Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 12.02.2017 uwzględniając wszystkie działy
-
Dziś w Szczawnicy jazda od 9 do 11 z uwagi na Mistrzostwa Świata O 8:50 na parkingu 4 samochody. Trasy przygotowane perfekcyjnie, sztruksik, mało ludzi, piękne warunki. Koło 10 zaczęło się już pojawiać więcej ludzi, na trasie się to rozkładało, ale na mostku już mocno się przytykało. O 11, jak schodziłem, było już trochę cukru, parkingi już mocno zapełnione i... długa kolejka do kasy, więc pewnie teraz jest prawdziwa kulminacja.9 punktów
-
Dzisiaj padło na Szczyrk. Parkuję tradycyjnie na Julianach, przed ósmą jest już kilka samochodów. Warunki rano bardzo dobre, jest twardo i "sztruksowo". Kręcimy się chwilę na Julianach i zjeżdżamy Golgotą. Tam warunki ok, choć ludzi więcej niż na pośrednim i zaczyna się już pojawiać niewielka ilość cukru. Wjeżdżamy na Małe Skrzyczne, podziwiamy widoki (pogoda petarda). Potem chwilę kręcimy się na Bieńkuli, jest fajnie, tylko na samym początku jedno przetarcie i w środkowej części kilka niegroźnych kamyków. Jeszcze kilka zjazdów od akwarium do dołu i teleportacja na Juliany. Po dziesiątej ludzi zaczyna przybywać, kolejki do orczyków wydłużają się, więc ewakuujemy się do domu. W mijanych po drodze Wiślańskich ośrodkach "rzeźnia". Parkingi pękają w szwach, a stoki widziane z dołu to istny armagedon. Na Nowej Osadzie parking pełny (również dolny), a i tak od strony centrum stoi korek samochodów czekających na wjazd. Niedzielny okołopołudniowy korek ciągnący się od rogatek Ustronia, to też już chyba norma. Żona mówi, że żal jej ludzi tkwiących w takim korku, mi jakoś specjalnie nie8 punktów
-
Dziś moje pierwsze tury,nie licząc debiutu tydzień temu na WZF na Rysiance Startuję a właściwie startujemy(,córka z buta z dupolotem postanowiła mi potowarzyszyć) koło hotelu Stok w Wiśle Start przy dolnej trasie niebieskiej ale od strony wewnętrznej poza stokiem,zakaz właścicieli ośrodka dla łazików Śnieg na dole w dużej mierze przetopiony,cóż słoneczko dziś pięknie grzało Samych skiturowców policzyłem w drodze do Wielkiej Czantori sztuk 4 plus ja Bardzo fajnie spędzony dzionek,ale z nowymi butkami jak na razie się nie polubiliśmy,prawy kąsał jak wściekły pies Oczywiście dam im jeszcze szanse ale jak tak dalej pójdzie to pójdą w świat Parę foci7 punktów
-
Przenosimy się na SON. "Trójka" w świetnym stanie. Widoki to bajka! Dalej jedziemy na Halę Skrzyczeńską i 4 na Płoncyckę - do Bacówki na małe WZF@Piotr_67,@christof, dzięki za spotkanie! Do zobaczenia za tydzień Po spotkaniu kontynuujemy "czwórkę". Warunki dobre i bardzo dobre - trasa zaczęła trochę puszczać, ale bez tragedii. Było idealnie! Z jedną przesiadką jedzimy na Małe Skrzyczne. Tam robimy małą fotopauzę i ciśniemy "dwójką". Niestety na niej wystaje sporu lodowego pokładu. Najważniejsze, że nie ma kamieni. Przyszedł czas na przejazd kultową trasą - Bieńkulą. Niestety już się trochę zmęczyła - na górze sporo muld. Trasa genialna - raz stromo, raz łagodniej. Po prostu miód! Zjeżdżamy nią dwa razy i jedziemy na kombinacji 2 i 3. Na początku świetnie. Niestety później ogromne muldy, lód, wąsko i droga... Jedziemy na górę i kierujemy się na zamkniętą "jedynkę". Generalnie jest najgorzej - w dwóch miejscach trzeba mocno uważać. Raz natrafiłem na minerał. Jedziemy orczykiem, i po zjeździe i wjeździe, ciśniemy 7. Podobnie jak reszta - trochę twardo, ale śnieg jest bardzo szybki. Na Julianach twardo. Przetarcia na 13. Golgota świetna - wieczorem najlepsza. Suche całe w cukrze. 8h przejechane Pozdrawiam Marcin ~leitner7 punktów
-
Relacja z wczoraj: Po ponad miesiącu czekania, znowu przyjechałem do Szczyrku. Tak, jak pisałem wcześniej, na miejsce dojechaliśmy wczoraj o 22 w wyjątkowym składzie - cała rodziną. Razem żegnamy Szczyrk, który przez lata wiele się nie zmienił. Za kilka lat nie będzie już zagłębia orczyków, wąskich tras, słabego naśnieżania, korków, smogu... A nie, zaraz. Coś tam zostanie. Tak czy inaczej dzisiaj wyruszyliśmy w ostatnią podróż po Scyrku. Niestety dzisiaj z domu wyjechaliśmy dopiero po 9. Co poradzić gdy rodzina chce spać? Pod COS-em ogromna kolejka do kas. Niechcąc w niej stać, pojechaliśmy do Czyrnej. Tam pusto - kupujemy 2*6 dni, 1*5 dni i pojedynczy wjazd na Skrzyczne. W sumie zapłaciliśmy niewiele więcej niż za tygodniowy karnet na Chopok (wiem, że porównanie jest trochę bez sensu ). Wracamy do COS-u i jedziemy krzesełkiem na Jaworzynę. Tam spotykamy miłośników fatbike'ów i policję. Dalej jedziemy kanapą na Skrzyczne. Kolejka na ok.8 minut. Pogoda bardzo ładna - slońce przebijające się zza chmur, bez wiatru i lekki mróz. Na początek ciśniemy Ondraszkiem. Próbuję na nim uczyć brata jeździć z kijkami - ma je pierwszy raz. Powolutku do przodu, ale po wielu latach jazdy bez kijków nie jest to proste. Nie chcąc stać w kolejce pojechaliśmy na Doliny... i ustawiliśmy się w kolejce do orczyka. Na górze łapię się z@Baartos i jego narzeczoną. Dzięki za rozmowę i za prezent Z góry jadę całym FIS-em na sam dół. Warunki bardzo dobre - trochę twardego betonowego pokładu, ale krawędzie świetnie się w niego wrzynają. Jedziemy przez mostek - prawie zaliczyliśmy gleby - są tam straszne muldy. Potem do krzesełka i hop na samą górę. Jest pięknie!6 punktów
-
Buty Buty Atomic Backland, które dzisiaj miałem pierwszy raz na nogach - wg mnie rewelacja. Waga piórkowa, w rozmiarze 26,5 ważą 1,140 kg (Nordica alpejskie 2,4 kg). I tą wagę (raczej niedowagę ) stanowczo czuje się przy podchodzeniu. Nigdzie mnie nie obtarły. Po personalizacji poprzez wygrzanie skorupy i dopasowaniu do stopy są bardzo wygodne (jak na razie). Przed personalizacją stanowczo gniotły mnie w wewnętrzne kostki. Zakres ruchu cholewki to 74 stopnie w trybie "walk". W trybie zjazdowym są sztywne. No ale dzisiaj to ledwie kilka km w nowych butach. Zobaczymy jak będą się spisywać na dłuższych dystansach.6 punktów
-
Dzięki za spotkanie! Niestety swoją relację wstawię dopiero jutro, bo nie ma tu Wi -Fi, a na necie z telefonu nie wstawię tyle zdjęć. Krótko napiszę, że warun był dobry. Najgorsza 3 do Czyrnej i wieczorne Suche. Jedynka nie najgorsza. Na Pilsku będziemy w sobotę od rana do 20. Gdzie polecacie zaparkować? Idę spać, bo łeb mi pęka (chociaż % jak zwykle nie piłem). Po 8h jazdy i 3km spacerze w oparach dymu czuję że jutro będę smigał tylko kanapą góra - dół.6 punktów
-
Dziś udało mi się wreszcie dotrzeć do Szczawnicy <3 Cześć z Was na pewno zna mój stosunek do tego miejsca, ale postaram się być jak najbardziej obiektywny (subiektywna relacja w innym dziale, po powrocie :)) Warunki świetne, trasy bardzo dobrze przygotowane. Ludzi sporo, ale przepustowość na tyle duża, że tylko między 11 a 12 trzeba było kilka minut stać w kolejce do wyciągu. Koło 13 było już sporo cukru i potworzyły się zaspy w newralgicznych miejscach. Zdecydowany plus, to duży, darmowy parking. Najbardziej oblegana trasa familijna. Na Szafranówce ludzie rozkładali się na całej szerokości trasy, więc gęsto było tylko w kolejce. Jedynka praktycznie cały czas luźna (bywało, że przejrzałem całą trasę i nie spotkałem nikogo). Poniżej kilka zdjęć5 punktów
-
4 punkty
-
Czarna Góra - twardo, miejscami na trasach większe płaty lodu. Sporo odstępów. Bez bardzo dobrze przygotowanych krawędzi jazda bez większej przyjemności.4 punkty
-
No i już po WZF. Wyjazd bardzo udany, pogoda niezła warunki narciarskie OK. Wyjeździłem się setnie. Start to już 7.45 na Golgocie. Pan wyciągowy wykazał się nie lada empatią - dziękuję. Tak, że z rana Golgotę miałem "dla siebie" - 2 zjazdy w 6 osób. Później Juliany. Po Julianach przeniosłem się na drugą stronę. Tu jazda po czym się dało (3,5,4,7). Bieńkula dość dobrze przygotowana, polecam. O 12 umówione spotkanie z leitnerem. Pojawił się Marcin, christof i ja. Oczywiście tata Marcina również. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuję za spotkanie. Kilka fotek: Pozdrawiam i polecam jazdę w Szczyrku - warunki OK.4 punkty
-
4 punkty
-
Dla mnie była to fajna narta, bardzo ją lubiłem. Mam tylko obiekcje co do tych dwóch sezonów. To narta chyba 10 letnia, czemu tylko dwa sezony była użytkowana? Czyżby była "od niemca emeryta", co to kupił i zachorował na stawy i nie mógł jeździć. Myślał, że zdrowie mu się poprawi, ale się nie poprawiło, i dopiero teraz sprzedaje?3 punkty
-
3 punkty
-
Miał być Chopok, ale młody ledwo wyleczył grypę, to po 3 dniach złapał anginę i dwa kilkudniowe wyjazdy w ferie do Jasnej szlag trafił Tak, że dziś wykorzystując piękną pogodę złamałem i pojechałem sam na kielecki Telegraf, który mam praktycznie pod domem. Okazało się, że w tym sezonie w weekendy są takie same ceny jak w dni powszednie, więc nie ma co narzekać, wybrzydzać, tylko biorę karnet od 10 do 13 za 40zł i przez 2 godz. 50 min. robię 29 zjazdów praktycznie non-stop. Tyle czasu tutaj to jednak nudno trochę, tak że i na slalomkach salomonkach na krechę raz sobie zjechałem osiągając wg. iSki Trackera 93 km/h, a wg SkiTrackera 87 km/h. Temperatura w cieniu ok -7'c w słońcu ok 1'c, warunki bardzo dobre, śnieg szybki, miejscami ale dosłownie w kilku miejscach na niewielkiej powierzchni zaczął wychodzić lód, generalnie twardo i trochę nierówno, ale nie przeszkadzało to w jeździe, trochę tylko miejscami wytrzepały te nierówności. Mały minus dla ratrakowego, bo zostawił po sobie trochę bruzd w tym jedną na kilkanaście cm. Jednak po ok godzinie zostały one już rozjeżdżone. Na stoku jak na Telegraf było dość sporo narciarzy i trzeba było pilnować, żeby nie wjechać w falę zjeżdżających, a wtedy jazda choć krótka to bardzo przyjemna. Do wyciągu nie było kolejek i wszystko szło nie bieżąco. Parking pełny, a samochody stały jeszcze na długości ok 100 metrów na ulicy dojazdowej. No i taka ciekawostka Z jaką prędkością poruszają się wyciągi ? Bo ten na Telegrafie ma długość 398 metrów, a czas jazdy wynosi równe 4 minuty !!! No i na koniec kilka zdjęć z Telegrafu:3 punkty
-
Dziś ujeżdziliśmy się na Palenicy rodzinnie Z samego rana warunki określił bym na dobre,plus Temperatura ok zera,spora ilośc śniegu,80 procent technicznego Wszystko pięknie ale po 1.30 ludzi w uj... Trasa z szybkością światła zmienia się w lodowisko z wystającymi minerałami Robimy przerwę techniczną,wracamy do gry na 2 godzinki i ewakuacja do domku,robi się niebazpiecznie Ps,Jutro zdecydowanie tury2 punkty
-
Bez zdjęć weekendowo w Istebnej, przejazdem przez Wisłę i Szczyrk Zagroń - kolejki na 5 minut, mokro, woda, dużo odsypów, warunki na 3+ Wisła - korki, parkingi pełne - dawno nie widziałem tylu ludzi. Korek od ronda w stronę Ustronia Szczyrk - popołudniu orczyki w Czyrnej na bieżąco, przy Golgocie tak samo. Przejazd powrotny przez Szczyrk zajął nam 45 minut...2 punkty
-
Jak planujesz cały dzień i bierzesz pod uwagę tylko warunki na stoku, nie uwzględniając profili ośrodków, to zdecydowanie wybierz Zieleniec. Czarna Góra bardzo szybko się degraduje, szczególnie przy nowym krześle, bo jego przepustowość jest za duża dla dostępnych obok tras, a ilość ludzi nie mających alternatywy w postaci dłuższej niebieskiej trasy wali tam tłumnie, bez względu na umiejętności, co wiadomo jak się kończy. Byliśmy kilka dni w tym tygodniu w CG, a większość narciarskiego czasu spędziliśmy w Czechach, gdzie warunki śniegowe o niebo lepsze, dodatkowo do odwiedzania Czech skutecznie zachęcała nas nieustająca mgła w CG, ale akurat w najbliższych dniach ta chyba nie grozi.2 punkty
-
Dzisiaj znajomi, którzy zaczynają dopiero przygodę z nartami, niestety namówili mnie na wyjazd na...Klepki. Próbowałem wyciągnąć ich na Skolnity, ale - jako że to dopiero ich drugi wypad na narty - uznali, że tam będzie im łatwiej i nie dali się namówić. A ja głupi, w zasadzie za namową syna, który chciał pojeździć z kumplem - zgodziłem się... Ludzi już praktycznie od 8 masakrycznie dużo i z każdą godziną coraz więcej. Warunki przyzwoite, z rana dosyć twardo, ale z czasem stok zaczął trochę puszczać. Narciarsko wyjazd raczej kiepski, ale za to pogoda super i zawsze to lepsze, niż siedzenie w domu. Zauważyłem też, że w wypożyczalniach musiało zabraknąć kiji. Praktycznie co drugi na stoku jeździł bez nich. Zjawisko to jakoś nasila się w czasie ferii. Musielibyście widzieć co działo się w kolejce, kiedy nawzajem masakrowali swoje narty. Niestety przy okazji także moje...2 punkty
-
Kolega jest obecnie w Czrnej Górze, mówi że ludzi multum i stoki mocno betonowe.2 punkty
-
Ochodzita. Dzisiaj nie chciało nam się rano wstawać skoro świt i czując korki na dojeździe do Szczyrku postanowiliśmy potourować. Maciek zjawił się u mnie po 9. Mieliśmy czas na kawę latte z ciasteczkiem czekając na imprezowego Marka zanim się ogarnie. O 10 wyjazd z B-B. Cel Ochodzita. Niebo coraz czystsze im bliżej Koniakowa. Pod Ochodzitą widząc nas przebierających się zadano nam z innego auta pytanie gdzie tu wyciąg. Ech, szkoda, że będąc tuż pod wyciągiem nie można z niego skorzystać. No ale cóż - dla nas to nic straconego. Warunki do podchodzenia idealne, do zjazdu też bardzo dobre mimo braku puchu. Zaliczyliśmy szczyt niestety tylko 2 razy. Jutro jadę w jedynie słusznym kierunku i dzisiaj musiałem jeszcze kilka spraw załatwić więc trza było wracać. Pięknie było.2 punkty
-
Więc meldować się kto ewentualnie będzie i pod koniec tygodnia ustalimy spota [emoji6] Head Rally - Probably the best ski in the world [emoji6]2 punkty
-
Niestety w zeszłym tygodniu nie miałem głowy do spraw forumowych zdjęcia z weekendu na BSA :-) Warunki naprawdę przyzwoite pomimo tego, że pogoda nie rozpieszczała. Pierwszy raz byłem w tym kompleksie i faktycznie trzeba przyznać, że zrobiono tam kawał dobrej roboty. Plus za bardzo sympatyczną obsługę! Mam jakiś problem z dodawaniem zdjęć, dlatego będzie ich mało...2 punkty
-
2 punkty
-
1 punkt
-
Jestem osobą, która dużo jeździ na rowerze, również w zimie. Naturalną koleją rzeczy zostałem fanem "tłuściochów", czyli rowerów z baaardzo grubymi oponami. Puszyste mnie kręcą. Nie planowałem żadnych zawodów w związku z tym, nie czułem takiej potrzeby, ale po namowie kolegów z teamu Fatbike....... postanowiłem wystąpić w Monteria Fat Bike Race Góry Stołowe. Trochę z ciekawości, trochę dla zabawy, a trochę z chęci sprawdzenia swojej formy. Niezwłocznie opłaciłem startowe i pozostało już tylko trenować i czekać. Ale czas minął szybko. Trzeba było się pakować i udać na miejsce zawodów. Rozebrałem grubasa, wsadziłem do swojej konserwy na czterech kołach i teleportowałem 300 km dalej, w Góry Stołowe. Podobnie z moją lepszą połówką, ale jej nie musiałem rozbierać... Może niektórych zaskoczę, bo to właśnie tu po raz pierwszy miałem przyjemność poznać niemal cały, mega pozytywny team Fatbike....... na żywo, choć wcześniej razem wynajęliśmy wspólnie domek. Panowie mieli dla mnie miłą niespodziankę: zaprosili do swojego grona, tj. teamu. Dla minie to spory zaszczyt. Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś będę choćby w amatorskim. Tym bardziej w tym wieku i do tego profesjonalnym. Oczywiście chętnie dołączyłem, bo w grupie raźniej, zwłaszcza takiej! Thanks! Góry Stołowe przywitały nas błękitem i złotkiem na niebie. Spośród grubej, białej kołderki, pięknie eksponował się sam Szczeliniec Wielki, pod którym mieliśmy bazę noclegową. Start znajdował się zaledwie kilkanaście obrotów korbą od naszej "Brdy". Nieco dalej zaplanowano wieczorny prolog. Czas więc wskoczyć na tłustą maszynę i zrobić rozgrzewkę. Miałem jeszcze zdobyć samego Szczelińca z grubym - po co? Innym razem. Dziś jednak bez raków nie było szans. Odpuściłem. Pozostał trening po części wieczornej trasy, podziwianie widoków i próby z przyczepnością opon, twardości wyratrakowanego terenu, czy nawet ustawienia kamery. Zmrok zapadł szybko, taki urok stycznia. Czas ruszać na start. Choć to niesamowita atrakcja, miałem wątpliwości, czy należy katować muły przed właściwym wyścigiem. Team takich wątpliwości nie miał. Skoro tak, to już się nie migam. Mam jeden z pierwszych numerów startowych, więc przynajmniej długo marznąć nie będę. Lekka trema, chwila oczekiwania i go! Początek to krótki, ale treściwy podjazd. Cisnę dość mocno, słuchając rad najstarszego z nas - Ryszarda. Dzięki temu mam wolną drogę na singlu ( dzięki Ryszard! ) i mogę sprawnie dojechać do szerszej części. Choć to chyba sprawnie inaczej, bo kilka razy wypadam z wąskiej przecinki. Dalej to już sielanka - szeroko i twardy sztruks. Jednak mogło skończyć się różnie. Chcąc poprawić lampkę, wyłączyłem ją! Panika, przemielone tysiące myśli na sekundę, jak w procesorze czterordzeniowym, kilka nowych siwych włosów i ponownie stała się światłość. To tylko sekunda, ale na zjeździe i przy speedzie wystarczy. Krótki dreszczyk kończy się szczęśliwie i ostatecznie kończę prolog na 9 miejscu wśród Fatów i 12 open. Powiało optymizmem przed głównym "śmigiem". Tak dobrej pozycji się nie spodziewałem. No i jeszcze ten klimat - przy lampkach, pochodniach i ciepłym dopingu. Następny dzień wita na sporym minusem. Tłuścioch posłużył za termometr i jako pierwszy zbadał czekające nas warunki. Ż ż ż ż zimno! Obfity popas, ciepły ubiór, krótka rozgrzewka i ustawiamy się na starcie. WOW! Tyle grubasów w jednym miejscu jeszcze nie widziałem. Cóż za piękny widok! Tyle tłuszczu w jednym miejscu? Normalnie bajpas burger! Wybija godzina zero, tj. 11.00, więc power on! Niestety brak doświadczenia spowodował, że trochę straciłem na starcie, a do tego jeszcze wpadłem w ślad dla narciarzy biegowych. Przez to nieco zostałem i utknąłem. Pierwszy kilometr przejechałem praktycznie bez pedałowania. Tak do pierwszej przeszkody. W kopnym śniegu hurtowo lecą gleby, a stawka się rozciąga. Jeszcze jedno "wąskie gardło" i mogę wreszcie rozwinąć skrzydła. Tłuścioch nabiera rozpędu niczym Boeing na pasie startowym. Czuję moc! Zaczynam odrabiać straty i wyprzedzam sporą grupę. Niestety entuzjazm słabnie na singlu. Był jeszcze do przejechania, ale aż 3 osoby przede mną upadają. Powstaje spora kumulacja, nie tylko kolarzy, ale i napiętej atmosfery. Wyprzedzanie niemożliwe, chyba, że ktoś ma śmigiełko w plecaku jak Inspektor Gadżet. Pozostaje grzecznie maszerować do końca singla, choć wewnątrz głowy temperatura rośnie i nie każdy potrafi ugasić pożar... Wreszcie koniec grzęzawiska i wskakuję na rumaka. Niestety coś chrupnęło i łańcuch wpada między przednie zębatki. Szlag! Szybko rozwiązuje problem, ale po kilku obrotach korbą wplątuje mi się sznurówka w dużą zębatkę. Kur...! Co jeszcze?! Wyszarpuję ją i ostatecznie mocno wciskam do buta. Ponownie ruszam, ale ledwie po 100 metrach pęka łańcuch. Zadałem pytanie, więc szybko dostałem odpowiedź. Bezsilność, złość i smutek. Jakby mi ktoś przerwał dobry film podczas najlepszej sceny i przełączył na TV Trwam. Przez chwile mam pustkę w głowie. Co robić? Szanse na dobry wynik już odfrunęły jak ptaki na zimę do ciepłych krajów. Gdyby ktoś teraz wręczył mi siekierę, wyrąbał bym pół lasu w Górach Stołowych, ale tego nie wolno. Spieszyć już się nie mam do czego, więc na spokojnie podjeżdżam pod Goprowców, stojących na końcu singla i sięgam do "nerki", gdzie często trzymam jakieś proste "receptury na bolączki". Ale zaraz? Gdzie ona jest? Rozglądam się, ale niczego wokół nie widzę. Tym bardziej w pasie. Czyżby kolejny pech? No tak, nieszczęścia nie chodzą parami, ale stadami! Dół na maksa... Zatrzymuje się jeden z zawodników i pyta czy nie chcę spinki. Przez myśli o stracie "nerki" nawet się nie cieszę, ale odruchowo biorę i dziękuję. Niestety najpierw trzeba pozbyć się zepsutego ogniwa, a bez odpowiedniego narzędzia to niemożliwe. Gdyby było lato, można by skorzystać z tych naturalnych - patyki, kamienie itp. Niestety wszystko pod metrową warstwą puchu. Ale po chwili zatrzymuję się zawodnik z Czech i wręcza mi skuwkę do łańcucha. Humor delikatnie i stopniowo rośnie, jak energia w ładowanym akumulatorze. Może jednak jeszcze pojadę? Chwila napięcia, coś pyknęło i... kolejny pech! Bolczyk, który powinien wypchnąć wałeczek z łańcucha, pęka. Ledwie podnoszący się z dna humor, ponownie siada jak statek na mieliźnie. Mimo wszystko wielki dzięks dla wszystkich, którzy mi pomogli. Dzięki takim ja Wy atmosfera imprezy jest wyjątkowa! Teraz już na spokojnie mogę zdecydować co dalej. Przecież nie siądę i zacznę płakać. Trzeba zresetować głowę i od nowa wgrać soft. Ostatecznie mam dwie opcję: 1) kontynuować wyścig bez napędu metodą "na Flinstonów" ( opuścić siodełko i szybko przebierać nogami ) , 2) oddać rower Goprowcom i bieg ok. 7 km. Serce było za opcją nr 1 (byłoby ciekawie), jednak przekonanie, że coś zgubiłem (owa nerka), ostatecznie przesądziło o dokończeniu udziału w imprezie z buta. A tak zawsze się zarzekałem, że biegać nigdy nie będę... Przebiegłem przez kopny śnieg i dalej trasą. Nic nie znalazłem i już nieco żałowałem wybranej opcji. Trochę dziwny widok był, kiedy ktoś uprawia jogging w kasku rowerowy i do tego w zimie. Kiedy dobiegłem do mety, żona pomyślała, że to jakiś mój duch... Wszystko wyjaśniłem, popytałem jeszcze w biurze, czy ktoś coś nie znalazł i odebrałem rower. Smutny widok - tłuścioch z wiszącym łańcuchem to jak kolano z zerwanym więzadłem. Zabrałem rannego do domku i tu szok! Nerka leży na fotelu! Pan Hilary zgubił okulary! W jeden chwili radość i wkur... - trza było wybrać opcję nr 2! Ale najważniejsze, że "zguba" się znalazła. Wreszcie coś pozytywnego. Pozostało odebrać medal, oczyścić umysł z wszystkiego co złe i wspólnie biesiadować z ekipą. Emocje opadły i teraz już mogę powiedzieć, że to wspaniała i wyjątkowa impreza! Świetna organizacja, świetna atmosfera w pięknych okolicznościach przyrody. Nie chciało mi się za bardzo tam jechać, a teraz już tęsknię za tym miejscem. Niewątpliwie zawitam za rok i nie tylko z powodu niedosytu po awarii sprzętu. Tu trzeba być i to przeżyć! Na koniec filmik z otoczka i z samego wyścigu. Jak widać, pogoda dopisała! Pozdrawiam, Johnny1 punkt
-
1 punkt
-
Patrząc na niektóre wątki, to właściwie nie jest odbieganie od tematu Dzięki wszystkim za odpowiedzi. Będziemy na miejscu ok. 8:30 - 9:00 o ile nic się nie zmieni.1 punkt
-
Nie wiem jak tam warunki sniegowe, ja zwykle zjezdzalem z soliska przez jontek potem lasem wzdłuż drogi powolutku i zostało podejść 50m pod kolej. Niestety to co zrobili na Pilsku to jakas totalna porażka! Jak można dopuścić do braku komunikacji.1 punkt
-
Mozna i tak jak piszesz,my ostatnimi czasy parkujemy pod wejsciem na Strugi i stamda lekkim podejsciem do kasy(ok.200m),i pozniej jak zjezdzamy na Solisko to ide po auto bez nart,a takto jak rano Leit.zostawi auto pryz mostku to bedzie z nartami smarowal na Strugi(z 500m) a slisko tam jak pierun na jezdni...gdyby chodzila Buczynka to bez problemu mozna zostawiac pryz mostku,pryznajmniej tak bym zrobil:),ale niestety Buczynka raczej nie ruszy....:(1 punkt
-
Mocne nogi i dobry apetyt, żeby siły starczyło do 17,00. To jednak trasy czarne, nie myślę tu o początkowych ściankach na Gąsienicowej krótsza, Goryczkowa to prawie 800m ścianki choć łagodniejszej ale o tym jak zmieniają się te trasy w ciągu słonecznego dnia. A jeśli jest twardo to sił potrzeba jeszcze więcej żeby się na nich utrzymać i konieczne ostre krawędzie, rano jest twardo-lodowo i pięęęęęęęęęęęknie. Kocham to miejsce i bardzo żałuję, że w tym roku mnie tam z wami nie będzie.1 punkt
-
1 punkt
-
Marboru mi mówił, że planował ten weekend na Pilsku, no ale on już Pilsko od 3 lat planuje1 punkt
-
Co do warunków na trasach: 8,9,10 - warunki 3+ 11 - warunki 4 7,4,3,5 - 3+ Opis i fotki w linku powyżej. Nic tylko korzystać póki można. Pozdrawiam1 punkt
-
Czekaliśmy z Aklimem na was do 00:30 na Skrzycznym ale nikt się nie stawił więc zrobiliśmy kilka śladów z Małego Skrzycznego do Czyrnej.1 punkt
-
1 punkt
-
Hej No mam nadzieje że siądą a jak nie to będą na wyprzedaży forumowej 269 EURO z kijkami1 punkt
-
Szykuję się Wam piękna wyprawa Widzę że jedną sypialnie macie wolną,tylko ten termin Gdyby to było tydzień wcześniej to walimy jak w dym,nawet małżonce bym wolne wypisał A tak przyjdzie obejść się ze smakiem i czytać relacje,życie Miłego pobytu ekipie życzymy1 punkt
-
1 punkt
-
A więc relację dokończyć cza Tak według Trace Snow wyglądały kolejne dni. Dość dużo bardzo intensywnej jazdy. Próbowałem skupiać się na technice. Pogodowe tylko trzeci dzień był słaby. Zaczął się jak bajka, w puchu 20/30 cm na wyratrakowanych stokach. Potem już szukanie widocznośi. Mgła zalała górne partie i stronę Samnaun. Nawet Idalp był ciężki do jazdy. Trasa nr 40 został totalnie zaorana przez naszą grupę aby przenieść się dalej. Za chwilę jakieś fotki i filmy ?1 punkt
-
Jakby ktoś chciał przetestować narty scotta,to w wypożyczalni koło Espresso Jasna w Biela Put,mają najnowsze modele:The ski,sage ski,black majick ski, sagebrush,20 euro za dzień. pozdrawiam1 punkt
-
Na wstępie pragnę Wam wszystkim dać do zrozumienia, że to moja pierwsza relacja, więc kilka błędów i gaf zapewne się pojawi. Jednak myślę, że mój opis z tego kurortu narciarskiego będzie przydatny dla większości użytkowników. Termin i dojazd: Nasza przygoda ( mój tata, wujek i ja) rozpoczęła się dokładnie w piątek 27 stycznia. O godzinie 17:15 wyruszyliśmy autokarem biura podróży Sport Centrum z Bielska Białej w stronę La Plagne. Trasa przebiegała troszkę okrężną drogą, ponieważ po drodze zbieraliśmy większą grupkę ludzi z Katowic, oraz kilka osób z Wrocławia. Następnie droga wiodła przez Niemcy, krótki odcinek Austrii, a na koniec jak wiadomo Szwajcaria i Francja. Po drodze mijaliśmy m.in. Przepiękne Jezioro Genewskie i równie cudowne Annecy, a następnie przejazd przez Albertville. Pod wspaniałymi serpentynami, które otwierały drogę do La Plagne byliśmy około godziny 14:00 co było na prawdę niezłym wynikiem. Wspinaczka zajęła nam dokładnie 45 min, a więc około godziny 15:00 byliśmy u celu podróży. Zakwaterowanie Miejscem naszego zamieszkania był duży kilku piętrowy budynek w Plagne Bellecote. Budynek składał się z kilku rezydencji. Nam przypadła Residence 3000. Plagne Bellecote to prawdopodobnie jedno z najlepszych miejsc do startu w najlepsze rejony ośrodka. Kilkadziesiąt metrów do kanapy Arpette i gondoli Roche de Mio, którymi można przemieścić się w stronę Les Arc i lodowca Bellecote daje dużą przewagę nad osobami zakwaterowanymi w Plagne Solei, Plagne Centre i dalej. Sam apartament to stardardowy pokój z czterema lóżkami. Oprócz tego łazienka, toaleta, kuchnia i balkon. Typowo po francusku, ale nie ma co narzekać, nie przyjechało się tutaj żeby siedzieć w pokoju! Dzień 1 Pierwszy poranek w La Plagne przywitał nas błękitnym niebem (dopiero po południu zaczęły pojawiać się chmury). Warunki idealne. Lekki mrozik, słoneczko, szturks na większości tras, czyli to co każdy lubi najbardziej. Na pierwszy ogień ruszamy gondolą Roche de Mio. Z niej śmigamy czerwoną trasą Inversens. Wracamy na górę i próbujemy niebieską trasę Tunnel. Wracamy znów na Roche de Mio i zwiedzamy Sector Champagny. Tam też zaliczamy pierwszy postój na piwko. Po kilku fajnych zjazdach wracamy znów na Roche de Mio z którego przemieszczamy się na lodowiec. Po sesji zdjęciowej i kilku zjazdach wracamy w strony Plagne Bellecote trasą Sources. Tam wskakujemy na kanapę Les Blanchets i zaliczamy ostatni zjazd w tym dniu. Dzień 2 Podobnie jak dzień wcześniej budzimy się widząc niebieskie niebo. Jednak z godziny na godzinę, pogoda zaczyna się załamywać, około godziny 12 słońca już nie było widać w ogóle, ale na widoczność nie można było narzekać. Widać jednak było, że dzień 3 może nie być za ciekawy. W dzisiejszym dniu pojeździliśmy podobnymi trasami jak dzień wcześniej, dodaliśmy do tego kilka wyjazdów kanapą Arpette, Colosses i Les Blanchets. Dzień 3 Pobudka standardowo o godzinie 7:00. Za oknem niestety duże zachmurzenie i opady. W dolinach lekki deszcz, a w wyższych partiach gór śnieg do tego gęsta mgła, która uniemożliwiała bezpieczną jazdę. W ten dzień postanowiliśmy zwiedzić rejony Montchavin i Les Coches. Mimo lekkiego deszczu jazdę tamtymi trasami można zaliczyć do udanych. Jedyną bolączką były spadające krople wody na gogle, które utrudniały widoczność, ale jakoś przeżyliśmy. Około południa wróciliśmy do Plagne Bellecote. Zdecydowaliśmy się na wyjazd kanapą Colosses i zjazd w stronę Plagne Solei i Plagne Centre. Niestety nie był to zbyt dobry pomysł. W tym rejonie najgorszym wrogiem nie był deszcz, ale ludzie których było tam po prostu zatrzęsienie. Bardzo szybko ewakuowaliśmy się z powrotem w nasze strony. Jazdę skończyliśmy około godziny 13:30 co i tak można nazwać dobrym rezultatem biorąc pod uwagę warunki jakie panowały w dzisiejszym dniu. Dzień 4 Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się, że pogoda ma się diametralnie zmienić. Na środę zapowiadali piękny dzień. Dlatego też zdecydowaliśmy się na wykorzystanie naszego jednego dnia w Les Arcs. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę. Nasz plan był prosty: Jak najszybciej dostać się do Vanoise Express, następnie kolejno Poisey, Derby i TransArc. Szybki zjazd pod Varet, przesiadka do wagonika Aguille Rogue i meldujemy się na szczycie. Zakładałem, że na górze będziemy o godzinie 12:00. Pomyliłem się o 30 minut. Byliśmy 11:30. Gdyby nie duża kolejka do ostatniego wagonika, prawdopodobnie bylibyśmy tam o 11:00, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Porobiliśmy zdjęcia, troszkę ponagrywaliśmy obejrzeliśmy wspaniały Mont Blanc i ruszyliśmy w dół w stronę kolejki Grand Col. Następnie pośmigaliśmy na dużej polanie na przemian wyjeżdżając kanapami Arcabulle i Plagnettes. Trasy przygotowany bajecznie, dużo naturalnego śniegu, po prostu bajka. Około godziny 14:30 powoli kierowaliśmy się w stronę La Plagne. Po drodze pojeździliśmy jeszcze na trasach Grand Renard, Belette i Reches. Następnie wróciliśmy do Vanoise Express z którego poraz kolejny mogliśmy podziwiać cudowne krajobrazy, a przede wszystkim Mont Blanc. Do Plagne Bellecote wróciliśmy około 16:30, wypiliśmy zasłużone piwko ( w Les Arcu również była obowiązkowa przerwa na złoty trunek) i udaliśmy się do pokoju. Dzień 5 Po raz kolejny dzień przywitał nas wspaniałą aurą. Głównie jeździliśmy na trasach już przez nas znanych. ( wycieczkę w strone Plagne 1800 i Plagne Aime 2000 zostawiliśmy sobie na piątek) Warunki na trasie w wyższych partiach bardzo fajne. Niestety na trasach leśnych dużo oblodzeń spowodowanych wtorkowym deszczem, ale nawet to nie przeszkodziło nam w narciarskim szaleństwie. Dzień 6 Standardowo budzimy się o 7:00, za oknem widzimy słońce. Każdy ucieszony, jemy śniadanie, ogarniamy się, ubieramy i przed 9:00 jesteśmy w narciarni. Wychodzimy na dwór, a tu piękna niespodzianka. Około 20 cm świeżego śniegu. Dla mnie i dla ojca prawdziwa bajka, gorzej dla wujka bo nie miał doświadczenia w jeździe w takich warunkach. Tak jak pisałem wyruszamy w stronę Plagne 1800 i Plagne Aime 2000, tam robimy kilka szusów na trasach Emille Allais i Cornegldoulle. Następnie kierujemy się w stronę La Grande Rochette z którego przemieszczamy się w nasze strony. Kilka zjazdów przez snowpark i wyjazd kanapą Arpette w stronę tras Dos Rond i Mont Blanc. Zaliczamy tam również Teppes i Carolley. Wykwaterowanie i powrót do domu Wykwaterowanie przebiegło sprawnie. Pani posprawdzała czy w apartamencie wszystko jest w porządku i mogliśmy udać się do naszego autokaru. Około godziny 10:00 wyjechaliśmy z pod naszego hotelu. Niestety przez noc i cały ranek padał śnieg co znacząco utrudniło nam zjazd po serpentynach. Trwało to około 2,5 godziny. Następnie postój w Carrefour w Albertville na małe zakupy i potem śmigaliśmy prosto do Polski. W Bielsku byliśmy troszkę po godzinie 10 następnego dnia. Powrót trwał troszkę dłużej, ale to tylko ze względu na fatalną pogodę w samym La Plagne. Podsumowanie Podsumowując, wyjazd był na prawdę udany. Było to moje pierwsze doświadczenie z Alpami Francuskimi, ale muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Ośrodek jak najbardziej dla każdego. Rodziny z dziećmi mają mnóstwo tras do nauki i rekreacyjnej jazdy. Doświadczeni narciarze i miłośnicy jazdy poza trasami także znajdą coś dla siebie. Duża ilość nie ratrakowanych czarnych tras to frajda dla weteranów stoków i miłośników jazdy po muldach. Niestety nie miałem okazji pojeździć na takich, ponieważ wujek jeszcze nie posiada wystarczających umiejętności i jazdy poza trasą, bądź na muldach byłaby dla niego walką o życie. Generalnie robiłem za przewodnika, także cały czas jeździliśmy razem :P. Co do Les Arcs trasy jak dla mnie są jeszcze lepsze. Przede wszystkim można tam znaleźć więcej czerwonych tras, na których można na prawdę super pośmigać. Z mojego punktu widzenia było tam o wiele więcej naturalnego śniegu, co również przyczyniło się do komfortu jazdy. Moja końcowa ocena do kurortu Paradiski to mocne 8,5/10.1 punkt
-
1 punkt
-
WitamMiałem jechać na Kubińską Holę. Miałem, dobre słowo. Wybór jednak padł na Orava Snow, Orawska Leśna. Pobudka 6.00, z łóżka zwlokłem się jakiś 20 minut później. Szybko pytanie do córki, czy jedzie ze mną, w odpowiedzi usłyszałem coś o szaleństwie z mojej strony, syn za to raczył odpowiedzieć, NIE. Odpalam laptopa, przegląd gruponów, zakup Orava Snow, wydruk w portfel i w drogę. Wyjazd 7.00, na miejscu o 9.30. Temperatura -8,50 °C. Ludzi mało, parking zaczyna się pomału zapełniać. W kasie ( bez kolejki ) szybka wymiana gruponu na karnet, przebieranko i na wyciąg. Krzesełko nie wyprzęgane, z taśma rozbiegową, w swoim tempie sunie na górę. U góry, już z wyciągu widać, że trasy przygotowane perfekcyjnie. Pierwszy zjazd niebieską ( na prawo od wyciągu patrząc w górę ) potwierdza wcześniejsze obserwację. Trasa SUPER, równo, twardo, szybko. O ile można mówić o szybkości na tej niebieskiej. Jeszcze dwa razy na górę, zjazd niebieską, i rozgrzewkę mam za sobą. Za czwartym razem zjazd w lewo, na "czerwoną", tzn. tą bardziej stromą. I to samo! Trasa przygotowana SUPER, twardo, równo, nic tylko zasuwać. Mrozik trzyma dalej. Po paru zjazdach tą czerwoną nie skręcam w lewo w połowie trasy na krzesełko, tylko prosto. Na cel obieram wyciąg talerzykowy który prowadzi na górkę obok. Tam już jest trochę bardziej wymagająco. Trasy czerwone i jeden kawałek czarny. I znowu szok. Ale z tych pozytywnych. Godzina około 12.00 a tam sztruks I to samo, równo, szybko, rewelacyjnie. Parę wjazdów i zjazdów i powrót na krzesełko. Nogi domagają się odpoczynku. Godzina około 13.00. Nie wiem jaka temperatura, nie znalazłem termometru. Nie mniej jednak stok nada trzyma, warunki absolutnie rewelacyjne. Godzina 14.00. Mam dość, pora się zwijać do domu. Nie wiem ile razy zjechałem, po piętnastu wjazdach krzesełkiem przestałem liczyć. Na nartkach podjeżdżam sobie pod samochód, żadnych spacerów w butach narciarski :biggrin:. Przebieranko w „cywilne” ubranie, zdanie karnetu i do domu. O godzinie 14.15 termometr w samochodzie pokazuje +4,5°C.Podsumowanie:Orava Snow, kolejny bardzo udany wyjazd do tego ośrodka. Według mnie, jeden z najlepszych ośrodków na Słowacji, jak i w Polsce dla judzi jak ja, lubujących się w jeździe rekreacyjnej, nie lubiących tłoku. Ośrodek idealny dla zaczynających przygodę z nartami lub tymi co pierwsze kroki maję już za sobą. Dla trochę bardziej ambitnych wyciąg talerzykowy i kilka trochę trudniejszym tras do wyboru. Mówiąc krótko, każdy znajdzie coś dla siebie. Nie wiem czy to patriotycznie, ale jak sobie przypomnę którykolwiek z Polskich ośrodek, to robi się trochę słabo. U nas tłok, ścisk, przewaga ośrodków typu jeden wyciąg + trasa zjazdowa wzdłuż tegoż wyciągu. Nuda. Co do warunków, to nie wiem czy któryś z naszych można porównać? Oczywiście zdaje sobie sprawę z faktu, że o stanie tras decyduje ilość narciarzy. I to jest właśnie wielki plus tego ośrodka. Mało ludzi, brak kolejek, trasy trzymają do samego końca. Jak tylko czas pozwoli, w tym roku jeszcze raz musze „zaliczyć” ten ośrodek.Poniżej kilka zdjęć. Co rzuca się w oczy, brak ludzi :applause: Piękna pogoda, pełne słońce calutki dzień. Ani nawet małe chmurki nie stwierdzono. I do tego brak wiatru. Takie warunki o godzinie 13.30 PozdrawiamJacek1 punkt
-
1 punkt
-
Próba uchwycenia zachodu słońca Na tej fotce po prawej stronie widać zjazd na łącznik Ł1 I kolejna porcja Ze stoku zszedłem ok 21.30. Już po prostu nogi odmawiały posłuszeństwa :). Temperatura w aucie na parkingu pokazywała - 11 stopni, ale troszkę wiaterku było, na trasie mogło być jakieś -13, może -14.1 punkt
-
Pora wreszcie skończyć wątek. To co przyjemne, już za mną. Pozostało to co najgorsze i przez połowę dzisiejszego dnia mnie stresowało. Powrót do reszty dzielnej EKIPY. To był ostatni dzień i najgorszy na jakieś czasowe obsuwy. Jak ja Im spojrzę w twarz. Trzeba się jeszcze dostać na górę Onkeljoch gondolą Geols. Idąc drogą asfaltową i siedząc w gondoli, trochę marznę. W lesie było zdecydowanie cieplej. Z gondoli oglądam swoje ślady i widzę od razu, że wybrałem najgorszą możliwą trasę, gorszej nie ma. Po lewej "mój wąwóz"... Zagrożenia żadnego nie odczuwałem, no może ze trzy razy pomyślałem, że utonę w śniegu. Kilka razy wystawała mi z białej pokrywy tylko głowa. Rozważałem w myślach, że jakbym wpadł w jakąś dziurę głębiej to może... Ale wtedy diabełek stanął na wysokości zadania i mi szepcze - konfabulujesz bracie, weź się w garść i zapieprzaj szybciej na dół to w nic nie wpadniesz. Naprawdę podkreślam, że jedyne utrapienie i pierepałka to czas. Po wjeździe na szczyt spotkały mnie na pożegnanie ponownie piękne widoki. W połowie drogi do stacji pośredniej spowiła mnie mgła, zrobiło się chłodno, siły mnie opuściły i czerwoną 4 zjechałem do pośredniej i ostatni odcinek pokonałem gondolą, zobaczyłem przyszłe nie odkryte przeze mnie dotychczas, wschodnie tereny freeridowe. Najtrudniejszą dla mnie decyzję jaką mógłbym podjąć to odwrót, czasami jednak trzeba podejmować takie kroki dla własnego i innych dobra. To nauczka na przyszłość. To czego najbardziej się bałem - spotkanie z grupą okazało się koleżeńską sielanką. Nikt nie miał do mnie pretensji, nie opieprzał, nie okazywał niechęci. Wręcz przeciwnie, Jacek pomógł mi się przebrać, spakował wszystkie mokre ciuchy i sprzęt, oddał mi swoją kurtkę w busie żebym się ogrzał. Jurek częstował gorącą miętową herbatą (pycha). Chłopaki oddawali mi swoje smakowite kanapki na drogę powrotną, miałem do wyboru z bułką okrągłą lub bagietką, jakieś słodycze, gumy. Cholera chyba następnym razem muszę to powtórzyć. Pozdrawiam serdecznie, dzięki i jeszcze raz przepraszam uczestników wyjazdu!!! PS Niczego jednak nie żałuję, ale do wąwozu drugi raz już bym się nie pchał. PS 2 I została mi jeszcze na kilka dni pamiątka po jakimś zeskoku (spadku), może przestroga...1 punkt
-
Mariusz! Zacznę filozoficznie - widocznie ta przygoda była Ci potrzebna. W zasadzie dotyczy to wszystkich, po pierwszym takim przeżyciu czujność wzrasta i chroni przed kolejnymi. Są co prawda freeriderzy, którzy potrzebują dwóch a czasem trzech przygód ale nawet oni szybko stają się pełni rozsądku i przezorności. Analizując całą tę sytuację można zauważyć splot okoliczności: - pierwsze to, że się rozłączyliśmy. Byliśmy przekonani z Jurkiem, że postanowiłeś zostać na tym pierwszym offpiste lub zgoła pokatować trasę. Wjechaliśmy na ten placyk obok orczyka postaliśmy tam trochę i nie widząc Ciebie ruszyliśmy na dół. - ruszyłeś w drogę sam (co nie jest znowu takie dziwne) ale bez wcześniejszego rozeznmania. Co do jeżdżenia samemu to oczywiste jest, że to nie jest dobre ale... sam często tak robię. Po prostu jak mam do wyboru nie jeździć wogóle lub samemu to wybieram jazdę. Ale w takiej sytuacji robię bardzo dokładne rozeznanie przed jazdą. Tutaj liczyłeś na nas a zostałeś sam i to się zemściło. - to co najważniejsze zadziało się między pierwszą (ratrakowaną) drogą a tą drugą. Jadąc samotnie w lesie siłą rzeczy wpadłeś w lekką panikę - gdzie jestem? Czy na pewno jechać na południe? Rosło zaniepokojenie. Wcale się temu nie dziwię - też odczuwam w takiej sytuacji niepokój. - druga droga ze śladami narciarzy prowadzące na północ w zasadzie oznaczała koniec kłopotów ale postanowiłeś podejść do słupa wyciągu gondolowego. Tam czarna trasa była na wyciągnięcie ręki. Była to wielka ulga po niepokoju poprzedniego etapu. Do trasy było może 100 m. Tak blisko... - oglądaliśmy z Jurkiem miejsce gdzie wjechałeś w ten jar. I naprawdę trudno było to zrozumieć. Po prostu błędna decyzja spowodowana poprzednimi emocjami. - mimo wszystko musiałeś dość szybko połapać się, że wpadłeś w kanał. Najlepiej było się wycofać. Wiem, że to się wydaje bardzo trudne. Sam byłem w sytuacji gdy kumpela "przeleciała" przez taką drogę, szybko zatrzymała się w lesie i te 100 m wracała 40 min. Byliśmy w kontakcie głosowym ale jedyne co było sens zrobić to czekać na nią. Podobną przygodę mieliśmy w Venet. Jeździliśmy tam kolejne warianty, coraz bardziej pod gondolką, w miejscu gdzie było już mało śladów poprzedników. Jedziemy po kolei. Juras prowadzi. Jadę dość szybko za nim, rejestruję kolejne ślady odchodzące w prawo. Zbliża się przełamanie terenu, trzeba skoncentrować się na jeździe ale kątem oka widzę słabo czytelną ścieżkę w prawo. W stromym żlebie za to nie ma już śladu poprzedników. Zatrzymuję resztę i krzyczę do Jurka. Ten zatrzymuje się może 30 m poniżej. Te 30 m Jurek wychodził pewnie ze 30 min, a wyszedł prawie martwy. Późniejsza analiza sytuacji wykazała, że dalszy zjazd miałby przebieg bardzo zbliżony do Twojego. Najogólniej mimo uniesienia wywołanego jazdą "w pięknych okolicznościach przyrody" freerider powinien zachować czekistowską czujność i traperskiie zdolności tropiciela. A w tym wszystkim głowa powinna być bardzo chłodna. A to w zimie powinno być do zrobienia. Cały szkic sytuacyjny masz w tym wątku. Najbardziej poglądowy jest trzeci obrazek. Czerwona linia jest Twoja. Troszkę szkoda, że nie pojeździłeś z nami po wschodniej stronie (łącznie ze zjazdem na dół). Choć w sumie być może zdobywałeś cenniejsze szlify... Aby Cię trochę pognębić dodam parę zdjęć. Pierwsze jest z przygody z kamerką A tutaj zjazd na wschód (do Fugen), to górny odcinek, widać lekkie przełamanie terenu. Poniżej było tak Jeszcze niżej wjeżdżało się w las i wyglądało to tak Czyli było bajecznie. Dla mnie bomba Żałuj Waść boś trąba!!! Pozdro Wiesiek1 punkt
-
1 punkt
-
Enzo@ miałem przytoczyć jakieś filmy i znalazłem coś ciekawego. Moim zdaniem jazda tego pana to poezja. Mój faworyt w chwili obecnej. Czy narty dociążone 50/50 ciężko powiedzieć, ale wygląda to naprawdę efektownie w jego wykonaniu. Jak się nie mylę to używa Völkl SL.1 punkt