Dzisiaj karty rozdawała pogoda.
Nam dostało się tak średnio - chyba dama i to taka mocno kapryśna, bo w separacji .
Huraganowe wiatry mocno okroiły ofertę ośrodków narciarskich w okolicy. Sportgastein nie działał w ogóle, w Schlossalm-Angertal-Stubnerkogel tylko pojedyncze, dolne wyciągi . Na placu boju pozostał Dorfgastein albo jakieś opcje w ośrodkach poza doliną. Dorfgastein bardzo nam też polecała nasza właścicielka, jako dobrą alternatywę na wietrzną pogodę. Cały ośrodek ma około 70 km tras – głównie czerwonych i niebieskich. Jeździ się do wysokości 2033 m npm., więc niżej w Sportgastein i w bardziej osłoniętym terenie.
Niestety nie było udostępnione połączenie między Grossarltal a Dorfgastein, więc na dobrą sprawę mogliśmy jeździć tylko po połowie ośrodka. Separacja - jakby nie patrzeć . Działała dolna sekcja gondoli, kanapa z osłonami Wengeralmbahn i kanapa bez osłon Gipfelexpress plus jakieś orczyki w dolinie dla początkujących, z których nie korzystaliśmy.
Wengeralmbahn:
Niestety było też multum ludzi w ośrodku. Rano do gondoli staliśmy chyba z dwadzieścia minut. Następne z dziesięć do Wengeralmbahn. Początek dnia był jeszcze słoneczny, ciepły – kilka stopni na plusie, śnieg miękki. Na trasach szybko zaczęły się robić odsypy. Krzesło Gipfelexpress ruszyło z pewnym opóźnieniem, bo dopiero przed jedenastą, ale za to tam warunki śniegowe były chyba najlepsze i tam spędziliśmy najwięcej czasu na kilku wariantach tras – głównie czerwonych i jednej niebieskiej.
Gipfelexpress tuż przed otwarciem:
Roztaczał się też stamtąd wspaniały widok na góry, dolinę i dziejący się na naszych oczach spektakl natury, kiedy to nadciągające chmury frontowe niechybnie zapowiadały zmianę pogody.
Trasa D2:
I autorka bloga :
Z niebieskiej trasy D7a bardzo blisko już do Grossarl i bez problemu można byłoby przejechać na nartach, ale pracownik ośrodka z ratrakiem - chyba dla powagi urzędu - z uśmiechem odsyłał narciarzy z powrotem na swoją stronę, gdyż w każdej chwili pogoda mogła się pogorszyć na tyle, że znów trzeba byłoby zatrzymać górne krzesełka i ludzie zostaliby po złej stronie, a drogą to 50 km objazdu!
Po godzinie dwunastej zaczęło przelotnie prószyć śniegiem, a przed czternastą zrobiła się prawdziwa zadymka śnieżna i na samej górze nic już nie było widać.
Wyciągi raz chodziły, raz nie chodziły. Zjechaliśmy niżej do Wengeralm – tutaj widoczność lepsza, ale za to śnieg przechodzący w śnieg z deszczem, a niżej to już prawdziwa ulewa.
No cóż – około wpół do trzeciej zwinęliśmy żagle i postanowiliśmy narciarski dzień zakończyć w pizzerii Ramazotti w Bad Hofgastein, gdzie sześć lat temu w lecie bywaliśmy parę razy. Pizza wciąż jest tam pyszna, a klimat równie sympatyczny, co kiedyś.
W sumie 50 km (łącznie na nartach i wyciągach) zrobione. Nie jest to wynik imponujący i nie wyjeździłam się tak jak wczoraj, ale jeszcze parę dni przed nami, więc pewnie zdążę to nadrobić. Za oknem szaro, buro i ponuro, ale jutro od południa pogoda ma się poprawiać.
Pozdrawiam serdecznie !
- 18
- 2
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze