Dolinki Podkrakowskie
Dolinki jurajskie
Lata szęśćdziesiate ubiegłego wieku. Jest maj i pogodny poranek w niedzielę. Żółty pociąg z Krakowa do Katowic zatrzymuje się na stacji Zabierzów. W dalszą drogę wyrusza prawie pusty.
Przez ukwiecone łąki, w stronę skałek, porusza się jego zawartość. Sami młodzi ludzie. Studentki i studenci. Wszyscy dążą do dolinek. Pierwsza jest bolechowicka. Z niej można dojść do karniowickiej. Kogo interesuje tylko wędrówka idzie dalej, do będkowskiej.
Nazwy dolinek zapożyczyły miejscowe wioski. Dolinka Bolechowicka już przed wojną była terenem treningu Sekcji Taternickiej AZS. Od roku 1925 wspinali się tu tacy znakomici taternicy, jak bracia Szczepańscy, Kazimierz Dorawski(autor znakomitej książki o podboju Himalajów „Człowiek Zdobywa Himalaje”), Wiesław Marcinkowski, Adam Sokołowki, czy Karol Wallisch.
W późniejszym okresie, przed wojną i w czasie wojny pojawili się tu kolejni uzdolnieni adepci wspinaczki skalnej. Od drugiej wojny światowej znani jako grupa „Pokutników”. Padają wtedy najtrudniejsze drogi techniką „hakową”(Czesław Łapiński i Kazimierz Paszucha).
Dolinki były zawsze terenem treningowym dla krakowskich taterników. Tu urządzał swoje kursy Klub Wysokogórski. Także jego sekcja taternictwa jaskiniowego. Ponieważ w jurze są jaskinie. W pobliżu Krakowa jest jedna z nich „Wierzchowska Górna”.
Wśród wysypująch się z pociągu w Zabierzowie było wielu adeptów wspinaczki. Już nieco doświadczonych, lub też kursantów. Szły z nimi dziewczyny, sympatie, czy też koleżanki. Mogące później obserwować nieustraszonych chłopaków, na prawdziwej skale o wysokości znacznie większej, niż kilkupietrowy dom.
W pamięci mi został obraz pogodnego ranka w maju. Ukwiecone łąki i białe skałki wśród świeżej zieleni. Skałki były doskonale widoczne. W dolinkach rosła nowa trawa. Którą pokryte były jej zbocza. Większe partie drzew rosły już powyżej skał.
Chodziłem w skałki z moją dziewczyną. Byłem kursantem na kursie wspinaczkowym. Leżałem z innym adeptami przy słynnym źródełku u góry doliny. Słuchając opowiadań instruktorów o Alpach , Dolomitach. Poznając ich twarze, nazwiska. Niektórzy z nich byli później opisywani w literaturze, jako znakomici alpiniści. W górach siedmio, czy ośmiotysięcznych.
Taki obraz skałek zabrałem wczoraj ze sobą. Wybierając się wczoraj z żoną na spacer po dolinkach. Obiecywałem jej to od dawna. Nie miałem żadnych złudzeń, że spotkam tam ludzi, których poznałem pół wieku temu. Nie miałem złudzeń, że sposób uprawiania wspinaczki będzie dokładnie taki sam jak w okresie, gdy się sam wspinałem. Ale miałem złudzenia, że dolinki będą podobne. Że będą widoczne skały i będziemy sobie szli trawiastą ścieszką wzdłuż potoczku.
To co zobaczyłem, ilustrują zdjęcia, które robiłem i moja żona.
Zanim je opiszę i załączę, jeden wniosek do którego już dawno doszedłem, analizując postęp we wspinaczce. Poziom wspinania się bardzo podniósł. Pojawiły się stopnie powyżej „szóstki”(skrajnie trudna). Z coraz większymi niuansami. To są coraz lepsi wspinacze. Ale czy więcej ryzykują więcej, niż my dawniej? Czy to jest większa ekstrema? Z punktu widzenia ryzyka –nie! Nie ma znaczenia w ostateczności, jaką drogę się zrobi. Jak się przeżyje. Dawniej trudności techniczne były mniejsze. Ale też szansa przeżycia była mniejsza, gdy się odpadło. Nie dam się przekonać! Jedynym wyjątkiem jest wspinaczka solo!
Zdjęcia:
- Brama Bolechowicka. Nie pamiętam nazw tych skał
- Grań. Widoczna skała jest łatwo dostępna z drugiej strony, po trawiastym zboczu
- Kolejka linowa. Wygląda na to, że zainstalowano sobie tu kolejkę dla „przejażdżki” między skałkami.
- Filar. Filar jest zawsze na „styku” dwóch ścian skalnych.
- Filar Abazego. Tak go nazywano. Skąd? Nie wiem. Wiem, że dopiero go „odhaczono” w połowie lat osiemdziesiątych. Ktoś zaczyna zjazd filarem. Jego wysokość ok. 25 m.
- Ryski. Pękniecia w skale, tak popularnie były nazywane. Dawniej do asekuracji do szerokiej(na parę cm) szczeliny wbijano twarde kołki z drewna, z małą petelką z cienkiej liny. Teraz są „kostki”, albo specjalne elementy blokujące się w szczelinie(friendy). Z prawej początkujący adepci. Asekurowani z góry na wędkę.
- Zjazd. Nazwa wskazuje co to za działanie. Zjeżdża regulując szybkość przy pomocy tzw. „ósemki”. Zjazd w kluczu zjazdowym był mniej przyjemny i bardziej niebezpieczny.
- Wędka. Bezpieczna wspinaczka z górną asekuracją. Jedyne niebezpieczeństwo, to ew. spadający kamień. Instruktorzy mają swoje grupki, które prywatnie szkolą. Mój szwagier jeszcze kilka lat temu zabierał w Tatry chętnych na łatwe wspinaczki. To dobra metoda poznania gór, gdy się ma pewną praktykę na skale.
- Trawki. W środku zdjęcia dwie „rysy” i wyżej rosnące trawki. „Droga przez trawki”. Emocjonująca i nie łatwa. Szczególnie, gdy się prowadziło, jak w moim przypadku. Na jeden wyciąg. Wybrzuszenia z lewej robiono hakówką. Pewno je ktoś później pokonał klasycznie.
- Skałki. Poza wejściem nie było dalej interesujących wspinaczkowo skał w Dolinie Bolechowickiej.
- Wejście do Doliny Karniowickiej. Z prawej Żabi Koń.
- Żabi Koń. Z krzyżem na szczycie.
- Grupa Żabiego Konia.
- Turnia Długosza. Jasna skała z prawej. Janek Długosz, znany taternik.
- Turnia. Nie wiem jaka? A mam przewodnik – Krzysztof Baran i Tomasz Opozda „Skałki Podkrakowskie – tom 1, 1983 r
- Okręt. Jego rufa wynurzyła się z zieleni.
- Jesień. Znowu coś się wynurzyło. Ale co?
- Płetwa.
- Płetwa w morzu zieleni. Ta zupełnie niepozorna skałka, to cała historia taternictwa. A wszyscy z Krakowa tu zaczynali. Kto nie wspinał się na płetwie? Stała obok wody. Niewysoka, do 8 m. Tu praktycznie nie stosowało się asekuracji liną. Robiono solówki, granią, filarem. Ew. robiąc nową drogę środkiem można było przerzucić linę górą i na „wędkę”. Zauważyłem na niej małe srebrne kółeczka. Wmontowano „spity” dla asekuracji. Ale nikt się nią teraz nie interesuje.
- Darmowe próby_1. Pozostało mi tylko liczyć na narty.
- Darmowe próby_2.
- Wronie Baszty. Na widocznej ponad lasem skale były takie małe nisze, tak gdzieś nieco ponad 10 m nad ziemią. Wzdłuż tych nisz biegł ciekawy trawers, I czasem, nagle nad głową z dziury wylatywała wrona. Miały tam swoje gniazda.
- Obelisk. Z tej skałki, z łatwym dostępem z tyłu, ćwiczono zjazdy. Była nieco podcięta u dołu i miało się kilka metrów zjazdu w zwisie swobodnym.
- Źródło. Szukałem źródełka, z którego brano wodę do gotowania. I przy którym leżały „vipy” alpinizmu i adepci. Źródełko dawało początek potokowi, który nieco niżej się pojawiał. Łożysko koło źródełka był suche. Tylko przy opadach coś tu płynęło. Potok w dolince brał początek z wwywierzyska. Nic się nie zmieniło w stosunkach wodnych. Jest źródełko i potok niżej płynie. Teren, jak widać na zdjęciu.
- Skały nad źródełkiem. Te skały były widoczne z miejsca „leżenia”. Na nich wisieli i płakali przyszli taternicy. Co było mocno komentowane przy źródełku.
- Słoneczna Turnia. Ostatnia poważna skałka. Tu miałem ciągoty solo. A całej, bez asekuracji nigdy nie „wkosiłem”. Kończyłem przed najtrudniejszym miejscem. Szczytowym spiętrzeniem.
Mała anegdota. Mój kolega Wacek, z którym się wspinałem w skałkach, oświadczył mi pewnego dnia- wiesz wczoraj był tu Kurtyka. Kurtyka? Nie znałem. Obleciał solo wszystkie najtrudniejsze drogi.
Edytowane przez Zagronie
3 komentarze
Rekomendowane komentarze