Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 05.06.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
5 punktów
-
Nie ma już Rybakiny i nie ma Sabalenki. Zostały Paolini i Andrejeva. Z kim może przegrać Iga? Iga po 4 tytuł RG. Jazda. Djokovič jest już po operacji kolana, usunięcie części łąkotki. Operacja była w Paryżu. Wimbledon ma z głowy. Jest szansa, że wystartuje na IO. Minimalna przerwa 3 tygodnie. Ale to wszystko jest jeszcze pisane palcem po wodzie.4 punkty
-
w roku 2020 po dej durnej panice grypowej otwarli 1 czerwca, pojechaliśmy wtedy do Garmisch na wędrowanie po górach, nie wiedziałem że otworzą Hintertuxa ale na wszelki wypadek wrzuciłem do auta sprzęt narciarski. 2 i 3 czerwca była jazda i maksymalnie 50 osób na całym lodowcu (łącznie z miejscowym klubem)4 punkty
-
Jedna z tańszych sezonówek na ośrodki alpejskie to Skiworld Ahrntal (ale obejmuje w zasadzie tylko dwa ośrodki w Południowym Tyrolu: Speikboden i Klausberg) (Weissenbach, oraz Rein in Taufers nie liczę bo to pojedyncze wyciągi gdzieś w okolicznych wioskach). Mapa tras: Premium Card 365: ➡️ Adult 469.00€ ➡️ Senior 379.00€ ➡️ Junior 269.00€ https://www.skiworldahrntal.it/en/info/prices/premium-card-3654 punkty
-
Jak nie zacznie znowu padać to rywalki mają niewielkie szanse. Dzisiaj korty jakoś dało się odpowiednio nawodnić w przeciwieństwie do wczorajszego meczu Djokovica. Miałem nadzieję zobaczyć jeszcze 3 ciekawe mecze z udziałem Novaka. Chyba już nie w tym roku. 2 dni i ponad 9 godzin niesamowitej walki na korcie. Po pierwszych dzisiejszych badaniach wygląda to źle. Djokovic przejdzie jeszcze jedno dodatkowe badanie i wszystko będzie wiadome. Po dzisiejszym prześwietleniu na 90 % nie obejdzie się bez operacji a to według Serbów oznacza rekonwalescencję trwającą od 3 do 6 miesięcy. Tegoroczne Szlemy i przed wszystkim IO Nole będzie miał z głowy. Ostatnie 2 mecze Novaka powinien obejrzeć Hubert Hurkacz i wyciągnąć wnioski dla siebie. Hejt w sieci po ostatnim meczu Djokovica to normalne ale zdziwiło mnie co mówili fachowcy z polskiego Eurosportu dzisiaj rano. Sugerowanie, że kontuzja to aktorstwo i sposób na przeciwników by ich oszukać i wygrać słabe było. Na szczęście były też wypowiedzi takich osób jak Tim Hennman, Barbara Schett, Alex Corretja czy przede wszystkim John McEnroe którzy potrafili docenić jak Serb umiał powrócić i zwyciężyć w 2 ostatnich Swoich meczach. Tak się wygrywa akcje w piątym secie z kontuzją Tak odwraca wynik meczu Taki z Niego wojownik😁4 punkty
-
3 punkty
-
kupiłem Magic Pass z 2 lodowcami startującymi 1 listopada za 399 CHF + 20 CHF ubezpieczenie https://www.magicpass.ch/en/3 punkty
-
Cześć Ja kupuję rodzinny Topskipass na Karyntie i wschodni Tyrol- ok 30 stacji i lodowiec startujący w październik-maj . Pojedynczy 762 euro był na sezon 2023/2024 Rodzinne 2+2 1695 euro zależnie od wieku dzieciaków Dzieci do 6 lat free przy zakupie rodzica https://www.topskipass.at/3 punkty
-
W sezonie 23/24 2+1 ( 7lat ) płaciłem 1350e. Chyba dwójka dzieci do określonego wieku jest w tej cenie. Karnet polecam, miałem w tym sezonie:) Karnet działa nawet w kilku stacjach w tym samym dniu.2 punkty
-
W ostatnich latach jest bardzo różnie. Gwarancji nie ma żadnej. Ubiegły sezon był najgorszy jaki widziałem i o jakim słyszałem (od pracowników). Lato bardzo ciepłe (do tego deszcz i wiatr). Pierwszy raz wszystkie trasy były nieczynne przez około tydzień. Dobre warunki zrobiły się w połowie października. Normalnie (przeważnie) koniec września to czas na przyzwoitą jazdę. Dużo zależy od tego jakie będzie lato. Na tą chwilę jest doskonale. Początek czerwca i 5 metrów śniegu. Wczoraj spadło około 0.5 m. Tyle śniegu nie było od lat. Planuję sprawdzić jak będzie w 2 połowie września i koło 15 października. Latem planuję nie tylko lodowiec, trzeba się będzie też pokręcić po całej Dolinie Zillertal bo sporo miejsc (nienarciarskich) jeszcze nie odkryłem...2 punkty
-
W tym sezonie tydzień lutowej przerwy semestralnej spędziłam w dolinie Pustertal – czyli po włosku – Alta Pusteria, znanej mi dotychczas tylko w letniej odsłonie z wypraw rowerowych dookoła Dolomitów i doliną Drawy: Wyjazd był w gronie rodzinno-koleżeńskim, więc szukałam miejscówki z dobrym dojazdem na stok transportem publicznym. Taki model bardzo nam się sprawdził rok temu – wreszcie nie było kwasów o dojazdy autem, że ktoś chce wcześniej, ktoś później itp. Kwaterkę mieliśmy w Niederdorf (Villabassa) – dokładnie w połowie drogi między ośrodkami 3 Zinnen i Kronplatz, do których co pół godziny kursuje pociąg Pustertalerbahn – darmowy z Guest Passem. Bardzo wygodnie. Apartament był blisko stacji kolejowej i kościoła, więc codzienna wczesna pobudka dzwonami – w gratisie. Niedziela, 18.02.2024 Na pierwszy ogień idzie ośrodek 3 Zinnen. Pogoda cudowna, „instagramowa” – słońce i trochę malowniczych chmurek. Ciepło, na plusie – nawet za ciepło jak na luty. Odbieramy w automacie zakupione wcześniej skipassy – bardzo wygodna opcja, bez czekania w kolejkach do kasy i hop w górę, na Helm (Monte Elmo). Natrzaskałam masę zdjęć, chyba tego dnia najwięcej na całym wyjeździe. Ot, taka ekstaza dnia pierwszego! Trochę pokręciliśmy się na początku po Helmie – trasy mimo dodatnich temperatur trzymały się całkiem dobrze, pewnie dzięki północno-zachodniej ekspozycji. Nieźle i pusto było też na Stiergarten, na czarnej 40. Zjazd do Signaue (czerwona 41) już zdecydowanie gorzej – miękko, odsypy, muldy. Rekompensatą były za to stoki na Rotwand – oczywiście Holzriese obowiązkowo i to nie raz, na przemian z czerwoną i niebieską. Super! Na Helmie, z widokiem na Dolomity Sexteńskie i drugą stronę ośrodka: Widoki na trasie nr 11: Stiergarten - ponoć faktycznie kiedyś wypasano w tym miejscu bydło 😉. Na drugiej fotce - moja młodzieź. Czerwona 41 do Signaue I na górnej stacji gondolki: Z widokiem na Rotwand A za plecami taka atrakcja: Holzriese - niezła lufa, 71% nachylenia, podobno najstromsza w Italii: Na obiad umówiliśmy się ze znajomymi na Helmie, więc wracamy przez Sexten nową gondolką na górę. Jest dziwnie, bo na stokach od tej strony nie ma ani grama śniegu, wszystko stopniało, a mamy przecież połowę lutego, a nie kwiecień. No cóż, w każdym razie narty w Alpach bez Kaiserschmarren są nieważne, więc … A do kompletu niezłe lokalne piwko Pustertaler Freiheit z południowotyrolską wersją Statuy Wolności, taką jakby bardziej wyzwoloną? Wyciągi działają do 16.30, więc do końca szlifujemy jeszcze trasy na Helmie i na koniec zjeżdżamy czarną 13b do Vierschach. Trzyma się całkiem dobrze do końca. Bardzo fajny ośrodek z urozmaiconymi i długimi trasami oraz dobrą infrastrukturą. Ludzi sporo, ale dłuższych kolejek w zasadzie nie uświadczyliśmy. Chwilę rano do gondoli i kilka minut do kanapy na szczyt Helmu, a tak to na bieżąco. Akurat pierwszego dnia byliśmy autem, więc w drodze powrotnej jeszcze zawinęliśmy w boczną dolinę, nad Pragser See. Bardzo urokliwe miejsce, choć pewnie w lecie, gdy tafla jeziora nie jest zaśnieżona, wygląda jeszcze ładniej. Jest tu hotel z restauracją, mała kapliczka Matki Boskiej Bolesnej i parking (płatny). VID_20240218_173503.mp4 [cdn.]1 punkt
-
@sstar Dwa zdjęcia z zatoką to okolice Salerno i górzyste okolice wybrzeża Amalfi., Pewnie lot do Neapolu. PS. Byłem kiedyś w Salerno. Jeziora nie znam na pierwszy rzut oka, choć drogą dedukcji można trafić że to okolice Rzymu i kształtem pasuje Lago del Salto. Niby temat to dolomity, ale we wcześniejszym poście ze zdjęciami z gór ich nie widzę...1 punkt
-
1 punkt
-
Mario, bo warunki, to tylko dodatek do nart. Jak sa dobre, to dobrze, a jak słabe ..... to też dobrze. Jak się da zjechać - to już sukces. pozdro1 punkt
-
W szczycie letniego sezonu na płaskim odcinku tras 3-4 są podłączone pompy do ściągania wody. Mi osobiście bardziej od wody przeszkadzają drobne napływające kamienie ( nie ma jednak tragedii jak w Szczyrku czy Czarnej Górze). Najsłabsze lata (pora roku) to były przez 2 ostatnie sezony. W szczycie lata nie mam wielkich wymagań. Na orczykach da się pojeździć często (nie zawsze) bez lodu i wody. W ostateczności z orczyków można wrócić z góry gondolą (osobiście jeszcze nie praktykowałem). Największe plusy to brak konkurencji na trasie i można podpatrzeć technikę skrętów zawodowo-klubowych narciarzy. Kiedyś (jakieś 15-20 lat temu) byliśmy z Miśką w szczycie sezonu (polskiego) w Szklarskiej, było słabo ze śniegiem i wiało tak, że wyciągi nie chodziły. Jeździliśmy do Herlikovic za Vrchlabi. Kanapa działała ale jakieś 2 pierwsze słupy były po trawie (sto metrów), po trawie całkiem łatwo się jeździ. Fajnie się jeździło bo było kilkanaście osób. Podobnie w maju w Harrachovie, przed ścianką do pokonania ziemia, błoto w butach (ze 20 metrów). Mała grupa zapaleńców, jak wszyscy zjechali (kilka do maksymalnie kilkanaście narciarzy, w zależności od godziny). Kanapę włączali jak wszyscy zjechali na dół, to było koło 2000 roku. Jak się chciało to coś tam dawało się pojeździć, ja byłem bardzo zadowolony. Na Hintertuxa z domu to ja mam 870 km ale prawdą jest, że jak tam już jestem to czuję się jak w domu...1 punkt
-
To świetny wybór. Byłem blisko kupienia ale ekipa się nie uzbierała. Samemu nie chce mi się tam jeździć. Może w kolejnym sezonie (jeśli ceny będą na podobnym poziomie) uda się ogarnąć.1 punkt
-
Mi dzisiaj ogromnie szkoda "kosmity" Djokovicza. Oby Iga wytrwała w zdrowiu do końca turnieju a będzie dobrze.1 punkt
-
Każdy jeździ kiedy mu pasuje. Fajnie, że chce Ci się jeździć w listopadzie, bo takich narciarzy nie ma dużo wśród amatorów oczywiście. Ja to do listopada nie dotrwam, moje podejście jest takie: jak wyciągi działają to znaczy, że można jeździć a miesiąc nie ma znaczenia, żadnego nie wykluczam...1 punkt
-
Z roku na rok różnie - jeździłem w połowie września na Pitztalu w mega warunkach; a bywały takie zimy ostatnio, żę nawet pod koniec października była bieda. @marionen dobrze prawi - najlepiej nie planować, tylko sprawdzać prognozy na bieżąco, bo z tymi zimami i warunkami to teraz taka loteria, że w Livigno np. 4 dni temu było tak, a co dopiero kolarze tam jechali: https://www.instagram.com/reel/C7oDI1KtGKA/?utm_source=ig_web_copy_link&igsh=MzRlODBiNWFlZA==1 punkt
-
1 punkt
-
Dotarła właśnie świeża dostawa z Belgii i można udać się w słusznym białym kierunku... Warunki są sprzyjające, pokrywa śnieżna już powyżej pięciu metrów. Od wtorku do niedzieli ma spaść jeszcze kilkadziesiąt cm. Nie wiem jak jest na innych lodowcach ale tu jest czynne około 50 km tras. Zjechać można jeszcze do Sommerbergu trasami 2 i 2a. Mój film 4.mp4 Ścianki na czerwonch trasach to dobre miejsca na szlifowanie formy i zabawę Mój film 11.mp4 Pozdrawiam.1 punkt
-
Nieco spóźniona relacja. 🙂 Na przełomie lutego i marca planowałem się wybrać na urlop skiturowo-zjazdowy gdzieś na Bałkany. Niestety plany zweryfikował brak śniegu. Wybrałem się w zamian do środkowej części Finlandii - tydzień w Kuopio i 4 dni w Savonlinnie. Była to moja pierwsza wizyta w tym kraju. Zabrałem ze sobą narty biegowe i łyżwy. Do Tallina dostałem się drogą lądową, dalej statkiem do Helsinek. Zimowy poranek obudził mnie pół godziny przed Helsinkami, ukazując skute lodem Morze Bałtyckie przez które przedzierał się prom. Dalej było już prosto - pociąg do Kuopio.1 punkt
-
1 punkt
-
Tallin kiedyś z pewnością powtórzę. Piękna zabytkowa starówka, ze skandynawską naleciałością. Jedną z tych naleciałości jest bardzo dobra kawa na każdym rogu, oraz piękne kawiarnie. Do jednej z nich, oddalonej nieco od centrum wybrałem się na śniadanie. Niestety, biegówki odpadły. Wybrałem się więc do najstarszej tallińskiej sauny, liczącej sobie prawie 100 lat. Miejsce okazało się być bardziej czymś na kształt typowej ruskiej bani. Niemniej jednak sama sauna była opalana drewnem, więc dało się czuć przyjemny klimat. Jednak sauna na drewno to nie to samo co elektryczna. No i jak przystało na tego typu przybytek, spora część łaźniowa, do mycia. Oczywiście wszędzie walające się liście, którymi ludzie się okładają (witki brzozowe i dębowe). Na duży plus - gość z obsługi mówił po rosyjsku (co w Estonii już nie jest takie powszechne) i rozmawialiśmy bardzo długo. Dzięki temu dowiedziałem się nieco różnych rzeczy. zdjęcia dla zobrazowania z internetu1 punkt
-
1 punkt
-
W obie strony jechałem przez kraje nadbałtyckie. Jako że zdecydowałem się samolot odpadł (koszt z nartami wyszedł jakieś 1800 zł). Jechałem poc 144 Hańcza rel Kraków główny - Wilno, następnie pociągiem Wilno - Ryga i autobus Ryga - Tallin. Podróż powrotna była taka sama. W drodze na północ zatrzymałem się na jeden dzień w Wilnie, i na niecałe 3 dni w Tallinie. W planie miałem poświęcić 2 dni na zwiedzanie stolicy oraz jeden dzień na biegówki. Estońska stolica ma dużo tras biegowych, oprócz tego sporo jest w okolicach. Jedna z tras przygotowywana jest nad wysokim brzegiem morza. Niestety parę dni przed moim wyjazdem wszystko spłynęło i nic z tego nie wyszło. Pociąg kolei litewski obsługuje trasę Wilno - Ryga. Spalinowy zespół trakcyjny 730 polskiej produkcji PESA.1 punkt
-
1 punkt
-
Chyba nigdy nie byłem na środku jeziora zupełnie sam. Do brzegu w każdą stronę jakieś 5 km. Jadę już półtorej godziny. Obok mnie jest kompletna pustka, nie ma nikogo. Tak, jadę. Na łyżwach. Jestem na środku skutego lodem jeziora Saimaa. "Wszystko trzeba odkryć samemu. I również przejść przez to zupełnie samemu."* O muzyka! - nakłada słuchawki. - a ja lubię słuchać odgłosu lodu, świstu przesuwających się metalowych krawędzi łyżew i ciszy na środku jeziora - odpowiadam. Ale dla nas to takie powszednie, ten krajobraz. Więc jak tak jedziesz sam, to jak się nie napijesz alkoholu to można posłuchać muzyki - około czterdziestopięcio letni Fin po krótkiej pogawędce nałożył słuchawki i odjechał w drogę powrotną. Zagaduje do dwójki starszych ludzi. Nurtuje mnie ich sprzęt łyżwiarski. Jest kompletnie odmienny od tego spotykanego w Polsce. Mamy takie płozy z łyżwą wpinane w buty do nart biegowych - odpowiada jeden z nich- Wpina się to w 3 sekundy. Jeśli chcemy tego samego dnia pobiegać na nartach to butów nie zmieniamy. Do tego kije przydają się przy odpychaniu. No to teraz wracamy z wiatrem! - komentują i życzymy sobie nawzajem miłego dnia. Nie przejmuj się, będziesz miał cały dzień. - komentuje jeden z nich na odchodne. Do 18 jest jasno. Odjeżdżają. Ich łyżwy są większe, szybsze i stabilniejsze. Jadą techniką przypominającą tą z nart biegowych. Osiągają na nich prędkość rzędu 30-40 km/h, czyli około dwa razy więcej niż ja. Oprócz tego wszystkie nierówności na lodzie tną jak brzytwa. Mi przejechanie niektórych miejsc sprawia spory kłopot. Jeśli kiedyś słyszeliście doniosłe hasło czyiś podróżniczych celów "będę zwiedzał parki narodowe", no to ja to uczyniłem. Chyba w najbardziej oryginalny sposób. Park Narodowy Linnansaari to obszar ochrony obejmujący szerg małych wysp na jeziorze Saimaa w środkowo-wschodniej Finlandii, w regionie Sawonia. Latem można tutaj czymkolwiek przypłynąć - kajkakem, łódką czy turystycznym stateczkiem. Zimą zostaje skuter śnieżny, rower, narty biegowe, w zależności od warunków samochód, lub.... łyżwy. Przez środek parku narodowego przebiega najdłuższa w Finlandii trasa lodowa na łyżwy, licząca sobie w zależności od warunków do 19 km. Kiedy ja nią przejechałem, było 18 km. W jedną stronę. Przebycie całego 36 km odcinka zajęło mi z przerwą na ognisko na maluteńkiej wyspie ponad 6 godzin. * Tove Jansson "Zima muminków"1 punkt
-
Muikku! Muikku! - starsza kobieta stojąca przede mną w supermarkecie przy kasie pokazuje palcem na małe ryby które kupuję. Uśmiecha się głęboko i bardzo odruchowo na ich widok. Jak dziecko. Muikku czyli sielawa to mała ryba z rodziny łososiowatych występująca w głębokich, czystych i zimnych jeziorach zlewni Morza Bałtyckiego. Wszędzie gdzie występuje, stanowi niezwykły rarytas, lecz nie jest jest dalej eksportowana. W Polsce sielawa występuje w jeziorach środkowo - północnej części kraju. Jest kojarzona z regionem Kaszub czy Mazur. Jej delikatny smak najlepiej wydobyć po kilkuminutowym obsmażeniu w maśle i prostej panierce z mąki, lub tylko obtoczone w soli. W pozostałej części Polski jest prawie w ogóle nieznana. Środkowa Finlandia jest usiana jeziorami. Pojezierze fińskie liczy ich sobie około 55 tysięcy. Od grudnia do marca jest skute grubym lodem wierci się otwory w lodzie aby móc poławiać sielawę. Po lodzie można jechać autem. Jak mieszka się na drugim końcu jeziora, a droga jest na około, gruby lód to zbawienie. Można sobie znacznie skrócić drogę. W Kuopio które jest otoczone olbrzymim jeziorem z każdej strony, stacja benzynowa rozłożyła dwa dystrybutory na jeziorze. Ich widok mocno zadziwia. Po lodzie można oczywiście w zależności od warunków przejechać autem, pobiegać na nartach albo jeździć rowerem. To ostatnie jest w Finlandii jest dosyć popularne bez względu na porę roku. Można też pojeździć na łyżwach. Jest chyba sport z którym w Polsce pożegnaliśmy się już lata temu na dobre, jeśli chodzi o jazdę w takim naturalnym terenie. Zawsze można gdzieś pojeździć na lodowisku, często bardzo zatłoczonym Lub zapisać się do klubu hokejowego. Ale możliwość wielogodzinnej jazdy po naturalnym lodzie w Polsce można odłożyć na półkę "historia". A lód sztuczny i naturalny jest tak różny jak jedzenie gotowego filetu rybnego w panierce kupionego w dziale mrożonek w sklepie z logiem małego łąkowego owada, i dajmy na to ościstego okonia. Kiedy zapanują odpowiednie warunki, finowie wyciągają swoje łyżwy i jeżdżą po skutych lodem jeziorach. Mniej obyci z łyżwami, lub mniej sprawni fizycznie wypożyczają sobie specjalne sanki lodowe, przypominające balkoniki dla niepełnosprawnych mających problemy z samoszielnym poruszaniem się na których całkiem szybko można przemieszczać się po lodzie. Jednakże widok ludzi około 70 roku życia na łyżwach jest zupełnie normalny. Finowie pozostają aktywni bardzo długo. Jako że jeziora często przykryte są śniegiem, w parunastu miejscach przygotowywane są trasy. To znaczy odśnieżane regularnie, tak aby dało się jechać. Jednym z takich miejsc jest gigantyczne jezioro Saimaa. W okolicy miejscowości Punkaharju przygotowywane są trasy o długości około 16 km, w zależności od warunków. W jedym miejscu można też przejść kawałek po lądzie, jakiejś 100 m na małe jeziorko Valkialampi, na którym Wytyczono 2 km kółko. W ciągu niecałych 3 godzin pokonuje nieśpiesznie 23 km na łyżwach. Szelest lodu w połączeniu z krajobrazem leśnych jezior daje wyobrażenie bycia na chwilę bohaterem dawnej baśni.1 punkt
-
1 punkt
-
Zapraszam do lektury relacji na blogu z tygodnia na nartach we wschodniej części regionu Dolomiti Superski. Odwiedziłam ośrodki 3 Zinnen, Kronplatz, Cortina d'Ampezzo, 5 Torri - Lagazuoi1 punkt
-
Piątek, 23.02.2024, 3 Zinnen Ostatni dzień „pobłogosławił” nas obfitymi opadami śniegu. I chociaż narty w Italii kojarzą się głównie ze słoneczną pogodą, to w sumie miło było jednak doświadczyć powrotu zimy i to w wypasionym wydaniu. Do Vierschach pojechaliśmy pociągiem. Dolna stacja gondoli na Helm w zaśnieżonej odsłonie: Na górze widoczność kiepska, ale i tak jest lepiej niż w mglisty czwartek na Kronplatzu. Z rana jeszcze działało krzesełko na szczyt Helm, ale już około 10-tej je zamknięto. Przenosimy się więc na stoki na Rotwand – piłujemy głównie niebieskie 3, 10a,b i czerwoną 10. Śniegu przybywa – tutaj widok na dół czerwonej trasy nr 41, a na niej - muldy po pas. Ale jeździmy do końca. Znajomi wracają na kwaterę wcześniejszym pociągiem, my nastawiamy się na powrót o 16.38. Niestety pociąg nie przyjeżdża – ani ten, ani następny. Nie kursują też skibusy, bo cała droga stoi zakorkowana. W internecie, na stronie kolei austriackich (!) syn znajduje info o wypadku na linii kolejowej Pustertalbahn i wstrzymaniu ruchu – jak się potem okazało, pod naciskiem ciężkiego śniegu zwaliło się drzewo na tory, tuż przed nadjeżdżającym składem, a konar wbił się do kabiny maszynisty. Zerwana trakcja, akcja ratunkowa – ale o tym dowiedzieliśmy się po fakcie. Mieliśmy nadzieję, że odbierze nas autem znajomy – niestety utknął w korku. A my utknęliśmy w Vierschach. Z widokiem na Drawę: Calimero - na zakończenie narciarskiego dnia: Dobrze jednak mieć w składzie młodzież obytą cyfrowo – syn znalazł informację, że oto jedzie w naszym kierunku skład z Silian i będzie na stacji ok. 18.40. No to biegiem na peron – pociąg faktycznie przyjechał i nas zabrał. Niestety dojechał tylko do Innichen, gdzie porzucił nas austriacki personel z informacją, że nie wiadomo kiedy przyjedzie załoga kolei włoskich. Trwało to chyba kolejne pół godziny, wreszcie kazano nam się przesiąść jednak do innego pociągu, który odjeżdżał w kierunku Bruneck. Tylko w kierunku, bo w Toblach popsuły się drzwi … Kolejny postój, ruszamy, gaśnie światło w wagonie. Dojeżdżamy w końcu, po czterech godzinach do Niederdorfu. A to chyba ze 12 km wszystkiego. Taka przygoda na koniec. Sobota wita nas bajkową pogodą – aż żal wyjeżdżać. Tyle dobrze, że odblokowano autostradę i drogę krajową przez Brenner, które od piątkowego popołudnia były zamknięte, powodując niemały chaos. I to chyba był dla nas ostatni akcent tegorocznej zimy i krótkiego sezonu narciarskiego.1 punkt
-
Czwartek, 22.02.2024, Kronplatz Chętnie znów przyjechalibyśmy do Cortiny i po cichu liczyliśmy, że nie sprawdzą się pesymistyczne prognozy pogody na czwartek. Poranek przywitał nas jednak niestety gęstą mgłą, więc nie było sensu jechać na Passo Tre Croci (jak planowaliśmy). Zamiast tego pojechaliśmy pociągiem na Kronplatz. Zdjęcia? Tylko kilka, bo we mgle warunki bardzo słabe. Na górze totalne mleko, niżej też byle jak. Pamiątka po niedawnych zawodach PŚ: Wyciąg "Sonne" bez Sonne: W miarę dobre warunki były tylko na trasie nr 9 (Furcia) oraz wzdłuż kanapy Costa, przy przełęczy Furkelpass. Jeździłam tego dnia krócej. Popołudnie na regenerację dobrze mi zrobiło przed ostatnim, intensywniejszym dniem. Summa sumarum - Kronplatz przy drugim wejrzeniu również mnie nie przekonał, nie zaiskrzyło niestety .1 punkt
-
Środa, 21.02.2023 Cinque Torri + Lagazuoi Rano parkujemy na Col Galina, z widokiem na Jej Wysokość Lagazuoi i Tofany w pełnej okazałości. Lagazuoi: Prawa strona stoku zarezerwowana jest przez cały dzień na treningi slalomu i giganta miejscowej młodzieży narciarskiej, ale lewa strona – fantastyczna. Jest szeroko, twardo, o zmiennym nachyleniu. Uśmiech od ucha do ucha i aż się prosi, żeby porządnie docisnąć. Obracamy ze trzy razy, zanim decydujemy się skręcić w niebieską trasę łącznikową nr 8 – dla odmiany raczej wąską i miejscami płaską, która prowadzi do „głównego” ośrodka. Przy dolnej stacji kanapy „5 Torri” kilka minut czekania i sporo osób. Wyciągi w ośrodku są raczej retro – za wyjątkiem właśnie „5 Torri” same powolne, niewyprzęgane krzesełka, rodem z lat 90-tych a niektóre nawet jeszcze starsze. Ma to swój nostalgiczny urok, szczególnie w tak piękny dzień. Pogoda super – sporo słońca i bezwietrznie, ale dzięki wysokiemu położeniu ośrodka (trasy zaczynają się od 2000 m npm. wzwyż) stoki – z jednym wyjątkiem – trzymają się znakomicie do końca dnia. To bez wątpienia był idealny dzień na nartach, dla mnie - najlepszy dzień sezonu. Widoki – rewelacja! To chyba najładniej położony ośrodek, w którym byłam. Zresztą co tu dużo pisać … Tras jest jak na tak kompaktowy ośrodek sporo, prześlicznie położonych i wcale nie zatłoczonych – zupełnie na odwrót, niż na Kronplatzu z wydajną infrastrukturą. Bardzo się nam podobało. Jak już objechaliśmy z grubsza 5 Torri, przetransferowaliśmy się z powrotem na Col Galina, a następnie orczykiem i niebieską „4-ką” na przełęcz Falzarego, z której kursuje kolej linowa na szczyt Lagazuoi. Pod dolną stacją kłębi się i zawija tłum ludzi – 45 minut czekania, makabra. Ściśnięci jak sardynki w puszce wjeżdżamy na górę. Na pewno warto, bo widoki spektakularne i świetne miejsce - choć z tragiczną historią: w czasie pierwszej wojny światowej przebiegała tutaj linia frontu i długi czas toczyły się zacięte walki. Pozostałości dawnych umocnień wojennych są udostępnione do zwiedzania. Ponieważ robi się trochę późno, rezygnujemy tym razem z pomysłu wycieczki do Armentaroli i zjeżdżamy z powrotem na Col Galina na obiad. Potem jeszcze trochę kręcimy się po 5 Torri zaliczając te z tras, którymi jeszcze nie jechaliśmy. Na koniec ponownie zjeżdżamy na Falzarego, aby załapać się na ostatni wagonik na Lagazuoi o 16.45. O tej porze na bieżąco, bez czekania. Dzień kończymy przepięknym zjazdem trasą nr 2 wprost pod nasz samochód. VID_20240221_131831.mp4 [cdn.]1 punkt
-
Wtorek, 20.02.2024 Cortina d'Ampezzo Prognozy zapowiadały najlepszą pogodę właśnie na wtorek i środę - idealnie na wypad do Cortiny d'Ampezzo. Mając w pamięci widoki zapierające dech w piersiach z naszej wyprawy rowerowej, koniecznie chcieliśmy trafić tam zimą przy dobrej widoczności. Już sama droga z Toblach do Cortiny jest przepiękna – Toblacher See, widok na Drei Zinnen, przełęcz Cimabanche i dolina Boite. Dla nas z Darkiem to podróż sentymentalna i wspomnienia, przy czym szlakiem rowerowym w zimie wiedzie fantastyczna trasa narciarstwa biegowego. Widząc narciarzy dziarsko pomykających w tak spektakularnych okolicznościach przyrody przez moment miałam rozterkę – też bym tak chciała. Ale późniejsze wrażenia z Cortiny nie pozostawiły miejsca na niedosyt. Najpierw jednak horror z parkowaniem. Znajomi, którzy wyjechali autem przed nami donoszą, że pod gondolą na Col Druscie wszyscy jeżdżą chaotycznie i nie ma gdzie stanąć. Jedziemy więc dalej i jakimś cudem znajdujemy miejsce kawałek za parkingiem Socrepes. Można było pojechać jeszcze wyżej w stronę Pocol, gdzie spokojnie były miejsca na parkingu przy Son dei Prade (przy nowej gondoli Cortina Skyline). Dolne „piętro” ośrodka to łagodne i szerokie niebieskie trasy. Zjeżdżamy ze dwa razy na rozgrzewkę i ewakuujemy się wyżej, bo stoki rozmiękają już około 10-tej rano. W Cortinie też widać niedostatki śniegu, na szczęście w wyższych partiach jest lepiej. Tofana Express, Pie Tofana i trasy wzdłuż nich – miód, malina! Ale najlepsze jest jeszcze wyżej: Pomedes i oczywiście gwiazda medialna PŚ - Stratofana Olimpica. W rzeczywistości robi jeszcze większe wrażenie niż na ekranie – fantastyczna! Z góry, z dołu i z ponad 30-letniego krzesełka, wwożącego na szczyt. VID_20240220_110755.mp4 Generalnie infrastruktura w Cortinie jest raczej retro – w słoneczny dzień nie przeszkadza to specjalnie, nawet dodaje trochę uroku. Pewnie gorzej jest przy kiepskiej pogodzie. Po południu przenosimy się przez Col Druscie pod Tofanę. Wagonik na sam szczyt (3244m) niestety nie działa, ale instalujemy się na obiad w schronisku Capanna Ra Valles. Nasza ekipa: Do końca dnia jeździmy po świetnych stokach w kotle pod Tofaną, a na finał zostaje nam zjazd czarną 51 (Forcella Rossa). No, trochę mnie przeczołgała ta czarna trasa na koniec, nawet mi się nie chciało już potem robić zdjęć. Młodzież snowboardowa pojechała przodem i gdzieś tam jeszcze na koniec córka zaliczyła solidną glebę trochę się nadwyrężając. I jeszcze krótki przystanek w drodze powrotnej, z widokiem na 3 Zinnen. [cdn.]1 punkt
-
Poniedziałek, 19.02.2024 Poniedziałek to nie był mój dzień - odezwały się kłopoty zdrowotne i rano miałam wątpliwości, czy w ogóle będę w stanie wyjść na narty. Ale jakoś nafaszerowałam się lekami, zwlokłam i dołączyłam około 11-tej do reszty ekipy, która od rana jeździła na Kronplatzu. Bardzo przydała się więc opcja dojazdu pociągiem. Idealnie jest to zorganizowane na miejscu, bo wprost z peronu kolejowego na stacji Percha można przesiąść się w gondolę. Door to door. Z tego wszystkiego zapomniałam zabrać swojego telefonu, więc zdjęć tego dnia jest niewiele - tyle co rodzina i znajomi zrobili. Kronplatz jako ośrodek mnie nie zachwycił - może to kwestia gorszych warunków - ciepło, zdegradowane stoki, może mniej spektakularnych tras, nie wiem. Wszędzie tłumy ludzi i rozjeżdżone trasy. Na górze: Trasa do Olang: Trochę lepiej było na trasach z St. Vigil na Piz de Plaies: 38,39 i 40, czyli na pucharowej Ercie. Za to na czarnej, na Piculinie - tragedia. Śnieg obsunął się ze zbocza, prawie po całej szerokości trasy do gołej trawy. Przetarcia i wytopy. Moim zdaniem trasa powinna być tego dnia zamknięta. Jakiś pozytyw? Dobre jedzenie i fajny taras w knajpce przy dolnej stacji gondoli Pedaga w St. Vigil. [cdn.]1 punkt