Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 21.03.2011 uwzględniając wszystkie działy
-
Powróciliśmy cało i zdrowo, bez żadnych urazów i kontuzji (na szczęście). A było ciężko, gdyż pogoda raczej wiosenna sprawiła, że śniego w godzinach popołudniowych był tak miękki i ciężki i narty strasznie hamował. pierwszego dnia zaliczyłam taką glebę, że przez pare minut nie mogłam ruszać prawą ręką (myślałam, że obojczyk kaput). Skończyło się na stłuczonym barku i nadgarstku, co nie przeszkodziło w dalszej jeździe Plany były na bogato. Miało być i Zauchensee i Flachau i parę innych miejsc, ale 4-Berge to tak fajny teren do jeżdzenia, że nie czuliśmy potrzeby, żeby ruszać autko gdzieś dalej. Może nie będę się rozpisywać szczegółowo, gdzie jeździliśmy w poszczególne dni, ale przez pierwsze 2 w miarę zaznajomiliśmy się w terenie i kolejne mogliśmy poświęcić na najlepsze naszym zdaniem trasy. Zresztą wyboru za bardzo nie mieliśmy, bo po 12 trzeba było uciekać wyżej, bo w niższych partiach nie było za ciekawie. Temperatura w okolicy 5-7 st. na wysokości 1300 m robiła swoje. Wyżej było troszkę lepiej, ale do wymarzonych temperatur było daleko. Oprócz tego pogoda znośna. 2 dni pięknego słońca, 2 pochmurne z przebijającym się słońcem, jeden z lekkimi opadami, a ostatniego dnia przyszła taka śnieżyca, że zjechaliśmy raz i postanowiliśmy skrócić nasz wyjazd i wrócić do domu w piątek. Jeśli chodzi o sam teren 4-Berge to polecam. Piękne szerokie trasy, nowoczesne wyciągi (większość kanapy), mnóstwo knajpek. Ogólnie rewelacja. Nam z całości najbardziej przypadły do gustu skrajne górki, czyli Hauser Kaibling i Reiteralm. Na pewno mniej ludzi niż na Planaiu i Hochwurzen. Jeśli chodzi o Planai to jak dla mnie za duże pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o trasy. A do Hochwurzen się zraziliśmy, bo było już miękko i bardzo dużo ludzi. Na Hauser Kaibling głównie katowaliśmy czarną siódemkę na szczycie (2015m). Fajna trasa, choć krótka, bardzo przypadła nam do gustu. Ale trasy troszkę niżej też super. Szerokie, można było troszkę poszaleć Na niższych partiach mieliśmy okazję pojeździć z rana (meldowaliśmy się pod gondolka punktualnie 8.15, aby zaznać przyjemności z jazdy na ślicznym sztruksiku ) Reiteralm również super. Przejazd na nartach z HK zajął nam jakieś półtorej godziny. Świetna trasa ze szczytu 3+3a na której spędziliśmy zdecydowanie najwięcej czasu. Oprócz tego na trasie 1 codziennie był ustawiany slalom i można się było spróbować na tyczkach. Można sobie było również zmierzyć prędkość przejazdu (ze względu na mokry śnieg udało mi się rozpędzić tylko do 61 km/h) Podsumowując ośrodek bardzo fajny. Jak już pisałam najbardziej nam przypasował HK i Reiteralm. Planujemy sie wybrać w tamte rejony w przyszłym roku pod koniec stycznia. Odwiedziliśmy basen w Altenmarkcie. Polecam, ale 2h w zupełności wystarczą. Czerwona zjeżdżalnia niesamowite przeżycie (adrenalina na maxa ). Odpuścić można sobie kompleks saun, chyba że ktoś lubi paradowanie bez stroju kąpielowego wśród innych golasów Udało nam się zobaczyć SkiShow ostatni w tym sezonie, gdzie umiejętności prezentowały różne szkoły narciarstwa (m.in jazda synchroniczna) Na koniec parę słów o pensjonacie. Prowadzony przez przesympatycznych Austriaków. Jedzenie świetne i bardzo blisko gondolki na HK. Było super, szkoda że tak szybko zleciało!11 punktów
-
Černá hora - Janské Lázně ----------------------------------------------------5 punktów
-
W weekend były zawody mastersów w Pecu, w sobotę slalom, w niedzielę gigant. Towarzystwo międzynarodneje, oprócz czechów rzecz jasna, sporo słowaków, austryjaków, niemców i polaków, kilku włochów i francuzów. W gigancie udało mi się wygrać grupę a w generalce byłem 6ty. Gigant miał jedynie jeden przejazd, ale był dość dobry, długi, szybki i rytmiczny, choć jadąc z jednym z ostatnich numerów miałem już mocno zryte. Tu kompletne wyniki giganta i slalomu, a tu film z mojego przejazdu giganta. [YOUTUBE] [/YOUTUBE]4 punkty
-
Ciekawy artykuł o Panie Józefie z Netu: Pan Józef ma schronisko Pan Józef nie wygląda na siłacza. Szczupły, nieco siwy, oszczędny w słowach. Aż trudno uwierzyć, że sam wnosił na plecach na ponad 1000 metrów worki z cementem, kamienie, deski. – Ale chyba teraz jest Pan ogromnie dumny z siebie? – pytam go z entuzjazmem i rozglądam się z uznaniem po kamiennych, gotowych pomieszczeniach. – Eeee, okna trzeba wymurować, podłogi zrobić, drzwi, także pokoje na górze – wylicza powoli pan Józef. Nawet jeśli czuje satysfakcję, że udało mu się zrealizować dzieło życia, to nie daje tego po sobie poznać. Ożywia się, gdy opisuje, co widać z Wysokiego Kamienia. A miejsce jest przepiękne i przy dobrej pogodzie widoki zapierają dech w piersiach. Jak na dłoni są tu całe Karkonosze, Góry Kaczawskie, Kotlina Jeleniogórska, Góry Izerskie, a nawet Ślęża i Zgorzelec. Wystarczy obracać się dookoła. Wiedzieli o tym dobrze Niemcy i postawili tu w 1837 roku schronisko, a obok wieżę widokową. Dotarł tu nawet król pruski Wilhelm IV. Przed II wojną światową przychodzili tu turyści z Jakuszyc i ze Szklarskiej Poręby. Droga nie jest trudna, nawet mało wprawny turysta da sobie radę. Tyle że teraz jest ich dużo mniej niż przed laty. – Jakaś reklama większa by się przydała – mówi z zadumą pan Józef i od razu ma wątpliwości. Bo urok tego miejsca polega także na ciszy i spokoju, jaki panuje dookoła, więc może niech tak zostanie? Pan Józef szuka zatem innych pomysłów na urozmaicenie pobytu na Wysokim Kamieniu. Już wie, że konieczne są noclegi i wieża widokowa. Pierwsze już buduje na pięterku kamiennego schroniska. A na wieżę już ma projekt w głowie. Musi być kamienna i mieć 10 metrów wysokości, by przewyższać schronisko, ale nie zdominować szczytu. To plan na najbliższe dwa, trzy lata. To końcówka prac na Wysokim Kamieniu? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Pan Józef z pewnością coś jeszcze wymyśli. – Dałem sobie 20 lat na wybudowanie schroniska – opowiada. W 2012 roku minie ten termin. Budynek już stoi. Jest wkomponowany w przyrodę, cały z kamieni, wnętrze wykończone drewnem. Ozdobą jest zielony piec z wizerunkiem Ducha Gór. Gdy mu się dobrze przyjrzeć, widać, że ma twarz pana Józefa. Karkonosz jak się patrzy. Silny, ambitny, spokojny. Pan Józef traktuje ten swój wizerunek z humorem, ale gdy krząta się wokół schroniska i spogląda na zaśnieżone szczyty, widać od razu, że tu jest jego miejsce. Jest emerytowanym nauczycielem wychowania fizycznego. Wraz z uczniami ze szkoły w Szklarskiej Porębie przychodził na wycieczki na Wysoki Kamień. Szczyt był wówczas porośnięty krzakami i trawą. Tylko porozrzucane kamienie świadczyły o tym, że kiedyś była tu jakaś budowla. PTTK, do którego należały resztki schroniska i szczyt, nie zamierzało nic tu robić. Wystawiło w 1999 roku Wysoki Kamień na sprzedaż. – Kupiłem – pan Józef po latach nadal cieszy się, że nie zmarnował okazji. Ile zapłacił? – To żonie się nie przyznałem, a Pani mam powiedzieć? – śmieje się. Żonie przyznał się dopiero wtedy, gdy odkryła, że na koncie nie ma ani złotówki. Mogę sobie wyobrazić, co czuła pani Dorota, gdy dowiedziała się, że oszczędności rodzinne mąż wpakował w górski szczyt. Ale chyba przekonał ją do pomysłu, bo pomagała w odbudowie, a teraz serwuje na górze szarlotkę własnej roboty. – To nasz rodzinny interes – żartuje pan Józef. Pomagają mu także syn i córka. Patrząc w zimie na puste schronisko, wiem, że Gołbowie kokosów tu raczej nie zbiją. To ciągle będzie walka o przetrwanie. Zimą szczególnie trudna, bo na szczycie wiatr potrafi wiać ponad 130 km na godzinę, a gdy śnieg zasypie szlak, to nikt tu nie dotrze Pan Józef pracuje wtedy w środku, bo ziemia jest tak zamarznięta, że do maja na zewnątrz nie da się nic zrobić. Często wyciąga wtedy aparat fotograficzny i robi zdjęcia, z których powstają panoramy Karkonoszy czy Izerów. Ozdabia nimi ściany schroniska. Pasują wyjątkowo dobrze do grubych, kamiennych ścian. Mury schroniska mają 70 cm, dzięki temu w środku jest przytulnie i cicho. Każdy kamień pan Józef sam obrabiał, każdy miał w ręku. Sam wnosił w plecaku na górę wszystkie narzędzia i materiały budowlane. Ja zimą po oblodzonym szlaku ledwo tu doszłam. On sobie poradził z workami cementu na plecach i innymi ciężarami. Wyniósł kilkadziesiąt ton rocznie na wysokość 1058 m! Codziennie i z mozołem pokonywał w ciągu godziny trasę dzielącą dom w Szklarskiej Porębie od budowanego schroniska. Kilka lat temu kupił samochód terenowy i podwoził materiały do drogi leśnej. – Przydałby się skuter śnieżny – marzy teraz o kolejnym środku transportu. Wówczas budowa wieży widokowej poszłaby mu dużo szybciej. Sporo zostało jeszcze mu do zrobienia. Głównie chodzi o doprowadzenie wody. Bez prądu da się żyć, ale woda dla turystów musi być. – Prąd mógłby wytwarzać wiatrak – planuje pan Józef. Jedna turbina mogłaby stanąć na szczycie. Nie zepsuje krajobrazu. Wodę trzeba by doprowadzić od źródła, chyba że różdżkarz znajdzie coś bliżej schroniska. Przydałoby się także miejsce na ognisko. Na razie można spróbować herbaty, kawy, czekolady i szarlotki pani Doroty. – Nie spodziewałam się, że mogę zobaczyć coś tak fascynującego – opowiada o Wysokim Kamieniu Katarzyna Wójcik, turystka z Poznania. – Gospodarze są wyjątkowo mili – mówi turystka. Opowiadają o historii schroniska z wielkim sercem. Widać, że to jest ich całe życie. Można od nich dowiedzieć się, że w średniowieczu Wysoki Kamień odkryli Walonowie, a na szczycie pierwsza buda stanęła w roku 1837 i stała do 1882 roku. Potem były kolejne schroniska, ich stopniowa ruina do 1963 roku, aż nastali państwo Gołbowie. Ludzie z nizin nigdy nie dowiedzą się, ile trudu kosztowało ich wzniesienie kamiennej budowli na szczycie zbudowanym z hornfelsów, czyli skał wyjątkowo twardych i odpornych na wietrzenie. Powstały około 300 milionów lat temu, gdy granitowa magma podgrzała wokół temperaturę do 600 stopni. W Polsce występują one na Dolnym Śląsku w rejonie Strzegomia, Strzelina, w Górach Izerskich, Karkonoszach, Rudawach Janowickich, Górach Bardzkich. Najbardziej znanym miejscem występowania hornfelsu w Polsce jest Śnieżka. Wysoki Kamień nie jest tak znany, ale za to równie piękny. Góra ma bardzo dobrą lokalizację i można tu przyjść ze Szklarskiej Poręby czerwonym szlakiem przez Hutniczą Górkę (ok. 80-90 min) albo od Zakrętu Śmierci na drodze do Świeradowa-Zdroju szlakiem żółtym (ok. 1 godz.) Pan Józef myśli jeszcze o szlaku rowerowym, by Wysoki Kamień stał się modny dla cyklistów tak jak Chatka Górzystów w Izerach. Jest tu także miejsce dla biegaczy na nartach, którzy mogliby docierać z Jakuszyc. Na razie często na nartach docierają tu Czesi, którzy są zapalonymi turystami. Jak się ma schronisko na własność, to można sobie marzyć i snuć dalekie plany. Gołbowie udowadniają, że to, co się wydaje szalone, może nabierać realnych kształtów. Więc niech pan Józef z rodziną marzą jak najwięcej. Bo dzięki nim zamiast kupki gruzów jest na szczycie Wysokiego Kamienia kraina przyjazna dla ludzi, choć bardzo bajkowa. Autor: Alina Gierak Źródło: Polska The Times ------------------------------------------------------------------------------------------------------ To się nazywa Człowiek, który pokochał Góry.3 punkty
-
Wzorem wątku "Na Górę Żar" zakładam wątek o Mosornym Groniu. Stok ten objeżdżałem już w 2005 roku czyli niedługo po uruchomieniu. Zawsze miałem o nim dobre zdanie. Historia ośrodka jest krótka, ale bardzo burzliwa. Teraz jest już chyba trzeci właściciel. Miejmy nadzieję, że PKL rozbuduje ośrodek o np. wyciąg po drugiej stronie góry i zrobi drugą łagodniejszą niebieska trasę.Załączam fotki z 2005 roku.3 punkty
-
Bardzo dziękuję Braci narciarskiej Skionline:) teraz napewno wszystkie moje narciarskie marzenia się spełnią Pozdrawiam Tomek3 punkty
-
Mosorny Groń Tam pięknie jest! Pierwszy raz tam byłem i bardzo mi się podoba. Cisza, spokój, koguty pieją, ludzie rolę uprawiają dookoła, a środkiem pas białego sztruksu, dobrze przygotowanego (dobry) i dość długa trasa, jak na polskie warunki. Ludzi sztuk 10 Parę fotek wstawię do galerii. Można zwiedzić niedaleką Zubrzycę, a w niej Muzeum Etnograficzne - piękne i ciekawe eksponaty. Dzisiaj dodatkowo była tam Wystawa Malarstwa i Instalacja Czyściec, której autorem jest Andrzej Dziubek leader i vocal zespołu DePress. Miszka ci on w Jabłonce na Orawie. To w zasadzie był cel mojej podróży dzisiaj w te rejony. Wystawa jest MOCNA! Jak gra DePress dla przypomnienia obecnych klimatów, które lubię: [YOUTUBE]6B9I3nzi0Fo[/YOUTUBE]3 punkty
-
I po wyjeździe.Pogoda była mega do bani.Mokro i ciepło.4 dni niebo zachmurzone opad sniegu , deszczu niżej , jeden dzień słońce/chmury/mgła i jeden dzień z słońcem( ostatni dzien ).Jeździlismy w Pellegrino/Falcade , San Martino di Castrozza ( super miejsce ale ta pogoda - tam wróce napewno ) , Val Gardena , Alpe Lusia , Latemar ( najlepsze chyba miejsce z rewelacyjna knajpą pod parasolką GANISCHGER ALM. Najlepszy dzien to czwartek gdzie w nocy napadało ok.50cm sniegu i mozna było pojeżdzić w puchu.Ludzi genaralnie było niedużo , najwięcej w Val Gardenie oraz w piątek poniewaz w czwartek było święto w Italii i makarony w piątek mieli wolne.Zdjęc bardzo niewiele.Nie było kiedy robić.Wyjazd mozna udac za udany tylko ze względów towarzysko imprezowych oraz z dobrej jazdy w czwartek.3 punkty
-
2 punkty
-
Nieee No błagam, litości, "oooh, baby" czy już naprawdę nikt nie złapie ironii, żartu itp. jeśli nie będzie emotikona! Jaja sobie robiłem, dałem nawet sporo czasu żeby ktoś to złapał - wydawało mi się, że to "oooh, baby" całkowicie demaskuje moje intencje! No bez jaj ... Serio, to niewiele widać oprócz tego, że 2 facetów świetnie się bawi "na dziko" w lesie - i to jest OK. ...a Niko ma pewnie rację... choć łapami trochę machasz ale cała jazda jest przecież sytuacyjna i niemożliwa do oceny bez bycia tam, znajomości tego terenu, śniegu itp. no nie wiem.. facet na parapecie daje radę - ostro, ciasno - ale kręci cały czas z ręki (cień) - ja bym się nie podjął w tym terenie za cholerę Ot co Pełny fun, jazda bez trzymanki i "oooh, baby"2 punkty
-
1 punkt
-
Niestety idzie wiosna, koniec nartowania. Na szybkości wrzucam kilka fot zrobionych również na szybkości Zdjęcia bez obróbki. http://min.us/jjNKIy.jpg http://min.us/mvnZeX9#1 Wrzucajcie swoje:)1 punkt
-
Nie wiem cz. Przede wszystki wyrażenie absolutna nieprawda jest stawieniem sprawy kategorycznie, a że przeczy moim doświadczeniom kiedy to to Włosi wyganiali mnie z off-pistu. Po drugie Włochy to nie jest normalny kraj alpejski, bo jako jedyny nie ma skiroutów (wyznaczonych szlaków nieprzygotowywanych). Dla porównania w St.Anthon ponad połowa z 240km to skirouty. Włochy są jak dla mnie najnudniejsze (najsłabsze) narciarsko, może są dobre ale dla rodzin z dziećmi lub poswzukujących sterylnych i cukierkowych warunków i cienkich narciarsko Polaków (dlatego są ich tak takie ilości we Włoszech). Wyjątkiem może być Alagna i Courmayeur. Nie jestem osamotniony w opinii, podpytaj się producentów polskich szerokich desek B2R, Majesty, albo Marcina Kacperka (www.freerajdy.pl) Oczywistym jest, że biorę na freeride ubezpieczenie na sporty ekstremalne,( nie zwyłe narciarskie, oprócz tego EKUZ, a z sobą amm sprawnego PMR). Choć i tak głupio nie mam zestawu lawinowego i co gorsza w większości jeżdżę sam. Ale dawkuję sobie ryzyko pozdr1 punkt
-
http://www.cerna-hora.cz/zima/ Dodam jeszcze linka do ich strony.1 punkt
-
Brawo Marek i gratulacje Faktycznie - trasę miałeś już "niepierwszej świeżości". Mogło mieć znaczenie.1 punkt
-
Tomku wszystkiego najCarvingowniejszego z okazji 39 urodzin... ...ostatnia 3ka z przodu...ehhh za kilka lat również mnie to czeka... Zdrówka! Spełnienia marzeń! Wielu pięknych narciarskich Przygód. pozdrawiam Mariusz1 punkt
-
Gratuluję!!! Też się wybierałem,załatwiłem na to konto FIS code,ale niestety połamałem sie na rozgrzewce przed zawodami w KLuszkowcach. Poziom mastersów z krajów alpejskich jest piekielnie wysoki,w Pecu i tak nie było pierwszego garnituru,ale ci z pierwszego z grupy 50-60 lat jeżdżą tak,że pewnie wygraliby nasze Mistrzostwa Polski seniorów,a nie weteranów... Najlepszy czas giganta w Pecu-gość z 1957.. Jeszcze raz gratulacje!1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Fajny gigancik:) rzeczywiscie szybki i dość długi:) Oczywiście gratulacje!!!1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Wszystkiego dobrego! Chyba nie poznaliśmy się osobiście, ale czuję sympatię za styl wypowiedzi na forum. Pozdrawiam. Rafał.1 punkt
-
No chyba że musi a chcieć znaczy że musi:) trudno bedzie z zakupem z tą długością /krótkością/ gigantki:) ale się rozejrzę1 punkt
-
tez mi rekordy.... uff rozumiem w biegach...w pływaniu...ale w postach;)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
nie , no przecież z tym kamerzystą to był żarcik:D , filmowanie z ręki , na dodatek jadąc off piste to już samo w sobie jest nie lada wyczyn ) , a wracając do jazdy Janka , to tylko mogę pozazdrościć warunków , bo ja tej zimy jedynie w połowie grudnia pojeździłem sobie trochę poza trasami , a później to już w tym temacie była u nas wielka du...a:(1 punkt
-
Jeżeli można, to i ja się dołączę do życzeń! Życzenia są czymś bardzo ważnym - szczególnie w dniu Urodzin. Tak wiec życzę Ci tego wszystkiego co Ty sobie życzysz. Wszystkiego NAJ!!!!!!!! I dodatkowo szalonego nartowania w najlepszych do tego miejscach świata. A i jeszcze, jak jeden z kolegów napisał niżej, tylko z pewną modyfikacją, pocieszę Cię, że i przeszłe 5 z przodu niczego też nie zmieni. Masz tyle lat, na ile się czujesz. Twoje Zdrówko!!!!1 punkt
-
Drogi Tomku:) Dobrze wiesz czego Tobie i sobie (przy okazji:D ) życzę , więc nie będę się tu rozpisywał , tylko resztę obgadamy przy suto zastawionym stole:p1 punkt
-
Wiek ma się taki na jaki się czujemy Wszytkiego dobrego:) spełnienia marzeń, tych osiagalnych i tych nieosiągalnych;) A przede wszytkim zdrówka i usmiechu, na kazdy dzień 100 lat Tomek1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
To i ja sie przyłączę do życzeń Pocieszę Cię, że 4 z przodu niczego nie zmienia...1 punkt
-
Dołączam się do życzeń wszystkiego najlepszego. pozdrawiam ps. nieźle Ci się dni na nartach z wiekiem zgrały:D1 punkt
-
Rosi, mi się bardzo podoba ...no i najważniejsze Fun chyba miałeś z tych zawijasów? Podoba mi się, tym bardziej, że sam jestem na etapie nauki Funu i na trzy podobne skręty w moim wypadku conajmniej raz kończę wykładając się na śniegu... ...w taki sposób w tym Sezonie nabawiłem się lekkiej kontuzji barku Dzięks za filmik1 punkt
-
Rossi następnym, razem wybierz stroszmy stok żeby mieć odpowiednią prędkość na więcej niż jeden skręt, jak dla mnie to te skręty są wypasione. Czekam na coś więcej pozdrawiam1 punkt
-
Logos Co ty, ja też na nartach te 25-26 lat z pauzą, ale myślę, że na spokojny off piste nigdy nie jest za późno. Ja tam hardcore'owcem nie jestem i nie byłem, trasy mnie nudzą więc poszukuję. Fakt że brnięcie w miękkim śniegu wymaga troszkę lepszego zaprawy, no ale chcemy mieć gładko to Włochy, a bardziej kultowe trasy w Szwajcarii i Francji (w Austrii część) są już zamuldzone. Co do St.Anthon- Lech, fakt drożyzna i trzeba szukać po okolicznych wioskach, my byliśmy w Pettneu,ale lepszy byłby Stuben. A blichtr w Zurs i Lech, to marmury w publicznych windach, sklepy Rolexa Storzla, i melexyetc, da się odczuć. K.... tylko śniegu w tym roku nie było i tego bogacze nie zapewnili Zapytam się o te ostatnie miejscówki. Axamer czytałem w SkiMag był olimpijski. A jak jest w Dolni Morawie. Daleko jest do Śnieżnika? Jan Kowal Bez klasyfikacji czyli terytorialnie: Austria 1. St.Anthon i Lech Zurs 2. Free Arena Kreepenstein (tzw freecamp), odpowiednik La Grave, jeden wyciąg i wolność, Kitzbuhel (można po części wliczyć) Szwajcaria 3. Verbier - 4 Doliny (tekst filmu Maratończykm z Hoffmanem 76',"jesteś z Verbier, słyszałem, najlepsze stoki na świecie" ) 4. Zermatt z Matternhornem 5. Sas Fee z Monte Rosą Włochy 6. Alagna (Monte Rosa) Francja 7. La Greve 8. Chamonix-Aglu de Midi, Grand Monets Generalnie Francja i Szwajcaria jest nastawiona na tak i jak podaje Jack francuzojęzyczna część Alp ma dech w 80% powyżej 80mm pod butem 3 doliny, AlpeHues, ValdiSere. Jack Nie mogę się zgodzić ostatecznie co do Austrii, włochy owszem, poza doliną Aosty (Alagna), to cię wystrzelają karabinierzy poza trasami. W St.Anthon 80% nart w Intersporcie miała powyżej 10 cm pod butem. Ja moje pierwsze podrygi pozatrasowe pomijając Szklarską miałem wna Kaprunie, a puch kilka dni później w Kitzbuhel. Jakby ktoś nie nie zauważył wszystkie ośrodki z dziewiatki Best to Alps, mają swój charakter w dużej mierze offpistowy Pozostałe ośrodki to już różnie, ale każdy szanujący się ośrodek ma jakiegoś skirouta (wyznaczonego pozatrasowca lub inaczej nieprzygotowaną określoną trasę).1 punkt
-
nie probowałem tak... za stary i za sztywny jestem (a w dodatku szkoda mi rekawic... ) Ale jeśłi miałeś z tego fun, to to jest 'fun'.....1 punkt
-
Ja na szczęście nie miałem takich przygód. Byłem w pierwszej części warszawskich ferii . Trasy raczej dobrze przygotowane oprócz dwóch ostatnich dni gdzie przyszła odwilż i pojawił się lód miejscami sporo (na 4) oraz duże muldy w dolnej części 7. Co do tras to cały czas nie była czynna 1, dolna część 2 oraz dolna część 3 . A z wyciągów nie kursowały te przy jedynce (po prawej stronie w czyrnej ). Natomiast przy Bieńkuli kursował tylko jeden. Raz jeszcze nie kursował jeden na Małe Skrzyczne. Kolejki do wyciągu nie były zbyt duże maksymalnie 4-6 minut (wyciąg z Suchego do Hali Skrzyczeńskiej oraz na hali Pośredniej ). Chociaż jednego dnia ustawiła się taka kolejka przy trasie nr 8 że musieli ją przestawić by nie zagradzała trasy. Stoki narciarskie są zróżnicowane i bardzo fajne. Jednak tak jak wielu turystów przyjechałem pierwszy i ostatni raz. Póki się nic nie zmieni.1 punkt
-
1 punkt
-
Janek po pierwsze - zmień kamerzystę po drugie - fajna zabawa po za trasą1 punkt
-
Polecam turę na Lodową Przełęcz. W tym roku warun kiepski ale w niedzielę udało się przejść, ciągłość śniegu z Siodełka (Hrebienok) do Jaworzyny Spiskiej. Relacja https://picasaweb.google.com/sq9cih/LodowaPrzeEcz2376m#1 punkt
-
Z helikoptera zeskakuje narciarz, który rzuca się w dół zdradliwego stoku, lawirując pomiędzy skałami i muldami. I nagle nie zauważa zbliżającego się urwiska i zjeżdża prosto w przepaść. I właśnie dlatego nie jeżdżę na nartach - pomyślałem, odwracając głowę od telewizora z filmem o zimowych sportach ekstremalnych, i popijając mojito w przytulnym barze L’Équipe w Courchevel. Czyli w narciarskim miasteczku położonym wysoko w Alpach Francuskich. W tym zdominowanym przez drewnianą architekturę miejscu znajdują się galerie, w których można podziwiać obrazy Miró i Modiglianiego, a także jedne z najlepszych restauracji w kraju. Komu by się jeszcze chciało wychodzić na stok? Wielu osobom Alpy Francuskie nierozerwalnie kojarzą się ze sportami zimowymi. Chamonix i Mont Blanc to legendy. W Grenoble odbyła się zimowa olimpiada w 1968 roku, a w Albertville – w 1992 roku. Annecy zabiega o organizację igrzysk w 2018 roku. Jednak Alpy kryją w sobie wiele atrakcji także dla tych, którzy nie znajdują przyjemności w bliskim kontakcie ze śniegiem i lodem. W tych samych miastach i wioskach zimą czekają na przybyszów barwne literackie historie, światowej klasy kolekcje sztuki, wyrafinowana kuchnia i jedne z najbardziej dekadenckich nocnych imprez w Europie. Po blisko czterogodzinnej podróży z Paryża znalazłem się w Annecy, które wygląda jak żywcem wyjęte z kart średniowiecznej książki z bajkami: wąskie uliczki, kamienne kościoły i domy, niektóre utrzymane w szarych barwach i gotyckim stylu, inne w kolorze sorbetowym. To zwane Alpejską Wenecją miasteczko przecina szereg strumieni i kanałów. Uroku Annecy dodaje położona na wzgórzu w centrum miejscowości forteca Château-Musée. Podziwiając okolicę mijam listonosza na żółtym rowerze na bruku najsłynniejszej i należącej do najpiękniejszych ulic, rue Jean-Jacques Rousseau. Ten urodzony w Genewie pisarz i filozof dorastał w Annecy, gdzie znalazł materiał (w postaci romansów, seksualnych przygód i skandali) do sławnych "Wyznań". W 1728 roku 16-letni Rousseau zamieszkał przy noszącej obecnie jego imię ulicy, pod kuratelą starszej o 12 lat arystokratki, madame de Warens. On nazywał ją maman. Ona wynajdowała mu różne zajęcia w Annecy, wspomagała muzyczną edukację i została jego kochanką. Związek trwał kilka lat, do momentu, kiedy zazdrosny o jej romans z innym mężczyzną Rousseau wyjechał do Paryża, by tam kontynuować karierę literacką. De Warens popadła w biedę i zmarła bez grosza przy duszy. Imponujący dom, w którym młody Rousseau pobierał lekcje muzyki, wciąż stoi przy rue Jean-Jacques Rousseau nr 13, naprzeciwko katedry St.-Pierre, gdzie grał na flecie. Przy Rue Ste.-Claire ludzie gromadzą się na targu, który znajdował się tu już w XII wieku. Na jednym ze straganów można zakupić alzacką potrawę z ziemniaków i różnych mięsiw choucroute garnie. Kolejny stragan oferuje mięso z chyba wszystkich zwierząt, jakie znajdowały się na Arce Noego: byka, dzika, kaczki, jelenia, a nawet strusia. Na następnym straganie piętrzą się przepyszne regionalne sery, od słynnych białych serów St.-Marcellin po całą gamę żółtych serów z Sabaudii. Następnego dnia pojechałem pociągiem do 160-tysięcznego Grenoble, otoczonego majestatycznymi szczytami, z których ochoczo korzystają narciarze. Popijając poranną café creme w podobno drugiej najstarszej istniejącej kawiarni we Francji, Café de la Table Ronde, odniosłem wrażenie, że urocze Grenoble jest po prostu powiększoną wersją Annecy. Przez szybę lokalu mogłem przyglądać się XIII-wiecznemu kościołowi St.-André oraz utrzymanym w stylach gotyku i renesansu budynkom byłego parlamentu. Grenoble stanowiło bastion francuskiego ruchu oporu podczas II wojny światowej. We francuskiej literaturze zaistniało dzięki pochodzącemu z tego miasta Henriemu Beyle, bardziej znanemu pod nazwiskiem Stendhal (jego nowe muzeum zostanie otwarte w Grenoble pod koniec 2011 roku). Dziś Grenoble jest dużym ośrodkiem uniwersyteckim i naukowym. – To bardzo nowoczesne, patrzące w przyszłość miasto – powiedziała mi Hélene Vincent, główna kuratorka w Musée de Grenoble, siedząc na kanapie Le Corbusiera. – Musée de Grenoble było pierwszym muzeum sztuki nowoczesnej we Francji. Jako pierwsze gromadziło dzieła artystów z początku XX wieku. Dawno temu Picasso podarował muzeum "Femme Lisant". Później Matisse podrzucił "Intérieur aux aubergines". Po nich przyszli Raoul Dufy, René Magritte i wielu innych. Dziś przestrzeń wokół mnie wypełniają prace takich gigantów, jak Matisse, Picasso, Braque, Léger, Magritte, Klee, Signac, Bonnard czy Chagall (ten ostatni będzie gwiazdą wielkiej wystawy trwającej tu od marca do połowy czerwca). Choć trafiłem do Grenoble w środku tygodnia, w styczniu, wieczorna oferta i tak była przebogata, od "Festiwalu filmów przeklętych", poprzez "społeczno-pornograficzną operę" na jednego aktora w alternatywnym klubie 102, po koncert w hołdzie Natowi i Cannonballowi Adderleyom w klubie jazzowym La Soupe aux Choux. Kolejnym pociągiem wyruszyłem w niemal dwugodzinną podróż do Moutiers-Salins-Brides-les-Bains, skąd autokar zabrał mnie w wysokie Alpy, prosto do Courchevel, gdzie zamiast typowej dla Grenoble bohemy spotkałem ludzi z dużymi pieniędzmi. Żadna górska miejscowość we Francji nie jest tak dobrze przygotowana na spełnianie wszelkich zachcianek bogatych turystów jak właśnie Courchevel. Za sprawą zaśnieżonych uliczek i odeskowanych domów Courchevel przypomina miasteczko z piernika w powiększonej skali. Bardzo luksusowe miasteczko. Znajduje się tu na przykład ekskluzywny sklep narciarski La Croix, gdzie można kupić narty wysadzane diamentami. Albo hotele i spa prowadzone przez tak elitarne marki jak Carita, Nuxe czy Givenchy. – To zimowa wersja St.-Tropez, bardzo luksusowa i zdominowana przez młodzież z całego świata – powiedział mi Cyrille Ricklin, właściciel Le Paddock, jednego z nielicznych dwugwiazdkowych hoteli w mieście zdominowanym przez urządzone z przepychem pięciogwiazdkowe noclegownie. Obowiązkowym punktem była wycieczka gondolą do położonej w najwyższym punkcie kurortu La Saulire, aby zwiedzić Galeries Bartoux (jeden z jej oddziałów znajduje się w Nowym Jorku), w której podziwiałem dzieła takich mistrzów jak Dalí, Foujita, Picasso czy Robert Indiana. Wieczorem wybrałem się do hotelu Cheval Blanc, by wypić filiżankę gorącej czekolady (10 euro), posłuchać brazylijskiego jazzu i obejrzeć eksperymentalny film wideo, nakręcony przez Harukiego Murakamiego i Kanyego Westa. Wieczorem Courchevel zamienia się w gastronomiczny raj. Choć mieszka tu 2 tys. osób, restauracje mają więcej gwiazdek Michelin niż druga francuska metropolia, Marsylia. Ale łowcy zniżek powinni zapamiętać tylko dwa słowa: Il Vino. Ta francusko-włoska restauracja zyskała pierwszą gwiazdkę Michelin w zeszłym roku. Jej właściciel, Enrico Bernardo, otrzymał nagrodę dla najlepszego sommeliera na świecie (w 2004 roku). Karta win liczy 15 stron. Jednak obiad z dwóch posiłków kosztuje 39 euro. To mniej niż cena przystawki w większości tutejszych restauracji z gwiazdkami Michelin. Ale w sobotnie noce najbardziej obleganą restauracją i barem w mieście jest zdecydowanie La Mangeoire, o której mówi się, że jest także najgorętszą imprezownią w całych Alpach (zamawiajcie stolik znacznie wcześniej i przygotujcie się na niemałe wydatki). Przy stolikach słychać rozmowy po francusku, angielsku, arabsku, włosku i rosyjsku. – Musisz tu przyjść w środku tygodnia – poradził mi Bernard Mauruc, lekarz z Tuluzy. – Kiedy byłem w czwartek, dziewczyny tańczyły na stołach. – Większość ludzi, którzy zjeżdżają do Courchevel zimą, nie jeździ na nartach – powiedziała mi napotkana tu Emma, której w ogóle nie zdziwiło moje wyznanie, że nie jestem miłośnikiem stoków. – Ludzie walą tu, by imprezować! Wiesz, jest tu tak samo jak w St. Tropez, tyle że na śniegu. Autor: Seth Sherwood Źródła: New York Times1 punkt
-
1 punkt
-
Witam! Zatrzymaj się np. w Wiśle i wtedy masz dostęp do paru stoków. Dojazd oczywiście samochodem codziennie, ale wtedy nieznudzi Ci się jeden stok. Proponuję Wisła Nowa Osada, Ustroń- Czantoria, Szczyrk - Gat i Skrzyczne a i do Istebnej tylko skok. W Wiśle jest niezły hotel z basenami. A i jeszcze może Adama spotkasz. No, nie spotkasz będzie w Finlandii.1 punkt
-
Zależy w jakie rejony uderzasz. Stoki w Wiśle, Istebnej i Szczyrku (w tym ostatnim nie byłam, tak wnioskuję z tego co piszą inni) jak na obecną aurę naprawdę OK. Oczywiście popołudniami nie można uniknąć muld czy tworzących się grudek lodu.1 punkt