Ze snu budzi duchota, brak powietrza.
Oczy jeszcze dobrze nie otwarte, pod powiekami zima, śnieg, Góry.
Czar pryska.
To nie zima - to nie ten klimat, nie ta pora roku.
Otwiera balkon, by chodź na chwilę stanąć w przeciągu. Firanki fruwają i przypominają niedawny sen i zimę - śnieżną zawieruchę.
Kawa nie pomaga przegonić porannej melancholii, nostalgii za tym co w duszy narciarza.
Początek dnia i pętla czasowa...9:45 garnitur, teczka i do garażu.
I w garażu znowu spowolnienie - kąt ze sprzętem ściągnął wzrok.
Deski pomimo, że w pokrowcu tak jakby miały magiczną moc ściągania wzroku...ale nie tylko narty, kask i buty również mają nadprzyrodzoną siłę wobec "ortalionów" i suwaków, w które są poubierane.
W codziennym pędzie, w tej właśnie chwili, tak jakby czas włączył stop klatkę, zwolnił taśmę przyciskając przycisk pilota od zwalniania czasu.
Czy inni też tak mają? Pomyślał tuż przed uwolnieniem sekund, minut, kroku.
Gorąco, i w aucie początkowe, chłodne dmuchnięcie klimatyzacji również na moment przycina życie narciarza.
30 stopni ciepła, stojące wokół powietrze skutecznie przekręca pokrętło od schładzacza wnętrza "blaszanej puszki".
Na szczęście w jej wnętrzu jest mimo wszystko przyjemniej, bardziej rześko.
Światła, rondo, skrzyżowanie, wiadukt.
Morze zieleni...nie. To, z całą pewnością, ani trawa, ani te drzewa nie ściągają myśli ku ski wspomnienią.
Chwila zastanowienia.
Cholera to chyba te białe słupki przy drodze z czerwonym odblaskiem...
Czy to normalne śmiać się z własnych myśli wyłącznie w swoim towarzystwie?
Tak. Przydrożne słupki kojarzą się z ustawionym na Stoku slalomem :D
W letnie dni narciarze tak mają...?
A może tylko On jest jakiś inny?
Skiodmieniec.