1 punkt
-
Jaką polecasz taką nie przesadnie drogą a sensowną i porządnie ostrzącą? Ja jade pilnikami ale trochę schodzi z tym zabawy.1 punkt
-
Cze W każdym sporcie tak jest. Ale uwaga w punkt. Problemem jest podejście adeptów, po części to wina nowoczesnego sprzętu, który daje „łatwość” rozpoczęcia przygody z nartami, ponieważ w początkowym okresie wykonują 75% roboty, same skręcają i niestety ośrodki stworzone na oślich łączkach, ale takie mamy góry, nic na to nie poradzimy. Zwykle początkujący po 2-3h godzinach z instruktorem kończą naukę, bo uważają, że już potrafią jeździć. pozdro1 punkt
-
Ja mam wrażenie, że "narciarstwo nie nadąża za oczekiwaniami współczesności". Współczesny człowiek ma mało czasu i jeszcze mniej cierpliwości: chce po tygodniu, ba po 3 próbach, umieć jak zawodnik. Problem w tym, że na nartach tak się nie da. Stąd biorą się boomy na Orle Percie pierwszy raz w górach, na nurkowanie po godzinnym kursie, na inne tego typu aktywności. Natomiast nie ma takiego bata (poza jakimiś wyjątkami, bo te wyjątki są, słyszałem od kumpla o komandosie: robisz tak i tak i... pojechał, dziwnie, ale pojechał), który by na 3. dzień zjeżdżał sam z Kasprowego. Nauka na nartach to proces, dla "współczesności" - zbyt długi proces. Stąd też tracimy zainteresowanie na rzecz Orlej, bike parków i takie tam... PS. Ale z drugiej strony: jaka fajna i trudna sztuka! Może lepiej potrafić to, czego nie potrafią "wszyscy"?1 punkt
-
Cze, Kraków nie otwiera serwisu, niestety. Świetny i tani serwis miałem po drodze z domu do firmy. Sam musiałem w tym roku zrobić narty😀. pozdro1 punkt
-
Jaka to różnica dla początkującego 30 czy 45m promień 😂 łuki płużne można katować1 punkt
-
Ale to SG - to nie to samo co GS😉. Nawet chyba lepsze na początek. Dla tych najbardziej opornych tylko DH. pozdro1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Gotowi na kilka nowości? Czas uciąć domysły i powiedzieć, co nowego na Jaworzynie w nadchodzącym sezonie zimowym! 💪 🔥 Totalny sztos, czyli coś, co zobaczycie od razu na wjeździe! Nowe skrzydło dolnej stacji. A w nim wypożyczalnia, sklep, przechowalnia i nasza ulubiona Szkoła Jaworzyna ⛷ 🔥Strefa ApresSki — widzieliście już z zewnątrz, zakochacie się, jak zobaczycie wnętrze! ❤ BTW @Sylwester na Jaworzynie Krynickiej odbędzie się właśnie tam! 🥂 🔥 Nowy system naśnieżania! Coś, czego nie widać, a co bardzo usprawni produkcję śniegu. Tej zimy pokaże, na co go stać. 💪 🔥 Nowe nartostrady 12a i 12b! Jedną z nich ominiecie ściankę na trasie nr 1, a drugą dojedziecie do... 🔥 Snowparku! Wiemy, że wiele osób nie mogło się doczekać jego powrotu! 😍 W tym sezonie w innym miejscu i w lekko zmienionej wersji! 🏂 🔥 SkiCross. W poprzednim sezonie mówiliście, że super, ale krótki, wąski... No to macie! Przebudowany, zmieniony i poszerzony! 🎿 🔥 Poza tymi nowościami wszystko to co w poprzednich sezonach i dużo imprez! Z Pucharem Świata w Snowboardzie na czele! 🏂 Szczegóły tego co przygotowaliśmy na nadchodzący sezon znajdziecie na 👉https://nowosci.jaworzynakrynicka.pl1 punkt
-
Cześć, Chciałbym na świeżo po powrocie, opisać swój pierwszy wyjazd w Alpy, w terminie 24.02-02.03. Przeglądałem mnóstwo ośrodków, posiłkowałem się forum, oraz rankingiem, jaki udało mi się znaleźć w sieci (https://nartywaustrii.com.pl/ranking-osrodkow-narciarskich-austria/). Ostatecznie, wybór padł na Saalbach. Zadecydował o tym, całkowity przypadek. Podczas rozmowy ze znajomym, na temat ogólno-narciarski, polecił mi miejscówkę w Leogang, należący także do Skicirus. Rezerwacji dokonałem pod koniec listopada. Cena za 4 osobowe studio, 135 euro/noc. Wyjechaliśmy z Warszawy o godzinie 4:00, kierując się najpierw, ku Wiedniowi, w celu szybkiego zwiedzenia, ponieważ nigdy nie miałem okazji odwiedzić tego miasta. Koło godziny 11.00 dojechaliśmy do Wiednia. Szybki, dwugodzinny marsz po centrum Wiednia, następnie dalej w trasę do Leogang. Polecam zwiedzić Wiedeń, poświęcając nieco więcej czasu. Piękne miasto. Na miejsce dotarliśmy, równo o 19:00. Droga przebiegła szybko, bez żadnych niespodzianek. Przechodząc do meritum. Dzień 1, czyli skrócony ski chalange, próba odwiedzenia, większości ośrodka. Z racji tego iż, ekscytacja sięgała zenitu, z niewiadomych przyczyn, stawiliśmy się już o 7;30 pod kasami, w celu kupna karnetu. Ośrodek otwierają dopiero o 8:00. Fakt, musieliśmy jeszcze z naszego apartamentu, pokonać dwa przystanki skibusem. Cena karnetu za jeden dzień to 72 euro. Wsiedliśmy do gondoli oznaczonej L3, po czym, po dojeździe do stacji pośredniej, wysiedliśmy z wagonika, żeby zaraz do niego wsiąść. Tu dało znać, brak doświadczenia w ośrodkach alpejskich, ponieważ, jak się okazało, aby dojechać na szczyt, nie trzeba w cale wysiadać. Myślę, że na twarzach obsługi gondoli, mógł się pojawić na twarzy uśmiech, widząc nasz manewr. Dalej wjechaliśmy gondolą L4 na szczyt i tu zaczęła się magia. Od razu przyatakowaliśmy pierwsze trasy 215, 212 na rozgrzewkę, następnie wjazd 8 osobowym krzesłem L5 na dalsze szczyty. Poniżej zdjęcie, na którym widać krzesło L5. Następnie powtórzyliśmy kilka wariantów trasami 215, 212 do zjazdu do gondoli L4. Później zaczęliśmy przemieszczać się w celu eksploracji dalszej części ośrodka. Trasami 217, 222, 169, 164, 161a dojechaliśmy do doliny w miejscowości Vorderglemm. Niestety zjazd do doliny, koło godziny 11, był już miękki i tworzyły się muldy z ,,cukru śniegowego”. Postanowiliśmy, nie zjeżdżać na sam dół, ponieważ, warunki na trasach były po prostu, zbyt słabe. Następnie wjazd gondolą I1, I2 na samą górę i dalsze zwiedzanie Skicirus. 166, 156, 2-3 wjazdy krzesłem oznaczonym H5. Później zjazd 166 oraz 152 w dół doliny do Saalbach, w celu przemieszczenia się do gondoli G1 oraz G2 na szczyt Bernkogel. I tu trafiliśmy na super trasę 125, która jest od północnej strony, gdzie do samego dołu dobrze się trzymała. Twardo i bez większych muld. Powtórzyliśmy drugi raz przejazd 125. Po ponownym zjeździe, zatrzymaliśmy się na obiad w Pulvermarcher Almhutte. Sznycel 15 euro, piwo 5 euro i dalej w drogę. Nie sposób nadmienić, że wcześniej mieliśmy kilka pitstopów, w urokliwych barach z leżakami, w celu uzupełnienia płynów, w postaci niskoprocentowego lagera J.W następnym etapie, gondola E5, E4 i krzesło E3, aby wjechać na przed szczyt Henne 2020 metrów. Zjazd 122, 121, mały odcinek czarnej 121a, przejazd gondolką E1, i piękna widokowa trasa 108, 104, 102 do Fieberbrunn. Koniec dnia. Wybiła godzina 17:00. Czas do bazy na odpoczynek. Nie odbyło się bez pomyłek. Wsiedliśmy w skibus, który wywiózł nas w złym kierunku do centrum Fieberbrum. Musieliśmy się przesiać w odpowiedni autobus do Leogang. Dotarliśmy na baze dopiero o 19;00… Poniżej, przybliżona droga jaką pokonaliśmy. Jak na pierwszy dzień, chyba zbyt ambitnie. Podsumowanie dnia. Mówiąc delikatnie, opadłą nam kopra, jak dobrze, w porównaniu do naszych ośrodków, przygotowane są stoki. Nowoczesna infrastruktura. Krzesła 8 osobowe, nówki sztuki(L6). Przytłaczająca nieco, wielkość ośrodka. Dzień 2, czyli relaks w naszej okolicy. Drugiego dnia, zaczęliśmy, trochę później J, wjechaliśmy o 8;15 na szczyt. Odkryliśmy najlepszą moim zdaniem, niebieską( ja bym ją śmiało zaliczył do czerwonej) trasę numer 206. Trasa z rana, jak marzenie, pusta i świeży, dość miękki sztruks, ale podkład beton. Trasa 206 szeroka, z kilkoma ściankami, gdzie można się rozbujać do 80 km/h, poćwiczyć technikę, można było ciąć na krawędzi po prawie całej szerokości stoku, bez obawy na innych, ponieważ innych nie było. Wariant od szczytu do stacji pośredniej ma 2170 m. Katowanie trasy trwało do godziny 11;00 bo szkoda było odpuścić tak dobrych warunków. Później, jakiś niskoprocentowy napój w barze na końcu 206, zdjęcie poniżej. Następnie, trasy po prawej stronie, czyli 212, 215 z wariantem czarnym 216, aż do trasy 222 i powrót. Dzień skończyliśmy już o 14;30, ponieważ nogi odmówiły dalszej jazdy. Zbyt intensywny dzień pierwszy. Na podsumowanie dnia: ,,Kto rano wstaje, temu sztruks i puste stoki Pan Bóg daje’’ Dzień 3, Trzeci dzień, początek ten sam. Później przejechaliśmy na drugą stronę doliny Saalbach, czyli szczyt Shattberg Ost. Aby dostać się tam z naszego Leogang, pokonaliśmy trasy jak dnia pierwszego ale odbiliśmy ze szczytu Prundelkopf trasą 166 oraz 152 na sam dół doliny. Dostanie się do gondoli A1 wymaga przejście przez centrum miasteczka Saalbach w pełnym ekwipunku, co przy plus 8 stopni, jest nie lada wyczynem. Upoceni jak po saunie wsiadamy do gondoli A1 następnie A2 i wyjeżdżamy na szczyt Shattberg Ost. Szybka decyzja, atakujemy czerwoną 1 oraz czarną 1b. Jedynką, można było iść pełnym piecem, ale na czarnej uda się zapalają… Po zjeździe 1b, stwierdzam, że już nie lubię czarnych tras. Trzeba nadmienić, że niektóre niebieskie to czerwone, a czarne to brunatne. Później wybieramy warianty strasami 4, 2, 3 po lkilka zjazdów. Godzina 13.00, postanawiamy odpocząć, wypić szybkie piwko, i kierować się w naszą stronę. Zjeżdżamy niebieską trasą 2a do samej doliny. Początek extra, ale czym niżej tym gorzej. Trasa ma 3500 metrów. Ostatnie 800 metrów, zjeżdżam 25 minut, i wszyscy wokół, jak i ja, walczą o życie. MULDY, ale to takie, jakich dotąd nie doświadczyłem. Mokry ciężki śnieg, o konsystencji piachu. Po dojeździe na sam dół, byłem mocno ,,zdegustowany”, ale zaraz chęci do dalszej jazdy ponownie wróciły. Wracamy w nasze strony czyli szczyt Kleiner Asitz, parę zjazdów 212, 206, oraz inne warianty. Koło 15:00 zjazd do doliny. Jako że, wiedziałem że ostatni odcinek, stok puścił soki, postanawiam, nie męczyć nóg i ostatni odcinek zjeżdżam gondolą L3. Podsumowanie dnia; oczywiście zajebioza, ale chciałbym trafić tam, kiedy na dole w dolinie jest odpowiednia temperatura około -3, -5 stopnia. Zjazd przy +8 na dolnych odcinkach nie należy do najfajniejszych. Dzień 4, relaks. Czwartego dnia, ruszamy jak zwykle rano, na początku jeździmy wspólnie po najbliższej okolicy. Może nie wspominałem, jesteśmy na wyjeździe w dwie pary. Następnie, rozdzielamy się, i każdy jeździ po swoich ulubionych trasach. Ja wybrałem 206, która tego dnia już nie była idealna. Dużo lodu, mgła, oraz sporo ludzi. Postanawiam zjechać dalej 206 czyli trasą 205. Jak się okazało, mimo odcinka dolnego, stok był dość twardy i mocno trzymał, jak na tą temperaturę. Dodatkowo, miałem okazję zmierzyć się na odcinku slalomu, oraz obejrzeć trening zawodowców. Przyjemnie się ich oglądało. W dalszej części dnia, kilka zjazdów na zmianę 206, 215, 212. Koło 16:00 zjazd do doliny. Coś mnie podkusiło, żeby zjechać do samego dołu. Katorga. Dzień 5, czyli najpiękniejszy dzień w moim życiu narciarza. Piątego dnia, pobudka o 6;00, wyjazd na Lodowiec Kitzsteinhorn. Droga z Leogang do Kaprun to około 45 minut. Na parkingu(parking darmowy) byliśmy około godziny 7:30. Wjazd na sam szczyt, zajmuje około 40 minut. Pogoda piękna, pełna lampa, na szczycie -7 stopnia, bezwietrznie. Warun idealny. Widoki zapierając e dech w piersiach, będzie extra. Po dotarciu na szczyt, szybkich parę fotek i jazda. KU*A MAĆ, jak tam było dobrze. Pierwszy zjazd, sztruks, twardo, krawędzie idą jak po maśle. Po pierwszym zjeździe, można dostać spazmów z wrażenia. Zjazd trasą numer 1 do gondoli Gletscherjet, następnie jeszcze raz ten sam wariant, później warianty trasą 7, 8a. Później przesunęliśmy się do krzesła numer 12, i trasą numer 12 kilka zjazdów. Jest bosko, trudne do opisania. Trzeba to przeżyć samemu. Niestety koło godziny 11.00 pojawia się tłum narciarzy. Dojeżdżając panowanie do gondoli mieszanej Gletscherjet( raz jedzie krzesło, raz gondola), można było poczuć się jak w starym, dobrym Szczyrku, kolejka na 15 minut. Co z rana wyjeżdżone to nasze. Później było coraz gorzej. Stoki rozjeżdżone, muldy, tłumy jak w ferie małopolskie w Białce… Zdziwiło nas trochę, że w Saalbach, nigdzie nie było kolejek, a na Kitzsteinhorn, takie tłumy. Jeźdźmy do 15;00 i kończymy ten przepiękny dzień. Dzień 6, czyli Last Day. Szóstego dnia, jeździmy po ,,swoim”. Czyli części ośrodka Saalbach w Leogang. Tradycyjnie 206 robi robotę. Ostatni dzień, więc nie ma czasu na odpoczynek. Trzeba się wyjeździć na zapas. Najdalej wypuszczamy się do krzesła I4. Ogień do oporu. Godzina 16;00 czas zjechać do doliny. Pogoda paskudna. Na szczycie śnieg, widoczność słaba, poniżej 1500m, deszcz. Nie przyjemnie. Podsumowanie Wyjazdu. Najpiękniejszy wyjazd narciarski. Zakochałem się w Alpach. Raczej nie wrócę już na macierze. Uwielbiałem Szczyrk, jak jeszcze było zimą, na ,,czym” pojeździć. Po pierwszym doświadczeniu, z Alpami, raczej będę tam wracał. Jest kilka już pomysłów na przyszły rok, może Dolomity. Oczywiście, wyjazd jest trochę droższy, ale wart tych pieniędzy. Wydaliśmy około 4500 zł/osobę. Kilka razy jedliśmy na stoku, ale zdarzyło nam się, gotować na bazie. Np. zapeklowałem swoje spaghetti. Jedynym minusem, to jakość jedzenia. Jest drogo i niesmacznie. Raz zjadłem Sznycla z kartofelsalad, za 25 euro. Moje spaghetti lepszeJ. Każdemu, z całą świadomością, polecam Saalbach, czyli cyrk na nartach. Na pewno tam wrócę, bo nie zjechałem wszystkimi trasami. Jestem, także ciekaw, jak wygląda sytuacja kiedy występuje, prawdziwa zima i zjazd do samego dołu daje tyle samo frajdy co wyższe partie. Z rozmów z właścicielem naszego lokum, dowiedziałem się, że jest to najsłabsza zima od 50 lat w tej części Austrii. Mam nadzieje, że będzie wam się podobała moja relacja. Zapraszam także do zadawania Pytań. Wszyscy wrócili cali i zdrowi bez kontuzji. Pozdrawiam . Poniżej kilka zdjęć z wyjazdu.1 punkt
-
Byłem w okresie 11-14.01 w tej samej miejscowości, w pełnej zimie. Trasy 211, 2a na koniec dnia w niektórych odcinkach były trudne do zjazdu ze wglądu na stojących ? narciarzy. Trasy niebieskie mają ciekawe pochylenie na niektórych odcinkach,we Włoszech miały by już kolor czarny. Czerwone też dają popalić w nogi. Super ośrodek do jazdy, a nie do wożenia się 😉1 punkt
-
Leogang, to mała mieścina. Idealna jako baza wypadowa. Nie znajdziesz tu wielu restauracji, barów, aby spędzić czas po nartach. Po godzinie 19.00 miasteczko jest wymarłe. Cisza spokój. Dla mnie super, bo liczą się tylko narty Jeśli ktoś, jest zwolennikiem apreski, zdecydowanie powinien wybrać dolinę Saalbach. Życie nocne, jest tam zdecydowanie, bardziej atrakcyjne. Cenowo, Leogang będzie tańsze. Na minus, w naszej okolicy, były tylko dwa sklepy. Jeden market, otwarty od pon-piątek do 19.00, drugi z tradycyjnymi produktami regionalnymi (dobre piwko), był otwarty w godzinach ,,różnych" . Małe niuanse, ale tradycja nakazuje, trochę pomarudzić1 punkt
-
Dziękuję za relację, Skicirkus muszę odwiedzić w jakąś "lepszą" zimę. Byłam tam tylko na 1 dzień przy okazji pobytu w Kaprun - Zell am See na tzw. rekonesans i trochę żałowałam, że nie odwróciliśmy proporcji zwiedzanych ośrodków (ale towarzystwo było mniej jeżdżące i trasy tam wydawały im się trudniejsze). Warunki w 2019r. pamiętam jako świetne, choć było też dosyć ciepło (2 tydzień lutego, ale słońce i na pewno powyżej 0st.C). Czy miejscówkę w Leogang uznajesz za optymalną czy zmieniłbyś lokalizację na inne miasteczko w Skicirkus??1 punkt
-
1 punkt
-
W tym roku pomimo ładnej pogody nie było czasu na wyjazdy w góry... Martwiłam się, że już się nigdzie nie wybierzemy, bo przecież już listopad, będzie brzydko, mokro zimno... Miałam wczoraj jechać na Mazury, jednak plany się nieco zmieniły i dzisiaj wylądowaliśmy w Tatrach ( no, bardziej u ich podnóża;) ) od początku.... Jak się dowiedziałam, że na Mazury nie jedziemy to od razu sprawdziłam jaka ma być pogoda w weekend w górach i wyciągnąć Miśka na jakiś lekki spacer. Okazało się, że pogoda ma być sztos, wiec dałam mu wybór-sobota albo niedziela padło na niedzielę. Chcieliśmy coś lekkiego i niedługiego a Dolina Kościeliska chodziła mi juz jakiś czas po głowie. Tak wiec o 5.00 pobudka, o 6 wyjazd, 7.40 po kupieniu biletów wchodzimy na teren TPN. Listopad- poranki są jednak chłodne Wyglądam jak z Pakistanu, ale przynajmniej było ciepło Chusta uratowała moje uszy, bo czapki nie wziełam, na szczeście rekawiczki miałam Powolutku bez żadnej spiny szliśmy sobie w kierunku Schroniska Ornak. Rano ludzi jak na lekarstwo, bardzo przyjemnie, cicho, tylko chłodno, 1 czy 2 stopnie były, tradycyjnie pomimo rękawiczek palce mi trochę marzły, ale to norma Pod schroniskiem usiedliśmy na chwile przerwy, herbatke, kabanoska itp. W srodku niby tylko na wynos, ale widziałam, że ludzie siedzieli i jedli przy stolikach....w każdym razie nic nie kupowaliśmy Dalej ruszyliśmy nad Smreczyński Staw Prosta dróżka zamieniła się w kamienie - od razu pojawił mi się uśmiech na twarzy uwielbiam takie "atrakcje". Po przyjemnym spacerku ujrzeliśmy piękny widok Stawu Przepiękna spokojna tafla wody, cisza, spokój.... Po nas zaczęło się pojawiać coraz więcej ludzi, nie ma to jak wczesnie wstac Zrobiliśmy przerwę i patrzyliśmy w zamyśleniu Póżniej powrót i zrobiło się nieco cieplej. Jak wracaliśmy to masa ludzi dopiero co szła na szlaki, na prawde tłumy ludzi. Trzeba korzystac zanim zamkną nas znowu w domach, albo zamkną Tatry. Była to moja pierwsza listopadowa wycieczka w góry w życiu i bardzo miło ją będę wspominać. Przepiękne niebo, słoneczko, żadnej chmurki, no marzenie! Filmik będzie przy okazji Spacerek lekki i przyjemny jak planowaliśmy w końcu się dotleniliśmy1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Witam. W ostatnich dniach/miesiącach nie mam czasu na pisanie na forum, ale pomyślałam, że warto podzielić się moim wyjazdem z innymi - może kiedyś Wam to pomoże w wyborze osrodka Jako, że moja znajoma była w VG wiele razy i od wielu osób słyszałam, że warto tam pojechać to zdecydowałam się. Byłam bliska rezerwacji innego osrodka, ale znajoma podesłala mi satysfakcjonującą mnie oferte, tym bardziej że mozliglismy się załapac na PS to skorzystaliśmy z niej. Termin wyjazdu jak w tytule, bałam się że może nie być jeszcze śniegu, bo dopiero 6 grudnia było otwarcie tras. Oglądając w poprzednich latach PŚ tez wiedziałam że może być różnie, ale ze w tym roku widac było spore opady śniegu to zaryzykowałam. Może po kolei – w sobotę rano wyjechaliśmy spod Krakowa i za 10 godzin byliśmy na miejscu – po drodze różnie, sucho, deszcz, snieg, ogólnie okej. Zajeżdzamy na miejsce a moim oczom ukazują się coraz to piękniejsze widoki – na pierwszym miejscu oczywiście Sassolungo Langkofel 3181 m. Przepiękny!!!! Nocleg mieliśmy w St. Christina, z okna widac było Saslong- trasę PŚ. Prosząc o jakies zdjęcia apartamentu dostałam fotki gdzie w jednym pomieszczeniu była sypialnia z aneksem kuchennym i oddzielna lazienka- ale co dla dwójki osób wiecej potrzeba? Nic, wiec mi to odpowiadało. Na miejscu okazało się, że mamy oddzielną sypialnię, wielki salon, oddzielną kuchnię i łazienkę. Na dodatek byliśmy sami w całym domu…..z soboty na niedziele przyjechali jacys goscie, a tak to nikogo! W niedzielę czas był na stok…Jako, że byliśmy pierwszy raz, do konca nie wiedzieliśmy gdzie jechac, ale że widzieliśmy gondolę i krzesło, które jak później się okazało nie chodzi…..Pojechaliśmy gondolą na góre. Wcześniej kupiliśmy skipass Dolomiti superski żeby przejechać i Sella Rondę. Skipass kosztował 235 euro na 6 dni. Wjechaliśmy na gorę gondolą, patrzę a tu ścianka gdzie można sobię fotkę strzelić, no wiec od razu poszłam. Najcieplej mi nie było wiec z kaskiem na glowie co srednio wyszło Wjechaliśmy na gorę gondolą, następnie krzesłem i byliśmy na górze Saslongu…Pogoda nawet w miarę, chociaż słonce nie chcało wyjsć myślimy sobie gdzie by tu pojechac….pierwszy raz, nie wiemy co i jak, niektóre trasy jeszcze pozamykane. Wiec padło na Saslong hahaha. Pierwszy zjazd tego sezonu a my z grubej rury, no ale dlaczego by nie Zjechaliśmy, trasa na prawde swietna, myślałam, że będzie trudniejsza, a tu miłe zaskoczenie. Wjechaliśmy z powrotem na górę i przebiliśmy się najpierw w stronę Plan de Gralba i tam chwilę pojeździliśmy, chociaż widoczność była różna, czasem była mgła, a później w okolicach Monte Pana. Najbardziej zaskoczył nas fakt, że nie było prawie wcale ludzi na stokach! Żadnych kolejek do wyciągach, na stoku kilka osob można było spotkać- nie wiem czy to przez to, że to dopiero początek sezonu, czy przez to że w okolicy jest tyle tras, że ludzie są rozjeżdżają w różne miejsca… W restauracji Monte Pana była polska kelnerka co spowodowało u nas uśmiech na twarzy Mój iski tracker stwierdził, że pierwszego dni zrobiliśmy ok. 23 km. Przy ostatnich zjazdach zaczęło wiać i zaczął padać śnieg, który strasznie sypał w twarz wiec uznaliśmy, że jak na pierwszy dzień dość Z domu pod gondole mieliśmy 15 minut spacerkiem w butach narciarskich - dobry taki spacerem, skibusow nie ogarnęliśmy jakos, nigdzie nie widzieliśmy rozkładów, a parkingi były po 5 euro – po co, skoro można się przejść, a auto stoi sobie w ciepłym garażu. W poniedziałek pogoda się pogorszyła….Wyjechaliśmy znowu gondola na górę i okazało się że krzesełko nie chodzi…..Stwierdziliśmy, że zjedziemy na dół, popatrzymy na mapke i najwyżej pójdziemy po auto i przejedziemy w inne miejsce….zjechaliśmy częścią Saslongu- tym razem chyba odbiliśmy w prawo na Saslong B – już nie pamiętam szczerze mówiąc i dojechalismy na dół….Przygotowania do PŚ już było widać. Idąc ku wyjściu zauważyliśmy ze część ludzi idzie chyba strone jakiejś podziemnej kolejki, akurat spotkaliśmy Polaków i powiedzieli nam gdzie wyjeżdza i co i jak. Ucieszyliśmy się, że nie musimy iść po auto Jechaliśmy podziemną kolejką, następnie gondolą Col Raiser. Pogoda była straszna…Padał snieg z deszczem, była straszna mgła i okrutna wilgoć…. Zjechaliśmy najpierw niebieską trasą chyba 2 razy, widzieliśmy jakieś krzesło po naszej prawej stronie, ale jego konca już nie, taka była mgła….później zjechaliśmy raz trasą czerwoną, która się łączyła w niebieską na dole i moje rękawice zaczęły przemakac….po pary zjazdach poszliśmy do knajpy zagrzac się. Posiedzielismy z godzinę, zjechaliśmy jeszcze raz, moje rękawice nadal były nadal mokre i doszlismy do wniosku ze to nie ma sensu….Zjechalismy kolejką na dół…. Zrobiliśmy jakies 19 km na nartach-łącznie z Saslongiem rano. We wtorek pogoda była już ładniejsza. Pojechaliśmy zobaczyć najpierw czy chodzi krzesło na górze (Saslong). Okazało się, że nie…dlaczego to nie wiemy, ale mielśmy szczęście że udało nam się jeszcze zjechać całym Saslongiem w niedzielę Zjechaliśmy na dół i ponownie jak dzień wczesniej kretem na druga stronę. Widoki były przepiękne! Ludzi garstka, Polaków prawie wcale, bajka. Warunki cudowne, trasy super przygotowane! Zjechaliśmy najpierw nasza niebieską trasą a później krzesełkiem którego dnień wczesniej nie było prawie widać na górę. Zjechalismy chyba raz tą trasą wzdłuż krzesła i pojechaliśmy dalej, trasą która ma podobno 10 km – mój iski tracker jakoś chyba coś w takim razie zamulił bo pokazywał mniej…..W każdym razie warun mega! Sztruks, twardo – w niektórych miejscach aż za bardzo hahaha. Trasa w lesie cudowna, byłam zachwycona jak dziecko, tylko zimno było i czasem troche wiało Dobrze, że zawsze maskę mam w kieszeni Zjechaliśmy tamtą trasą do Ortisei chyba 2 razy. Dzień był udany. Iski tracker mówi że 29 km zroblismy, ale troche to dziwne, bo 2 razy niby za 10km,a jeszcze pól saslongu, pod krzeslem i niebieską….no chyba, że ta 10 km ma mniej…. W środę wstaliśmy i nie wiedzieliśmy gdzie jechac, pogoda była zachęcająca wiec czemu by nie Sella ronda? Oczywiście pod warunkiem, że krzesło będzie działac. Ale ze od tego dnia treningi zawodnikow na Saslongu się zaczynaly to raczej powinno chodzic! I tak też było Wjechalismy na górę, widac było zawodników i ich ekipy na górze. Powiem szczerze, że ogladam cały cykl PŚ, jak nie mogę obejrzec to nagrywam i ogladam w pozniejszym terminie, ale bardziej skupiam się na Paniach i na konkurencjach technicznych panów. Szybkościowe tez bardzo lubie, ale nie wszystkich zawodnikow kojarze… Chcialam zrobic sobie fotki z niektórymi, ale nie bylam pewna do konca kto kim jest hahaha jednak wiele osob udalo mi się poznac – wiadomo, ze inaczej wygladają w kurtkach niż w samych gumach i zdjęcia w TV nie zawsze są adekwatne do tego jak wyglądają teraz. We wtorek wieczorem kupiliśmy bilety na piątkowy supergigant. Bilety po 25 euro w strefie HappyZone, na mecie. Wracając do Sella Rondy to na początek wybraliśmy najpierw wersję zieloną. Przepiękne słońce, mieniący się snieg, cudowne otaczające nas góry po prostu sprawialy ze mialo się ochote krzyczec ze szczescia. Ludzi garstka, sztruksik, słoneczko! Bajka. Gondolki po prostu swietne, miejsca na narty z jakimi wczesniej się nie spotkalam – tylko standardowe na zewnątrz gondoli – ale jak się było w Livigno i Kaprun tylko to tak jest no dobra, kiedys na Chopoku a tak to tylko w PL jeździłam i to zazwyczaj w Szczyrku. Widoki i trasy były przecudne. Aż mi się nie chciało wierzyć, że co chwilę z każdej strony widac kolejne wyciągi i trasy. Miałam jeszcze jedną rzecz po drodze do obczajenia Jako, że jestem maniakiem układania puzzli to układałam puzzle Dolomity w elementacji 13 200, na których był kościół w Colfosco i chciałam na zywo go zobaczyć, chociaż z daleka. Jak się okazało jechaliśmy tuż obok niego i zrobiliśmy kilka zdjęc. O ile na puzzlach jest to fotomontaż bo stoi sam kosciolek i kilka domow tak w rzeczywistości ledwo kościół widac wśród domków hahaha. Na zdjęciach kosciolka nie widac prawie wcale, tylko kawałek, ale najważniejsze ze widziałam go na zywo Góry akurat troche były w chmurach i śniegu przez co tez nie widac dokladnie ze to ten sam fragment, ale na zywo było widać ze to dokladnie to co układałam, szczególnie drzewa które dały mi dosc mocno w kosc. Wyrobilismy się z Sella Rondą na spokojnie z przerwą w między czasie . Wracając na dół widziałam wracających z treningu zawodnikow – Andrew Weibrecht na zdjęciu W czwartek nie wiedzieliśmy też co robić….najpierw gondola, krzesło no i może Sella Ronda w drugą strone? Dobry pomysł Na początek na górze znowu wielu zawodnikow i te mysli w Glowie- tego kojarze, ale nie pamiętam jak się nazywa, ten to chyba z obsługi, ten już idzie na trening, ooo a tu Reichelt! To ja szybko do mojej drugiej połowy żeby wyciagał kamerke, podchodze do Hannesa, pytam czy mogę z nim zrobic sobie fotke, a on na to ze jak zdaze w 10 sekund to tak haha. Zdążyliśmy No i jazda. Powiem szczerze, że pomarańczowa Sella Ronda o wiele bardziej przypadła nam do gustu. Nie wiem dlaczego ale o wiele przyjemniej nam się jechało i mielismy wrażenie że troche szybciej, trasy bardziej nam się spodobały. Bedąc przy Alta Badia patrzyliśmy na trasy po tamtej stronie i bardzo chielismy je zwiedzic, zastanawialiśmy się czy nie odpuścić calej Sella Rondy i nie zostac tam bo swiecilo akurat piekne slonce, ale doszliśmy do wniosku ze kiedys tam wrocimy na pewno, a póki co zrobmy Sella Rondę J Wiadomo jak to w górach – pogoda raz ładna, a za chwilę brzydka. Jadać jednym z krzeseł widzieliśmy przed sobą szarość – a raczej nic nie widzieliśmy..jedna wielka chmura/mgła….akurat byliśmy przy knajpie i zaszlismy do niej przeczekac – to był idealny plan. Po zjedzeniu pizzy widocznośc wróciła i było wszystko pięknie widać. W tą stronę też nam sprawnie poszło, ale tak jak już mówiłam pomaranczowa bardziej nam przypadła do gustu Zostalismy jeszcze na kilka zjazdów na dosc krotkiej trasce pod krzesełkiem gdzie nakręciliśmy kilka filmikow. Wrocilismy na Saslong, na górze zawodnicy, popatrzylismy chwile i zjechaliśmy na dół. Jako, że w srode już dół był strasznie rozjezdzony, jedno wielkie lodowisko to jak amatorzy tym razem wsiedliśmy do gondoli na dół hahaha nie chciało już nam się męczyć …. Popatrzylismy chwile przy mecie, bo trening jeszcze się odbywał, akurat trafiliśmy na zjazd Michała Kłusaka Nie mielismy do konca koncepcji na piątek jak to zrobić…o 12.15 start supergiganta, wypadaloby być troche wczesniej żeby stanac w dobrym miejscu, rano isc na narty, potem do domu żeby odstawic narty i wracac? Nie chcialo nam się tym bardziej ze dopiero kolo 9 byliśmy na stoku – nie jestem rannym ptaszkiem Rano się okazało ze pogoda jest srednia….Wsiedlismy w koncu w auto, pojechaliśmy do gondoli Col Raiser, tam pojeździliśmy na niebieskiej i czerwonej kilka razy. Była mgła i padał snieg…Bałam się że pogoda się nie polepszy i SG będzie opóźniony albo odwołany, chociaż po stronie Saslongu nie było aż takiej mgły jak tam gdzie jeździliśmy. Koło 10,40 zjechaliśmy podziemną kolejka pod Saslong, stanęliśmy naprzeciwko mety, tuż przed barierką. Śniegu dosyc sporo dosypało….Akurat zawodnicy kończyli ogladanie trasy i przechodzili koło nas idąc do gondoli. Udało nam się cyknąć pare fotek, ale Alexis Pinturalut niestety poszedł dalej i nie chciał ze mną zdjęcia Było niby -2 stopnie, ale była taka wilgoć że po paru godzinach stania tam zaczelam zamarzac haha. Przeżycie niesamowite jak dla mnie być na PŚ i widzieć najlepszych alpejczyków. Wszystko super było widać na wielkim ekranie, końcówkę na żywo, warto na prawde Po przejechaniu około 34 zawodnikow pojechaliśmy podziemną po auto i do domu – nie mielismy już w planie jazdy na nartach. Wieczorem poszliśmy na wreczenie nagrod i losowanie numerow- super było, tylko obok stał fanklub Matthiasa Mayera z nawalonym gosciem kolo 60 na czele…..ledwo stal na nogach, kopcił mi papierosa pod nosem i dar łmorde… no cóż, każdy się bawi jak mu się podoba Zdjęcia z wieczora niestety mi nie wyszły… Tym razem była tez wieksza okazja bo była to 50 rocznica zawodow, mielismy zostac do konca, ale tradycyjnie było mi zimno i po rozdaniu nagrod i losowaniu numerów poszliśmy do domu. Graliśmy w monopol i jakies 1,5 czy 2 godziny po naszym powrocie słychać było fajerwerki – serio, jakbym miala czekac tyle czasu na tym mrozie żeby przez chwile fajerwerki zobacyzc to bym musoala na glowe upasc…na pewno były jakies rozne pokazy jeszcze, ale zamarzaliśmy. Dla mnie i tak jest najważniejsze to, że mogłam zobaczyć PŚ na zywo Rodzice oglądali w telewizji, było nas widac na mecie Ogólnie mówiąc był to chyba najlepszy wyjazd narciarski jak dla mnie. Wczesniej jeździłam z ekipą do Livigno – bo tam lubią…ale ile można…poźniej z kim innym byłam 2 razy w Kaprun,a teraz w końcu znalazłam druga połówkę, która dzieli ze mną pasję i możemy sami we dwoje jechać gdzie chcemy Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na VG. Stoków po prostu od groma, warunki świetne, trasy pięknie przygotowane, a ludzie prawie wcale – przynajmniej teraz, nie wiem jak jest w innych okresach. Co prawda dla początkujących może być różnie…nam żadne trasy nie straszne, ale z dziecmi nie wybralibyśmy się tu…wiadomo ze sa i łatwe stoki, ale jak my startowaliśmy z gondoli to do tych łatwiejszych trzeba by było czerwnymi się dostac. Niektóre czerwone były jak niebieskie, niektóre czarne jak czerwone, a czerwone jak czarne Jestesmy bardzo zadowoleni. Był to mój pierwszy wyjazd w Dolomity i już się nie mogę doczekac kiedy znowu tam pojade. Co prawda samo miasteczko St.Christina srednio mi się podobalo….Livigno ladniejsze, jest gdzie po spacerowac, z tego co słyszałam to kolejna miejscowość jest ladniejsza, ale tu mielismy Saslong pod nosem Polecam z całego serca Jutro zmykam do Szczyrku na święta, zobacze co tam nowego na mnie czeka haha, po świętach będę w Krakowie wiec może do jakiejś Białki czy na inny Czarny Groń się wybiore bo jeszcze tam nie była. Dziękuje za przeczytanie, może troche obszernie i dużo zdjęć ale ciągle mam w głowie te piękne chwile i widoki tam. Kolejny taki dłuższy tygodniowy wyjazd planuje w marcu albo 10, albo 17, dopiero w lutym będę wiedziała jaki termin. Myślę nad Mayrhofen – tylko chciałabym pojeździć na Hintertuxie, Zillertal arenie i samym Mayrhofen - żeby jak najwięcej za jednym zamachem zobaczyc, tylko czy jeszcze wtedy snieg będzie no i jeśli w ogole jakas dobra oferte znajde… Znajomi cos mówią o Ischgl, które tez mam w planie na kiedys, myślałam o grudniu przyszłego roku, no ale zobaczymy P.S. Jak gdzies na koncu zdania pojawia się u mnie literka "J", to dlatego ze pisalam najpierw relacje w wordzie i stawiałam buźkę po kopiuj wklej buźka zamieniała sie tutaj w literke J - mniej wiecej przeleciałam wzroskiem tekst i pozmienialam, ale mozliwe ze nie wszystko, bo drugi raz nie czytalam1 punkt