Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 25.09.2014 uwzględniając wszystkie działy
-
Wojna w Jugosławii zaczęła się w 1991 roku. Po jakimś czasie przygasła, ale prawdziwego pokoju to tam jeszcze długo nie było, co jakiś czas ktoś tam komuś robił "kęsim-kęsim".Mój Brat pojechał tam rozpoznawczo w 1993 roku, gdy już się trochę uspokoiło. Ponieważ objechał szczęśliwie i przywiózł piękne zdjęcia i filmy, to w następnym roku ja się też zdecydowałem i już obaj wyczarterowaliśmy jachty. Na wyspach nie widzieliśmy żadnego śladu wojny, aż do wejścia do Szybenika, do którego dotarliśmy już nocą.Już samo wejście robi wrażenie, bo do laguny nad którą leży Szybenik wpływa się dość wąskim kanionem wśród skał.Od kilku dni nie widzieliśmy żadnego jachtu, więc czuliśmy się dosyć nieswojo, zwłaszcza że radio mówiło o walkach w pobliskim Kninie.Wpływamy do laguny i widzimy coś jakby wielki pożar na brzegu. Dochodzimy do miejskiej kei, ani jednego jachtu, w ogóle żadnych ludzi! Trochę zrobiło nam się nieswojo.Wychodzimy na keję, robimy rozeznanie, wrażenie się poprawia. Stoimy zacumowaniu do jasno oświetlonego bulwaru, w zasadzie jakbyśmy byli w kurorcie, tylko ludzi w ogóle nie ma. "Pożar" na brzegu okazał sie być chyba jakąś hutą, w której widocznie spuszczali surówkę i stąd ta łuna.Uspokojeni idziemy spać.Następnego dnia wstajemy i mamy wrażenie jakbyśmy byli zacumowani do molo w Sopocie w pełni sezonu.Wzdłuż bulwaru otwarte kawiarnie, mnóstwo atrakcyjnych dziewczyn oraz młodych, dobrze zbudowanych, najczęściej ogolonych na łyso mężczyzn. Wydawałoby się, że normalny kurort. Jest tylko jeden szczegół: każdemu z tych mężczyzna brakuje jakiejś części ciała, najczęściej ręki lub nogi. Najwyraźniej trafiliśmy do jakiegoś ośrodka rekreacyjno-wypoczynkowego dla weteranów. Za dnia widzimy też, że prawie wszystkie budynki mają ślady po ostrzale. Pytamy kelnerkę, skąd te ślady.- Strzelali z tamtego brzegu - kelnerka pokazuje na drugi brzeg laguny.- Kiedy to było? - pytamy.- A jakieś 10 dni temu - odpowiada kelnerka.Całkiem odeszła nam chęć na dalsze zwiedzanie Szybenika. Szybko zapłaciliśmy za kawę, wróciliśmy na jachty i wyszliśmy w morze.Tam czuliśmy się bez porównania bezpieczniej.A w 1995 roku, to była jeszcze inna sprawa.Też mieliśmy obaj z Bratem wyczarterowane jachty od 5 sierpnia, ale w dwóch różnych marinach: ja na Pagu, on na wyspie Cres.Z Krakowa wyjechaliśmy 4 sierpnia, ale każdy z nas jechał osobno, nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu (to była jeszcze era "przedkomórkowa"), mieliśmy tylko umówiony rejon spotkania i uzgodniony kanał VHF, na którym mieliśmy się nawoływać.Ja z moją rodziną spaliśmy w Grazu i tam recepcjonista zapytał nas, czy nie boimy się jechać do Chorwacji.- Dlaczego mamy się bać? - odpowiadam pytaniem.- Bo w przeciągu najbliższych kilku dni wybuchnie tam nowa wojna, tak nas poinformowało nasze MSZ.Głupia sytuacja: od blisko roku szykowaliśmy się na ten rejs, czarter na 2 tygodnie zapłacony, z Bratem nie ma się jak skontaktować, a tu grozi wybuch wojny. Mimo wszystko decydujemy się jechać dalej.Następnego dnia (tj. 5 sierpnia) rano, wjeżdżając do Słowenii słyszymy w radiu komunikat, że armia chorwacka rozpoczęła wyzwalanie Krainy i Wschodniej Slavonii spod okupacji serbskiej (Operacja "Oluja" czyli Burza) oraz że wszystkie państwa zachodnie wezwały swoich obywateli do jak najszybszego opuszczenia Chorwacji. Na lotniskach lądują specjalne samoloty mające za zadanie ewakuację turystów.W radiu cały czas lecą komunikaty dla cudzoziemców, w których podają drogi i środki ewakuacjiMimo wszystko decydujemy się jechać dalej.Jeszcze w Słowenii zawinęliśmy do jakiegoś przydrożnego zajazdu, żeby zjeść obiad.Jemy tradycyjnego "wiener schnitzel" i nagle widzę że Synowi oczy wyszły na wierzch. Wypluł kotleta na talerz i krzyczy: Wujek jedzie!Oglądam się i widzę znikający tył samochodu Brata.Porzuciłem kotleta, pędzę do samochodu i zaczynam pościg wąską i krętą drogą. Dopadłem go już w kolejce do przejścia granicznego.Robimy naradę i dochodzimy do wniosku, że jak tylko dotrzemy do mariny, to na wodzie nic już nam nie grozi, więc jedziemy przejmować nasze jachty. Po przyjeździe do Rijeki policja nie chce nas puścić dalej, mówią, że Jadranska Magistrala jest zamknięta, bo most w Maslenicy jest pod serbskim ostrzałem.Idę na komendę policji rozeznać sytuację. Tam dowiaduję się, że na Pag jeszcze kursują promy.W mieście mnóstwo autobusów ewakuujących turystów, ale innych oznak wojny nie widać.Jedziemy Jadranką do przystani promowej na wprost miejscowości Novalija na Pagu.Droga spokojnie mija, ruch na drodze niewielki, uspokajamy się.Zjeżdżamy na dół do przystani promowej, na dole miła niespodzianka, bo zamiast kilkuset (jak to jest zazwyczaj), to na prom czeka tylko kilka samochodów. To dodatkowo poprawia nasz humor.Przeprawa promem przebiega gładko, w Novalii zjeżdżamy z promu i opuszczamy przystań pnąca się pod górę drogą, na której jak zwykle stoi kolejka samochodów oczekujących na załadunek na prom. Wyjeżdżamy na samą górę - kolejka samochodów dalej stoi.Jedziemy kilometr, drugi, trzeci, kolejka dalej stoi. Wszyscy z Pagu uciekają, a my jako jedyni jedziemy w przeciwną stronę!Po jakichś pięciu kilometrach u żony wystąpiły pierwsze oznaki paniki. Gdy po dziesięciu kilometrach zobaczyła, że ludzie w kolejce do ewakuacji z Pagu ustawiają kuchenki gazowe na maskach swoich samochodów i normalnie gotują sobie posiłki, to już miałem u niej całkiem przechlapane. Kolejka do promu miała 34 kilometry długości. Co ja się przez ten czas nasłuchałem, to Wam nie życzę.Na szczęście w końcu dojechaliśmy do mariny Szimuni, gdzie czekał na nas jacht.A tam całkiem inny świat: księżyc w pełni jasno świeci, ludzie siedzą sobie na tarasie restauracji sącząc piwko i rozmawiając, z głośników dobiega przyciszona muzyka, którą tylko zagłuszają cykady, w wodzie odbijają się maszty jachtów - czegoż więcej trzeba?Po 10 minutach po naszym zdenerwowaniu nie było najmniejszego śladu.Ale cośmy się wcześniej strachu najedli, to nasze. Przez pierwsze kilka lat, to gdy się jechało drogą nr 1 (ta przez Plitvickie Jeziora oraz Slunj) to śladów wojny było mnóstwo: jedne domy zniszczone i spalone, inne porzucone, a znaki drogowe tak postrzelane jakby były tarczami na strzelnicy.Największe wrażenie zrobiła na mnie leżąca w pobliżu zbiornika wodnego Novigradzko More miejscowość, całkowicie zrównana z ziemią. Ewidentnie miała tam miejsce czystka etniczna, gdyż to były nowe domy zbudowane z ceramicznych pustaków (takich jak nasze Maxy), zniszczone tak jakby spychaczami. Miejscowość o nazwie podobnej do Islamy, Muzułmany lub coś podobnego. Przejeżdżałem tamtędy następnego roku, to już nie było ani śladów po tych budynkach, ani tabliczki z nazwą miejscowości. Problem był taki, że nie bardzo miałem kogo na pokładzie zostawić, bo wykwalifikowana załoga to byłem tylko ja i Syn. Gdyby coś się zaczęło dziać, to Żona sama by sobie nie dała rady. Potęgą morską było Cesarstwo Austro-Węgierskie i większość udostępnionych do zwiedzania obiektów pochodzi właśnie z tych czasów, chociaż - jak już pisałem - uzbrojenie z ostatniej wojny też można oglądać.Przykładowo, w fortecy w Puli jest urządzone muzeum, gdzie wśród innych zabytków jest także kolekcja zdjęć dokumentująca historię miasta i portu, poczynając od czasów, gdy Pula była główna bazą marynarki wojennej Cesarstwa.Przykładowo, są tam nawet zdjęcia przedstawiające drewniane żaglowe okręty wojenne Cesarskiej floty!Ale się rozpisałem!Więc teraz dla rozluźnienia, bateria artylerii nabrzeżnej na wyspie Lastowo, przy wejściu do zatoki Skrivena Luka (Ukryta Przystań - nazwa faktycznie adekwatna do charakteru tej zatoki): PS:Na zakończenie pozdrowienia dla Administratora tego Forum.Gdy już chciałem wysłać to wypracowanie, to jak zwykle system skasował mi wszystko co napisałem i wyświetlił komunikat, że mój token wygasł.Całe szczęście, że coś mnie tknęło i wcześniej sobie ten tekst skopiowałem!5 punktów
-
Pięknie napisane, łza się w oku kręci bo przypomina wspomnienia. Spędziłem we Wsch. Slavoniii 14 miesięcy w latach 96-98. Stacjonowaliśmy w Erducie, a ostatnie trzy miesiące gdy zwijał się UNTAES w Vukowarze. Miasto ze swoimi zniszczeniami robiło ponure wrażenie. Pamiętam rozminowanie terenów nad Dravą, gdy zaczęły palić się nieużytki nad rzeką, wyglądało to jak w filmie Sylwestra Chęcińskiego "Sami Swoi". Ale jeszcze bardziej ponuro wyglądało Sarajevo w którym miałem przyjemność pracować w OHR i mieszkać przez pół roku w latach 2004-2005. Szczególnie "Aleja Snajperów" pozostawiła trwały ślad w mojej pamięci. Pracowałem z ludźmi którzy byli po obu stronach barykady i miałem okazje wielokrotnie słyszeć prawdziwe historie z tamtego okresu. W wielu miejscach BiH miny do dzisiaj urywają kończyny niewinnym ludziom, bo pola minowe są typu narzutowego i nikt nie posiada dokładnych planów ich rozmieszczenia, a dodatkowo jak to w górach po zimie wraz z zejściem śniegów i miny są już w innym miejscu niż przed zimą. Jedynie znaki w j. angielskim "mines" ostrzegają przed wejściem na tereny które jeszcze nie zostały oczyszczone. Piękny ośrodek narciarski Bjelasnica na którym odbywał się GS podczas Olimpiady w Sarajevie został całkowicie zniszczony, natomiast w niezłym stanie zachowała się Jahorina, ale to dlatego że znajdowała się w części podległej Republice Serbskiej w BiH. Pamiętam zimę 2004/2005 gdzie podczas dwóch dni w Sarajevie spadło 80 cm śniegu i miasto zostało całkowicie sparaliżowane, bo służby nie nadążały wywozić śniegu poza miasto, a pługi nie były w stanie udrożnić wąskich ulic. Za to na Jahorinie podczas jazdy na nartach w ciągu godziny miałem okazję zaobserwować prawie wszystkie stany pogodowe występujące w naszej strefie klimatycznej: burzę z wyładowaniami w zimie, śnieżycę, gradobicie, deszcz i na koniec wyszło piękne słońce i ukazała się przepiękna tęcza. Ech, stare dzieje.3 punkty
-
łoł, a to ciekawe, może zdradzisz sposób jak to zrobić, bo tak pierwsze z brzegu bo mi się nie chce kopać: Flachau: Cena karnetu dla dorosłej osoby przy 6 dniach poza sezonem to 217,5 e, a w sezonie 234, różnica wynosi 16,5 e czyli w święta jest drożej o 7,5% Cena mieszkania dla 4 os. poza sezonem 90 e w sezonie 110, czyli w święta jest drożej o 22% Koszty dojazdu takie same, ceny w knajpach takie same, więc skąd wygenerował Ci się wzrost o 300%:eek::2 punkty
-
Chyba zwariowali. Ceny słowackie po wprowadzeniu euro z roku na rok coraz bardziej przerażają, a my im ciągle złote góry zostawiamy. Oby nie. Ciekawe czy TMR przyciągnie za sobą chore słowackie ceny do Szczyrku.2 punkty
-
2 punkty
-
Zatoka Kotorska od strony wodyJak już jesteśmy przy Kotorze, to załączę kilka zdjęć tamtych okolic, zrobionych od strony wody, w czasach gdy Ruskich tam jeszcze nie było (2004 rok).Na początek fortyfikacje na półwyspie Privlaka, strzegące wejścia do zatoki Boka Kotorska: Wąska cieśnina u wejścia do Zalewu Kotorskiego: Mieszczący się na wyspie, czarnogórski odpowiednik naszej Częstochowy: Pielgrzymi przybywają do świątyni łodziami, a w zwyczaju jest, że każdy z nich przywozi ze sobą głazy i kamienie na dalszą rozbudowę tej wyspy.Położona tuż obok druga wysepka, na której chyba mieszczą się zabudowania klasztorne: A tutaj jakby Tatry utopione w morzu: Teraz już sam Kotor: oraz jego mury obronne, wraz z chroniącą miasta fortecą na szczycie: A na zakończenie ciekawostka - podziemny schron dla okrętów wojennych, przy wyjściu z Boki Kotorskiej na morze: Takie schrony można znaleźć w kilku miejscach wzdłuż wybrzeża byłej Jugosławii.Jakość tych zdjęć jest taka jaka jest, ale nie miałem wówczas lepszego aparatu.2 punkty
-
Załączam film. Film jest dość stary i nie jest to mój film, ale od czasu kiedy był robiony praktycznie nic się nie zmieniło. Ja, co prawda, jechałem odwrotnie, z Czarnogóry do BiH i dalej do Sarajewa. Droga pokazana na filmie to droga M-18, zaznaczona na mapie na czerwono, jako główna!!! Na filmie brak jest zdjęć z przejścia granicznego po stronie BiH. Z resztą do końca nie wiem czy BiH, bo po przejechaniu mostka, kładki !!!! szerokości 3 m z elementów stalowych, wszedzie widać falgi serbskie i napisy "republika serpska". Pieron wie jak tam jest, choć jest to wyrażny znak, że nie wszystko jest tam jeszcze uporządkowane. Przejście graniczne to po prostu jakieś budy do których od strony Sarajewa (BiH) prowadzi dróżka, w kilku miejscach o nawierzchni gruntowej!!!! Tereny piekne, widoki zapierające dech w piersiach. To trzeba zobaczyć! Może kiedyś uda mi się tam jeszcze wrócić, tym bardziej, że nie jest to daleko ( ok. 30 km) od Żabljaka- centrum narciarskiego! Jak tam wrócę z pewnością skorzystam z raftingu. Teraz mam juz rozeznanie gdzie i co szukać, gdzie się zatrzymać. Jak obrobię zdjęcia i nagrany materiał, coś dodam. Dodam jeszcze jeden film.1 punkt
-
1 punkt
-
OT: Token has expired Jeśli masz na myśli tę opcję do zaznaczenia przy logowaniu, to dla wygody zaznaczam ją zawsze.Czas życia tokena jest chyba ustawiany przez administratora i na tym forum jest on wyjątkowo krótki.A jeszcze bardziej wkurzające jest to, że wyświetlany komunikat bezczelnie kłamie, bo wykonanie podanych poleceń nic nie pomaga! Żadne cofania i odświeżania nie pomagają, zakładka przeglądarki staje się bezużyteczna, trzeba ją zamknąć i odpowiedź pisać w nowej.1 punkt
-
Cześć Dzieki Panowie Chris i Kordian za wspaniałą garść wspomnień. Ja byłem już po oficjalnym zakończeniu wojny w Chorwacji dosłownie kilka dni bo wyskoczyliśmy ze Słowenii gdzie chodziliśmy trochę po jaskiniach i pływaliśmy kajakami. Kumpel polecił nam taka znakomita knajpę rybna w Portoroż a stamtąd to już moment więc... Pamiętam, że jedzenie było naprawdę drogie, kwatery prawie za darmo (maj) takoż i wino. Śladów wojny było sporo łącznie z wrakami czołgów przy drogach , ruinami i wszechobecnymi cmentarzami ofiar. Pamiętam, że uderzyła nas ilość nieuprawianej ziemi. Widać było, że po prostu nie ma już komu. W Plitvicach na campingu zajęte były dwa domki - jeden przez nas a drugi przez jakichś Niemców. Ubawił nas napis na drzwiach knajpy gdzie jedliśmy kolację: "Zakaz wprowadzania psów i wnoszenia broni". W nocy gdy jeszcze siedzieliśmy na schodach pijąc miejscowe specjały wszystko okazało się jasne bo dość blisko zaczęła się jakaś strzelanina. Niemcy taka jak spali zapakowali się do samochodu i uciekli z piskiem opon zostawiając cały dobytek. A my dopiliśmy to co mieliśmy oraz to co Oni zostawili i rano pojechaliśmy na Słowenię. Dla nas to były wakacje a tam w pewnych regionach wojna wisi w powietrzu jeszcze teraz. Pozdrowienia serdeczne1 punkt
-
Chris_M, zawsze zazdrościłem żeglarzom. Szczególnie w Chorwacji. kordiankw- w Sarajewie to i 2 cm śniegu spowoduje paraliż miasta, nie mówiąc o 80 cm! Tam po tych stromych i waskich uliczkach, nawet jak jest sucho, trudno się poruszać. Z punktu "naszego" widzenia, narciarzy, szkoda Sarajewa. Może kiedyś odbuduja wszystkie ośrodki, postawią nowe wyciagi? Pobyt tam na nartach byłby niesamowicie klimatyczny.1 punkt
-
....zakres planowanych inwestycji „przekracza zasięgiem obszar gminy Szczyrk i obejmie cały powiat bielski”. W ramach tych inwestycji TMR mógłby zaorać pewną działkę w Bystrej i przywrócić kawałek cennej przyrody środowisku. Działkę tę od lat okupują zielone ludziki, zwane Wszawobrodymi. Byłoby to z pożytkiem nie tylko dla powiatu BB ale i dla całej Polski i jej społeczeństwa!1 punkt
-
http://www.region.info.pl/2012/artykul,0,5687,mocarstwowe-plany-slowakow.html Mocarstwowe plany Słowaków1 punkt
-
1 punkt
-
Stubai, Pitztal oraz nie wspomniane Solden znam doskonale to top lodowcowe korona Tyrolu. Jednak, to lodowce które nie sa otwarte w lipcu i sierpniu - bo nie ma tam warunków narciarskich. Molltaler - to praktycznie lodowiec całoroczny bo pracuje od czerwca do maja , o Tux nie wspomnę bo to najleszy lodowiec w Europie - zdecydowanie całoroczny. Dlaczego Molltaler ?- bo ma krzesło, bo trasy są szerokie .... i łatwe - kapitalne na rozjeżdzenie ... ideał na początek sezonu. Pozostałe tyrolskie lodowce pozostawię sobię na pażdziernik i odwiedzę .... z kochanym Solden .... prucz Stubaia - którego nie lubię.....1 punkt