Szabasówka
Pogoda w weekendy nie rozpieszcza, więc i pływania w tym roku jak na lekarstwo. Jednakże pomimo takich przeciwności, udało się wczoraj wyrwać na kilka godzin na wodę.
Gdzie?
Kilka razy już pływany Zalew Domaniów oraz wpływające do niego trzy rzeczki.
Pstrągowanie (wiosłowanie pod prąd) ma swój urok - w szczególności na dużej wodzie.
Główny cel - Szabasówka, maleńka rzeczka, gdzie przy normalnym poziomie wody, głębokość rzadko przekracza metr.
Wczoraj ten malutki ciek zaskoczył zarówno prędkością nurtu jak i ilością wody.
Na początku - razem z Andrzejem, kumplem, który mi towarzyszył musieliśmy nieźle się namachać, by przepłynąć ujście rzeki i przyśpieszony prąd na końcowych meandrach, potem - dwie przenoski na malutkich kładkach - przy normalnym stanie wody, spokojnie przepływa się pod.
Im dalej płynęliśmy zaczęło pojawiać się coraz więcej przeszkód: zwałki, krzaki, drzewa ze swoimi koronami pochylone do samej wody.
Cóż było robić? - przedzieraliśmy się przez to wszystko.
Nasza droga pozostanie na długo, przejściem dla innych kajakarzy...pytanie tylko, czy ktoś tędy, poza nami w ogóle będzie płynął?
Cóż? Nasza dziewicza podróż pozostanie na jakiś czas przetartym szlakiem.
Wody na wodowskazach - full. W tle kościółek w miejscowości Mniszek.
Minęliśmy drogę krajową numer 12.
Tutaj trochę bardziej zaludnione tereny - działki, a z działek do wody prowadzą urocze pomościki.
Drzewa, wierzby przy tym stanie wody - rosną w rzece.
Dookoła piękna zieleń.
Na kolejnej zwałce - przerzucenie kajaka się średnio powiodło, w trakcie spadł nam plecak do wody...i w tym miejscu niestety musieliśmy zawrócić, by go dogonić.
Szkoda, bo w planach mieliśmy jeszcze co najmniej kilka kilometrów do przepłynięcia pod prąd...
Zgubę dogoniliśmy po kilometrze i na powrót nie było już czasu.
W każdym bądź razie - plecak, klucze od domu, kasa i czekoladki zostały uratowane - nauczka na przyszłość jest taka: by z debiutantem kajakowym, przy każdej przeszkodzie, która jest do pokonania, na głos wypowiedzieć dokładnie strategię jej pokonania.
Nurt jest szybki i drogę powrotną pokonujemy "w mig".
Żegnamy Szabasówkę, która na poniższym zdjęciu łączy się z Jabłonicą.
Pod Jabłonice również wczoraj próbowaliśmy wpłynąć, tak samo jak w Radomkę - chaszcze są tak duże, że bez maczety nie ma co próbować płynąć dalej...
...cóż - trzeba wrócić w te regiony z "bronią".
Podsumowując zrobione 17km wodą, w tym połowę "pod prąd". Wyprawa trwała pięć godzin i dała nam mnóstwo radości.
Nie mogę się doczekać kolejnych spływów.
Pozdrawiam
marboru