Właśnie urządziłam sobie dziś mały fitness - 25 km po mieście w najgorszy upał, ze slalomami między ciężarówkami na podjazdach na wiadukty, wertepach przy robotach drogowych i jazdą terenową po szczękających płytach :D:D. I wiecie co, zmęczyłam się znacznie mniej, niż gdybym tę samą trasę zrobiła samochodem... No, chyba na motorze byłoby fajniej (niż autem).
Ale, zachowaj Boże, żadnej czasówki - kozak nie jestem, ani maszyny nie mam wspaniałej - grat ciężki jak wyrzut sumienia .