Z covidem na plecach - 10. Rajd Rowerowy Dookoła Zalewu Szczecińskiego
Jubileuszowy, dziesiąty rajd rowerowy dookoła Zalewu - największa impreza organizowana przez Szczeciński Klub Rowerowy "Gryfus" - miał pecha, bo zmyły go trzy pandemiczne fale i bynajmniej nie były to fale Zalewu . Planowo miał się odbyć w kwietniu 2020 r., potem był termin na październik 2020 r., maj w tym roku też się nie udał - wreszcie doszedł do skutku w miniony weekend. W poprzedniej edycji, przed pandemią, w zasadzie jechałam solo, tym razem w duecie - z moją drugą połówką.
Sobota
Pobudka o piątej rano. Szybkie śniadanie, ładowanie rowerów na auto i jedziemy na szczecińską Łasztownię, gdzie mamy wyznaczoną zbiórkę. Pobieramy pakiety startowe, nadajemy bagaż na nocleg w Świnoujściu do ciężarówki, odbieramy koszulki i szykujemy się do startu. Uczestników jest nieco mniej, niż dwa i pół roku temu, bo ok. 350 osób - my jesteśmy w przedostatniej, dziesiątej grupie startowej. Jest więc chwila czasu na zdjęcia o świcie, szczególnie że Szczecin o świcie z tego miejsca wygląda po prostu zjawiskowo:
Niech Was jednak nie zwiedzie pozorny spokój, emanujący z tego zdjęcia. Obok nas, na bulwarach Łasztowni - gwar i radosny nastrój oczekiwania:
Poranek jest chłodny - ledwie 9 stopni, więc oczekiwanie nieco się dłuży. Ale w końcu ruszamy - najpierw przez miasto, w stronę jeziora Głębokie, a dalej nową ścieżką rowerową w kierunku przejścia granicznego Buk-Blankensee. Tutaj mamy pierwszy, krótki postój.
Dalej jedziemy w stronę Hintersee i trasą dawnej wąskotorówki do Rieth. Byliśmy tu z Darkiem tydzień temu, ale lubimy ten odcinek. W Rieth, nad Jeziorem Nowowarpnieńskim, kolejny foto- i sik-stop.
Przewodniczka naszej grupy i jedna z uczestniczek to kolarki-ultramaratonki, więc jak jedziemy - to jedziemy konkretnie. Mnie to pasuje, reszcie grupy chyba też. Robi się cieplej, a zza chmur przedziera się słońce. Kolejne zdjęcie jest z Ueckermünde - ładnego miasteczka letniskowego w Meklemburgii-Pomorzu Przednim.
Za Ueckermünde trasa wiedzie fajnym singielkiem przez las i rybackie wioski na brzegu. Dojeżdżamy do rezerwatu Bagna Anklamskie (Anklamer Stadtbruch). Tutaj mamy dłuższy postój na obiad. Wiosną roi się w rezerwacie od ptactwa, ale teraz - w październiku tylko gdzie nie gdzie czernią się na drzewach kormorany, na niebie dostrzec można jedynie gęsi, a na wodzie - przy odrobinie szczęścia - pojedyncze czaple i łabędzie. Jesień...
Odcinek szlaku rowerowego do Kamp jest w remoncie - wytyczono objazd do Anklam po drodze z krzywych płyt betonowych. Patataj-patataj. Rower dał radę, kręgosłup ledwie - ledwie. Samo Anklam to niezbyt ciekawe post-enerdowskie miasteczko, znane głównie jako miejsce urodzin Otto Lilienthala - pioniera lotnictwa i szybownictwa. Jest tutaj poświęcone mu muzeum. Odpoczywamy chwilkę na rynku, przy fontannie z pomorskim gryfem:
Anklam to już prawie brama na wyspę Uznam. Niedaleko stąd do mostu zwodzonego w Zecherin, nad Pianą (Peene):
Kolejny fragment przez bagna - sceneria niemal jak z "Wiedżmina", gdyby nie sznur aut na szosie obok. Jest początek października, a ruch na Uznam jak w wakacje. Hmm...
Uznam to nie tylko plaże i morze. To również historyczne miasteczka i ceglany gotyk w głębi wyspy. Ot, choćby takie jak Usedom:
Potem mamy przejazd nową DDR-ką do Bansin. Przejazd interwałowy - wspinamy się na kolejne wzgórza i zjeżdżamy w dół. Raz za razem - człowiek czuje, że żyje - zwłaszcza, że już 150 km w nogach. A na koniec jeszcze odcinek przez cesarskie kurorty (Kaiserbäder) - Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. Powoli zapada zmierzch i promenada rozświetla się wieczornymi światłami. Jest i molo, jest i morze ...
Granica Ahlbeck-Świnoujście:
Na nocleg zajeżdżamy już o szarówce. Za nami ok. 160 km szlaku. Kolacja, piwko i spać. Rano - [cdn.]
- 5
- 1
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze